Laurki namalowane, misie kupione, kwiaty wybrane? Jeśli nie, to już ostatnia chwila, aby podjąć jakieś działania. Tylko czy wszystko to, z czym kojarzymy Walentynki, jest faktycznie najlepszym dowodem uczucia? Trener mentalny odpowiada na pytania na temat okazywania miłości, dbania o związek i o samego siebie w relacji.
Historycznie Walentynki są jednym ze świąt o najstarszej tradycji, obchodzonych przez niemalże cały nowoczesny świat. Teoretycznie związane są ze średniowiecznym świętym o tym samym imieniu, patronie zakochanych i chorych umysłowo – co samo w sobie stanowi bardzo ciekawy i znaczący smaczek.
W praktyce tradycja obchodzenia święta miłości sięga jeszcze Starożytnego Rzymu. Do Polski natomiast Walentynki trafiły na początku lat 80., a spopularyzowały się mocniej dekadę później, gdy trafiły do świadomości ogółu za pośrednictwem mediów. Rynek natomiast bardzo szybko „zassał” tę kurę znoszącą złote jajka i zaczął tworzyć podaż, „wspomagając” jednocześnie społeczeństwo, nieco sztucznie jak to zwykle bywa w kapitalizmie, żeby wykreowało popyt.
Nasuwa się pytanie czy współcześnie Walentynki to jedynie efekt wieloletniej pracy marketingowców czy też realna potrzeba płynąca głęboko z nas samych? I oczywiście skąd się ta potrzeba bierze, czy jej źródło to wyłącznie nasz niepoprawny romantyzm?
Walentynki z głębi serca
Jak właściwie we wszystkim, tak i tutaj odpowiedź na powyższe pytanie zależy od każdego indywidualnie. Tak naprawdę nasza relacja z Walentynkami często definiowana jest przez nasz wiek, doświadczenia, stan cywilny czy miejsce, w którym znajduje się obecnie nasz związek. Pewnym jest, że wśród świętujących najwięcej znajdzie się zawsze ludzi młodych lub będących w stosunkowo świeżych relacjach.
– W obu przypadkach, zarówno będąc w świeżej relacji jak i doświadczając pierwszych miłości, znajdujemy się w bardzo mocnych emocjach, które szukają swojego ujścia. Już od kilkunastu lat natomiast do pozbycia się tych emocji używamy social mediów – tłumaczy trener mentalny, Leszek Furmann.
– Stąd pewnie wysyp informacji od wielu użytkowników o romantycznie spędzonych Walentynkach czy prezentach, które otrzymaliśmy. Inna sprawa, że chwalenie się publicznie naszym udanym życiem uczuciowym podnosi nasze poczucie własnej wartości. Nie musi to wcale oznaczać, że taki związek jest do niczego, aczkolwiek nieraz i to się sprawdza w praktyce, choć nie jest regułą. Warto natomiast zastanowić się, jakie są nasze motywacje w tego typu działaniach. Być może pojawi się wówczas coś wartego przepracowania – jakieś emocje z dzieciństwa, relacja z rodzicami, sposób budowania relacji romantycznych. Z drugiej strony czasami mamy w sobie tyle pozytywnych emocji, że czujemy, iż trzymanie ich w sobie spowoduje jakiś wybuch i po prostu musimy je wykrzyczeć. I to też jest ok.
Faktem jest, że związki bardziej harmonijne zwykle mają mniejszą potrzebę, aby obnosić się ze swoim szczęściem. Częściej traktują Walentynki jako kolejny pretekst do wyjścia do restauracji czy do kina, w dalszym ciągu robiąc to regularnie przez cały rok. Dodatkowo decydują się na obchodzenie tego święta poza domem innego dnia niż wyznaczony w kalendarzu po to, aby uniknąć tłumów i całej nieco mimo wszystko kiczowatej i głównie marketingowej otoczki tego święta.
Miłość na co dzień
Walentynki to jednak dobra okazja do rozmowy na temat budowania zdrowej relacji, okazywania sobie nawzajem uczuć i sposobów dbania o związek.
– Kluczowa tutaj w relacji jest oczywiście komunikacja. Nie będzie to, jak sądzę, dla nikogo specjalnym odkryciem – mówi Leszek Furmann, trener mentalny. – Jest jednak jeden bardzo poważny problem, z którym mierzy się wiele par, a swoje źródło ma właśnie w nieprawidłowej komunikacji z partnerem. Często też nawet nie zdajemy sobie z niego sprawy. Chodzi o języki miłości, koncepcję oryginalną zaproponowaną przez Gary’ego Chapmana, która często znajduje odzwierciedlenie w naszych relacjach.
Według niego każdy z nas ma swój indywidualny sposób zarówno okazywania miłości jak i sposób jej doświadczania, który przynosi nam najwięcej pewności i satysfakcji. I tak jedni będą najbardziej cenić sobie dowody uczucia w postaci miłosnych wyznań, prezentów czy dotyku. Dla innych najważniejsze będzie oddanie i troska w relacji lub wspólny czas spędzany w sposób wartościowy. Zwykle posiadamy kilka języków miłości jednocześnie.
– Często jest tak, że językiem miłości naszej partnerki jest jej wyznawanie na głos. My z kolei nie lubimy się uzewnętrzniać i rzadko mówimy „kocham”, a naszym sposobem na okazywanie uczuć jest troszczenie się o ukochaną kobietę czy też drobne prezenty bez okazji. Każdy ze sposobów jest dobry, każdy ma swoją wartość i szczerość w sobie. Ale niestety też może być powodem do kłótni… – mówi Leszek Furmann i dodaje. – Dlatego właśnie najważniejsza jest jasna komunikacja, powiedzenie sobie wprost, co nas cieszy, co jest dla nas ważne i co przekonuje nas o uczuciach drugiej osoby. Nie zawsze jesteśmy w stanie się dopasować do wszystkich potrzeb drugiej strony. Ale świadomość pomaga lepiej zrozumieć partnera i nauczyć się rozumieć jego język okazywania uczuć. Co za tym idzie, zrozumienie pomoże w docenieniu i czerpaniu radości z tego, co wcześniej przechodziło nam pod nosem niezauważone.
– Nie warto też czekać z okazywaniem uczuć do Walentynek, urodzin, świąt Bożego Narodzenia czy rocznicy znajomości. Róbmy to codziennie. Czasami wystarczy zapytać drugą połówkę, jak minął jej dzień albo, nie czekając na prośbę, zrobić herbatę i otulić ukochaną kocem, kiedy przychodzą TE dni. Bądźmy dla siebie dobrzy na co dzień. Wówczas Walentynki będą tylko takim samym dniem, jak wszystkie inne – ewentualnie pretekstem, żeby zrobić coś wyjątkowego – dodaje Leszek Furmann.
Relacja ze sobą
Walentynki to także dzień, aby wziąć na poważnie banał, który często wyśmiewamy, a jeszcze częściej kryje się za tym śmiech przez łzy. Mamy tu na myśli oczywiście kwestię budowania relacji z samym sobą. Powszechnie znanym faktem jest, że Polacy (zwłaszcza panie) nie pałają do samych siebie ogromną sympatią. Mamy tendencję do umniejszania własnych osiągnięć, pozytywnych cech charakteru czy wyglądu. Jaki ma to jednak wpływ na nasze związki i ogólnie relacje z innymi ludźmi? Co kryje się więc za tym pozornym jedynie banałem miłości do samego siebie?
– Problem polega na tym, że nasza relacja z innymi stanowi odbicie relacji z samym sobą – tłumaczy trener mentalny, Leszek Furmann. – Nie bez powodu mówi się, że musimy pokochać najpierw siebie, aby stworzyć pełen miłości, zdrowy związek z innym człowiekiem. Wzięcie tego banału na poważnie być może sprawi, że uda nam się porzucić stare, niezdrowe i toksyczne schematy, które powtarzaliśmy we wszystkich relacjach i kolejną oprzeć przede wszystkim o szacunek do samego siebie i partnera. Jest to jednak na pewno temat na bardzo długą dyskusję.
Być może zatem Walentynki są dobrym dniem, aby taką dyskusję zaaranżować?
Leszek Furmann – trener mentalny i przedsiębiorca, który w swojej działalności skupia się przede wszystkim na uczeniu Polaków efektywnego zarządzania swoim życiem, poprzez tworzenie pozytywnych nawyków, zmianę podejścia do organizacji czasu i naukę skutecznej komunikacji.
Pierwszą firmę założył na drugim roku studiów, a dziś, dekadę później, jest prezesem zarządu ProEnergy – ogólnopolskiej spółki w branży energetycznej (ze sprzedażą roczną na poziomie ponad 50 mln złotych). Od roku 2018 pracuje jako trener mentalny z postaciami świata sportu i biznesu. Jest wykładowcą prestiżowej Akademii Trenerów Mentalnych Jakuba B. Bączka. Jeden z największych polskich zwolenników i autorytetów w zakresie Metody Kaizen. Prywatnie to miłośnik podróży i kształtowania przyszłości wedle swoich zasad. Wierzy, że jakość życia nie jest dziełem przypadku.