Audrey Hepburn: Oczy, których nie zapomni nikt…

Audrey Hepburn – to nazwisko zna prawie każdy kinoman. Znaki rozpoznawcze niezapomnianej gwiazdy: delikatna, krucha figura, pełne miłości spojrzenie, hojne serce…

 

„Każdy człowiek szuka swojego miejsca na świecie, miejsca, gdzie czułby się tak dobrze, jak u Tiffany`ego”

Urodziła się jako Audrey Kathleen Ruston, córka brytyjskiego bankiera Johna Victora Hepburn-Rustoniego i holenderskiej arystokratki, baronówny Elli van Heemstra. Szlachetne urodzenie nie zapewniło jednak przyszłej gwieździe łatwego, bezproblemowego dzieciństwa. Pierwsza trauma miała miejsce już w 1935 roku, gdy jej rodzice się rozwiedli. Od tamtego czasu przez wiele lat nie miała kontaktu z ojcem, aż odnalazła go dzięki pomocy Czerwonego Krzyża w Dublinie. Nawet gdy była już sławna, pozostawała z nim w kontakcie i udzielała wsparcia finansowego aż do jego śmierci.

Kolejną ciężką próbą, na jaką narażona była mała Audrey, stało się dorastanie w okupowanej Holandii. Dla większego bezpieczeństwa obie z matką używały nazwiska van Heemstra. Hepburn, podobnie jak większość Holendrów żyjących w okupowanym przez nazistów kraju, cierpiała głód, szczególnie od 1944 roku. Gdy wtedy poważnie zachorowała, jej matka wymieniała papierosy na penicylinę oraz próbowała wytwarzać mąkę z bulw tulipanów, żeby piec z niej chleb. Niedożywienie spowodowało u Audrey postępującą anemię, problemy z oddychaniem, obrzęki kończyn. Te przeżycia miały ogromny wpływ na jej późniejszy los. Zniszczony organizm dziewczyny nie pozwolił jej zostać primabaleriną, o czym marzyła od dziecka. Ale, paradoksalnie, dzięki temu wybrała aktorstwo.

„Moje życie było czymś więcej niż bajką. Przeżyłam wiele trudnych chwil, ale niezależnie od trudności, które przeszłam, na końcu zawsze czekała na mnie nagroda.”

Gdy wojna się kończyła, Audrey wyjechała do Londynu. Tam zaczęła uczęszczać na lekcje baletu. Oddała się swej pasji całym sercem i dlatego tak wielkim szokiem były dla niej słowa jednej z nauczycielek, która nie wróżyła dziewczynie wielkiej kariery. Po chwili załamania otrząsnęła się jednak i zaczęła próbować swych sił w showbiznesie. Najpierw pracowała jako modelka. Jej ówczesna uroda nie wzbudzała jednak zachwytu. Wydawcy żurnali oraz wielu fotografów uważało bowiem, że Audrey jest zbyt chuda, ma za długą szyję, zbyt duże oczy i… odstające uszy. Na szczęście przyszła ikona piękna i stylu nie przejmowała się niepochlebnymi opiniami na swój temat i oczarowała swym wdziękiem kilka wpływowych osób.

Gdy została zauważona, występowała w filmach, głównie jako statystka lub w drugo- i trzecioplanowych rolach. Wtedy zaproponowano Audrey zmianę nazwiska, gdyż obawiano się reakcji Katherine Hepburn, wówczas już bardzo znanej aktorki. Audrey odmówiła, a po kilku latach… zaprzyjaźniła się ze słynną artystką, z którą nie była spokrewniona. Początkująca aktorka związała się wtedy z Jamesem Hansonem, swoim kolegą po fachu, a także „miłością od pierwszego wejrzenia”. Młodzi zaplanowali już nawet wspólne życie: mieli ustaloną datę ślubu, mieszkali razem. Jednak Audrey zdecydowała się zerwać zaręczyny. Powód? Przyszła gwiazda kina stwierdziła, że miłość nie ma szans w walce z rywalizacją, jaka niechybnie zapanowałaby między kochankami. Audrey postawiła więc na karierę. Opłaciło się! W 1951 roku dostała wreszcie pierwszoplanową rolę w filmie „Monte Carlo Baby”. W tym samym roku występowała na Broadwayu w sztuce „Gigi”, gdzie została dostrzeżona przez krytyków. Jednak prawdziwy sukces dopiero nadchodził…

„Nigdy nie myślałam o sobie jako o ikonie. To, co jest w umysłach innych ludzi, nie jest w moim. Ja po prostu wykonuję swoją pracę.”

Gdy Hepburn dostała propozycję zagrania u boku Gregory`ego Pecka w filmie „Rzymskie wakacje” , nie spodziewała się zapeewne, że otrzyma za tę rolę najważniejszą nagrodę w branży filmowej – Oscara. Z dnia na dzień Audrey i jej styl poruszyły całą Amerykę. Nic dziwnego: na świecie królowały wtedy blond piękności epatujące seksem i wyzywającym sposobem bycia. A tu nagle pojawiła się ona: szczuplutka (169 cm wzrostu, 50 kg wagi), sprawiająca wrażenie kruchej i dziewczęco delikatnej, o brązowych oczach i włosach. Ubrana w swoje balerinki i legginsy lub w nieśmiertelną małą czarną wprawiła w osłupienie wszystkich kinomanów. Jej wspaniałe stroje prezentowane na dużym ekranie to głównie zasługa słynnego projektanta Huberta de Givenchy, który oczarowany urodą Audrey, zaprojektował jej garderobę do wielu filmów i sprawił, że styl Audrey kopiowany jest do dziś. Charakterystyczne zdjęcie gwiazdy w małej czarnej, z diademem na głowie i z cygaretką w ręku stało się swoistym logo, którym dziś ozdabia się wszystko: od T-shirtów po… poszewki na poduszki, czy nawet bieliznę.

Ciekawostką jest również fakt, że słynna mała czarna noszona przez Hepburn w „Śniadaniu u Tiffany’ego”, projektu oczywiście Huberta de Givenchy, została w 2006 roku sprzedana przez dom aukcyjny Christie’s za 920 tysięcy dolarów! Największy wpływ na tak powszechnie dziś powielany wizerunek Hepburn miała właśnie jej kreacja w tym filmie. Wcielając się w postać Holly Golightly ,na stałe zapisała się na kartach kina nie tylko amerykańskiego, ale i światowego.

„Piękno kobiety nie przejawia się w ubraniach, które nosi, ani w jej figurze lub sposobie, w jaki układa włosy. Piękno kobiety musi być widoczne w jej oczach, ponieważ są one drzwiami do jej serca – miejsca, gdzie mieszka miłość.”

Przez długi czas kariera Audrey nie szła w parze z miłością. Jej pierwszym mężem był amerykański aktor Mel Ferrer. Gdy dziś oglądamy zdjęcia tej pary, widzimy na nich nieprzeciętnej urody kobietę i… zupełnego szaraka. Dlatego też wielu znajomych Audrey zastanawiało się, co gwiazda tego formatu dostrzegła w drugoplanowym aktorze o zdecydowanie przeciętnej urodzie i. ponoć trudnym charakterze. Być może stąd wzięły się plotki o sterowaniu przez Ferrera karierą żony. Małżeństwo z Ferrerem trwało czternaście lat, do grudnia 1968 roku. W tym czasie aktorka dwukrotnie poroniła, czego jednym z powodów był wypadek na planie „Nie do przebaczenia”. Ich jedyny syn Sean przyszedł na świat 17 lipca 1960 roku. Wtedy to spełniło się największe marzenie Audrey: została matką.

Kiedy małżeństwo to wisiało już na włosku, Audrey wyruszyła w rejs z zamiarem uporządkowania myśli, ustalenia nowych priorytetów. Podczas rejsu poznała włoskiego psychiatrę Andrea Dottiego, w którym się zakochała. 18 stycznia 1969 roku ponownie wyszła za mąż, wkrótce też zaszła w ciążę. Tym razem była zdecydowanie bardziej ostrożna, z drugim dzieckiem nie przyjmowała żadnych propozycji, a większość czasu spędziła malując obrazy. 8 lutego 1970 roku urodziła (przez cesarskie cięcie) syna Luca. Pragnęła mieć więcej dzieci, jednak względy zdrowotne jej to uniemożliwiły. Po raz ostatni poroniła w 1974 roku. Małżeństwo z Dottim przetrwało trzynaście lat i zakończyło się rozwodem w 1982 roku. Jeszcze przed końcem tego związku Hepburn poznała Roberta Woldersa, holenderskiego aktora, z którym spędziła ostatnie lata swojego życia. Choć para nigdy się nie pobrała, lata z nim aktorka nazwała najszczęśliwszymi w swoim życiu.

„Każdy człowiek od urodzenia jest zdolny do kochania. Musi jednak wytrwale ćwiczyć, tak jakby dbał o mięśnie.”

Osiągnąć sukces – to marzenie każdej aktorki. Co potem? Wystarczy pokazywać się w odpowiednim miejscu i we właściwym czasie, korzystać z luksusu i… czekać na intratne propozycje. Z takiego życia, będąc u szczytu sławy, Audrey świadomie zrezygnowała. Już w 1967 roku wycofała się ze świata blichtru i sławy, występując przed kamerą jedynie sporadycznie. Wybrała dla siebie o wiele cenniejszą rolę: została specjalnym ambasadorem UNICEF-u. Do podjęcia takiej zaskakującej dla wielbicieli jej talentu i urody decyzji skłoniły ją własne przeżycia z czasów II wojny światowej. Akcje humanitarne, w których Hepburn brała udział, niosły realną pomoc głodującym dzieciom w najbiedniejszych krajach świata, m.in. w Sudanie, Salwadorze, Hondurasie, Meksyku, Wenezueli, Ekwadorze, Bangladeszu, Wietnamie, Tajlandii, Etiopii, Erytrei i Somalii. Aktorka zbierała fundusze na rzecz dzieci, podróżowała do krajów ogarniętych głodem oraz starała się podnieść świadomość istnienia tego nieszczęścia wśród mieszkańców bogatych, cywilizowanych państw. Za swoją pracę otrzymała 11 grudnia 1992 roku, z rąk prezydenta George’a Busha, Prezydencki Medal Wolności (Presidential Medal of Freedom). Pośmiertnie przyznano jej nagrodę Jean Hersholt za pracę humanitarną.

Niestety, Audrey Hepburn tak bardzo była zaangażowana w niesienie pomocy innym, że nie zauważyła, iż sama jej potrzebuje. W 1992 roku aktorka powróciła do Szwajcarii ze swojej podróży do Somalii, gdzie zaczęły jej dokuczać bóle brzucha. Lekarze nie byli w stanie stwierdzić, co jej dolega, udała się więc w październiku do Los Angeles na dalsze badania. W listopadzie przeszła operację, w trakcie której wykryto raka. Zaraz potem pojawiły się przerzuty.

Audrey zmarła 20 stycznia 1993 roku w Tolochenaz i tam też, w prostym grobie z jasnego kamienia, została pochowana. Miała 63 lata. Zapamiętaliśmy ją jako niezwykłej urody postać, która rozsiewała wokół siebie czar oraz… anioła dobra, który niestrudzenie niósł pomoc w zapomniane rejony świata. W 1990 roku nazwano jej imieniem sadzonkę tulipana. Jak można się domyślić, jest to niezwykłej urody kwiat.

Joanna Bielas

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: