Agnieszka Chrzanowska: To jeszcze nie koniec

Agnieszka Chrzanowska powróciła niedawno z nowym singlem „To jeszcze nie koniec”. To nastrojowa, refleksyjna ballada napisana pod wpływem emocji związanych z poczuciem bezsilności i odosobnienia, związanymi z trudnymi wydarzeniami, z jakimi zmaga się w ostatnim czasie ludzkość.

 

Piosenka „To jeszcze nie koniec” powstała w czasie, kiedy świat pogrążył się w niepokoju i strachu przed nieznanym. Pandemia, wojny… Wiraż, na którym znalazła się ludzkość, spowodował konieczność wielu zmian w myśleniu o rzeczywistości. By nie poddać się presji i nie ulec uczuciu rezygnacji, potrzebna jest odrobina nadziei, która powinna być obecna w relacjach międzyludzkich i w przesłaniach płynących ze wszystkich możliwych stron. Tekst piosenki powstał jako poetyckie remedium na chwile niepewności i inspiracja do pozytywnego myślenia. – tak o genezie powstania utworu opowiada jego autorka i kompozytorka, Agnieszka Chrzanowska.

Utwór ilustruje teledysk wypełniony niezwykłymi ujęciami Krakowa, na których ulice i place miasta oraz Rynek Główny są zupełnie puste. Zdjęcia do teledysku powstały na scenie krakowskiego Teatru Groteska.

https://youtu.be/28PvZ2F3MXY

Premiera „To jeszcze nie koniec” jest dopełnieniem wydarzeń Roku Jubileuszowego – 25 lat pracy na scenie, podczas którego zostały wznowione, po wielu latach, albumy Agnieszki. Sama piosenka jest zapowiedzią jej nowej płyty „Bez Ciebie ja, to nie ja”, której premiera planowana jest w 2023 roku.

„To jeszcze nie koniec” ma nas podnosić na duchu, inspirować do walki o siebie… piosenka trafiła na swój czas w kontekście wydarzeń geopolitycznych …Czy, kiedy ją pisałaś, właśnie one cię zainspirowały?

– Bardzo niepokojące informacje, zwłaszcza ze Wschodu, docierają do nas już od kilku lat, a od roku sytuacja stała się dramatyczna. Do tego szalejące wirusy, o których pełnej wiedzy pewnie nigdy mieć nie będziemy. Obraz świata, do którego byliśmy przyzwyczajeni zaczął się przeobrażać. Niemal każdy z nas w ostatnich kilku latach musiał częściowo lub całkowicie zmienić życiowe plany. Poczucie niepewności i strach przed nieznanym zaczęły być stale obecne w naszej rzeczywistości. Na wiele rzeczy mamy wpływ, ale niestety w często też czujemy się bezsilni. Na naszych oczach zmienia się świat i kwestą bardzo dyskusyjną jest czy na lepsze. W takich momentach w sposób naturalny pojawia się smutek i żal, że tracimy coś co lubiliśmy, co tworzyliśmy, co było ułożone i dobre. Jednocześnie mamy przecież świadomość, że zmiany są nieuniknione i czym szybciej się z tym pogodzimy tym lepiej, jest wtedy szansa, że nie popadniemy w destrukcyjną nostalgię, tylko zaczniemy szukać najlepszych rozwiązań w zaistniałej sytuacji. Ten chwila przełamania myślenia jest kluczowa. Może nam w tym pomóc dobre słowo, dłoń przyjaciela czy zbieg okoliczności, który wybudza nas z bezruchu. Pisząc „To jeszcze nie koniec”, chciałam metaforycznie uchwycić bieżącą sytuację oraz zawrzeć w tekście myśl, która pozwoli złapać głębszy oddech na najtrudniejszym nawet wirażu.

Od Twojej ostatniej premiery minęło sporo czasu. Wracasz z nową piosenką, zapowiadasz nowy album. A co działo się u Ciebie przez te lata przerwy?

– Nazwałabym to krótko – życiowe perturbacje. Przez wiele lat nie mogłam poświęcić się temu, co jest dla mnie najważniejsze. Musiałam zostawić to, co sprawia mi największą radość i zająć się rzeczami, na które nie miałam ochoty. W takich sytuacjach mając przygnębiające poczucie straty czasu i energii człowiek ma wrażenie, że przegrał życie i że wszystko jest stracone. Przez kilka lat nie napisałam niczego nowego, czasem nawet przez wiele miesięcy nie siadałam do pianina. Oczywiście grałam koncerty, ale tylko wtedy, kiedy ktoś sobie o mnie przypomniał. Pewnych życiowych płaszczyzn nie da się połączyć. Jeśli kierujemy naszą uwagę na określone działania, to inne znikają z naszego pola widzenia. Często też byłam tak zmęczona, że marzyłam jedynie, żeby nic się nie działo, bo każde nowe wyzwanie wydawało się ponad siły, włączając w to towarzyskie spotkania ze znajomymi. Mam świadomość, że w przeszłości podjęłam kilka decyzji wbrew sobie i przeciw sobie, czułam to, ale z poczucia obowiązku wzięłam na swoje barki ciężar ponad siły. To mnie wyeksploatowało i mam wrażenie, że część mojej duszy przez to wyparowała. Na szczęście nie całkiem i od jakiegoś czasu zaczęły się pojawiać w mojej głowie pomysły na nowe piosenki i już wiele nowych powstało, ale mam świadomość, że tylko dlatego, że stworzyłam na nie przestrzeń.

Czy Twoje utwory częściej układa wyobraźnia czy życiowe doświadczenia?

– Wyobraźnia podpowiada mi najczęściej jak najdokładniej opisać w słowach to, co chcę przekazać, czy jakiej użyć metafory, żeby z jednej strony treść była jak najbardziej zrozumiała, z drugiej brzmiąca oryginalnie. Są też oczywiście zjawiska, które opisałam, a które podpowiedziała mi moja fantazja, jednak w większości moje piosenki to prawdziwe konkretne historie, sytuacje, przeżycia i emocje, które próbowałam uchwycić tak, żeby mogły się stać piosenkami.

Jak wygląda taki proces twórczy w Twoim przypadku?

– Jest w tym jakaś tajemnica, nie ma konkretnych reguł. Czasem coś każe mi usiąść do pianina, mimo że właśnie wychodzę na umówione spotkanie i stoję ubrana w płaszczu w przedpokoju. Czasem leżąc na plaży wpada mi do głowy motyw, który potem rozwijam, albo cały lub część wersu, który wyznacza kierunek myślenia, ale też zdarzało się, że sama wyznaczałam sobie cel, któremu podporządkowywałam pracę. Tak było w przypadku cyklu piosenek o Krakowie. Wybrałam czternaście miejsc, których historię postanowiłam pogłębić i skupiałam się nad poetyckim uchwyceniem ich charakteru. Jeszcze inaczej pisałam całą płytę dla aktora i wokalisty Artura Gotza. Siedziałam na Kazimierzu w Alchemii, obserwowałam otoczenie, prowadziłam rozmowy z Arturem, który czasem odwiedzał Kraków, a także z przypadkowymi osobami i spisywałam pomysły na „Mężczyznę prawie idealnego”.

Masz na swoim koncie wiele autorskich albumów i utworów. Gdy patrzysz na te 25 lat działalności artystycznej możesz wskazać ten jeden ulubiony album lub kilka najbliższych sercu utworów?

– Zdecydowanie tak. Album „Piosenki do mężczyzny” jest dla mnie wciąż na pierwszym miejscu. Każda kolejna piosenka, to kolejny mój pogląd na świat, niczego bym w nich nie zmieniła, mimo że minęło kilka lat. Cieszę się, że udało się uchwycić coś dla siebie uniwersalnego. Jest też kilka piosenek, które odegrały w moim życiu ważną rolę. „Camille Claudel” – o niezwykle utalentowanej rzeźbiarce, z albumu „Cały świat płonie”, do której tekst napisał Michał Zabłocki, oraz „Hypatia”, o wspaniałej filozofce z albumu „Tylko dla kobiet”. Pierwsza zdobyła wiele nagród na Przeglądzie Piosenki we Wrocławiu, druga nie jest prawie nikomu znana, ale dla mnie są równie ważne, bo mówią o wyjątkowych kobietach.

Czy nadal jest „popyt” na poetycką piosenkę autorską? Czy jej odbiorcami są już tylko starsze pokolenia?

– Myślę, że zawsze będzie grono osób z konkretnymi oczekiwaniami od piosenki i będzie szukało autorów, których twórczość spełnia ich kryteria. Na moje koncerty przychodzą ludzie w bardzo różnym wieku, z czego bardzo się cieszę. Oczywiście są osoby, które towarzyszą mi od pierwszej płyty, ale są tacy, którzy przypadkowo usłyszeli gdzieś jeden utwór i przyszli. Ostatnio na Koncertach Jubileuszowych pytałam, czy są osoby, które znalazły się na moim koncercie po raz pierwszy i zawsze było ich sporo. Wciąż na szczęście są miejsca w Polsce, gdzie mogę prezentować swoje piosenki i gdzie przybywają wrażliwcy szukając określonych doznań. Do tych miejsc należy oczywiście Piwnica pod Baranami, Kalinowe Serce, czy Dwór w Lanckoronie, nowe miejsce na kulturalnej mapie, więc nie wszystko stracone.

Gdybyś mogła stanąć na jednej scenie z kimś wyjątkowym i wykonać wspólnie utwór, to kto by to był?

– Od zawsze marzyłam, żeby stanąć na jednej scenie z fenomenalnym greckim artystą Jorgosem Dalarasem. Występowałam już w Grecji, podczas Igrzysk Olimpijskich w 2004 roku, kiedy to reprezentowałam Polskę jako artystka prezentując utwory z albumu „Ogień olimpijski”, nagrodzonego zresztą później przez PKOL Brązowym Wawrzynem Olimpijskim w Dziedzinie Sztuki, ale chyba Pan Jorgos o tym nie słyszał… oraz, że mój dziadek miał na imię Leonidas i był Grekiem, więc musiałby nastąpić jakiś ponadprzeciętny zbieg okoliczności, żeby moje wielkie greckie marzenie się spełniło.

A pamiętasz skąd wziął się u Ciebie pomysł na pisanie i śpiewanie?

– Kiedy miałam kilka lat i jeszcze nie potrafiłam dobrze chodzić, malowałam klawisze fortepianu na parapecie i grałam. Trudno powiedzieć jak na to wpadłam, ale dzięki temu bardzo szybko dostałam od wujka – dziadka miniaturowe pianinko, tamburyn i perkusyjny zestaw dla dzieci. To spowodowało, że przepadałam na całe godziny szukając melodyjek i rytmu. Kiedy miałam pięć lat dostałam już prawdziwe pianino i wtedy zaczęła się wielka podróż w świat dźwięków. Mimo, że zaczęłam się uczyć gry na fortepianie, co wymagało ćwiczenia określonych muzycznych utworów i gam oczywiście, to i tak najwięcej przyjemności sprawiało mi szukanie czegoś nowego, swoich własnych kawałków muzyki. Od kiedy pamiętam podobało mi się też śpiewanie, a tak się zdarzyło, że Pani Barbara Niemczyk, która prowadziła dziecięcy chór w Szkole Muzycznej, wybrała mnie na solistkę, więc zarysował się konkretny kierunek rozwoju, w czym pomógł również mój stryj Kuba Chrzanowski, utalentowany tancerz, który jako jeden z pierwszych Polaków tańczył u Bejarta. On to właśnie podczas jakiegoś rodzinnego spotkania wysłuchał przeze mnie napisanej piosenki i załatwił prywatne lekcje śpiewu u kierownika muzycznego Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie – Tomasz Kmiecika. To była szósta klasa Szkoły Podstawowej. Wszystkie moje dalsze życiowe wybory były podporządkowane śpiewaniu. Chwila na Wydziale Wokalnym w Średniej Szkole Muzycznej w Katowicach, chwila w Studium Wokalno – Aktorskim w Gdyni, dwa lata śpiewu klasycznego w Szkole Muzycznej w Kavali, chwila na Wydziale Jazzu i Rozrywki, także na Wydziale Wokalnym, potem Studio SPOT w Krakowie, gdzie piosenki uczył Rafał Jędrzejczyk, Artysta Piwnicy pod Baranami, czy wreszcie PWST, gdzie każdy semestr to spotkanie z innym stylem piosenki. Nie potrafię powiedzieć skąd się wziął u mnie pomysł na pisanie i śpiewanie, to jakby mnie zapytać skąd się u mnie wziął pomysł na oddychanie. Nie wiem, ale przecież nie mogłabym bez tego żyć.

Gdybyś miała wskazać swoje największe życiowe osiągniecie to co by to było?

– To, że mimo ogromnych życiowych burz nie poddałam się i za każdym razem znajdowałam wyjście z sytuacji, oraz to, że jest wokół mnie grono osób na których można liczyć w najtrudniejszych momentach.

W Twoich żyłach płynie grecka krew. Czy czujesz bliskość z tym narodem i kulturą?

– Mieszkałam w Grecji dwa lata, a od dziecka jeździłam na wakacje. Przechodziłam różne etapy mojego myślenia o niej. Początkowo zachwyt, który był wynikiem beztroskiego wakacyjnego czasu, następnie głębsze poznanie i dystans, w końcu docenienie, szczególnie wszystkiego co się działo i dzieje w greckiej muzyce. Prawdziwa miłość Greków do swoich muzycznych korzeni i naturalny jej rozwój to jest coś wspaniałego. Wjeżdżamy do Grecji i wiemy, gdzie jesteśmy także dlatego, że zewsząd docierają do nas charakterystyczne muzyczne motywy, melizmaty i przede wszystkim grecki język, którego w piosenkach nie zastępuje się żadnym innym. Poza tym zachwyca mnie mnie jak Grecy cieszą się życiem, jak celebrują chwilę i jak doceniają siebie i swoje osiągnięcia. Chciałabym tę umiejętność posiąść w większym stopniu. Poza tym z moich podroży pamiętam wspaniałe rozmowy ze spotkanymi ludźmi. Zawsze coś mnie w nich zaskakiwało. Grecy to filozofowie życia, mają to we krwi. Zawsze się tam dobrze czułam, może też dlatego, że cieszyłam się sympatią, ze względu na historię rodziny i że potrafię po grecku się porozumieć. Zawsze więc tam zbieram inspiracje, odpoczywam naprawdę, odradzam się, zwłaszcza kiedy wydaje mi się, że nie mam siły na kolejny krok.

Gdybyś mogła polecić innym coś greckiego, coś o czym nie piszą przewodniki – miejsce, potrawę, zwyczaj? Co by to było?

– Kiedy ląduję w Grecji, najczęściej na kolejnej wyspie, pierwsze kroki kieruję do punktu informacji kulturalnej, zasięgam języka i zwracam uwagę na plakaty. Szukam wieści o koncertach, bo greccy artyści są wyśmienici, o przedstawieniach teatralnych i świętujących miejscowościach, zwłaszcza informacji o świętujących imieniny swojego patrona małych wioskach. Te ostatnie zasługują na szczególne polecenie. Pokazują prawdziwe życie greckich wspólnot. W centrum miejscowości ustawiane są stoły, pojawia się kolacja i domowe wino. Wszyscy od najmłodszych do najstarszych razem tańczą i śpiewają. Takie spotkania zazwyczaj odbywają się dzięki składkom mieszkańców, ale zabłąkani turyści są mile widziani. Warto chociaż raz przeżyć takie święto, wrażenie jest nie do opisania.

Kto był Twoim największym wsparciem/mentorem/wzorem do naśladowania w trakcie Twojej kariery?

– Nie muszę się ani chwili zastanawiać. To Piotr Skrzynecki, jeden z założycieli Piwnicy pod Baranami. Jego jedno zdanie – niech pani śpiewa tak jak pani chce, po tym jak wysłuchałam opinii kilku ważnych kompozytorów i miałam wiele rozterek, zupełnie rozjaśniło mi myślenie o podejściu do występów. Miałam też ogromny przywilej spędzenia z nim wielu wieczorów na rozmowach nie tylko o sztuce, bo był mistrzem w niesieniu pocieszenia także w bardzo prozaicznych sprawach życiowych.

Co by było, gdybyś nie była tym, kim jesteś?

– Kiedy byłam w Szkole Podstawowej miałam najlepszy czas w biegu na sto metrów, uprawiałam gimnastykę akrobatyczną i jeździłam na nartach. Kilka skręceń kostki wyeliminowało mnie jednak ze sportowej drogi, a kto wie, czy na Igrzyska do Aten nie jechałabym jako reprezentant sportowców a nie artystów.

Niewiele osób wie o Tobie, że…?

– Nikt prawie nie wie, że podczas mojego pobytu w Grecji pisałam teksty piosenek po angielsku do muzyki Krzysztofa Baki, który wtedy także przebywał w Grecji, i nawet nagrywałam je studiu w Salonikach z realizatorem, który pracował z Philem Collinsem. Nasza współpraca z Krzysztofem trwała jeszcze po moim powrocie do Polski. Jako zespół Lunatic nagraliśmy cały album, ale nasze drogi szybko się rozeszły, przede wszystkim dlatego, że chciałam w Polsce wyrażać się w piosenkach w języku polskim. Ciekawostką jest to, że powstał cały program telewizyjny z piosenkami z tej płyty, ale nigdy nie ujrzał światła dziennego. Bardzo niewiele osób wie, że w 1991 roku nagrałam wspólnie ze Stanisławem Sojką polskie kolędy pięknie zaaranżowane przez wspaniałego Stefana Sendeckiego, choć słowo wspólnie jest w tym przypadku nadużyciem, bo ja swoje kolędy nagrywałam oczywiście w innym dniu niż Pan Stanisław, więc się nie spotkaliśmy, a poznaliśmy się wiele lat później.

Czy masz jakieś swoje ulubione dzienne rytuały?

– Lubię bardzo kawę po grecku, czyli gotowaną w tygielku aż do wrzenia, kiedy to pojawia się charakterystyczna pianka i należy odstawić tygielek i ponownie postawić na ogniu żeby kawa zawrzała jeszcze dwa razy, wtedy według Greków jest najlepsza. Perspektywa takiej porannej kawy dosłownie wyciąga mnie z łóżka.

Ponieważ jesteśmy kobiecym magazynem, nie mogę odmówić sobie zadania pytania o Twoje sposoby dbania a o urodę…te sprawdzone.

– Moim odkryciem są tak zwane „jeżyki”, czyli małe piłeczki do masażu twarzy. Wystarczy dosłownie minuta dziennie, żeby zobaczyć efekt ujędrnienia. Jestem dość leniwa, ale to jest coś, co naprawdę nie sprawia kłopotu i może się stać drogocennym nawykiem. Oprócz tego posłuchałam wreszcie mojej zaufanej Pani kosmetyczki i zaczęłam używać dobrego serum przed kremem, co do niedawna uznawałam za zbędne, ale teraz polecam.

Gotujesz?

– Nie mam talentu do gotowania, jednak często gotuję w domu, głównie proste rzeczy. Muszę wiedzieć co jem, ponieważ nie trawię glutenu, ze względu na gen celiakii i jeszcze mam uczulenie na kazeinę. Trzeba się trochę nagimnastykować, żeby było smacznie, ale dzięki ulubionym przyprawom, czasem się to udaje. Mam też na szczęście kilka sprawdzonych restauracji.

Jak najchętniej spędzasz weekendy?

– Jeśli nie mam akurat koncertu, to staram się wpadać na koncerty kolegów. Czasem w sobotę schodzę do Piwnicy pod Baranami, gdzie po Kabarecie toczy się bujne życie towarzyskie. Tam zresztą zawsze coś się dzieje. Są też weekendy, które mam tylko dla siebie, nie robię wtedy nic, po prostu kumuluję energię. Ostatnio zaczęłam doceniać długie spacery z moją koleżanką Suczką Timbinutą, zwłaszcza wzdłuż Wisły w Tyńcu, albo w magicznej Lanckoronie, wśród cichych uliczek, albo w okolicach ruin zamku.

Czego Ci życzyć na najbliższe miesiące?

– Dużo siły do pracy i szczęśliwych splotów okoliczności, zwłaszcza przybliżających mnie do nagrań albumu „Bez Ciebie ja to nie ja”, na którym znajdzie się piosenka „To jeszcze nie koniec”.

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: