Marta Kowalówka: Wewnętrzny spokój i harmonia to najprostsza droga do piękna

Jest artystyczną duszą, a mimo to, twardo stąpając po ziemi, od 25 lat prowadzi z sukcesem salon urody Estetica Marta. Propaguje holistyczne podejście do kwestii zdrowia oraz urody i wciąż znajduje nowe dziedziny, w których chce się dokształcać. Mając 33 lata usłyszała diagnozę, która finalnie odmieniła jej życie. Krocząc własną ścieżką i kierując się wyborami serca oraz podszeptami intuicji, nie poddała się i wygrała z chorobą. Dziś Marta Kowalówka, Członkini Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu, chce pomagać innym – zarówno klientkom jej salonu, jak i osobom z problemami zdrowotnymi, którym dedykuje swoje przyszłe dzieło – książkę.

 

 

Joanna Bielas: Praca, studia, dom, pisanie książki… Jest Pani bardzo zajętą osobą. Skąd bierze Pani energię na wszystkie te działania? Czy sekretem jest dobrze rozpoczęty dzień? Jeśli tak, proszę powiedzieć, jakie codzienne rytuały są dla Pani ważne?

Marta Kowalówka: Dla wielu ludzi może się to wydawać nieco dziwne, ale codziennie budzę się bardzo wcześnie, nawet o 4 rano. Rozpoczynam dzień od medytacji, ćwiczeń – jest to dla mnie bardzo ważny moment. Następnie „ogarniam się”, przygotowuję posiłek (ze względów zdrowotnych przywiązuję ogromną wagę do tego, co jem). Potem załatwiam sprawy uczelniane, odpisuję na maile i czytam – zazwyczaj mam pod ręką kilka książek (śmiech). Są to publikacje z dziedziny kosmetologii, ale też inspirujące, rozwijające mnie pozycje wydawnicze, książki z zakresu medycyny energetycznej, duchowej, traktujące o wszechświecie i sensie bycia, o czasie i przestrzeni, bezkresie ale też o dieto-terapiach i zdrowiu. Gdy mam tzw. wenę, sama siadam do pisania.

Czy pisze Pani poradnik dotyczący kosmetologii?

Nie, choć nie wykluczam, że taki poradnik kiedyś powstanie. Moje życiowe doświadczenia, przejścia związane z chorobą, skłoniły mnie do tego, by przelać na papier tę opowieść. Punktem wyjścia jest moment zderzenia się z sytuacją, która była dla mnie wówczas niezrozumiała, trudna. Chcę podzielić się z czytelnikiem opowieścią o drodze, jaką przeszłam; o braku zrozumienia, o bezkompromisowej decyzji, o odkrywaniu siebie na nowo i o metodach, które pozwoliły mi odzyskać zdrowie i siłę. Kieruję moją książkę nie tylko do osób, które tak jak ja, zachorowały na stwardnienie rozsiane, lecz także do tych, którzy zmagają się z innymi chorobami autoimmunologicznymi, takimi jak choćby łuszczyca, reumatoidalne zapalenie stawów czy alergia. Okazuje się, że te choroby mają wiele punktów stycznych, które trzeba w odpowiednim czasie wychwycić po to, by móc lepiej się sobą zaopiekować i wyjść z choroby zwycięsko.

Kiedy zaczęła Pani chorować?

Moje ciało po 33. roku życia zaczęło wysyłać niepokojące sygnały. Dziś, po latach wiem, że był to efekt wieloletnich zaniedbań – życie w ogromnym stresie oraz zła dieta na pewno się do tego przyczyniły. Zaczęłam umawiać się do lekarzy różnych specjalizacji w poszukiwaniu pomocy. Do dziś mam całą teczkę z wynikami badań, wśród nich rezonanse, tomografy… Nie potrafiłam jednak znaleźć nikogo, kto mógłby udzielić mi pomocy. Pamiętam zwłaszcza rozmowę z pewną panią profesor, która zapytana przeze mnie o przyczynę tej choroby, nie potrafiła jej wskazać. Czułam się bezradna, ale z drugiej strony, miałam małe dziecko, mnóstwo planów na przyszłość, wiedziałam zatem, że nie mogę tak łatwo się poddać. Byłam zmobilizowana do tego, aby poznać przyczynę wystąpienia u mnie tak podstępnej dolegliwości. Zwróciłam swe kroki w stronę medycyny niekonwencjonalnej, alternatywnej.

Jakie były rezultaty tych poszukiwań?

Chęć poznania genezy tej choroby sprawiła, że sięgnęłam po mnóstwo książek, zaczęłam zgłębiać m.in. medycynę chińską, germańską. Metodą prób i eliminacji zaczęłam wdrażać różne metody i przekonywać się, że takie działanie ma na mnie pozytywny wpływ. W efekcie, gdy dostałam rozpiskę leków, które powinnam brać zgodnie z programem leczenia SM, pomyślałam: „Nie tędy droga”. Zrezygnowałam z tradycyjnej medycyny i zaczęłam bliżej przyglądać się swojej diecie. Była to kwestia, na którą wcześniej nie zwracałam należytej uwagi. Wyszło na jaw, że choruję na celiakię, moje jelita były w fatalnym stanie. Uświadomiłam sobie, jak ważne jest poszanowanie dla swojego ciała. Posługując się metaforą, można powiedzieć, że liczy się zwłaszcza dostarczanie mu „paliwa” najlepszej jakości, gdyż na byle jakim napędzie ten „pojazd” po prostu daleko nie pojedzie. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że zyskałam zupełnie nowe życie. Od kilku już lat razem z mężem nie pijemy alkoholu, nie jemy glutenu, czy mięsa, nie tylko ze względów etycznych, ale też dlatego, że to nam służy. Wprowadzamy lecznicze głodówki i wszelkie skuteczne metody detoksykacji ciała, kierując się zasadą, że w czystym ciele nie ma miejsca na choroby. Mocno pracujemy nad emocjami, zwłaszcza ich uwalnianiem i transformacją, to piękna droga, bardzo ekscytująca, inna niż wszystkie.

Czy stosowała Pani również inne metody walki z chorobą?

Bardzo pomogły mi medytacje i pozytywne afirmacje, z którymi pracowałam. Ich siła polegała na tym, że tworzyłam zdania o wydźwięku pozytywnym, bez użycia słowa „nie”. Dlatego zamiast powiedzieć: „Nie jestem chora”, mówiłam: „Jestem zdrowa”. Ta prosta sentencja ma wielką moc! Oczyściłam też swoje otoczenie z ludzi toksycznych, takich, którzy zabierają nam pozytywną energię. To oczyszczenie energii jest trudne, wymagające nabycia życiowego doświadczenia. Nie zawsze możemy przecież odciąć się od takich osób, zawsze jednak możemy próbować zminimalizować ich wpływ na naszą osobę. Tego właśnie nauczyła mnie ta choroba – zatrzymania się w codziennym biegu i spojrzenia z poszanowaniem na siebie i swoje zdrowie. Poznawania siebie, swojego wnętrza. Nie wróciłam już do gabinetu lekarskiego. Nie zrobiłam już więcej badań, bo wiem, że jestem już zdrowa. Dziś mogę mówić o tym spokojnie, jednak była taki czas, gdzie wywoływało to we mnie wiele emocji.

Czy spisywanie doświadczeń dotyczących choroby ma funkcję oczyszczającą, terapeutyczną?

Owszem, to taki sposób na poukładanie tych emocji. Przede wszystkim jednak piszę tę książkę, ponieważ chcę, by inne osoby chorujące na autoimmunologiczne przypadłości mogły tu znaleźć odrobinę zrozumienia i garść wskazówek dla siebie. Zdarzyło mi się już pomóc wielu osobom. Prowadziłam wówczas sklep ze zdrową żywnością. Zetknęłam się z czasopismem propagującym taki styl życia, powstał o mnie artykuł. Odzew czytelników był ogromny, wiele osób szukało kontaktu ze mną, ktoś poszedł w moje ślady.

Wielkim sukcesem było dla mnie pomaganie osobom zarówno z Polski, jak i z innych krajów. Okazało się, że nie tylko ja postawiłam wszystko na jedną kartę. Efekt? Do dziś mam kontakt z ludźmi, którym moje sugestie wręcz uratowały – odmieniły  życie, dziś są pełnosprawni i cieszą się życiem !

 Jest Pani właścicielką i założycielką salonu Estetica Marta. Proszę opowiedzieć o swoich pierwszych krokach w branży beauty. Dlaczego skierowała Pani swoje kroki właśnie na tę drogę zawodową?

Miałam 21 lat, gdy założyłam swój pierwszy salon. Jako uczennica byłam zawsze artystyczną duszą, dużo malowałam, realizowałam się też poprzez wszelkie artystyczne zajęcia. Chciałam nawet zdawać na Akademię Sztuk Pięknych, jednak bardzo zależało mi na tym, by wcześnie zbudować swoją niezależność finansową. Dlatego zdecydowałam się na naukę w studium kosmetycznym, w zawodzie, gdzie zmysł artystyczny jest niezwykle ważny.

Założony przez Panią salon urody, Estetica Marta, oferuje swym klientom kosmetologię w ujęciu holistycznym. Co to oznacza?

Brak równowagi życiowej, brak aktywności fizycznej, zła dieta, stres, niepoukładane relacje z innymi osobami – to wszystko wpływa na nasze ciało w większym stopniu, niż nam się to wydaje. Staram się analizować wszystkie aspekty, dotyczące mojego klienta – nie tylko to, co pokazuje mi jego skóra. To bardzo trudne zadanie, ale takiej postawy nauczyło mnie spotkanie z chorobą. Wiem, że to jedyna właściwa i prawdziwa droga do równowagi.

Swoją postawą udowadnia Pani, że człowiek powinien nieustannie się rozwijać, poszerzać swoje horyzonty, być otwartym na nowe doświadczenia.

Nie wolno stać w miejscu, nie pozwólmy sobie na stagnację. Żyjemy w czasach, gdzie mamy duży dostęp do szkoleń, webinarów, książek – bez względu na branżę, w jakiej działamy, powinniśmy dla siebie, pogłębiać tę wiedzę, zdobywać nowe doświadczenia, które wzbogacają nas jako ludzi i pozwalają na bardziej świadome życie. W wieku 45 lat zapisałam się na studia na kierunku kosmetologia – wydział medyczny. Nie tylko dlatego, że rynek kosmetyczny wciąż się zmienia i wymaga się od pracowników tej branży nieustannego doszkalania się i nadążania za trendami. Po prostu – uwielbiam się uczyć i poznawać nowe dziedziny. Dodam tylko, że ukończonych przeze mnie kursów i szkoleń jest około 130, wśród nich jest m.in. roczna szkoła trenerska, dzięki której mogę kształcić inne osoby chcące poszerzyć swą wiedzę na temat kosmetologii i zagadnień PMU.

Pani życiowe motto brzmi: “Wiem, że jest tylko jeden sposób na to, aby osiągnąć sukces. Dać z siebie wszystko, a im bardziej w życiu ma się pod górkę, tym piękniejsze ma się potem widoki.” Uważa się Pani za kobietę sukcesu?

Oczywiście. Jestem kobietą szczęśliwą i właśnie to uważam za sukces. Mam przy swoim boku cudownego mężczyznę – mojego męża, który mnie wspiera, odzyskałam zdrowie, jestem mamą wspaniałej córki, mam wokół wiernych przyjaciół i rodzinę na których zawsze mogę polegać. Mam również  pełen kalendarz z terminami wizyt moich klientek – zarówno tych stałych, jak i zupełnie nowych, gdyż często przybywają do mnie osoby z polecenia, które pocztą pantoflową dowiedziały się o salonie. Mam poczucie, że znajduję się w takim etapie, gdzie chaos został zastąpiony równowagą, która przekłada się na każdą płaszczyznę mojego życia. Gdzie panuje spokój, miłość i równowaga, tam wszystko jest dobre i piękne.

Mąż wspiera Panią również w kwestiach zawodowych…

Współpracujemy min. z polską firmą WellU, która zapewnia nam ogromne możliwości rozwoju. Tę szansę wykorzystuje zwłaszcza mój mąż. Marek jest mocno zaangażowany w działania, przez co produkty tej marki bardzo dobrze się przyjęły w naszym salonie. Oczywiście, zanim się zaangażowaliśmy w ten projekt, sprawdziłam działanie kosmeceutyków Larens na sobie i byłam zachwycona rezultatami zarówno jako zabiegów jak i pielęgnacji domowej. Firma WellU idealnie wpisała się w nasz salon, klientki pokochały te produkty i zaczęły dla nich wracać, podobnie rzecz się ma z suplementacją, ta jest “dopieszczona”, według najnowszych technologii, innowacyjności, bazująca na kilku patentach – idealnie wpisuje się w zalecenia przy prowadzenia Beauty Planów dla moich klientów.

Dla wielu osób praca z „drugą połówką” jest nie do pogodzenia…

Jesteśmy ze sobą dzień i noc, łączy nas wyjątkowa więź– razem w pracy, razem w domu, razem też podróżujemy, gdyż mieszkamy w Katowicach i dojeżdżamy (na szczęście nie codziennie), do salonu, który znajduje się 120 kilometrów dalej, w Makowie Podhalańskim. Mam tam grono oddanych mi klientek, dla których po prostu nie mogę zamknąć swojego salonu.

Specjalizuje się Pani w makijażu permanentnym, wciąż się Pani dokształca na tym polu. Proszę zdradzić, jakie są najnowsze trendy w tej dziedzinie?

Każdy człowiek jest inny, ma też inne potrzeby – i to jest piękne. Osobiście preferuję naturalnie wyglądający makijaż permanentny – w takim się specjalizuję. Zgłaszają się do mnie klientki szukające właśnie takich rozwiązań.

Prowadzi Pani szkolenia z zakresu makijażu permanentnego. Jakie cechy powinna mieć osoba, która chce przekazać innym swoją wiedzę i umiejętności?

Mogę dzielić się swoim doświadczeniem, nawiązuję wiele relacji, które przetrwały próbę czasu, to dla mnie czysta przyjemność i szansa na budowanie dobrych praktyk w tym zawodzie. Niejednokrotnie doświadczyłam sytuacji, gdzie kontakt z instruktorem urywał się już w momencie wyjścia ze szkolenia. Nie stosuję takich metod.

Czego chciałaby Pani życzyć innym kobietom? Czego można życzyć Pani?

To chyba najtrudniejsze pytanie (śmiech). Życzę zarówno sobie, jak i innym paniom spokoju. Tylko tyle i aż tyle! Jeśli bowiem mamy zdrowie i wewnętrzną harmonię, życie naprawdę staje się o wiele prostsze. Bardziej klarowne i wyraziste.

Rozmawiała: Joanna Bielas

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: