Sama będę kiedyś taką szeptuchą – Magazyn Kobiet Spełnionych.

Sama będę kiedyś taką szeptuchą

Wywiad z Katarzyną Miszczuk

– W dzisiejszych czasach szeptuchy mogą wydawać się przeżytkiem, jednak to dzięki wiedzy ich poprzedniczek zawdzięczamy wiele współczesnych lekarstw – wyznaje Katarzyna Berenika Miszczuk, autorka książek, lekarka i szczęśliwa żona.

]]>

Angelika Łuszcz: Gosława Brzózka, bohaterka Pani najnowszej książki, to świeżo upieczona studentka medycyny, w ramach obowiązkowych praktyk zawodowych udaje się na roczny staż do tytułowej Szeptuchy… Z tego powodu zmuszona zostaje porzucić ustabilizowany, oswojony wielkomiejski świat i skonfrontować się z wiejskim życiem, które – jak okazuje się – choć bywa inne, to wcale gorsze nie jest. Chciałabym zapytać, jakie czynniki przesądziły o wyborze konkretnej topografii, tego autentycznego miejsca, jakim jest świętokrzyska wieś Bieliny i umocowaniu w nim akcji powieści?
Katarzyna B. Miszczuk: Mnie i Gosławę łączy kilka wspólnych cech. Między innymi wychowanie w wielkim mieście. Sama las znałam przez większość życia tylko z książek, telewizji i tak zwanego przystanku na poboczu w drodze nad morze. Dopiero gdy poznałam mojego męża, Janka, miałam okazję wybrać się do prawdziwej puszczy, do Puszczy Świętokrzyskiej. W otulinie parku narodowego mieszka rodzina mojego ukochanego. Od ściany dumnych świerków wznoszących się na zboczach Łysej Góry i Łysicy dom rodzinny męża dzieli tylko kilometrowej długości łąka. Kilka razy w roku jedziemy tam w odwiedziny i obowiązkowo wybieramy się na spacer szlakiem. Miałam okazję zobaczyć ten las o każdej porze roku i zakochać się w nim. Tam, pomiędzy drzewami, gdy z oczu znikają położone niedaleko domy i zapada cisza przerywana jedynie dźwiękami przyrody, czas płynie zupełnie inaczej. Czuć magię. Można powiedzieć, że nie miałam wyboru! Musiałam umieścić akcję powieści właśnie tam, w pierwszym lesie, który poznałam i który zawładnął mną bez reszty. Dodatkowym atutem Bielin był fakt, że przez ostatnie lata dobrze poznałam to miejsce, co znacznie ułatwiało pisanie. A nawet gdyby nie zaistniały te wszystkie czynniki – Łysa Góra, znana z legend o czarownicach, aż prosi się o wykorzystanie w jakiejś książce. Cała okolica tchnie historią. Niedaleko Bielin, w Hucie Szklanej, jest osada średniowieczna, a w położonym tuż obok Kakoninie znajduje się najstarsza drewniana świętokrzyska chałupa, jeszcze z połowy XIX w, na której wzorowałam miejsce pracy mojej szeptuchy.

Gosia początkowo nieprzychylnie odnosi się do świata słowiańskich zabobonów: „Bogowie nie istnieją, koniec, kropka!” – twierdzi uparcie. A czy Pani – związana zawodowo z medycyną – wierzy w uzdrowicielską moc szeptuch, które w domowych zaciszach, leczą modlitwą i ziołami? Ciekawią mnie motywacje stojące za wyborem tematyki, które w kontekście Pani wykształcenia mogą nabierać dodatkowego znaczenia.

– Co do niektórych technik stosowanych przez współczesne szeptuchy mam spore wątpliwości. W tak zwane zamawianie chorób nie do końca wierzę, chociaż jak udowodniono naukowo siła sugestii może naprawdę wiele zdziałać. A jeśli chodzi o używane przez nie zioła – one naprawdę działają. Spora część stosowanych dzisiaj leków ma w swoim składzie środki roślinne odkryte niegdyś przez tak zwane mądre baby. Wymieniać można w nieskończoność: począwszy od kory wierzby, która zawiera salicylany, znajdujące się w dzisiejszych środkach na gorączkę, po kwiatostany arniki, wchodzących obecnie w skład maści na stany zapalne. Każdy chyba też w swoim życiu przynajmniej raz napił się herbatki z melisy na uspokojenie. W dzisiejszych czasach szeptuchy mogą wydawać się przeżytkiem, jednak to dzięki wiedzy ich poprzedniczek zawdzięczamy wiele współczesnych lekarstw. Sama jestem lekarką, obecnie w trakcie specjalizacji z medycyny rodzinnej. Jest to dziedzina medycyny zajmująca się całymi pokoleniami. To lekarz, który ma za zadanie opiekować się świeżo narodzonym dzieckiem, podlotkiem, ciężarną, osobami w średnim wieku, a także starszymi. Do zakresu moich obowiązków wchodzi profilaktyka, leczenie chorób, ale także zszycie drobnej rany czy odebranie porodu, gdy nie ma możliwości transportu do wyspecjalizowanego w tym ośrodka. Czasem śmieję się, że sama będę kiedyś taką szeptuchą. Często moim pacjentom wcale nie jest potrzebne lekarstwo z apteki, tylko rozmowa i zrozumienie. Mój zawód miał duży wpływ na tematykę powieści. Opisana przeze mnie szeptucha jest parodią współczesnego lekarza rodzinnego. Zamiast recept i stetoskopu ma własnoręcznie wyrabiany syrop z sosny na kaszel i rozgrzewającą nalewkę z malin.

W powieści Elizy Orzeszkowej pt. „Dziurdziowie”, która oprócz interesujacego wątku kryminalnego przynosi ilustrację życia dziewiętnastowiecznej wsi, pojawiają się rozliczne elementy związane z wierzeniami ludowymi. Aksenia – to przykład pierwszy z brzegu i jeden z wielu – radzi swojej wnuczce Pietrusi, w jaki sposób zwrócić uwagę mężczyzny: „Wszelakie są na to sposoby. Można nietoperza w mrowisku zakopać i jak go mrówki ze wszystkim zjedzą, z kosteczek jego jedną taką wybrać; można i ziela takiego poszukać, co nazywa się zaharduszką, a korzonki ma takie jak niby to dwie rączki połączone… Można i innego ziela…”. Pod pewnymi względami Pani książka przypomina mi skarbnicę równie bogatą, z której można dowiedzieć się m. in. jak nakłonić mężczyznę do sprzątania albo co zrobić, by krowa dawała mleko… Skąd czerpała Pani wiedzę na te tematy? Czy przygotowywała się Pani w jakiś szczególny sposób do spisania tej książki?

– Pierwszy szkic „Szeptuchy” napisałam w 2009 roku. Jestem perfekcjonistką, lubię maksymalnie dopracowywać szczegóły, o ile to jest możliwe. Powieści fantasy dają duże pole do manewru, ale chciałam by „Szeptucha” była autentyczna na tyle, na ile to możliwe. Zależało mi na tym, by opisane przeze mnie miejsca istniały naprawdę (niestety źródełko opisanego przeze mnie potoku nie znajduje się w tym miejscu, gdzie w książce, ale dla dobra fabuły musiałam je odrobinę przesunąć). Tak samo zadbałam, by szeptuchowe sposoby na bolaki, parchy czy miłość były prawdziwe oraz by moja szeptucha Baba Jaga (baba – mądra baba, Jaga – skrót od Jarogniewa) mówiła w świętokrzyskiej gwarze. Przez ostatnie lata wielokrotnie jeździłam do Bielin oraz szukałam literatury źródłowej, na której mogłabym się opierać podczas pisania. Mój egzemplarz „Mitologii Słowian” napisanej przez nieżyjącego już profesora Aleksandra Gieysztora, jest cały poznaczony kolorowymi karteczkami, wszędzie są wykonane przeze mnie ołówkiem notatki i kolorowe podkreślenia. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy czytałam tę pozycję. Od moich teściów pożyczyłam wydaną w 1996 roku książeczkę Bolesława Wojewódzkiego „Opowieści i legendy Świętokrzyskie”. Same legendy nie interesowały mnie tak bardzo, jak sposób ich przedstawienia, jako że wszystkie opowiastki napisane są w gwarze. Pożyczyłam także od nich książkę o etnografii ludu polskiego z okolic Kielc, gdzie ku mojej uciesze znalazłam przesądy, zabobony, a także kilkadziesiąt prawdziwych ludowych przepisów na najróżniejsze schorzenia! O Mieszku I oraz o jego kontrowersyjnym, według niektórych badaczy, pochodzeniu czytałam w pozycji „Słowiańska moc” Zdzisława Sroki. Dużo informacji zaczerpnęłam także z książek zielarskich i oczywiście przepastnego internetu. „Szeptucha” jest pierwszą powieścią, do której tak gruntownie się przygotowałam. Jest także pierwszym tomem całego cyklu powieści. W planach mam napisanie czterech części, a w każdej z nich zamierzam przedstawić inną porę roku i związane z nią obrzędy i tradycje.

Debiutowała Pani wcześnie, mając zaledwie 15 lat. Zastanawiam się, czy z perspektywy czasu dostrzega Pani w swoich tekstach różnicę w warstwie językowo-stylistycznej i światopoglądowej? Mówiąc jeszcze inaczej, czy można powiedzieć, że pierwsze Pani książki były swego rodzaju rusztowaniem, po którym wspina się? Jak dziś ocenia Pani swój debiut?
– W swoim dorobku mam już dziewięć powieści. Gdy po dziesięciu latach, z okazji wznowienia, wróciłam do pierwszej z nich, prawie jej nie poznałam. Czytając „Wilka”, bardzo łatwo można się domyślić, że napisała go piętnastolatka – trochę rozgadana, nadmiernie emocjonująca się, naiwna. Jest takie powiedzenie: „praktyka czyni mistrza”. Mistrzem z całą pewnością jeszcze nie jestem, ale wyraźnie widzę w swoich książkach postęp. Czytając po kolei moje powieści, można zobaczyć mozolną drogę, którą podążam jako pisarz. Uczę się nie tylko jak używać prawidłowej pisowni, ale też jak konstruować zdania czy budować atmosferę w książce. Jeśli chodzi o pisownię, to podczas redakcji każdej kolejnej pozycji bardzo uważnie skupiam się na poprawkach, które redaktorzy zamieszczają na moich tekstach. Jestem dyslektyczką, która przez kilkanaście lat mozolnego ślęczenia nad książkami i zastanawiania się, dlaczego program tekstowy na komputerze podkreślił mi słowo z nieprawidłowo napisaną głoską, zdołała już trochę nad tą dysfunkcją zapanować. Jednak ciągle się uczę i ćwiczę. Do dzisiaj jeszcze w chwili roztargnienia zdarza mi się zamienić głoski, a interpunkcja, poza wyuczonymi zasadami, nadal nie przychodzi mi intuicyjnie. Może moja dziesiąta powieść też jeszcze nie będzie technicznym mistrzostwem, ale kto wie? Może dwudziesta już tak? Na szczęście dysleksja nie ma żadnego wpływu na wyobraźnię, która wciąż prowadzi mnie w ciekawe miejsca.

Pani książki powstają przy akompaniamencie muzyki. Jakich utworów słuchała Pani podczas pisania „Szeptuchy”?

– Typowo słowiańskich, by wczuć się w atmosferę mojej powieści. Słuchałam starych utworów Donatana oraz zespołu Żywiołak. Żywiołaka darzę specjalną miłością przez piosenkę „Dybuk” opowiadającą o tym, jak nocą Jaś do Kasi gna, uciekając przed potworem. Ten utwór przed laty pokazał mi mój obecny mąż, a wówczas tylko kolega ze studiów – Janek. Poza tym w końcowym okresie tworzenia „Szeptuchy” towarzyszyła mi obłędna ścieżka dźwiękowa z gry „Wiedźmin 3 Dziki Gon”. Mój mąż siedział przy swoim komputerze, grając, a ja przy swoim, pisząc.

Towarzyszy mi przekonanie, że każdy pisarz przyciąga na ogół jakiś określony typ czytelnika, już to ze względu na tzw. pokrewieństwo duchowe, już to z powodu postrzegania świata. Czy „Szeptucha” adresowana jest do konkretnego czytelnika?

– Na spotkania autorskie przychodzą osoby w różnym wieku i różnej płci. Podobny przekrój fanów obserwuję na swojej stronie Facebookowej. Stąd widzę, że „Szeptucha” jest kierowana do szerokiego grona czytelników. Napisałam tę powieść z kobiecego punktu widzenia, główną bohaterką jest kobieta, jednak to wcale nie definiuje mojego odbiorcy. To powieść dla ludzi z poczuciem humoru, którzy podczas lektury lubią się czasem uśmiechnąć. Dla osób, którzy tak jak ja uważają, że na świecie jest wystarczająco dużo smutku i nie trzeba psuć sobie wieczornego nastroju smutną książką, bądź w zaciszu własnego domu chcą poczuć dreszczyk emocji razem z bohaterami.

Które z ostatnio przeczytanych książek mogłaby Pani polecić czytelniczkom i czytelnikom „Imperium Kobiet”?
– Nałogowo kupuję i czytam książki. Wszystkie jakie tylko wpadną mi w oko! Czasami do decyzji o kupnie jest mnie w stanie przekonać tylko sama okładka. Staram się czytać pozycje ze wszystkich gatunków, by i w swoich powieściach zachowywać różnorodność. W związku z tym pytanie o polecenie książek grozi moim zbytnim rozgadaniem! Skupię się w takim razie na pozycjach, które w ostatnim miesiącu zwróciły moją uwagę. Niedawno przeczytałam powieść Ewy Stachniak „Katarzyna Wielka – gra o władzę”. To bardzo interesująca powieść opisująca życie carycy od momentu jej przeprowadzki z okolic Szczecina do Sankt Petersburga w wieku kilkunastu lat do objęcia władzy. Wszystko oczami jej wiernej służącej. Autorka bazowała na pamiętnikach carycy i wielu biografiach, dodając do powieści obyczajowe „smaczki”. Nie spodziewałam się, że dworskie intrygi aż tak mnie wciągną! Drugą powieścią, którą z czystym sumieniem mogę polecić, jest „Marsjanin” Andy’ego Weira. To opowieść o współczesnym Robinsonie Crusoe, który zamiast na bezludnej wyspie, zostaje sam na powierzchni Marsa. W dzieciństwie kilkanaście razy przeczytałam powieść Daniela Defoe o Robinsonie i zapewne dlatego jestem zachwycona „Marsjaninem”.

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: