Marika Krajniewska: Fajnie mieć poczucie, że twoja praca podoba się innym!

– Osobiście szukam w swoich tekstach pewnych odpowiedzi. A potem czytelnik stawia sobie pewne pytania. Tak to działa, nie odwrotnie. I jeśli zadziała, to opowieść nie idzie na marne, niesie czytelnikowi coś. Tym czymś są emocje, rozrywka, radość, inspiracje. – mówi w rozmowie z Imperium Kobiet Marika Krajniewska, ceniona pisarka, założycielka Fundacji Papierowy Motyl.

 

 

Może zacznijmy tak: na jednym z portali literackich pojawiła się recenzja twojej najnowszej powieści, a w niej takie słowa „najlepsza książka napisana w Polsce”. Duma?

Zaskoczenie, ale duma też, płynnie przechodząca w radość.

Na czym twórcy najbardziej zależy?

Na początku jest chęć wypowiedzi, potem centymetr dalej marzenie, by jego dzieło zostało dobrze przyjęte. Bez tego ani rusz.

Czy u podłoża tego marzenia stoją finanse?

Nie zawsze, choć oczywiście jest to aspekt z tych ważnych. Zwłaszcza w naszym kraju, gdzie zarobki w kulturze są jakie są. Nielicznym wybitnym przedstawicielom dobrze zarabiających na swojej twórczości powinno się wznosić pomniki. Nie żartuję. Ogromnie ich podziwiam, a także ich speców od promocji i reklamy. Proszę mi wierzyć, nie ma w tym ani krzty ironii, sama bym tak chciała.

Jeśli nie finanse, to co?

Poczucie, że twoja praca podoba się innym.

Poklask jednym słowem?

Okropnie brzmi, ale chyba tak. Choć odrobinę zmienię kierunek. Osobiście szukam w swoich tekstach pewnych odpowiedzi. A potem czytelnik stawia sobie pewne pytania. Tak to działa, nie odwrotnie. I jeśli zadziała, to opowieść nie idzie na marne, niesie czytelnikowi coś. Tym czymś są emocje, rozrywka, radość, inspiracje.

A zdarza się, że ktoś dziękuje ci za powieść?

Raczej odwrotnie, dostaję wiadomości, że przeze mnie czytelnicy nie mogą spać, tak bardzo przeżywają opisywane historie, albo nie chcą się oderwać od książki i czytają do końca, nim pójdą spać.

Jak dbać o kulturę, literaturę?

Ach, jakie piękne pytanie. Odpowiedziami można zalać nie jedno polskie miasto, powódź gwarantowana.

Aż tak z nią źle?

Źle nie jest, ale dobrze też nie. Jest trochę byle jak. Choć należy przyznać, że z tendencją ku lepszemu. Chyba nie będę romantyczna i znów wrócę do finansów. Zawód twórca, zwłaszcza słowa pisanego, powinien być lepiej wynagradzany. Skończmy z mitem, że dobry pisarz to nędzarz żyjący w ubóstwie.

A co myślisz o samodzielnym wydawaniu książek?

Świetna sprawa. Bierzesz sprawę w swoje ręce, przy okazji dużo się uczysz. Przedsiębiorczości, nawiązywania kontaktów, nadzorowaniu dużego przedsięwzięcia, stajesz się menadżerem i samemu sobie dziękujesz za sukces, z porażki wyciągasz wnioski i próbujesz jeszcze raz.

Zdarzają się poglądy, że to obciach.

Zdarzają się też niebywałe sukcesy takich przedsięwzięć. Można wyśmiewać, a można działać. Jest wybór. I wolna wola.

Lubisz Elvisa?

Czekałam na to pytanie. Owszem, ale nie aż tak, jak zespół The Beatles. Choć tego drugiego fanką nie jestem, trochę nie to pokolenie, ale w dzieciństwie zetknęłam się z kilkoma szlagierami. Elvisa natomiast podziwiam. Za jego talent i determinację. Barwny ptak na scenie i w duszy chyba też. Bardzo chciałam, by taka postać w jakiś sposób była związana z moją książką.

Stąd Elvis w tytule. Czy pojawia się w treści?

Moje bohaterki często o nim wspominają i planują podróż na jego grób.

Bardzo oszczędnie odpowiadasz…

Nie chciałabym zdradzać fabuły. To zabawna historia.

Dramatyzmu w niej również nie brakuje… Pozostajesz wierna swojemu stylowi, ale postawiłaś po raz pierwszy chyba na tak dużą dawkę humoru. Czy taka będzie już proza Krajniewskiej?

Przez jakiś czas na pewno. Czeka nas ciąg dalszy przygód moich bohaterek, przedstawionych w powieści „Och, Elvis”. Nie pozbawię ich nutek ironii i sarkazmu, pobrzmiewających w ich odpowiedziach.

Bohaterki kolorowe, nie takie młode, o jakich zazwyczaj się czyta w powieściach obyczajowych. Opisałaś seniorki, dlaczego?

Trzy siostrzane dusze po siedemdziesiątce. Szalone, choć schorowane. Stawiające przyjaźń na pierwszym miejscu. Dbające o siebie nawzajem, choć kiedyś były wrogami. Dlaczego seniorki? Bo mają więcej do powiedzenia. I patrzą z zupełnie innej perspektywy. Mają większą moc, a ich przesłanie dociera, nie odbija się echem od pustych ścian. W powieści nie brakuje też młodości. I relacji pomiędzy starym i młodym. Może inaczej, nie brakuje próby zbudowania tej relacji.

Co chcesz przez to powiedzieć?

Że często nawet nie próbujemy nawiązywać relacji młody-stary.  Za rzadko. Za krótko. Zbyt byle jak. Też tak mam. Stąd potrzeba napisania historii z bohaterkami po siedemdziesiątce, ale historii, którą młodzi przeczytają z przyjemnością.

W swoich książkach z reguły wracasz do Rosji. Akcja „Och, Elvis” rozgrywa się w Warszawie.

Owszem, ale wątek petersburski też jest. Pyszki, kawa z wiadra, zima i zaborcza rodzicielska miłość, skrajności – takie typowo rosyjskie. Aczkolwiek to w Warszawie mieszkają bohaterki i bohaterowie powieści, ciekawe czy ktoś z czytelników zlokalizuje plac zabaw, na którym o świcie spotykają się moje seniorki.

Piszesz o tym jak ważna jest miłość, przyjaźń i spełnianie marzeń zanim będzie za późno. Jakie masz jeszcze marzenia na swojej liście do spełnienia?

Częściej pozwalać sobie na radość, zdecydowanie częściej podróżować, zobaczyć film lub serial na podstawie mojej książki, dalej pisać tak, by dostawać recenzje takie jak ta, od której zaczęłyśmy rozmowę.

Rozmawiała: Ilona Adamska

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: