Felieton Elvisa Strzeleckiego
Dobrym przykładem tej tezy jest postrzeganie kobiet poprzez pryzmat ciała. Wygładzone zmarszczki, wydłużone nogi oraz zmniejszony brzuch na okładce kolorowego pisma spędzają sen z powiek niejednej mieszkance Rzeczypospolitej. Skąd bierze się nasz pociąg do ideału? Czy rzeczywiście mężczyźni pragną partnerek z figurami modelek? Na te pytania postaram się odpowiedzieć poniżej.
Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w czasach kultury obrazkowej. Nasz mózg, stosując drogę na skróty, posiłkuje się wszystkim, co pozornie ładne i kolorowe. Taki stan rzeczy wykorzystują m.in. mass media, racząc nas codziennie papką średnio istotnych faktów okraszonych zlepkiem poprawionych komputerowo zdjęć. Patrząc na nie, odnoszę wrażenie, że kobieta przestała być kobietą, a stała się ofiarą Photoshopa. Okazuje się, że nie jestem odosobniony, wszak większość moich znajomych ma podobne odczucia. To samo dotyczy niektórych programów telewizyjnych i pokazów mody, gdzie lansuje się wzorzec piękna przypominający bardziej lalkę niż żywą kobietę. Odpowiedni wzrost, waga, makijaż, a do tego ciało nieskażone czasem. Cud czy może ingerencja specjalistów?
Kult fizycznej młodości lansowany przez lata przyzwyczaił nas do wyobrażenia, że tylko i wyłącznie ludzie młodzi i piękni mają szansę na zrobienie wielkiej kariery. Smutne to, ale niestety prawdziwe. Już nawet małe dziewczynki zamiast bawić się lalkami lub grać w klasy, chodzą z matkami po galeriach handlowych, kupując ubrania i kosmetyki nieadekwatne do swojego wieku. Kilka godzin na siłowni, w klubie fitness, gabinecie kosmetycznym i jesteśmy piękni. Czas mija, mamy już trzydzieści kilka lat, pojawiają się pierwsze zmarszczki, dodatkowe kilogramy i co wtedy? Natury przecież nie da się oszukać.
Antidotum na cielesną skazę zdają się być trenerki-celebrytki, których kosztowne treningi, książki i płyty DVD sprzedają się niczym ciepłe bułeczki w osiedlowej piekarni. Nie mam nic przeciwko, jeśli główną motywacją jest chęć osiągnięcia lepszej sprawności fizycznej. Gorzej jednak, gdy wydajemy kasę tylko po to, aby poprawić swoją ocenę w oczach innych.
Około 2 lat temu natrafiłem na stronę poświęconą krągłej stronie kobiecego piękna. Ogromnie ucieszyło istnienie takiego projektu, bowiem był to znak, że mentalność Polek zaczyna się zmieniać. Kobiety nieprzypominające modelek Victoria’s Secret pokazały, że mogą być seksowne, zyskując tym samym pewność siebie i dając nadzieję innym dziewczynom, które dotychczas katowały się dietami cud i ćwiczeniami, ostatecznie nie osiągając zamierzonego efektu. Mimo licznych głosów oponentów ruch plus size (choć obecnie bliżej mu do normal size) zaczął zyskiwać coraz większą popularność, także pośród krytyków uznających go dotychczas za promujący otyłość i lenistwo. Co ciekawe, nawet niektóre z reprezentantek tego nurtu przyznały się do regularnych wizyt w siłowni, stwierdzając, że „o prawdziwe krągłości też trzeba dbać”.
Pomimo lekkiego postępu nadal spora część kobiet próbuje poprawić swoją urodę, nierzadko korzystając z ingerencji chirurgów plastycznych. Odmładzanie się, odchudzanie, a wszystko tylko po to, by przypodobać się otoczeniu. Błąd, drogie panie, i mówi wam to facet, który z ręką na sercu przyznaje, że cellulit jest o wiele bardziej atrakcyjny niż wszelkiego rodzaju implanty! Brzmi zabawnie?
Być może, ale prawdziwa atrakcyjność ukryta jest w waszych umysłach, a nie w drogich ciuchach czy makijażu. Bardzo często ulegamy presji z zewnątrz, aby wyglądać i zachowywać się jak inni. Powód? Bo tak trzeba, bo to jest modne, bo tylko i wyłącznie wtedy uda nam się poznać kogoś atrakcyjnego. To kolejny błąd, do którego przyzwyczaiło nas życie. Funkcjonując w oparach stereotypów i słuchając tzw. życzliwych, nierzadko popadamy w obłęd, zapominając najzwyczajniej w świecie, że ideały nie istnieją. To my je projektujemy, chcąc pozbyć się własnych kompleksów.
Powinniśmy jednak zrobić rzecz odwrotną – stanąć w lustrze i poszukać przynajmniej kilku cech, które nam się w sobie podobają. Druga sprawa, to znalezienie odwagi na realizowanie własnych marzeń, pasji i pokazanie, że największe piękno kryje się w duszy człowieka. Nawet bowiem lekki tłuszczyk, oczko w rajstopach czy rozmazany makijaż nie odbierze wam uroku osobistego, jeśli tylko same odpuścicie sobie walkę z drobnymi niedoskonałościami, których my faceci zazwyczaj i tak nie dostrzegamy. Dlaczego? Z prostej przyczyny – bo kochamy was takimi, jakie jesteście, bez względu na rozmiary, kolory i nastrój.
P.S. You’re perfectly imperfect, baby and I love it! Niech od dzisiaj będzie to motto każdej z czytelniczek (i nie tylko).
Elvis Strzelecki