“Mówmy prawdę, krzyczmy, jeśli jest taka potrzeba”. Wywiad z Dorotą Gardias inny niż wszystkie

Artystyczny cykl kobiecej fotografii portretowej „Projekt Kobiety” to jedno z tych butikowych, acz jakościowych i wyczekiwanych wydarzeń kulturalnych w roku. Fotograf Maksymilian Ławrynowicz już od 7 lat pokazuje nam różne oblicza kobiecej natury. Po zeszłorocznych „Ikonach” – wystawie opowiadającej o takich legendach jak Marlene Dietrich, Gabrielle Chanel czy Anna German, artysta wraca z nową wystawą. A będzie to wystawa wyjątkowa, bo zatytułowana „Piękna i Bestia”. Niech nie zmyli was jednak bajkowy rodowód nazwy. Jak czytamy w zapowiedzi, projekt opowiada o kobietach okrutnych: „Piękne i zabójcze. Inteligentne i okrutne. Subtelne i przebiegłe. Genialne i bezwzględne.  Za dnia szlachetne, nocą zaś nienasycone i żądne krwi. To bohaterki kolejnej części „Projektu Kobiety” – zapisane w historii świata jako piękne modliszki. Królowe zbrodni, sensualne żmije, które zawsze dostawały to, czego pragnęły. Nawet jeśli ceną były czyjeś życia. I liczba mnoga nie jest tu przypadkiem.”

 

 

 

W projekcie, jak co roku wzięło udział grono polskich gwiazd. Jedną z pań, które przyjęły zaproszenie fotografa jest Dorota Gardias – dziennikarka, prezenterka i nowa muza artysty. Spotkałam się zatem z Dorotą, aby porozmawiać o dualizmie kobiecości, mrokach wojny i pracy nad portretem, na którym wcieliła się w Stephanie Julianne von Hohenlohe – żydowską arystokratkę i… zabójczo skutecznego szpiega nazistów. Materiałowi towarzyszą zaś zdjęcia ekskluzywnie i przedpremierowo udostępnione nam przez Maksymiliana Ławrynowicza – autora cyklu.

Projekt Kobiety to cykl, który fotograf Maksymilian Ławrynowicz realizuje od ponad siedmiu lat. Ty jednak zdecydowałaś się wziąć w nim udział po raz pierwszy. Jak wygląda praca z Maksymilianem?

Współpraca z Maksymilianem była udana, ale to tylko moja zasługa (śmiech). Wiem, wiem… brzmi to kontrowersyjnie, ale już tłumacze o co chodzi! Maksymilian jest artystą, który bardzo dobrze wie czego chce! To pełnowymiarowy autor, twórca. To on ma określoną wizje. Choć przed projektem kompletnie się nie znaliśmy po pierwszym spotkaniu, kiedy zaprosił mnie do projektu wiedziałam, że wchodzę do tej rzeki i płynę z prądem i to jest jedyna opcja. Zaufałam mu i dlatego wyszło jak wyszło. Pomysł był świetny a i jego wcześniejsze prace są absolutnie wyjątkowe. Nie mogłam się nie zgodzić, i to była bardzo dobra współpraca.

„Piękna i Bestia” – tak brzmi tytuł wystawy. Każdy, kto myśli, że to nawiązanie do bajki gorzko się rozczaruje. Wystawa opowiada bowiem o najkrwawszych kobietach w dziejach świata. Jak dałaś się przekonać do tego projektu i dlaczego?

W pierwszej chwili miałam wątpliwości. Bycie utożsamiana z „piękną”, cóż, która z nas tego nie pragnie? Ale na pewno nie chciałam być utożsamiana z „bestią”, złą kobietą. Jednak świat i ludzie tak właśnie często wyglądają. Jak mówi stare powiedzenie – nie wszystko złoto co się świeci. I ta zasada działa zarówno w odniesieniu do kobiet jak i do mężczyzn. Pod pięknymi, długimi rzęsami czy czarującym męskim uśmiechem może kryć się coś toksycznego. Powiem więcej! Często jest to nawet wykorzystywane w perfidnej manipulacji, grze pozorów. Tańcu piękna ze złem. To z resztą robiła moja bohaterka fotografii. Warto na to uważać i warto być ostrożnym, bo kobiety dobrze znają kroki tego tańca! (śmiech).

Jesteś osobą publiczną, która zna się na rzeczy. Wiesz jak chcesz być postrzegana, szanujesz swoją prywatność, masz określony wizerunek medialny, który konsekwentnie pielęgnujesz. Czy nagłe wejście „w buty” kogoś zupełnie innego było dla Ciebie nowym przeżyciem?

Uwielbiam takie wyzwania! Dzięki nim mogę przez chwilę nie tyle „poczuć się” co naprawdę „stać się” aktorką, wczuć się w to… Odegrać przyznaną mi rolę, złapać klimat, który towarzyszy projektowi. Jest to duże przeżycie artystyczne, zarówno jako dla osoby publicznej, ale też dla mnie jako kobiety – po prostu. I muszę powiedzieć, że bardzo przyjemne.

Chyba nawet uzależniające? Mam informację, że Maksymilian zaprosił Cię już do kolejnej odsłony „Projektu Kobiety”. Wiem też, że zaproszenie to przyjęłaś! Zdradzisz coś więcej?

Na pewno znów mocno odbiegniemy od mojego telewizyjnego wizerunku. Tym razem będę kobietą słowiańską, ponieważ Maksymilian kocha te klimaty. Zdradzę tylko tyle, iż wcielę się w jedną z legendarnych kobiet prosto z folkloru i opowieści słowackich. Więcej wyznać nie mogę.

Słowacja? Brzmi intrygująco! Wróćmy jednak do tegorocznej odsłony. I właśnie do zmiany wizerunku. Fotograf namówił Cię nie tylko na całkiem nową, oryginalną sesję, ale również na całkowitą zmianę image. Fryzura w stylu vintage, skórzany kombinezon w formie body inspirowany uniformem oficerskim z czasów II Wojny Światowej. Czy to była dla Ciebie przyjemność czy jednak musiałaś wyjść ze swojej strefy komfortu?

Och zupełnie nie, czułam się w tej stylizacji znakomicie! Z jednej strefy komfortu weszłam w drugą, ale bardziej odważną co dało mi przez moment poczucie nowej wolności. Kostium stworzyła projektantka Iwona Huzior, specjalnie na prośbę Maksymiliana i na potrzeby tego projektu, i jest to prawdziwe dzieło sztuki. Wiem, że ta stylizacja będzie pokazana na wystawie na manekinie. A jeśli chodzi o włosy… zawsze chciałam mieć bardziej gęste, pofalowane i dłuższe, więc czułam się bardzo dobrze. A makijaż! To nie był zwyczajny make-up…  to sztuka, dzieło wizażu. Synergia nowoczesnych trendów i inspiracji głębokim stylem vintage. Ze zlepki tego wszystkiego powstała inna ja i było to świetne uczucie.

Stephanie Von Hohenlohe nazywana była przez Churchilla, kobietą „niebezpieczniejszą niż tysiąc mężczyzn”. Żydówka, arystokratka i jednocześnie – tajna broń nazistów. Jak czułaś się wcielając w tak złożoną i nieoczywistą postać?

Nie ukrywam, że przed sesją bardzo wczytałam się w jej historię i muszę przyznać, że wzbudziła we mnie podziw, ale ten graniczący z lękiem. Myślę, że – jak to w przypadku kobiet – to była bardzo złożona osobowość. Często chciałabym wiedzieć co mają w głowie, co myślą, co czują takie kobiety jak Stephanie. Czy czują strach? Czy wiedzą, że balansują na granicy? Czy mają wyrzuty sumienia? Czy śpią spokojnie w nocy? To jest niezmiernie fascynujące choć też trochę przerażające. Stephanie była chłodna, zimna, przebiegła i szalenie błyskotliwa. Do tego miała niesłychany powab, a sztukę kokieterii ogarnęła do perfekcji. Podczas sesji założyłam jej maskę i starałam się czerpać z tego maksymalnie dużo przyjemności.  Nie zmienia to jednak faktu, że jej złożoność i tajemniczość mnie onieśmiela i wolałabym się mocniej w nią nie zagłębiać, aby się nie utopić. Osobiście jestem osobą empatyczną, pogodną i chyba ciepłą, więc zimne odmęty jej charakteru i mroczna toń jej historii była dla mnie jednorazowym nurkowaniem. Jak nurkowanie z rekinami – ekscytujące i warte przeżycia doświadczenie, ale raczej nie do powtarzania co sobotę (śmiech).

Mroczna toń charakteru… Czy tak nie jest z nami, kobietami generalnie? Że kiedy dotykasz dna, okazuje się, że pod nim jest kolejne? W końcu pierwotnym celem wystawy jest opowiadanie o kobiecej naturze – totalnie. Fotograf od początku twierdzi, że kobiety fascynują go właśnie przez swoje skrajności, głębię i dualizm swojej natury. Czy naprawdę jesteśmy tak tajemnicze, skrajne? Mamy dwa oblicza? A może jest ich więcej?

Myślę, że jest to cecha, którą posiadają zarówno kobiety jak mężczyźni. To dotyczy ludzi generalnie. Dlaczego? Ponieważ mamy emocje, i jak wiemy są one różne. A różne emocje generują różne zachowania. Myślę jednak, że świat emocji i odczuć kobiety różni się od świata emocjonalnego mężczyzn. Dlatego jesteśmy dla nich takie tajemnicze i… pociągające.

Coś w tym jest. Dla przykładu, w swoim ostatnim wywiadzie Maksymilian powiedział, że kobiety „zawsze są bardziej”, że są skłonne zarówno do większego poświęcenia i oddania jak i okrucieństwa aniżeli mężczyźni. Zgadzasz się z nim?

No tak, ale Maksymilian jak by nie patrzeć jest mężczyzną (śmiech). Ja osobiście daleka jestem od stwierdzeń, że jesteśmy „takie” czy „siakie”. Ludzie są różni, niezależnie od płciowości i chyba to sprawia, że nasze interakcje są zawsze takie ekscytujące.

Ta ekscytacja niestety często eskaluje do niepożądanych form…  Na przykład do wojny. Tak się składa, że wystawę od samego początku promuje cytat Szekspira:

W mdłym kwiatku, w ziółku jednym i tym samem

Ma nieraz miejsce jad wespół z balsamem,
Co zmysły razi, i to co im sprzyja,
Bo jego zapach rzeźwi, smak zabija.
Podobnie sprzeczna i w człowieku gości
Dwójca pierwiastków: dobroci i złości;
A kędy górę gorsza weźmie strona,
Tam śmierć przychodzi i roślina kona.

Czy tę wystawę można traktować jako przestrogę? Swoiste przypomnienie, jak bardzo potrafimy zdeformować nasze człowieczeństwo, kiedy trafiamy na sprzyjające temu środowisko jakim jest wojna?

Zdecydowanie tak. Tworząc te zdjęcia rok temu, nie przyszło nam do głowy w jakich okolicznościach będziemy je prezentować po raz pierwszy. I jakiej mocy one nabiorą właśnie teraz. Zdecydowanie tę wystawę powinno się traktować jako przestrogę. Wojna to nie po prostu „okrucieństwo”. Słowo, które można odnieść do nie wiadomo czego. Wojna to czyny. Nieludzkie czyny. To decyzje podejmowane przez człowieka, przez nas samych. Dlatego tak istotna jest rozwaga, informacja i poczucie odpowiedzialności. Fakt, że mamy wpływ na to, co dzieje się z naszym światem. Ale za tą świadomością coś musi płynąc, jakieś konkretne działanie. Choćby w przypadku polityki. Ważne, żeby przed wyborami jednak poznać osoby, które wybieramy, poczytać, posłuchać, poświęcić temu czas, bardziej się zaangażować, wyrobić sobie swoje zdanie a nie wpadać w machinę promocji i reklamy. Nie głosować na logotypy. Te decyzje są przecież ogromnie ważne. Gdybyśmy wkładali więcej jakości w nasze codzienne decyzje w przeszłości, świat byłby lepszym miejscem dzisiaj.

Dogłębne poznanie, świadome decyzje… Czy to dotyczy nas samych? Czy to ważne, aby opowiadać o kobiecości bez lukru? Czy ważnym jest mówienie o naszej sile i emancypacji na równi z naszymi słabościami i – jak w przypadku nowej wystawy – kryjącym się w nas mroku?

O kobiecości bez lukru… ciekawie powiedziane. Rzeczywiście jest tak troszkę przyjęte, że kobieta to archetyp dobroci, łagodności. To kobieta w świadomości ogólnej częściej przystaje na kompromisy, jest łagodna, taka matka-opiekunka itp. Ale prawda jest taka, że bywamy złe, wściekłe. I mamy do tego prawo. Mam wrażenie, że nasz zapalnik działa czasem z opóźnionym zapłonem, co skutkuje tym, że nasze wybuchy są… no cóż, adekwatnie głośniejsze (śmiech). Może faktycznie jak czasem wybuchamy to… jest głośno. Więc fakt, że warto o tym mówić. Nie warto tłumić emocji czy na wszystko się zgadzać. To rodzi frustracje, a te inicjują wybuch. I później jest huk. To reakcja łańcuchowa.

Tobie zdarza się wybuchać? Jak już wspomniałam, jesteś osobą publiczną, a to oznacza, że musisz uważać na to co robisz i mówisz. Jak radzisz sobie z tą „ciemną stroną” swojej duszy? Jak sama stwierdziłaś, każdy z nas miewa gorsze dni, każdego z nas czasem ogarnia gniew. Co wtedy?

Przyznaje, że przez lata go w sobie tłumiłam. Jak wiesz, medialnie jestem raczej powściągliwa. To moja praca, pracuje w telewizji. Widzowie nie mają ochoty oglądać moich humorów. Moim zadaniem jest dostarczyć im informację i odrobinę rozrywki. A ja traktuję prace bardzo profesjonalnie. Co nie zmienia faktu, że prywatnie często czuje złość, gniew czy rozczarowanie i nauczyłam się wyraźnie to komunikować. Dzięki temu wyraźnie zaznaczam swoje granice i nie daje sobie wejść na głowę. A to czyni ze mnie Dorotę, a nie Dorotkę. I bardzo tę Dorotę w sobie lubię.

„Piękna i Bestia” w twoim przypadku to też trochę metafora Twoich ostatnich przeżyć. Przecież to właśnie Ciebie – bez wątpienia „piękną”, zaatakowała „bestia” naszych czasów – nowotwór. Jak walka z choroba zmieniła Ciebie jako kobietę? Przewartościowałaś pewne rzeczy? Czy są jakieś aspekty, którymi kiedyś się przejmowałaś a które dzisiaj wydają się błahe, nieważne?

Często słyszę tego typu pytania i równie często spotykam się z zaskoczeniem, kiedy na nie odpowiadam. Tak się bowiem składa, że we mnie… nic się nie zmieniło. Od zawsze pielęgnuję życie, moje relacje, doceniam to co mam i staram się nie narzekać, bo czegoś mi brakuje. Na pewno poza globalnym oglądem na moje życie, zaczęłam w równej mierze doceniać chwile i się nimi bardziej świadomie delektować. Mam w sobie bardzo dużo optymizmu i wdzięczności, że mogę tu być, żyć po prostu. I nie zamierzam zmarnować żadnej chwili. Dopóki będę zdrowa – mogę wszystko. To jest bardzo banalna, ale najprawdziwsza z prawd.

Na wystawie obok Ciebie zobaczymy między innymi twarz wystawy – Anitę Sokołowską, ale też Barbarę Kurdej-Szatan, Olgę Szamańską, Natalię Klimas, Maję Hyży, Katarzynę Herman czy Annę Karczmarczyk. Jak czujesz się w takim kobiecym, silnym towarzystwie?

Są w tym gronie kobiety, które bardzo cenie i szanuje. Jest to dla mnie zaszczyt być w takim towarzystwie. To naprawdę wyjątkowe persony: działaczki, obrończynie praw, kobiety silne które nie boja się mówić! Milczenie to w pewnym sensie zgoda, a na pewne rzeczy zgody nie ma. Gdyby wielcy tego świata mieli choć połowę odwagi do nazywania rzeczy po imieniu co moje wystawowe towarzyszki… no cóż. Może w ogóle nie byłoby żadnej wojny? Mówmy więc prawdę, a nawet krzyczmy, jeśli jest taka potrzeba.

Ostatnie pytanie – kiedy i gdzie można będzie zobaczyć zdjęcia?

Wystawa rusza 6 kwietnia i będzie można ja zobaczyć w warszawskiej Hali Koszyki na poziomie +1 – tak polecił mi wyrecytować Maksymilian (śmiech). W Hali zostanie równo miesiąc a później rusza w tournée po Polsce. Także zapraszamy serdecznie!

Rozmawiała Mademoiselle de Chaos.

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: