Bovska to artystka myśląca o muzyce wizualnie. Silny imperatyw plastyczny pozwala jej na tworzenie muzyki, która w bardzo specyficzny sposób łączy się z obrazami – wystarczy przyjrzeć się jej teledyskom. Nam opowiedziała o kulisach nagrywania ostatniej płyty „Pysk” o balansie między różnymi dyscyplinami sztuki i o najbliższych planach.
MM: Gdy otworzyłem pudełko z Twoją płytą „Pysk”, zauważyłem, że ono skrzypi. Wydało mi się to takim dodatkowym walorem w świecie zdominowanym przez dystrybucję cyfrową.
Bovska: (śmiech) Tak, rzeczywiście, w środku znajduje się pop-up, czyli wystający papierowy kształt, który rozkłada się wraz z otwarciem pudełka. Jest nim graficzna kolorowa głowa geparda. Stąd też dodatkowe efekty dźwiękowe w postaci skrzypiącego papieru. W ogóle forma opakowania papierowego jest dość oldschoolowa. Natomiast z drugiej strony fajne jest to, że można ją przekazać również w świecie cyfrowym, w dowolnej formie, np. filmując na Instastory, bo istotny jest aspekt wizualny. Jestem przekonana, że papierowy świat wydawniczy nie zginie. Przetrwają edycje wyjątkowe. Dlatego ja staram się dbać o swoje projekty i nadawać im niepowtarzalny charakter.
MM: Po otwarciu objawia nam się głowa geparda, który pojawia się w tekście, a także w teledysku do utworu „Cyrk”. To jakiś symbol?
Bovska: Szukałam graficznego symbolu dla tej płyty. I od tego geparda się to zaczęło. Kiedy napisałam „Cyrk”, ten obraz do mnie przyszedł. To miało miejsce mniej więcej w połowie tworzenia materiału na tę płytę. Praca nad jej wizualną stroną albumu jest wbrew pozorom bardzo żmudna. Na początku polega na wymyślaniu konceptu, co w moim przypadku trwa bardzo długo. Wiem jednak, że ten proces jest potrzebny, natomiast niezbędna jest mi do tego przynajmniej połowa muzyki i tekstów, żeby zobaczyć szerszy kontekst w kontekście całego materiału muzycznego. Gdy powstał „Cyrk” zaczęłam od razu realizować w pełni cały pomysł właśnie od strony wizualnej. To było mniej więcej w połowie pracy nad płytą.
MM: Skoro myślisz obrazami, to podejrzewam, że do każdego utworu z płyty masz już wizję potencjalnego teledysku. Do tej pory pojawiły się dwa – do wspomnianego „Cyrku” oraz do „Haju”.
Bovska: Teraz staram się zrobić dwa kolejne do „Pysku” i do „Weka”. Do tego drugiego jest już napisany scenariusz, który jest autorstwa mojego przyjaciela. Wymyślił go, biegając i jednocześnie słuchając tej piosenki. Nawiązuje do bardzo konkretnych przedmiotów i świata, stąd duże pole do manewrów wizualnych. Produkcja jednak jest dość skomplikowana, więc szukam środków, by móc tę wizję zrealizować.
MM: Wydaje mi się, że ta płyta opowiada o człowieku rzuconym we współczesny świat, który próbuje odnaleźć się wśród różnych bodźców, doznań i technologii.
Bovska: Nie zakładałam konceptualnej formy tej płyty jeśli chodzi o jej warstwę liryczną. Początkowe założenia nie dotyczyły treści, a raczej brzmienia, nad którym pracowaliśmy z Janem Smoczyńskim. To o czym są piosenki wynika raczej z moich codziennych doświadczeń, które spotykają mnie, bądź moich bliskich. Inspirują mnie obrazy złapane w kadr aparatu, filmy, historie, chwile i przeżycia. Bardzo twórczo wpływają na mnie również podróże. Ale chyba najbardziej moje własne relacje z ludźmi. Piosenki to filtr na rzeczywistość. Pomagają jakoś rozumieć świat mi samej.
MM: Z drugiej strony wydaje mi się, że ta płyta jest deklaracją miłości. W większości tekstów pojawia się to wyznanie, a zwłaszcza w „Haju”.
Bovska: Tak, „Haj” został napisany w wakacje i powstał pod wpływem wielu koncertów, które zagraliśmy, takiego oswojenia się ze sceną i materią występów na żywo. Miałam ogromną potrzebę napisania czegoś super pozytywnego, bo taka energia mnie wypełniała. Chciałam, żeby było w nim czuć taki dreszcz, jaki odczuwamy, gdy jesteśmy zakochani i chce nam się krzyczeć z radości. To samo czuję, gdy śpiewam ten utwór na żywo.
MM: Udało Ci się już zbalansować sztuki wizualne, którymi się zajmujesz i muzykę, która – z tego co wiem – głównie Cię teraz pochłania?
Bovska: Ciężko to zbalansować. Natomiast mogę przyznać, że jestem usatysfakcjonowana w znacznym stopniu. Wciąż mam poczucie, że jestem na początku mojej drogi i wiele jeszcze zostało do zrobienia. Nie wiem co będzie dalej, ale to właśnie jest najbardziej ekscytujące. Czuję, że jestem w odpowiednim miejscu, ale to nie wszystko, co mam do powiedzenia. Idea łączenia obu dziedzin jest jakimś nieustannym zmaganiem. Rzeczywiście jestem teraz dużo bardziej zaangażowana w muzykę w sensie zawodowym, ponieważ zajmuje ona większość mojego czasu. Natomiast nadal cały czas rysuję, bo wciąż jest to dla mnie naturalna forma komunikacji. I wbrew pozorom łatwiej mi jest rysować, nawet mimochodem, niż pisać piosenki. Chodzi o to, że otacza nas hałas, a w warunkach głośnych ciężko się tworzy muzykę. Muszę się wyłączyć lub też być w podróży, żeby móc pisać piosenki, natomiast ten hałas zupełnie nie przeszkadza mi w rysowaniu. Także wszystko się jakoś naturalnie dopełnia.
MM: To ciekawe, bo w utworze „Lubię” deklarujesz, że lubisz jednak ten świat.
Bovska: Zdecydowanie. Jestem częścią miejskiej dżungli. Ten świat jest bardzo uzależniający i w nim czuje się jak w domu. Piosenka „Lubię” jest pewną emanacją tego faktu. Czasem mi to przeszkadza, bo bywa, że nie mam gdzie uciec. W bałaganie ulic można się zgubić, natomiast gdy wyjeżdżam do jakiegoś miejsca, gdzie jest oddech, to nic mi nie przeszkadza. Tak było w tym roku, gdy przez półtora miesiąca z przerwami byłam nad morzem. Gdy już tam byłam nic mnie nie rozpraszało, w związku z tym pracowałam więcej i intensywniej. Przeraża mnie jednak brak zasięgu telefonu. Dzień, dwa takiego odcięcia jest w porządku, ale dłużej już nie. Póki co, nie mam jednak od czego uciekać, bo lubię swoje życie.
MM: A skąd ten remiks „Kaktusa” autorstwa Foxa na końcu płyty? Nie podobała Ci się wersja pierwotna?
Bovska: (śmiech) Byłam po prostu ciekawa, jak zabrzmiałby inny aranż utworu. Chciałam aby utwór zremiksowany miał klubowy charakter i ostrzejsze brzmienie. Jestem wielką fanką Foxa i nie bez powodu go wybrałam. Podoba mi się jego minimalistyczne podejście. Cieszyłam się, że zgodził się na współpracę. Jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego.
MM: Będzie można Cię jeszcze gdzieś zobaczyć na żywo?
Bovska: 11 listopada gramy w ramach Europejskich Targów Muzycznych „Co Jest Grane?”, 17 listopada w Centrum Kultury w Wadowicach, 18 listopada w Słubicach w Ośrodku Kultury, a dzień później w łodzkiej „Wytwórni”. Zaś 8 grudnia zagramy w krakowskim klubie „Studio”.
Rozmawiał: Maciej Majewski
POLECAMY: