Anna Kulawik: Staram się być mamą empatyczną

– Staram się być mamą empatyczną, przywiązuję dużą wagę do emocji, ale też wyznaczam granice i uczę, że ja też jestem odrębną jednostką, która musi zadbać o siebie, o swój spokój, rozwój – mówi Anna Kulawik, z wykształcenia marketerka, z pasji blogerka, zawodowo założycielka i właścicielka marki Soxy. Autorka bajki dla dzieci „Henio, Basia i Gucio oswajają złość”. Prywatnie żona Jurka i mama Henia, Basi i Gucia. Miłośniczka kolorowych ciuchów, podróży kulinarnych i pisania.

 

 

 

 

Angelika Łuszcz: Od jak dawna prowadzisz profil na Instagramie? Czy od samego początku jego charakter był jasno określony?

Anna Kulawik: Pierwsze posty powstały, kiedy byłam w ciąży z Heniem, czyli ponad 5 lat temu. Pierwotnie profil był kontem prywatnym, a obserwujący to byli moi znajomi. Jednocześnie na Facebooku prowadziłam Fanpage Matka Nieboska i w zasadzie wszystko zaczęło się od artykułu, który napisałam na temat dzieci i zwierząt. Liczba udostępnień, polubień i komentarzy była absurdalnie wysoka. Wówczas zaprosiłam też użytkowników Facebooka na mój profil na Instagramie. I tak się zaczęło.

Angelika Łuszcz: Niedawno wróciłaś do aktywności zawodowej. Co miało największy wpływ na Twoją decyzję i jakie emocje temu towarzyszyły?

Anna Kulawik: Lubię działać w oparciu o harmonogram. Zanim zaczęłam być mamą, byłam bardzo aktywna zawodowo. Pracowałam jako dziennikarka, PR-owiec, współtworzyłam agencję marketingową, pracowałam w dziale reklamy portalu nasza-klasa.pl. Sporo tego było. Później, rok przed zajściem w ciążę, zaangażowałam się w projekt soxy.pl – założyłam brand modowy, skarpetkowy. Już w trakcie pierwszej ciąży wykupiłam spółkę i stałam się jedyną właścicielką. Niestety, życie zweryfikowało moje plany. Nie potrafiłam zaangażować się w prowadzenie firmy tak, jak chciałam. Byłam sfrustrowana. Podjęłam decyzję, że Soxy to będzie minimum z minimum, byle marka przetrwała. Skupiłam się na dzieciach. Od początku plan był taki, że jeśli się uda, będzie trójka, rok po roku. Udało się. Kiedy w maju 2021 urodziłam Gucia, wiedziałam, że od stycznia zacznę wracać do życia zawodowego. Tak tez uczyniłam. Dodatkowo, po 5 latach i ja się zmieniłam. Musiałam przemodelować biznes. Stworzyłam linię produktów dla dzieci, skarpetek testowanych na własnych maluchach. Wróciłam też do pisania. Tak powstała pierwsza część bajki Henio, Basia i Gucio... Czułam, że jest to spójne ze mną, że całość moich działań jest taka, jak powinna, że jestem we właściwym miejscu, że to mój czas.

Angelika Łuszcz: Czy po powrocie do obowiązków masz wrażenie, że Twoje podejście do dzieci, domowników uległo zmianie?

Anna Kulawik: Nie. Tutaj nie było przypadków. Mam ten komfort, że na co dzień pracuje u nas niania. Nawet kiedy byłam w domu, to miałam czas na pracę. Oczywiście nie była to praca w trybie ośmiogodzinnym. Czasami czułam napięcie, bo pakowałam paczki z Guciem przy piersi. Ale cały czas powtarzałam sobie: to minie. Długo też planowałam wynajęcie biura. Termin nie był przypadkowy; czekałam, aż Gustaw będzie miał 8-9 miesięcy, abym mogła wyjść na dłużej, bez konieczności karmienia. Ostatnia latorośl jest bezbutelkowa i bezsmoczkowa, przez co i bardziej wymagająca. Mimo tych trudności udało się. Rozszerzanie diety poszło sprawie, a ja zyskałam ekstra godziny na pracę zawodową. Myślę, że moje wyjście z domu – paradoksalnie – przybliżyło mnie do dzieci. Odeszła frustracja, napięcie. Zyskałam większy spokój.

Angelika Łuszcz: Jak godzisz obowiązki domowo-rodzinne z aktywnością zawodową i czy masz jakieś swoje patenty na lepszą organizację codzienności?

Anna Kulawik: U nas w domu nie ma podziału na damskie i męskie. Wychowałam się w rodzinie, gdzie oboje rodziców pracowało i dzieliło się obowiązkami tak samo. Mama była pielęgniarką, tato policjantem. Mama więcej gotowała, tato więcej ogarniał przestrzeń. Podobnie jest u nas, ja więcej gotuję, mój mąż pilnuje, żebyśmy nie zginęli w chaosie. Mimo że jego firma jest ogromna, mimo że zarabia znacznie więcej, zawsze powtarzałam, że to nie znaczy, że jego praca jest ważniejsza. Mój mąż jest feministą. Rozumie i wspiera moją potrzebę rozwoju. Kibicuje mi.  Starsze dzieci chodzą do przedszkola, Gustaw jest z Nianią. Mamy też pomoc domową, dziadków. Bez tego nie mogłabym wrócić do pracy. Jestem świadoma mojego uprzywilejowania. Nie oznacza to jednak, że jest zawsze łatwo i przyjemnie. Taki model wymaga mnóstwa pracy, zaangażowania i odpowiedzialności. Zatrudniamy ludzi po to, by móc zarabiać, rozwijać się, mieć komfortowe i bezpieczne życie, by zaplanować przyszłość. Dziś nauczyłam się odpoczywać i pozwalać innym robić pewne rzeczy. Zrozumiałam, że cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych. Nie muszę być najlepsza we wszystkim. Ale, żeby dobrze wychować dzieci, muszę być szczęśliwa i umieć zapełniać swoje kubeczki potrzeb. Każdy dzień to właśnie taka praca nas sobą, by być dobrym wzorem dla dzieci.

Angelika Łuszcz: Co poradziłabyś mamom, które zwyczajnie boją się rozstania z dzieckiem/dziećmi i powrotu do pracy?

Anna Kulawik: Kiedy urodziłam Henia, moja babcia powiedziała mi ważne słowa: pamiętaj, że dziecko jest z Wami na chwilę, a z mężem jesteście razem na całe życie. Poświęcaj dzieciom czas, ale nie siebie. To pomogło mi zmienić perspektywę. Dużo dała mi też terapia, pozwoliła pozbyć się poczucia winy. Nauczyłam się, że dziecko jest odrębną jednostką. Że przyjdzie taki moment, kiedy wyfrunie. Moją rolą jest stworzenie zdrowej relacji, która będzie wspierać dziecko w samodzielności, a nie osaczać i wywoływać poczucie winy. Zawsze powtarzam, że nie wychowuję sobie opiekunów na starość. Nie po to mam dzieci, by ktoś mi podał przysłowiową szklankę wody. Nie chcę, żeby dzieci żyły w poczuciu, że są mi coś winne, że muszę teraz odpłacić mi za opiekę. Takie egoistyczne podejście do macierzyństwa jest mi obce. Chcę wychować samodzielnych, odważnych, wrażliwych i ciekawych świata ludzi. Chcę ich wychować tak, żeby czuli radość i chęć odwiedzania nas, a nie robili to z poczucia obowiązku, bo wypada. Staram się być mamą empatyczną, przywiązuję dużą wagę do emocji, ale też wyznaczam granice i uczę, że ja też jestem odrębną jednostką, która musi zadbać o siebie, o swój spokój, rozwój. Wierzę, że taki wzorzec mamy, da im więcej, że codziennie obserwowanie smutnej, sfrustrowanej kobiety, która zrezygnowała z siebie dla innych. Uczę ich kochać siebie.

Angelika Łuszcz: Co to znaczy być – Twoim zdaniem – spełnioną matką i spełnioną kobietą?

Anna Kulawik: Myślę sobie, że trzeba mówić o sobie, jako o kobiecie po prostu. Jestem spełnioną kobietą, bo: kocham siebie, bo akceptuję siebie, bo jestem w szczęśliwym związku, bo mam cudowne dzieci. Każda z tych ról wymaga codziennej pracy. Nic nie jest nam dane raz na zawsze. Podobnie, jak o zdrowie, każdego dnia, sumą maleńkich czynów, gestów i słów, musimy dbać o relacje. Bycie spełnioną oznacza życie w zgodzie ze sobą, swoimi przekonaniami i potrzebami. Po swojemu. Należy jednak pamiętać, że każda z nas ten wierzchołek spełnienia będzie miała a innym miejscu. Dla jednej będzie to dom i rodzina – i to też jest ok. Dla innej, życie z partnerem, rozwój zawodowy i bezdzietność – to też jest w porządku. Jeszcze dla innej – życie wolnego ptaka, bez zobowiązań. I to też jest spełnienie. Bo spełnienie to szczęśliwe życie według własnych zasad i potrzeb.

Angelika Łuszcz: Nad jakimi projektami obecnie pracujesz? Czy przed Tobą w najbliższym czasie stoją jakieś nowe wyzwania zawodowe, projektowe?

Anna Kulawik: Przede wszystkim reanimuję Soxy po 5 latach letargu. Chciałabym poszerzyć asortyment dziecięcy o kolejne produkty. Chciałabym również kontynuować serię Henio, Basia i Gucio i napisać kolejne części, w których pokażę nasze życie i podejście do rodzicielstwa i wychowywania dzieci z emocjami w tle.

Fot. Archiwum prywatne Anny Kulawik

 

 

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: