Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni

Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni
1

Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni
2

Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni
3

Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni
4

Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni
5

Paweł Deląg: Związek to spotkanie dwóch pełni
6

Kiedy zobaczyłyśmy w redakcji pierwsze zdjęcia z sesji, efekt wywołał nieukrywany zachwyt. „Jak wino!” – mówiły redaktorki. Zgodnie stwierdziłyśmy, że to zdecydowanie nasz najprzystojniejszy aktor. Paweł Deląg.

 

Dlaczego go tak mało w kraju? Jak ważne są kobiety w jego życiu? Co go wzrusza? Po raz pierwszy w tak szczerej rozmowie dla Czytelniczek IK w rozmowie z Agnieszką Żukowską.

Rok 1992 „Śmierć w płytkiej wodzie” to Twój debiut filmowy, pierwsze wejście na plan, pierwszy kontakt z kamerą i od razu główna rola. W tym samym roku równie ważne dla Ciebie przedstawienie dyplomowe w reżyserii Krystiana Lupy „Maciej Korbowa i Bellatrix” Witkacego, którym wracasz dzisiaj po 20 latach na teatralne deski. Dalej Janda, Spielberg, wszystkie kultowe komedie, filmy akcji. Złote lata 90. Nie kojarzę innych nazwisk z Twojego roku. Prawie 100 ról na Twoim koncie. Jak to się stało, że dzisiaj jesteś aktorem eksportowym?

– Bo niepotrzebny jestem…

Połowa z Twoich ról to praca poza granicami kraju.

– Tak, i najczęściej to filmy gatunkowe: historyczne, kino akcji, kryminały, SF, romanse…

Trudno budować relacje z ludźmi, z partnerem, kiedy się żyje na walizkach, prawda? Czy to jest w ogóle możliwe?
– Moim zdaniem niemożliwe. Jeśli chce się zbudować związek, potrzebna jest obecność. Potrzebny jest czas, który trzeba dać swojej ukochanej, rodzinie, dzieciom, swoim bliskim czy przyjaciołom. Dlatego mi te więzi bardzo często się „szarpały”. W tej chwili wszyscy moi bliscy, którzy są ze mną, tego się nauczyli. Wszyscy się tego wspólnie nauczyliśmy, dlatego dziś nasze relacje są głębsze, mądrzejsze emocjonalne – to nasze miłowanie się nawzajem jest autentyczne i prawdziwe. Ale ta moja nieobecność bardzo często łączy się z samotnością. Z hotelem, z podróżą, z byciem na planie zdjęciowym. Mam poczucie wyobcowania. Ludzie tak naprawdę nie wiedzą do końca, czy już jestem, czy wróciłem, czy znowu jestem tam…

Jakąś cenę musisz zapłacić za to bycie obywatelem świata…
– To nie jest fajne. Jestem zwierzęciem stadnym. Lubię od czasu do czasu spakować walizki i pojechać, żeby robić swoje, ale muszę mieć do kogo wrócić. Ideałem byłoby, gdyby to Warszawa była moim domem, moim miejscem pracy, bo tu jest moja rodzina. Ale z drugiej strony właśnie ta moja Warszawa nie pozwala mi rozwinąć skrzydeł z oczywistych powodów: producenci pracują ciągle na tych samych nazwiskach, nie lubią eksperymentów albo nie potrafią szukać nowych, a rynek europejski jest szeroki i otwarty na biznes. Warunek jest tylko jeden – trzeba bardzo dobrze znać język.

Ile znasz języków? W ilu językach grałeś?

– Znam trzy: francuski, angielski i rosyjski. Musiałem grać jeszcze po niemiecku, łacinie i po grecku. To była przygoda. Zresztą zakochałem się w łacinie, to jak najpiękniejsza partytura, ma swój rytm, dźwięk. Wspaniała. Języki są kluczem – dlatego Europa. Mam swojego agenta w Niemczech, we Francji, w Moskwie, oczywiście w Polsce. Najwięcej pracy ma mój agent we Francji i Rosji.

Wróćmy jeszcze do rodzinnego kraju, do Twojego domu. Było w nim pełno kobiet, prawda? Mama, siostra, ciocia…
– No tak, kiedy odszedł ojciec, miałem 15 lat. W domu rzeczywiście były same kobiety. Moja mama jest takim człowiekiem, który wyjmie nerkę i odda dziecku. I to nie jest głupia, ślepa miłość, to jest miłość, która absolutnie wierzy w to, że dzieci mogą wszystko, że są warte wszystkiego. I to jest podstawowa lekcja, którą odebrałem od mamy. Dziecko musi po prostu czuć, że jest kochane.

Czego jeszcze nauczyłeś się od swoich kobiet, wiesz, co jest najważniejsze w relacji mężczyzna–kobieta?
– Świadomość. Ludzie spotykają się na podobnym poziomie świadomości i mądrości. Najpiękniejszym doświadczeniem jest, kiedy po drugiej stronie widzisz w dorosłym człowieku dziecko. I docierasz do jego wewnętrznego dziecka. Taki związek rokuje moim zdaniem duże nadzieje. Dziecko umie kochać, ufa, dziecko jest sprawiedliwe, jest uczciwe. Dziecko też jest bardzo egoistyczne, ale mówię o tym w znaczeniu symbolicznym. Kiedy więc moje wewnętrzne dziecko podaje rękę dziewczynce, która jest w ciele dorosłej kobiety i widzi podobnie, zaczyna się piękne spotkanie. Bo widzisz, mi się w ogóle wydaje, że związek nie jest spotkaniem dwóch połówek, tylko dwóch pełni. To nie jest tak, że będę pełny, kiedy spotkam swoją część. Będę cały wtedy, kiedy spotkają się dwie pełnie. Wtedy jest szansa na dobry związek i na jedną magiczną rzecz, która nazywa się tęsknota. Jak jest tęsknota, to na pewno jest miłość. Dlatego moje wyjazdy, to życie między samolotami, hotelem a planem jest strasznie ubogie. Jest jakimś „matrixem”, gdzie muszę stosować tysiące różnych sztuczek, które by mnie chroniły. A nie chronią.

Jeszcze nie chronią? Nie przyzwyczaiłeś się?
– No właśnie nie! Wyobraź sobie żołnierza, który idzie na zmianę, wraca po 5 miesiącach. A ja jestem na takiej zmianie od 22 lat.

I o tym właśnie mówię. Od 22 lat jedyną stałą rzeczą w Twoim życiu są wyjazdy, można zatem wyposażyć się w jakieś mechanizmy obronne… Wyjeżdżasz i wracasz.
– No tak. I dlatego mam teraz taką nadzieję, że moja partnerka będzie w stanie zrozumieć tę potrzebę. Bo przecież spotykamy się, żeby zaspakajać swoje potrzeby. To piękne, kiedy partner umożliwia nam ich realizację. Nie ma nic gorszego, kiedy tak się nie dzieje.

A jak te potrzeby są różne?
– To na spotkanie im wychodzi miłość. Bo to nie znaczy, że taka sytuacja musi oznaczać konflikt. Jesteśmy razem po to, żeby się czegoś nauczyć od siebie. Po to się spotykamy, żeby było nam dobrze. Każdy z nas chce w życiu czuć się szczęśliwy. Każdy z nas chciałby mieć poczucie wewnętrznej harmonii. Wszystko, co robimy w naszym życiu, powinno służyć temu, żebyśmy byli zgodni sami ze sobą, z naszym wewnętrznym kodem, przykazaniem, przymierzem z Panem Bogiem. Znaczy to, że gdzieś tam jesteśmy bardzo egoistyczni, prawda? I to moim zdaniem jest bardzo OK. Ktoś powiedział mi, że jeśli czujesz, że pod szyją uwiera cię jakaś agrafka, to uciekaj. Popełniałem często błąd, chciałem koniecznie coś z tą agrafką zrobić, myślałem, że mam jakąś misję do spełnienia… Dzisiaj wiem, że to tak nie powinno działać.

To jaki jesteś, kiedy kochasz?
– Na 100 procent. Na full. Prawdziwy, spontaniczny, kretyn, wariat, mądry, fajny, seksowny, troskliwy, wyrozumiały, monogamiczny. I strasznie się wzruszam. Dzisiaj mam na szczęście takie poczucie, że nic nie robię wbrew sobie. I czasem nie wiem, czy to jest dobre dla mnie tak do końca, ale nie muszę z kolei siebie do niczego przekonywać.

Jesteś szczęśliwy teraz?
– Bywam. Tak wiele rzeczy od nas zależy. No może oprócz tego, żeby ktoś nas kochał. To sprawa fundamentalna. No i nie zawrócimy też dziecka w połowie drogi, jeśli już ruszy do celu. Reszta zależy tylko od nas.

A skąd u Ciebie taka miłość do zwierząt? Nie w znaczeniu, że się temu dziwię, ale to dzisiaj nie jest takie oczywiste dla wszystkich.
– Odkąd pamiętam, w moim domu zawsze były zwierzęta. A skąd to przywiązanie? Zwierzęta mnie nieustannie zachwycają swoją uczciwością, prostotą, swoją prawdziwością. Uważam, że pies to mój towarzysz. Neo teraz jeździ na wózku inwalidzkim, sika i robi kupy pod siebie, a ja jestem jego opiekunem. Muszę go umyć, posprzątać. I to robię. To jest mój przyjaciel. Na to się kiedyś umówiliśmy. Zresztą zawsze miałem poczucie, że w życiu towarzyszą mi totemy zwierzęce: pies, koń i delfin. To moje archetypy. Tak o sobie myślę.

Widzę, że wracasz już na dłużej, prawda? Przed Tobą próby do kolejnego spektaklu. W maju zobaczymy Cię w roli samego Richarda Burtona w spektaklu „Być jak Liz Taylor”. Jesienią szykujesz kolejny. Po co Ci teatr?
– Dla mnie zawsze bycie na scenie było intelektualną i duchową przygodą. Pewnego rodzaju medytacją, lepszym dostępem do siebie. Mam taką nadzieję, że lepszym. W teatrze człowiek się uczy, rozwija, a kino jest rabunkowe, trzeba przynosić. Teatr daje.

Bardzo dziękuję Ci za spotkanie i rozmowę.

Rozmawiała: Agnieszka Żukowska
fot. Dorota Czoch

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: