Suzia, czyli Zuza Kłosińska, to młoda i ambitna wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka, która aktywnie działa od 2012 roku. Brała udział w tworzeniu koncertów finałowych festiwalu FAMA w latach 2013-2016. We współpracy z Michałem Wrzosińskim stworzyła debiutancką ep-kę “Nie dzieje się nic”. W pisaniu piosenek inspiruje się swoimi doświadczeniami oraz historiami z najbliższego otoczenia. Jej dewizą jest bycie szczerą zarówno na scenie, jak i w życiu. Swój styl muzyczny ukształtowała słuchając takich artystów jak: Wallis Bird, Melody Gardot, Jeff Buckley, Matt Corby, Sting, Fink czy Paolo Nutini. Poza projektem autorskim udziela się także w zespole Kasi Lins, gdzie gra na gitarze elektrycznej oraz śpiewa. Nam opowiedziała o kulisach powstawania swojego debiutanckiego wydawnictwa.
MM: Inspiruje Cię Winona Ryder?
SK: Jeśli już, to z jej najlepszych lat grunge’owych. Czyli bardziej z „Orbitowania bez cukru” i „Przerwanej lekcji muzyki”
MM: Na twojej ep-ce „Nie dzieje się nic” słychać głównie brzmienie gitary akustycznej.
SK: Tak, to moja domena. Gitara podkładowa elektro-akustyczna od wielu lat służy mi jako instrument do tworzenia muzyki. I na tym właśnie opieram komponowanie piosenek – na gitarze i wokalu.
MM: Solówki gitarowe też są twojego autorstwa?
SK: Niestety nie (śmiech). Chciałabym oczywiście powiedzieć, że jestem tak znakomitą gitarzystką, ale dopiero od roku uczę się grać na gitarze elektrycznej. Granie w zespole Kasi Lins, sprowokowało mnie to do nauki gry na ‘elektryku’. Natomiast solówki na mojej ep-ce zagrał Mikołaj Piechocki.
MM: A kto zaśpiewał oprócz Ciebie?
SK: Natalia Wójcik, czyli Zagi, Magda Ruta oraz Michał Wrzosiński. Uprzedzam też pytanie o partie skrzypcowe – te zagrała Magdalena Laskowska.
MM: No właśnie, bo brzmią one bardzo w stylu country…
SK: Bo o takie partie ją prosiłam. Zależało mi na tym, żeby dzięki skrzypcom te kompozycje nabrały folkowego sznytu. Wszystkie nagrania zarejestrowaliśmy u Michała Wrzosińskiego w mieszkaniu. Ich rejestracja rozciągnęła się w czasie, bo zaczęliśmy jeszcze w 2016 roku, by skończyć pod koniec ubiegłego.
MM: Tytuł kojarzy mi się z płytą Grzegorza Turnaua – „Naprawdę nie dzieje się nic”. Zaś w utworze tytułowym pada przekleństwo. Myślisz, że ludzie zwrócą na to uwagę?
SK: Tak, już jest mi to wypominane (śmiech). Natomiast wychodzę z założenia, że nie ma czegoś takiego, jak monopol na słowa. Pisząc więc ten utwór, nie sugerowałam się Grzegorzem Turnauem.
MM: Mimo, że ep-ka nie jest zbyt długa, mam wrażenie, że stanowi pewien koncept, w którym się rozliczasz w pewien sposób. Utwory „Mandale” i „Wynocha” stanowią klamrę.
SK: Troszkę tak. Na pewno kolejność utworów jest zamierzona. „Mandale” zaczęły się od samego słowa i jego znaczenia w kulturze wschodniej. Wychodzę z założenia, że w życiu nic do końca nie jest stałe i dane na zawsze. Warto się przyzwyczaić do tej idei już w młodym wieku, bo wtedy łatwiej się funkcjonuje w życiu, a trudniej gniewa na przeciwności losu. Pomyślałam sobie jednak, żeby wokół tego egzotycznie brzmiącego słowa zbudować cały tekst.
MM: Udało Ci się. Spolszczyłaś je tak bardzo, że stopiło się z tym tekstem do tego stopnia, że w ogóle nie słychać, by pochodziło z obcego języka i odmiennej kultury.
SK: I takie było poniekąd założenie. Chciałam, żeby to słowo się zmieszało z resztą tekstu. Tak, by ludzie myśleli, że wiedzą, o co chodzi, a z drugiej strony, chcieli sprawdzić, skąd pochodzi.
MM: A muzycznie?
SK: Punktem wyjścia była oczywiście wokal i gitara – bardzo rytmiczna i dynamiczna. Przez długi czas Michał namawiał mnie, bym zrezygnowała z gitary na rzecz innych instrumentów w tym numerze. Odmówiłam, bo jako zodiakalny Skorpion jestem bardzo uparta. Zastanawialiśmy się, co dokooptować do tego brzmienia, by nie zabić wokalu i tekstu, a jednocześnie urozmaicić warstwę muzyczną. Najpierw doszedł bas i elektronika. Potem Agnieszka Bigaj nagrała fortepian, który okazał się tak piękny, że burzy koncepcję całej piosenki (śmiech). Musieliśmy wymyśleć coś, co by spoiło jego brzmienie z całością i tym okazały się partie chórków, które dograliśmy na końcu. Po drodze doszły też skrzypce… Efekt końcowy był niezamierzony, ale wydaje mi się, że jest udany.
MM: Doszukałem się informacji, że w twoim zespole pojawiło się ukulele.
SK: Tak, gra na nim Magda Laskowska, a właściwie gramy na nim na zmianę.
MM: Rozumiem, że utworów jest więcej, niż to, to znalazło się na ep-ce?
SK: Tak, piosenek mam chyba z 80. Natomiast na płytę wybrałam 12 i w tej chwili pracujemy z zespołem pracujemy nad ich zaaranżowaniem. Płyta będzie nosiła tytuł „Smutna Dziewczyna”.
MM: A kiedy wyjdzie?
SK: Mam nadzieję, że wiosną 2019 roku. Jeszcze w tym roku chcielibyśmy wejść do studia.
Rozmawiał: Maciej Majewski
Polecamy: