Zofia Wieczorek: W procesie tworzenia cenimy sobie możliwość eksperymentowania

Duet, a tak naprawdę kwartet Ruina Bar debiutuje pełnowymiarową płytą pod intrygującym tytułem „Tango na tłuczone talerze”. Oscylując między kawiarnianą aurą, a eksperymentami z pogranicza, alternatywy, wykładają autorską opowieść o emocjach. O szczegółach opowiedziała nam wokalistka grupy, Zofia Wieczorek.

 

 

 

MM: Zacznijmy od kwestii podstawowych: gdzie mieści się Ruina Bar?

ZW: Ruina Bar to warszawski zespół (śmiech).

MM: To podchwytliwe pytanie: taki bar mieści się w Serbii.

ZW: Haha, no widzisz! Ja kiedyś znalazłam lokal Ruina Bar jeszcze gdzieś w Argentynie bodajże

MM: To inaczej, bardziej przyziemnie: co wam przyświecało, gdy tak postanowiliście nazwać swój zespół?

ZW: Wiesz co, zespół powstał z inicjatywy Piotrka Jakubowskiego. Prawdę powiedziawszy, pomysł na nazwę też był jego. Tak naprawdę powstała ona trochę metodą prób i błędów – tak to nazwijmy. Ogólnie przyjęte wytłumaczenie jest takie, że nazwa pochodzi od jego dawnej kotki nieboszczki Ruiczki. Jednak ostatnio usłyszeliśmy, że ta nazwa z powodzeniem może się odnosić do naszej muzyki, która powstaje z ruin, a my serwujemy niebanalne muzyczne drinki w przydrożnym barze.

MM: No właśnie, ta kawiarniana stylistyka muzyczna też była od góry zakładana?

ZW: Nie. W ogóle jeśli chodzi o repertuar, to nawet teraz nie zakładamy, w którą stronę pójdziemy. Tworzymy to, co nam w duszy gra (śmiech). Nie powiedziałabym też, że nadal poszukujemy swojego stylu. Raczej nie chcemy się do jednego ograniczać. W procesie tworzenia cenimy sobie możliwość eksperymentowania.

MM: Płyta w połowie jest po polsku, a w połowie po angielsku. To celowy zabieg?

ZW: Nie. To Piotrek pisze teksty i muzykę i jak sam zawsze powtarza – niektóre fragmenty tekstów  przyklejają się do melodii i czasem tak się składa, że przychodzą do głowy słowa po angielsku. (śmiech). W takim wypadku już ciężko sobie wyobrazić, żeby do danej melodii był jakiś inny tekst.

MM: Czemu “The Furlough Song” tak niespodziewanie się kończy?

ZW: A to ciekawe, bo nawet nie mieliśmy takiego wrażenia. Ciężko mi odpowiedzieć na to, bo tak jak widzisz, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że zakończenie tej piosenki może być tak odbierane. W tym wypadku mogę powiedzieć, że to chyba dobrze, że czasem potrafimy zostawić niedosyt.

MM: W zespole jest was czwórka, czemu więc na okładce jesteście z Piotrem we dwójkę?

ZW: Tu akurat od początku przyjęliśmy takie założenie, że „twarzą” zespołu będziemy my. Porównując to do istniejących już bandów, to nasz model zespołu przypominał by Roxette. Jest dwójka, która tworzy trzon grupy i stały skład koncertowy.

MM: W utworze tytułowym pojawił się Janusz Szrom. To też tekst Piotra?

ZW: Tak. Wszystkie teksty są autorstwa Piotrka. Jesteśmy bardzo wdzięczni Januszowi, że zechciał zaśpiewać nasz kawałek. To niezwykle utalentowany i doświadczony artysta. Myślę, że partie wokalne w jego wykonaniu są świetne również pod względem interpretacyjnym. Dla mnie osobiście, to było też bardzo cenne doświadczenie, ponieważ mogłam podejrzeć mistrza przy pracy.

MM: A czemu ten tekst jest taki wulgarny?

ZW: Nie powiedziałabym, że tekst jest wulgarny. Oczywiście masz prawo do swojego zdania. Uważam jednak, że cały sens tego tekstu został ubrany w raczej wysmakowaną poetykę. Patrząc na teksty, które powstają obecnie, to raczej daleko mu do wulgarności. Swoją drogą, trzeba też przyznać, że miłość i namiętność (o czym jest ta piosenka) są niezwykle silnymi emocjami, przy odczuwaniu których raczej ciężko być zachowawczym. Mimo wszystko nadal uważam, że nie ma to nic wspólnego z wulgarnością.

MM: A skąd taki tytuł?

ZW: Tytuł jest metaforą połączenia namiętności z rozterkami, które towarzyszą każdemu związkowi. Tak jak cała piosenka opowiada o chwilach smutku, złości czy żalu, które jednak nie oznaczają końca relacji, bo między partnerami nadal iskrzy namiętność i miłość.

MM: Połowa płyty jest w istocie dość kawiarniana, natomiast od drugiej części robi się dużo bardziej eksperymentalna. Narzuciliście sobie jakieś ograniczenia stylistyczne?

ZW: Nie. Tak jak napisałam wcześniej. Nic nie zakładaliśmy ani nic sobie nie narzucaliśmy. Z pewnością nie tworzymy też piosenek pod tak zwaną “publiczkę”. Zależy nam na tym, żeby w naszej muzyce być prawdziwymi. Mamy nadzieję, że ta cząstka naszych emocji, które zostawiamy w tych piosenkach, pobudzi również emocje w odbiorcy. Jeśli chodzi o podział “stylistyczny na płycie”, to faktycznie układaliśmy piosenki w takiej kolejności, żeby w jakiś sposób wszystko do siebie pasowało.

MM: Macie sporo klipów na koncie, na przykład do utworu “G.O.D”. Czemu nie znalazł się na płycie?

ZW: Oprócz piosenek, które znajdują się na płycie, mamy jeszcze trochę innego materiału. Musieliśmy wybrać te, które chcemy umieścić na naszym debiutanckim albumie. Na pozostałe przyjdzie jeszcze czas.

MM: Co zatem planujecie w dalszej kolejności?

ZW: Teraz chcielibyśmy się skupić przede wszystkim na koncertowaniu. Mamy już wstępnie zabookowane cztery koncerty na najbliższe dwa/trzy miesiące (zobaczymy jak rozwinie się sytuacja covidowa). Na horyzoncie pojawiły się już również letnie festiwale muzyczne. Mam nadzieję, że będzie tego coraz więcej.

Rozmawiał: Maciej Majewski

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: