Trudne związki – Magazyn Kobiet Spełnionych.

Trudne związki

Felieton Laury Łącz

Moi rodzice poznali się jako studenci Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Studiowali najpierw w Łodzi, a potem w Warszawie, bo to był ten jedyny, słynny rok, gdy studenci Aleksandra Zelwerowicza połączyli się ze studentami Leona Schillera. Schiller pełnił wtedy jednocześnie funkcję rektora PWST i dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie. Bez wątpienia, najlepszego wówczas teatru w Polsce, skupiającego największe aktorskie sławy.

Trudne związki
Ogromnym zaszczytem i radością był więc dla moich rodziców fakt, że właśnie ich wielki Schiller wybrał spośród grona zdolnych studentów i zaangażował do swojego teatru. Co prawda, dodać można, że plotkowano, iż podkochiwał się on platonicznie w pięknej Halinie Dunajskiej, a Makuś Łącz był wielką gwiazdą piłki nożnej, więc powody do angażu wydawały się wieloznaczne…

Nie piszę jednak o tym dlatego, by snuć, arcyciekawą zresztą, opowieść o aktorach z tamtych lat, którzy bywali na co dzień u nas w domu na Starym Mieście, a o sprawach damsko-męskich innego rodzaju. Otóż, rodzice moi, jak wynika z powyższego opisu, byli parą w podobnym wieku metrykalnym. Po dwóch latach pracy w Teatrze Polskim pobrali się, a po czterech urodziłam się ja. Koledzy aktorzy żartują, że występowałam w tym teatrze jeszcze zanim się urodziłam, bo moja mama grała między innymi Anielę w słynnej inscenizacji „Ślubów panieńskich” A. Fredry (z Glińskim, Wołłejko, Krafftówną), będąc ze mną w ciąży. W tym teatrze rodzice pracowali z wielką miłością do tego zawodu i oddaniem aż do emerytury. Ja też, po ukończeniu warszawskiej Akademii Teatralnej, trafiłam do tegoż Teatru Polskiego. Bardzo rzadki to przypadek, by córka – aktorka spotkała się na jednej teatralnej scenie z rodzicami. W naszym przypadku tak właśnie się stało.

Do teatru trafiłam już jako mężatka. Mojego męża – muzyka, który zastąpił Krzysztofa Klenczona w Czerwonych Gitarach, poznałam mając zaledwie 15 lat, a na pierwszym roku studiów, w wieku lat 18, wyszłam za niego. Mój rektor Tadeusz Łomnicki i dziekan Andrzej Łapicki nie mogli się nadziwić, że „tak wcześnie” i bardzo mi to zamążpójście odradzali. Ale ja, bardzo zakochana, postawiłam na swoim, bo nie miałam żadnych wątpliwości. Tak więc mój pierwszy mąż był, podobnie jak to się stało w przypadku moich rodziców, prawie moim rówieśnikiem.

Drugi mąż – Krzysztof Chamiec, był z kolei o 25 lat starszy. Również wszyscy mnie do tego związku zniechęcali, odradzali, ale ja byłam pewna drugiej w moim życiu wielkiej miłości.Teraz 12 lat po śmierci męża, koledzy żartują, że trzeci mój partner powinien być dla życiowej równowagi ok. 25 lat młodszy. I rzeczywiście, dużo młodszy, wspaniały mężczyzna poważnie się mną zainteresował. Piszę to wszystko po to, by podzielić się z państwem następującą, głęboko przez wiele lat przemyślaną, refleksją.

Otóż, wiek partnerów naprawdę i na pewno nie ma w związku najmniejszego znaczenia. A tak częste dywagacje psychologów i pseudo-psychologów, iż na przykład młoda kobieta szuka w starszym partnerze namiastki ojca są, moim zdaniem, delikatnie mówiąc, całkowicie naciągane. Obserwowałam przez lata wiele par o dużych różnicach wieku i z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że trwałość i szczęście takich związków czy relacji zależy tylko i wyłącznie od siły łączącej ich miłości. Dodam, że w tym samym stopniu obserwacje moje dotyczą par, w których to kobieta jest dużo starsza od partnera. Małe różnice wieku w ogóle nie mają najmniejszego znaczenia.

Po czym więc poznać, czy warto rzucić się na głęboką wodę czy raczej szybko zakończyć trudną z powodu różnicy wieku znajomość? Odpowiedź jest jedna i prosta: albo mamy w tym jakiś konkretny interes, na przykład finansowy i wtedy wszystko jest jasne, albo… choćby wszyscy – rodzice, znajomi, przyjaciele, nam odradzali – nikogo nie będziemy pytać, nikogo nie posłuchamy, bo mamy stuprocentową pewność, że to jest miłość. Jedyna, prawdziwa i na zawsze. I że bez tego człowieka nie możemy i nie chcemy żyć.

Tak właśnie było ze mną. I chociaż Krzysztof w chwili śmierci miał 71 lat, ja ani przez sekundę nie pomyślałam, że jako mój mężczyzna był dla mnie „za stary”. Zresztą, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że „starość” jest pojęciem niesłychanie względnym, zupełnie nie związanym z metryką, a ze stanem umysłu i otwartością na świat.

Laura Łącz

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: