Jestem tą drugą! Reportaż Marty Płusy

Miłość nie jest czarno-biała. Ma wiele odcieni, może dlatego nie jest tak łatwo kierować się zasadami miłosnymi, skoro nie są one klarowne. Zazwyczaj obwiniamy tę drugą kobietę, gdy pojawia się pomiędzy dwojgiem ludzi, słyszymy płacz zdradzanych żon, ale czy wiemy, co „ta druga” czuje? Co ona mówi w tym trójkącie miłosnym, skoro to osoba, która również czuje jak ta żona.

 

 

Rozważna Ania (32 l.)

Spotykam się z Anią. Tak ją nazywam na rzecz artykułu, ponieważ Ań jest dużo, a moja bohaterka nie chce podawać swego prawdziwego imienia. Ma 34 lata, pracuje jako koordynatorka zespołu w firmie outsourcingowej, posiada własne mieszkanie, nie potrzebuje mężczyzny, żeby „we dwójkę było lżej”. Widzę przed sobą atrakcyjną, wykształconą i inteligentną kobietę z dużą liczbą książek na półkach. Mieszkanie jest urządzone minimalistycznie, żadnych zbędnych przedmiotów, które zagracałyby jej przestrzeń, aby je ozdobić.

– Żadna mądra kobieta nie życzyłaby sobie takiego życia, związku. Każda wydawała się na tyle mądra, żeby nigdy się nie zakochać w kimś z takiej relacji. Ale czy można kontrolować uczucia?

– Jak długo to trwa? – pytam. – Siedem lat. Od siedmiu lat jest „tą drugą”. Kochanką, konkubiną, „kurwiszonem” – odpowiada. Ale ona nikogo nie chce odbijać. Siedem lat wcześniej zgodziła się na ten związek. Poznali się przez znajomych, nikt niczego nie podejrzewał, ponieważ tak dobrze potrafili ukryć uczucia przed samymi sobą: najpierw pojawiło się porozumienie, następnie przyjaźń, aż wskrzesiło się zauroczenie. On nie kokietował Ani tanimi tekstami, restauracjami – oczywiście zabiegał o jej względy, były kwiaty, było dbanie o jej przyjemności, o uatrakcyjnienie ich spotkań. Ale to nie to zaważało i nie wokół tego krążył ich wczesny oraz późniejszy etap związku, ale na rozumieniu się bez słów. Od samego początku wiedziała, że jej… partner? Kochanek?…

– Partner. Tak go nazwę. Zaraz do tego dojdę, dlaczego tym jest dla mnie.

… Wiedziała, że nie odejdzie od żony i nie zostawi córek. Dopiero później zaczęła pojawiać się zazdrość: chciała więcej. Jego tylko dla siebie. Ale nie chciała słuchać obietnic, że tak się stanie, ponieważ to się nigdy nie zdarza, twierdzi. U żadnej z jej koleżanek to się nigdy nie zdarzyło, a Ania mogła jedynie obserwować z boku, jak jej koleżanki przeżywają rollercoaster. W jednym momencie ich ukochany już składał papiery rozwodowe, poczym coś się zawsze zadziało, że jednak musiał się wycofać: a to okazało się, że dziecko jest chore, a to żona ma ciężki okres w pracy, więc nie może jej zostawiać, a to rodzic żony zmarł…

– Dużo kobiet tak żyje jako „ta druga”. Mam jakiś chyba radar – śmieje się – bo wyczuwam już przy pierwszym spotkaniu, przy pierwszej rozmowie moją „współcierpiącą”. Ale nie potrzebuję wchodzić w rozmowy, dzielić się tymi przeżyciami. Czy któraś przeżyje to za mnie, co czuję? Nie. Tylko utwierdzi mnie w przekonaniu, że i mój nigdy się nie rozstanie ze swoją żoną, żeby być ze mną. Pytasz, dlaczego uważam, że tego nie zrobi? Inaczej dawno temu by zrobił. Kiedy przyszedł ten okres, że chciałam go mieć już tylko dla siebie, nie zrobił żadnego kroku. A dlaczego nie rozwiódł się jeszcze z żoną? Proste: kocha ją. Inaczej niż mnie. To jest matka jego córek, które kocha ponad życie, ale nie jest ona jego prawdziwym przyjacielem. Żyją razem, bo żyją. I tyle.

Na co dzień spotykają się u niej. Na mieście muszą uważać, żeby nikt ich razem nie zobaczył. Dlatego często wyjeżdżają poza Warszawę – gdyby nie jego praca, która wymaga od niego wyjazdów służbowych, nie utrzymaliby tego wszystkiego w tajemnicy.

– Nie, żona nigdy się nie domyśliła. Inaczej by mi to powiedział. O wszystkim mi mówi, tylko nie o mnie innym. Ale nie to mnie boli, a raczej to, że nie mam pewności co do wspólnej przyszłości. Wiem, że gdyby zdarzyło się dziecko, zaopiekowałby się mną i nim, kochałby je i opiekowałby się nami. Ale boli mnie tylko to, że w tej kwestii musiałabym zachować tajemnicę: kto jest ojcem dziecka.

Choć Ania mówi smutne słowa, nie wydaje się sama taka. Wygląda na dziewczynę zadowoloną ze swojego życia, spełnioną. Widać, że czegoś jej brakuje, ale jednocześnie opowiada swoją historię, jakby pogodziła się z tym wszystkim. Mówi rzeczowo, tak samo jak podchodzi do swojego związku.

– Pytasz mnie, co czuję – zamyśla się. – To się wiąże z pytaniem, dlaczego akurat on? Byłam w innych związkach do 27. roku życia i powiem ci, że żaden nigdy nie był na tyle odpowiedzialny i wspierający czy dojrzały, żaden z tych partnerów, z którymi żyłam na co dzień. Na żadnym z nich nie mogłam tak polegać jak na moim obecnym partnerze, który nawet w środku nocy potrafił przyjeżdżać, kiedy była potrzeba zawiezienia mnie do szpitala. Dlatego nazywam go moim partnerem, nie kochankiem, bo kochanek to ktoś, z kim się sypia, z kim jest tylko namiętność, seks, nawet jeśli jest to dobry seks. Pozostali tylko na początku mieli „okres marketingu”, po którym trzeba było się sprzedać jak najlepiej, a później? Osiedli na laurach i miałabym zajmować się nimi jak matka. Mój Partner troszczy się o mnie, szczerze mnie kocha, to on zbudował ze mną więź, dzięki której czuję, że mam przyjaciela, który jako jedyny zna moje sekrety, wady, a mimo to nadal mnie akceptuje i kocha za to, jaka jestem, w przeciwieństwie do tych, którzy próbowali mnie zmienić. Nie jest to kompletne, ale w zamian za to, żeby być w związku z kimś innym, z kim ten związek nie jest idealny, warto. Ponieważ właśnie w takiej relacji czy też w takim związku czuję się szczęśliwa, niż gdybym miała, paradoksalnie, być z kimś „na etat”, a czuć przestrzeń między mną a drugim mężczyzną. Warto dla poczucia, że mam wsparcie i miłość.

Romantyczna Sylwia (28 l.)

            – Moja historia jest banalna: wierzę, że rozwiedzie się z żoną. W przyszłym miesiącu składa papiery rozwodowe. Tylko że ten miesiąc miał być… – Sylwia liczy w głowie, bezwiednie przebierając palcami, jakby i na nich liczyła – osiemnaście miesięcy temu.

– Po prostu czuję się przy nim cudownie – odpowiada, gdy ją dopytuję. – Jest mi po prostu najlepiej tylko z nim. Nie wiem, czy to dlatego, że nie mogę go mieć cały czas, więc każde nasze spotkanie jest czymś po prostu miłym.

Najpierw tylko rozmawiali na spotkaniach. On zadbał o to, żeby ona czuła się wyjątkowo, a i on pokazywał, że jest wyjątkowy wśród pozostałych mężczyzn. To on zadbał, żeby ona się nim zauroczyła. Dziewczyna nie prosiła się o nic, nie wpraszała. Przyznaje, że może była wręcz bierna w tym. W poddawaniu się miłości, jak to określa. Po – jak wylicza dokładnie – równo pięciu miesiącach od ich pierwszego spotkania poszli do łóżka. Czuła się jednocześnie wspaniale, a jednocześnie najgorzej na świecie.

– Tak, jego żona się domyśliła. Zadzwoniła kiedyś do mnie. Nie wiedziałam, że to ona, więc odebrałam telefon… Skąd wiedziała? Może sprawdziła bilingi, a może gdy spał, sprawdziła jego komórkę… Gdy odebrałam, długo milczała, powtarzałam, „halo” do słuchawki, aż zapytała: „Co panią łączy z moim mężem?”. I znowu taki banał, takie banalne pytanie. Powiedziała do mnie „per pani”, podczas gdy jestem od niej młodsza o dwanaście lat.

Zaprzeczyła żonie. Powiedziała, że nie wie, o czym mówi, choć chciała jej wszystko powiedzieć, żeby to ona jego rzuciła, uciekła jak najdalej od niego, żeby miała go tylko dla siebie. Ale czuła, że ma coś na sumieniu, więc mówiła, nie atakując jej, niepewnym głosem. Tak jak teraz, gdy opowiada mi swoją historię. Czuje wstyd – to główne uczucie, które jej towarzyszy. Z początku nie wie, jak je określić, a później, gdy sobie uświadamia, co to za emocja, nie chce je wypowiedzieć na głos, jakby bała się, że zmaterializuje się, aż w końcu je z siebie wypluwa, jakby ten wstyd dotyczył kogoś innego.

Najciężej przyznać Sylwii, że czuje się odrzucona, mimo że On dba o to, aby był nieustanny kontakt między nimi. Odrzucona, ponieważ on cały czas nie może się zdecydować, choć – jak Sylwia podkreśla – wybiera ją przecież codziennie, gdy nie chce, aby ona zniknęła mu z oczu. To jedyne uczucia, które przychodzą jej do głowy, gdy pada pytanie, co czuje: wstyd i poczucie bycia odrzuconą. Ale więcej Sylwia nie mówi – chciałaby rozmawiać, ale mam poczucie, że bardziej potrzebuje ona potwierdzenia, że bajka skończy się happy endem, niż gdyby potrzebowała wygadania się.

– Wygadałam się już tyle razy przyjaciółkom, ale one powtarzają, żebym nie była naiwna… Trwa to już ponad dwa lata, zaraz zleci trzeci rok. Może uzna ktoś, że jestem głupia, bo ślepa, ale naprawdę wierzę, że jeśli poczekam, udowodnię mu, że nie jest dla mnie tylko chwilowym zauroczeniem. Nie boli mnie to, że jej nie zostawi, bo wierzę, że tak będzie. Zresztą to właśnie on sprawiał, gdy o mnie zabiegał, że poczułam się dla kogoś wyjątkowa. Przecież takie uczucie uzależnia: sama pani przyznała, że ludzi ciągnie do tego, co dobre, więc dlaczego miałby ktoś z tego rezygnować, prawda? To on sprawił, że… Nie chcę kogoś innego, ponieważ przy nikim nie czuję się tak… hm, lekko?… Ale nie zawsze jest łatwo. Boli mnie to, że czuję się jak tajemnica, której musi się wstydzić teraz… Nie wiem, czy warto, bo… Nie wiem po prostu – Sylwia waha się, zaczyna się denerwować przy tej kwestii – bo… Jestem i szczęśliwa i za każdym razem, gdy go nie ma nocami ze mną, płaczę i modlę się, żeby zostawił tę żonę. Czasami przepłaczę całą noc, a czasami cały weekend i wtedy zawalam pracę i znajomych, którzy o niczym nie wiedzą, tylko przyjaciółki, które mają już dość… A potem on dzwoni albo tylko napisze i czuję, że mnie kocha i dla tych chwil, krótkich wprawdzie, ale dla nich warto. Nawet jeśli to trwa krótki moment.

Twarda Anonima (29 l.)

– Byłam „tą drugą”, ale nie wpieprzałam się między dwojgiem ludzi. Nie rozbiłam rodziny. Nikogo nikomu nigdy nie ukradłam. Dużo tego „nie”, tak? – śmieje się. – Jak mogłam ukraść kogoś, kto nie należał od dawna do drugiej osoby? Zresztą co to znaczy „ukraść”?! Nikogo siłą nie odebrałam: przystawiłam pistolet do głowy czy też wzięłam kompromitujące materiały i nakazałam ze mną być? We mnie się zakochiwać? Gdyby czy to mężczyzna czy kobieta nie chciał odejść, podświadomie nie szukałby innej osoby. Powiem ci więcej: przed jego rozwodem, na który czekaliśmy dość długo, nie uprawialiśmy seksu.

Jej pozwalam mówić, nie pytam za wiele, sama opowiada dużo, a jednocześnie nie ma poczucia, że powinna się komukolwiek tłumaczyć.

– Do pierwszej rozprawy nie kochaliśmy się. Może to była moja karta przetargowa, a może chciałam mieć pewność, że mnie nie oszuka. Może to głupie, że właśnie seksem chciałam to sprawdzić, ale jak na razie jesteśmy ze sobą od dwóch lat, więc może metoda pomogła. Dlaczego do pierwszej rozprawy? Ponieważ na nią czekaliśmy pół roku… A potem miała być kolejna i kolejna. Dlatego śmieszne jest to, gdy ludzie oskarżają: „Zdradził seksualnie, gdy jeszcze miał żonę”. A miał czekać dwa lata, aż się rozwiedzie? „Zdradził emocjonalnie”. Nie da się zdradzić emocjonalnie, to jakiś nonsens! Jeśli pokochałaś drugą osobę, to znaczy, że przestałaś już dawno kochać tę pierwszą. Czyja więc to wina? Moja? Ponieważ to dwoje ludzi przestało siebie kochać w małżeństwie? Czy to, że ich syn miał obserwować, jak oni się kłócą i nie ma między nimi miłości? Ale i tak zawsze to ja będę tą złą. Tą, którą inne kobiety z góry napiętnują. Nikt nie zna historii do końca, ale ocenią naszą sytuację. Nikt nie zna mnie ani jego (dobrego człowieka i czułego ojca!), ale nas obydwoje ocenią. Oczywiście ja mogłam z nikim nigdy nie być, ponieważ nie chciałam wiązać się z kimkolwiek, byleby załatać dziurę w życiu. Z braku laku i kit dobry. Chciałam być z bratnią duszą, a nie byleby być w jakimś związku. A on mógł żyć dalej z kobietą, która go nie kochała, byleby tylko nie być tym złym facetem, który zostawia rodzinę.

Wiem, że to nie Anonimowa zabiegała o jego uwagę. Wiem, że to on się o nią starał. I choć od początku chciała z nim być, odsuwała tę myśl od siebie, albowiem – jak to określa – „nie chciała być naiwniaczką”.

– Dlaczego akurat on? A dlaczego zakochałaś się akurat w swoim partnerze, a nie w innym? Ponieważ tak to już jest: niektórzy ludzie czują się ze sobą dobrze. A co ja czułam? Niepewność. Bo to mężczyzna potrzebuje stabilizacji, nie aż tak bardzo jak kobieta. To my, kobiety, rzucamy się na główkę, gdy się zakochamy, a mężczyźni latami zastanawiają się, czy odejść od żony, mając kochankę? Moja historia jest akurat inna, ale powiedz mi, szczerze: ile sama poznałaś kobiet, które tak żyją, ale nie chciały, żeby inni usłyszeli o ich historii? Chcesz ode mnie wnioski końcowe: jedna zakończy się happy endem po pół roku, ale rozleci się po dwóch latach, a inna skończy się happy endem za dziesięć lat i będzie trwała już zawsze.

Anonimowa ma rację.

Żadna nie da nikomu jakichkolwiek wskazówek, ponieważ historia każdej z nich jest inna, zatem i zakończenie każdej z tych historii jest inne. A to i tak tylko jedna dziesiąta tych kobiet, które znam, a które zgodziły się opowiedzieć o sobie.

I każda z tych „trzecich” czuła co innego: Odrzucenie. Niepewność. Akceptację.

 

Wysłuchała: Marta Płusa

1 komentarz

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: