Shagreen: Dziś jestem dużo bardziej pewna siebie

Shagreen, czyli Natalia Gadzina-Grochowska to wokalistka, producentka i autorka tekstów. Właśnie wydała swój pełnowymiarowy debiut „Falling Dreams”, przynoszący sporo mrocznych i tajemniczych dźwięków spod znaku dark electro oraz industrial. Skąd w dziewczynie, która zaczynała od konkursów wokalnych i kształciła się w szkole muzycznej zamiłowanie do takich właśnie dźwięków? O tym przekonacie się z poniższej nieco retrospektywnej rozmowy, w której artystka opowiada o drodze, którą przeszła i zaprowadziła ją do punktu obecnego.

 

 

MM: Co Cię podkusiło, by zacząć tworzyć takie mroczne dźwięki, jakie słychać na „Falling Dreams”?

Shagreen: Zawsze chciałam robić taką muzykę, tylko na początku mi to po prostu nie wychodziło. Zresztą bardzo długo się zabierałam za to, aby w ogóle zacząć tworzyć własne rzeczy. Wcześniej śpiewałam ‘ładne’ piosenki na festiwalach, jeździłam na konkursy dla młodzieży, na których wykonywałam utwory m.in. Anny Marii Jopek, czy Anny Jantar, uczyłam się też improwizacji jazzowej. To był owocny czas, który poświęciłam na naukę śpiewu.

MM: Traktowałaś to już jako ćwiczenie warsztatu, czy podchodziłaś do tego na zasadzie zabawy?

Shagreen: Myślę, że w większym stopniu traktowałam to jako zabawę, czy przygodę. Jeździłam też na warsztaty wokalne. W pewnym momencie jednak musiałam podjąć decyzję, co robić dalej. W wieku szesnastu lat postanowiłam się zająć produkcją. Dużo osób mi to odradzało, sugerując, bym skupiła się na jednej rzeczy. Próbowano mi to wyperswadować, mówiąc, że programy do produkcji muzyki są dla mnie zbyt trudne… I trochę w to uwierzyłam… Mimo to poniekąd za namową mamy zaczęłam pracować na Sonarze, ale dopiero w wieku lat dwudziestu. Siedziałam po nocach i początkowo rzeczywiście nie było to łatwe, ale po dwóch tygodniach zaczęłam nagrywać swoje rzeczy. Oczywiście były fatalne i brzmiały źle (śmiech). Stopniowo jednak zaczęły wychodzić lepiej. Po jakimś czasie przerzuciłam się na Ableton. Produkcje były coraz lepsze, aż doszłam do wniosku, że chyba brzmi to tak, jakbym chciała.

MM: Na którym etapie pojawiła się zatem fascynacja industrialem spod znaku Gary’ego Numana, czy Trenta Reznora?

Shagreen: Mniej więcej od piętnastego roku życia słucham ich dokonań. Kiedy jeździłam na te wszystkie konkursy wokalne, to nikt wśród uczestników nie słuchał takiej muzyki. Ja też nie bardzo się też przyznawałam, czego słucham (śmiech).

MM: Zanim pojawiło się „Falling Dreams”, wydałaś ep-kę. Tymczasem album jest poszerzeniem jej zawartości. Czemu postanowiłaś włączyć te same utwory do płyty?

Shagreen: Ponieważ było mi ich szkoda. Zależało mi na tym, by były też częścią czegoś większego. Poza tym, gdy słuchałam rzeczy nagranych już stricte na „Falling Dreams”, to brakowało mi właśnie utworów z ep-ki. Razem tworzą one całą historię.

MM: A jak na Twoje życie wpłynął festiwal Audioriver?

Shagreen: Zdecydowanie przełomowo! To był jeszcze okres, w którym zastanawiałam się, co zrobić ze swoim życiem. Jestem wielką fanką drum’n’bass, więc większą część festiwalu spędziłam pod sceną, gdzie była grana ta muzyka. Po powrocie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Poznałam między innymi mojego obecnego męża (śmiech).

MM: Na płycie jednak drum’n’bassu nie ma.

Shagreen: Tak, natomiast stanowi on sporą inspirację dla mnie, zwłaszcza neurofunk, który jest dość ciężką odmianą.

MM: Mówisz, że „Falling Dreams” to podróż po emocjach – mrocznych i trudnych. A mnie się wydaje, że ta płyta mogłaby spokojnie stać się ścieżką dźwiękową jakiejś fabularnej gry komputerowej?

Shagreen: Moi bliscy mówią to samo! Do filmu podobno też (śmiech). Kiedy nagrywałam pierwsze rzeczy kilka lat temu, jedna z piosenek była mocno inspirowana grą „BloodRayne”. Swego czasu sporo w nią grałam. Kiedy zrobiłam ten utwór, stwierdziłam, że będę podążała w podobnym kierunku.

MM: Odnoszę wrażenie, że wokół tej płyty krążą dwie historie – Twojego minionego życia i bieżącego. Przeszłaś jakąś przemianę?

Shagreen: Myślę, że tak. Po skończeniu studiów nie do końca wiedziałam, co ze sobą zrobić. Studiowałam dziennikarstwo, moi znajomi już trafiali do różnych redakcji, a ja byłam bez niczego i nie potrafiłam nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. Po drodze udało mi się podpisać kontrakt z wytwórnią, z którego jednak niewiele wynikło i zrezygnowałam z niego. A w międzyczasie się przeprowadzałam i broniłam pracy magisterskiej (śmiech). Dopiero jakiś czas później udało mi się zdobyć pracę w wydawnictwie, która bardzo wiele mnie nauczyła – przede wszystkim podejmowania decyzji. Dzięki temu podjęłam ostateczną decyzję, że dalej chcę się zajmować muzyką i chcę się nią zacząć dzielić ze światem. Odnalazłam w sobie więcej odwagi i nauczyłam się też innych prosić o pomoc. Bardzo pomógł mi mój mąż. Opublikowałam materiał i z ciekawością obserwuje reakcje na moją twórczość. Dziś jestem dużo bardziej pewna siebie.

MM:W jakim kierunku w takim razie pójdzie Twoja twórczość w przyszłości?

Shagreen: Teraz mam przerwę i nie robię muzyki, bo nie chcę się powielać. Wzięłam przykład z najlepszych, więc oczyszczam głowę. Ale już wpadają mi do głowy nowe pomysły, więc być może latem coś zrealizuję. Zalążki tego, co zrobiłam krótko przed wydaniem płyty, mają w sobie trochę więcej patosu i zahaczają nawet o pop. Nie wiem jeszcze, czy mi się to podoba, więc na razie odłożyłam je na bok. Jest jeszcze za wcześnie.

 Rozmawiał: Maciej Majewski

WARTO POSŁUCHAĆ: https://www.youtube.com/watch?v=HZzi2h_oJFw

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: