Poważna operacja i tylko trzy maleńkie dziurki…

Dzisiejsze kobiety, podobnie jak ich prababki 100 lat temu, cierpią na wiele groźnych dolegliwości ginekologicznych. Ale w przeciwieństwie do babć mogą się ich pozbyć bez cierpienia, wielkich ran, ryzyka powikłań i wielodniowego pobytu w szpitalu. Wystarczy klasyczną, rozległą operację zastąpić zabiegiem z wykorzystaniem laparoskopu. Kto i w jaki sposób może z tego skorzystać, wyjaśnia kampania AkcjaLaparoskopia.pl.

 

 

 

Scenariusz nr 1. Joanna ma 35 lat, jedno dziecko, planuje kolejne. Żeby jej synek mógł mieć brata lub siostrę, mama musi przejść zabieg. W macicy, gdzie za jakiś czas ma się rozwijać nowe życie, zagnieździł się bowiem duży mięśniak. Joanna chodzi od lekarza do lekarza. Już od czterech usłyszała, że musi się poddać operacji. Rozetną jej brzuch, czyli kilka warstw ciała: skórę, powięź, mięśnie, otrzewną, a przy okazji niejedno naczynie krwionośne. Będzie leżała kilka dni w szpitalu, niewykluczone, że długo. Przez długi czas będzie bardzo bolało, będzie się długo goiło. Joanna bardzo się boi, że po takiej operacji jej kolejna ciąża pozostanie jedynie w sferze marzeń, a na brzuchu – wielka blizna i bolesne zrosty w środku…

Scenariusz nr 2. Joanna ma 35 lat, jedno dziecko, planuje kolejne. Żeby jej synek mógł mieć brata lub siostrę, mama musi przejść zabieg. W macicy, gdzie za jakiś czas ma się rozwijać nowe życie, zagnieździł się bowiem duży mięśniak. Joanna usłyszała od swojego ginekologa, że w XXI wieku mięśniaki wprawdzie nadal są poważnym problemem, który należy usunąć operacyjnie, ale medycyna poczyniła już tak ogromne postępy, że zabieg nie wiąże się z rozcinaniem brzucha, wielkim bólem, dużym ryzykiem powikłań. Nie ma też powodu, by porzucała nadzieję na kolejne dziecko. Mięśniak można przecież usunąć laparoskopowo, czyli nowoczesną metodą, którą często określa się jako „operację przez dziurkę od klucza”. Nie trzeba rozcinać powłok brzusznych, wystarczy zrobić trzy, może cztery dziurki, przez które do środka lekarze wprowadzą maleńką kamerkę i maleńkie, ale niezwykle precyzyjne narzędzia, którymi wytną i po kawałeczku usuną mięśniak. W szpitalu Joanna spędzi jeden dzień. Szybko wróci do męża i do 6-letniego synka. Małe ranki po narzędziach zagoją się znacznie szybciej niż rana po tradycyjnej operacji, a na brzuchu zostaną jedynie trzy małe punkciki.

Filmowa fikcja? Skądże! W wielu krajach taki scenariusz to już standard. W Polsce, niestety, wciąż jeszcze nie, choć to się powoli zmienia. Są już ośrodki, takie jak wrocławska klinika ginekologiczna Medfemina, gdzie kobiece choroby operuje się głównie laparoskopowo. Dlaczego? Bo korzyści są ogromne. Dla pacjentek i dla szpitali. W ten sposób można wyciąć także m.in. wyrostek robaczkowy, pęcherzyk żółciowy i węzły chłonne, a leczenie tą metodą jest znacznie tańsze.

– Nie pamiętam, kiedy musiałem wykonywać transfuzję krwi przy takiej operacji. Jest bezpieczniej. Branie antybiotyków po laparoskopii zostało zredukowane do pojedynczych przypadków. Rany? Właściwie nie robimy ich, dlatego czas hospitalizacji po laparoskopii jest ograniczony praktycznie do jednego dnia – wylicza dr n. med. Andrzej Morawski, prof. Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Bytomiu.

To specjalista ginekologii, również onkologicznej i położnictwa, który przez wiele lat pracował w Niemczech, a teraz uczy polskich lekarzy laparoskopii i operuje pacjentki w Medfeminie. Lekarz zwraca uwagę, że w XXI wieku nie ma powodu, by laparoskopowo nie wykonywać nie tylko drobnych zabiegów, ale także nawet tych rozległych, radykalnych operacji onkologicznych. – Pacjentki następnego dnia idą do domu, co możliwe jest m.in. dlatego, że utrata krwi w czasie takiego zabiegu jest minimalna. Nie ma długiego okresu rekonwalescencji: przez godzinę po operacji podajemy w kroplówce środki przeciwbólowe, a potem pacjentki już ich nie potrzebują. Nie cierpią również w okresie pooperacyjnym.

Ale to nie wszystko – po zabiegu wykonanym laparoskopowo na zewnątrz i wewnątrz zostają trzy-cztery małe punkciki zamiast wielkich, bolesnych blizn. Kobiety opuszczają szpital z małymi plasterkami i to dzień po operacji.

– Pacjentki po laparoskopii wstają rano, jedzą śniadanie i wychodzą do domu. Nie są całkiem uleczone, nie mogą iść do pracy, ale nie muszą być w szpitalu. Tym bardziej że stosujemy tzw. wczesne uruchamianie – wyjaśnia dr n. med. Zofia Borowiec, specjalistka ginekologii i położnictwa, która również operuje laparoskopowo, najczęściej z prof. Morawskim. – To znaczy, że wcześniej się stawia pacjentkę na nogach, wcześniej się podaje jedzenie, już w dniu zabiegu motywuje się ją do kąpania. Dzięki temu wychodzi tak szybko. Ma numer telefonu do lekarza, który ją operował i w razie potrzeby może do niego dzwonić w każdej chwili – podkreśla.

Dr Borowiec dodaje, że dla kobiet, które do niej przychodzą, to jest ogromnie ważne: – Moje pacjentki są młodymi, aktywnymi kobietami. Nie wyobrażają sobie leżenia w szpitalu przez kilka dni. One mają plany już na trzeci dzień po zabiegu.

Gojenie ran, także tak małych, jak te po narzędziach stosowanych w laparoskopii, wymaga jednak trochę czasu. Przez kilka tygodni trzeba się oszczędzać i odpocząć w domu, zanim się wróci do pracy. Ale czas powrotu do pełnej formy jest znacznie krótszy niż po klasycznej operacji.

„Przez dziurkę od klucza” można leczyć takie problemy jak nietrzymanie moczu czy wypadająca macica. Dziś w ten sposób można przeprowadzić niemal każdą operację ginekologiczną. Wiele z takich zabiegów umożliwia zajście w ciążę, pomaga pozbyć się bólu, nierzadko koszmarnego – jaki powoduje np. endometrioza – a czasami zwyczajnie taki zabieg ratuje życie.

– Laparoskopowo operujemy mięśniaki, endometriozę, niedrożność jajowodów spowodowaną np. zrostami po operacji jelit, zmiany jajników, typu: torbiele, potworniaki, tłuszczaki – wylicza dr Borowiec i dodaje, że bez rozcinania brzucha wykonuje się także wycięcie macicy. Oczywiście zdarzają się niekiedy sytuacje, gdy nie da się wykonać laparoskopii. Jednak specjaliści z Medfeminy podkreślają zgodnie: te sytuacje są naprawdę bardzo rzadkie. Dowód?

– Największy mięśniak, jaki operowaliśmy laparoskopowo, ważył 1,26 kg. Piękna, bardzo zadbana kobieta w wieku 48 lat przyjechała do nas z Warszawy – wspomina dr Zofia Borowiec. – Wszędzie proponowano jej klasyczną operację, której ona chciała uniknąć. Podjęliśmy wyzwanie, uprzedzając, że jeśli zajdzie taka konieczność, otworzymy brzuch. Jednak cały zespół był maksymalnie zmobilizowany i wykonaliśmy ten zabieg laparoskopowo. Następnego dnia pacjentka wyszła do domu.

Piękna historia! Mimo że w Polsce wciąż stosunek liczby operacji ginekologicznych wykonywanych metodą klasyczną i laparoskopową to 9:1, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej wygląda on odwrotnie 1:9, idzie ku lepszemu. Ma temu służyć kampania edukacyjna Akcja Laparoskopia, której celem jest promowanie wśród lekarzy i pacjentów tej nowoczesnej metody operacji. Kiedy się słucha o korzyściach zabiegów wykonywanych w ten sposób, trudno się dziwić, że do zabiegania o to, by stały się one w Polsce standardem, przystąpiły – jako ambasadorki – takie znane kobiety, jak dziennikarka Joanna Racewicz czy aktorki Beata Ścibakówna, Teresa Lipowska i Magdalena Zawadzka.

Na koniec oddajmy głos pacjentce wspomnianych lekarzy, pani Ewelinie: – Jestem po operacji usunięcia trzonu macicy. Mój przypadek był wyjątkowo trudny i skomplikowany. Nikt nie chciał podjąć się wykonania tego zabiegu metodą laparoskopową ze względu na wielkość zmian. W marcu 2019 roku lekarze z Wrocławia przeprowadzili zabieg tą metodą, który mimo bardzo wysokiego stopnia skomplikowania zakończył się całkowitym sukcesem. Drogie Panie! Kolejnego dnia mogłam wrócić spokojnie do domu odległego o 300 kilometrów od szpitala.

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: