Patrzę na to wszystko trochę łaskawszym okiem, patrzę też trochę głębiej i szerzej, staram się więcej rozumieć. Rozmowa z Weroeną

Weroena to zespół założony przez wokalistkę i autorkę tekstów Weronikę Boińską, wraz z ojcem. W miarę powstawania muzyki, skład zespołu zaczął się poszerzać. W konsekwencji doprowadziło to do nagrania debiutanckiej płyty. Dziś Weronika nieco inaczej patrzy na swoją twórczość, choć nadal jest w niej sporo melancholii i przekory. O historii zespołu, kolejnych etapach jego formowania się muzycznego oraz spojrzeniu w przyszłość, opowiedziała mi w poniższej rozmowie.

 

 

 

 

MM: Od czego zaczęła się Weroena? Ty zaprosiłaś tatę do wspólnego grania, czy odwrotnie?

WB: Jeszcze przed Weroeną tata zapraszał mnie do grania, zazwyczaj na różnych koncertach, na których graliśmy przeważnie covery. Weroena za to zaczęła się od tego, że to ja pokazałam tacie jeden numer (był to „Hey Ho”, jeszcze wtedy pod innym tytułem). Później wyciągałam z szuflady kolejne piosenki. Byłam wtedy mniej więcej w gimnazjum, przygoda z pisaniem numerów na wokal i gitarę zaczęła się ciut wcześniej, bo pod koniec podstawówki.

MM: Do zespołu włączył się jeszcze zdaje się Twój brat?

WB: Stało się to trochę później. Miłosz najpierw zagrał z nami w 2020 roku na festiwalu Scyzoryki w Kielcach. Niedawno wspomógł nas też na koncercie w Chełmku, w czerwcu. Pomagał nam też w pracy nad naszą płytą.

MM: A jak do grupy dołączyli pozostali?

WB: Do współpracy zawsze zapraszaliśmy naszych znajomych i przyjaciół. Zanim byliśmy oficjalnie Weroeną, graliśmy w trio – ja, mój tata oraz Maciej Machowski na instrumentach klawiszowych. Później grał z nami Marcin Kurcz. Jeszcze później, gdy zdecydowaliśmy, że trzeba nagrać płytę, zaczęliśmy szukać także innych osób. I tak zaprosiliśmy Grzegorza Kosowskiego, również naszego przyjaciela i gitarzystę, Seweryna Piętkę (perkusistę), Pawła Kuklę (klawiszowca) i Wojtka Nowaka, który realizował dźwięk na naszych koncertach i u którego nagrywaliśmy płytę.

MM: Pytam, bo nie jestem w stanie zorientować się, kto gra np. na gitarze w danym utworze.

WB: Na koncertach wygląda to tak, że ja gram na mojej gitarze dwunastostrunowej, Grzesiek Kosowski na gitarze elektrycznej, podobnie jak mój brat, a tata – na basie. Jeśli zaś o płytę chodzi, to bywało różnie, zdarzało się, że trochę się wymienialiśmy.

MM: No właśnie. Momentami mam wrażenie, że zespół Ci na płycie akompaniuje, a Ty jedynie śpiewasz.

WB: Nie jest tak do końca. Płyta jest naszym wspólnym dziełem, bo każdy dorzucił w niej swoją cegiełkę i dlatego słychać tu tak wiele. Jednak bazą były piosenki, które sama napisałam (oprócz „Alison’s Eyes” – ta została nam podarowana przez Grzegorza Adamczyka). W tych piosenkach są moje własne historie, spędziłam nad nimi dużo czasu. A nawet samo śpiewanie jest dla mnie bardzo ważne, bo w ten sposób coś opowiadam, mówię do ludzi, prowadzę jakąś rozmowę.

MM: To skąd pomysł z tańcami na grobach?

WB: To jest akurat troszkę prozaiczna, ale zabawna historia. Grałam kiedyś w grę, w której zbudowałam wioskę, a w niej kościół z cmentarzem. I tak do głowy przyszła mi fraza “I’ll be dancing on your graves”, która przez jakiś czas leżała gdzieś głęboko w mojej pamięci. Ostatecznie to zdanie stało się pewnym punktem wyjścia dla innych przemyśleń. Dorastałam, nie do końca po drodze mi było z innymi ludźmi, czułam się inna, trochę się buntowałam. Nastolatka, wiadomo. Powstał więc “Lament of a Worm” – numer z trochę szyderczym wydźwiękiem, kierowany właśnie do innych ludzi. Zatańczę na waszych grobach, czyli kiedyś w końcu zobaczycie, na co mnie stać.

MM: Czy ten moment nadszedł wraz z płytą Weroeny?

WB: Być może nawet trochę wcześniej. Przy różnych okazjach, np. przy koncertach, słyszałam, że ludziom podoba się taka muzyka, sporo osób mi gratulowało. Zawsze bardzo się wtedy cieszyłam, bo widziałam, że do ludzi trafia to, co chcę powiedzieć. Trochę ironiczne jest to, że po jakimś czasie to właśnie ja sama musiałam siebie przekonywać, na co mnie stać – i właśnie nagranie płyty było dla mnie momentem takiego uświadomienia.

MM: A co zmieniło w Tobie jako autorce muzyki i tekstów?

WB: Na pewno przybyło mi trochę doświadczenia od momentu, w którym zaczynałam pisać. Posługuję się językiem i muzyką z większą łatwością, ale myślę też, że sporo zmieniło się w moim postrzeganiu świata i samej siebie. Patrzę na to wszystko trochę łaskawszym okiem, patrzę też trochę głębiej i szerzej, staram się więcej rozumieć.

MM: To się pewnie przekłada na nowe kompozycje?

WB: Zdecydowanie. Mam już trochę nowych piosenek w zanadrzu i fascynuje mnie, jak się różnią względem tych, które napisałam wcześniej. Mam więcej odwagi na mówienie tego, co myślę i na eksperymentowanie z dźwiękiem. Teraz patrzę na to bardziej jak na zabawę.

MM: Muzycznie też się różnią od tych z płyty?

WB: Na razie nieznacznie. Celuję jednak w trochę mocniejsze, gotyckie brzmienia – takie, które zawsze mnie inspirowały i pociągały.

MM: Będzie można was posłuchać na żywo w najbliższym czasie?

WB: 27 sierpnia zagramy na Dniach Czechowic-Dziedzic, a 27 października – w Krakowie, w klubie PAON.

Rozmawiał: Maciej Majewski 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: