Felieton Beaty Tyszkiewicz
Chciałoby się napisać… ach, co to był za film! Piszę to dlatego, że w latach sześćdziesiątych był czas na robienie filmu. W tym projekcie, według książki Leopolda Tyrmanda, zebrali się ludzie, którzy kochali film francuski.Książka Tyrmanda „Siedem dalekich rejsów” stała się podstawą scenariusza „Naprawdę wczoraj”. Zdjęcia były realizowane w Darłowie i Darłówku nad morzem. W tamtych czasach – przystani spokoju. I nie było najazdu turystów. Wtopiliśmy się w miejsce i czas. W filmie grał Andrzej Łapicki, Wiesław Gołas, Ewa Krzyżewska i ja.
W latach sześćdziesiątych byliśmy oczarowani francuskim filmem. Kino europejskie zabiegało o swoją reputacje w różnych krajach Europy. Były organizowane tygodnie filmu francuskiego, włoskiego, filmów skandynawskich w Polsce, a także tygodnie filmu polskiego w tych krajach. Ta wymiana poza normalną dystrybucją rodziła świadomość tego, co nazywano filmem europejskim.
Szkoła Rene Claira, filmy takie jak „Wielkie manewry” z Michele Morgan i Gerardem Philipem sprawiły, że byliśmy pod wpływem tego filmowego wyrazu. Właśnie światło, nastrój… Nikt nie spieszył się przy produkcji i nikt nie spieszył się na ekranie. Był zaczarowany czas kina.
Jestem wielbicielką tak czarno-białych filmów, jak i czarno-białej fotografii. Nie wiem, ale wydaje mi się, że kolor zabiera trójwymiarowość filmu. Wiem, teraz 3D, ale czy to ta trójwymiarowość, o jaką mi chodzi?
Dialogi z filmu pamiętam do dziś. – Słabo zna pani mężczyzn młoda damo, na dnie każdej, nawet najczystszej przyjaźni, drzemie w męskiej interpretacji iskierka pożądania... – Słabo zna pan kobiety, młody przyjacielu, na dnie każdej, nawet najczystszej przyjaźni, drzemie w kobiecej interpretacji iskierka kokieterii… Albo: – Ten zapach nazywa się „Je revien“.
To idiotyczne, przecież ty przychodzisz…, nie powracasz. Jest jakaś w tym maniera języka, ale to ona sprawiła, że te dialogi znam na pamięć do dziś. Nawet powstał w latach sześćdziesiątych klub miłośników tego filmu.
Beata Tyszkiewicz
fot. Michał Dembiński