Muzyka współczesna – Magazyn Kobiet Spełnionych.

Muzyka współczesna

Felieton Krystyny Mazurówny

Pamiętacie? Warszawska Jesień – międzynarodowy festiwal muzyki współczesnej, który już ponad pół wieku jest corocznym wydarzeniem wysokiej rangi. W związku z tym, że cechuje mnie ciekawość i staram się obserwować świat, od dawna interesuję się i tym kulturalnym zjawiskiem…

Muzyka współczesna
Wprawdzie duża grupa moich znajomych unika muzyki współczesnej, nie wiedząc, jak by tu ją ugryźć i jakie by tu o niej mieć zdanie, ale ja z zaangażowaniem uczęszczam na koncerty, słucham audycji radiowych i płyt współczesnych kompozytorów, poddaję się wrażeniom, starając się tę muzykę po prostu odczuwać. Powszechna reakcja koleżanek i kolegów, których namawiam na wspólne słuchanie muzyki współczesnej, kończy się słowami: „tak, ale ja tego nie rozumiem”.

Ale czy trzeba „rozumieć” malarstwo, balet lub jakąkolwiek inną dziedzinę sztuki? Przecież nie o żadne rozumienie tu chodzi, tylko właśnie o odczucia, o impresje, efekty, jakie wywołują w nas kolorowe plamy farb, ruchy ciała tancerzy czy brzmienie dźwięków! A że powszechnie to, czego człowiek boi się odczuwać, podejrzewa się o jakąś nieuczciwą grę, stąd niepochlebne opinie o całej sztuce współczesnej, traktowanej często jako zbiorowe oszustwo…

Ale już nikt dzisiaj nie ma odwagi podważać wartości prac Picassa, nikomu nie wpadnie do głowy kwestionowanie muzyki Mozarta, który w swoim czasie, jak każdy artysta wybiegający przed swoją epokę i tym samym pchający ją do przodu, był niemiłosiernie chłostany przez krytykę i wygwizdywany przez publiczność…

Na szczęście od wielu już lat docenia się i rozumie znaczenie sztuki współczesnej. Cieszy się ona teraz zainteresowaniem młodzieży i ludzi dojrzałych, poparciem i sympatią. Jeszcze na samym początku lat 60., gdy nagła ciąża uniemożliwiła mi przez jakiś czas granie roli łabędzia w Operze Warszawskiej, poświęciłam wolny czas na kształcenie swojej wrażliwości artystycznej.

Wykupiwszy abonament na Warszawską Jesień, co wieczór pilnie wysłuchiwałam brzdęków Strawinskiego, zgrzytów Schonberga i hałasów Stockhausena. Potem zachwycałam się utworami Lutosławskiego, podziwiałam twórczość Pendereckiego i odkrywałam kompozycje Góreckiego. Zainteresował mnie Pierre Boulez, stałam się wielbicielką Giacinto Scelsi, fanką Luciano Bernio i admiratorką Luigi Nono, a wszystko to działo się przy akompaniamencie odśrodkowego stukania w mój brzuch przebywającego tam czasowo potomka płci męskiej. I, wiedzcie, potomek ten musiał doznać poważnego szoku dźwiękowego, jakiejś muzycznej traumy, bo sam potem zajął się zawodowo kompozycją muzyki współczesnej. Grywa, a właściwie hałasuje, po całym świecie – Japonia, Stany Zjednoczone, Niemcy, oczywiście Francja, w której żyje, i gdzie popadnie. Ostatnio dostał znowu dwumiesięczne stypendium muzyczne Rządu Francuskiego i wybrał… Polskę.

Mieszka w Warszawie, ale grał już w Gdańsku, Wrocławiu, w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, a w planach jeszcze Łódź, Poznań i z rozpędu Chiny, chociaż to nie jest już tak dokładnie Polska. Zresztą – już z 10 lat temu jeden z jego utworów był wykonywany na Warszawskiej Jesieni. Przy wejściu w holu rozpowiadano, że ten koncert jest bardzo ważny – pokazał się Wajda, widziano Henia Melomana, córkę Kisiela, przybył nawet Krzysztof Toeplitz, którego nigdy na koncertach nie widywano, wraz z synem, jest więc dwóch Toeplitzów! Sprostowałam, że nawet trzech, bo właśnie trzeci – też syn, tyle, że wcześniejszy – jest kompozytorem dzieła wykonywanego przez orkiestrę smyczkową z Belgii. Przeszkadzał jej (a może i pomagał?) sam autor, wydobywając z komputera zaprogramowane tam uprzednio interesujące hałasy, które biegały jakoś po sali w kółko, otaczając oszołomionych widzów kolistym dźwiękami. Konkurowały one dzielnie z klasycznymi, aczkolwiek zastosowanymi na odwyrtkę smyczkami, zalewając słuchaczy konglomeratem muzyki akustycznej i elektronicznej, które niby to przeciwstawne, więc wykluczające się wzajemnie, ale tworzyły jednak wspólny, spójny strumień dźwiękowy…

Ja, przejęta do szpiku kości jako matka, nie mogłam przez załzawione ze wzruszenia oczy należycie ocenić dzieła, ale sądząc po aplauzie, był to sukces spowodowany nie tylko obecnością na sali szeregu moich koleżanek, błękitnookich blondynek, podstarzałych ex-tancerek… „Jak zapamiętać ten trudny tytuł, co przez to chciałeś powiedzieć?” – wypytywałam dziecko – kompozytora po koncercie, już przy piwie.

„<MSG #9>, taki sam dobry tytuł, jak każdy inny. A jak zapamiętać? Jeśli masz z tym trudności, zastosuj metodę mnemotechniczną! Że co, że nie wiesz, co to znaczy? To takie najprostsze skojarzenia, o, już wiem! Na przykład Matka Straszna Gaduła, no i dziewięć, bo tyle miesięcy spędziłem w twoim brzuchu i słuchalem tego gadania. I już, samo się zapamięta!” Rzeczywiście, samo się zapamiętało. Zastanawiałam się nawet, czy nie powinnam się lekko obrazić.No, ale gdyby strzelił „Matka Strasznie Głupia” – to byłby powód, a tak? Że gaduła? A co, już mówić nie wolno, czy jak?

Tak, według mnie ten rodzaj muzyki, z którym zapoznawałam Kaspra od embriona, zadecydował o jego drodze życiowej. Mam zresztą kolejne dowody wpływu muzyki na dusze ludzkie, nawet w zarodku – będąc w następnej ciąży, zajmowałam się głównie jazzem, do tej muzyki układałam choreografię i robiłam próby z moimi tancerkami, a wynik ciąży, czyli Baltazar, skończył szkołę jazzową i uprawia chętnie ten rodzaj muzyki zawodowo.

Gdy w następnej ciąży dla dobra dziecka słuchałam wyłącznie słodkiej, spokojnej klasycznej muzyki fortepianowej, urodzona w tej atmosferze dziewczynka stuka teraz po parę godzin dziennie w zęby Steinwaya, odtwarzając wyłącznie dzieła Mozarta, Chopina i Beethovena… Uważajcie, co robicie, będąc w poważnym stanie, bo konsekwencje, sądząc z moich doświadczeń, są porażające! A muzyka łagodzi obyczaje…

Krystyna Mazurówna
fot. Witold Szczekowski 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: