Droga do samorealizacji artystycznej bywa często długa i wymaga wielu wyrzeczeń. Dla Karoliny Błasik, kryjącej pod pseudonimem Muska nowe otwarcie zaczęło się niedawno, ale entuzjazm płynący z sytuacji, w której się znalazła, zdaje się nie mieć końca. Dotąd objawiła dwa utwory – „Jeśli” i „Huśtawka”, który jest jednocześnie zapowiadanej na wiosnę 2021 płyty. O swojej długiej podróży do ‘tu i teraz’ artystka opowiedziała nam w poniższej rozmowie.
MM: Poznałam życie od tej strony, która mnie zniewalała, nie potrafiłam wytyczać swoich granic, a całą swoją wrażliwość, słabość i niepewność chowałam za fasadą pozorów i uśmiechu. A czemu Karolina Błasik kryje się za pseudonimem Muska?
KB: Cytat, którego użyłeś znajduje się w opisie mojego klipu na Youtube. W całym zamieszaniu premierowym, wrzuciłam ten opis od siebie dopiero 2 dni po premierze. Na początku widniało suche „Huśtawka zwiastuje debiutancki album…” i tyle. Dziękuję, że od niego zaczynamy naszą rozmowę. Myślę, że najlepszą odpowiedzią na Twoje pytanie z tezą, jest fakt, że właśnie się odkryłam i to dosyć mocno osobiście. Zawsze chciałam mieć swój pseudonim artystyczny, który pozwoli mi na definiowanie siebie od nowa. Jestem artystką, teraz piszę o tym i mówię bez skrępowania, chociaż jeszcze kilka lat temu, kiedy odeszłam od twórczych działań, nie wierzyłam, że ten powrót nastąpi. Tak więc Muska to ja. Nie jestem znikąd, kawałek drogi za sobą mam i trochę doświadczeń, które ukształtowały mnie na tyle, że mogę mówić wreszcie swoim głosem i opowiadać to, co dla mnie ważne.
MM: Miałaś 13 lat przerwy od działań muzycznych. Co działo się przez ten czas?
KB: W 2007 roku wygrałam casting do Studio Buffo, wraz z 10 artystów dostaliśmy angaż w teatrze i programie telewizyjnym „Przebojowa noc”. W tym samym czasie zostałam studentką na wymarzonej uczelni AM w Katowicach. Po trwających 7 dni w tygodniu próbach i nagraniach zdecydowałam, że nie będę w stanie tego pogodzić i w żadnym miejscu nie będę mogła zagrzać miejsca. Pamiętam rozmowę z panem Januszem Stokłosą, który powiedział, że w Buffo już nie takie rzeczy się działy, ludzie kończyli studia, więc mi też powinno się udać. Z zakulisowych rozmów czytałam między wierszami, że w teatrze długo czeka się na „swój czas” albo śpiewa się w „offie” (nie na scenie). Decyzję o rezygnacji pomogła mi podjąć trenerka wokalu. Powiedziała, że mam „coś więcej” w głosie, co mogę wykorzystać jako frontmanka zespołu, a nie chórzystka. Do dziś wspominam to jako dobrą decyzję. Miałam jeszcze później próby zaistnienia w innym musicalu, jednak szybko okazało się, że nagła choroba wykluczyła mnie na 2 tygodnie z prób, a na moje miejsce organizatorzy mieli zastępstwo. Czekanie na ponowną szansę, stanie z boku, było bardzo irytujące. Powodowało we mnie głęboki zawód, zwłaszcza, że byłam wtedy narwana, niecierpliwa i bardzo wrażliwa… Zresztą do tej pory ta wrażliwość jest we mnie. W gimnazjum pisałam swoje pierwsze teksty, przez kolejne lata marzyłam o tym, żeby śpiewać, gdziekolwiek, byleby tylko to robić. Zupełnie nie łączyłam tych dwóch umiejętności. Zawsze chciałam być kimś innym – Whitney Houston, Edytą Górniak, potem Arethą Franklin i Alicią Keys. Musiałam się dobrze zastanowić i tak zajęło mi to nie 13 lat, ale około 9, 10, kiedy wychowując swoją córkę, zmierzyłam się z życiem i ustaliłam priorytety na nowo. Dojrzałam. Pojawienie się dziecka to ogromna zmiana w życiu. Najpiękniejsza historia mojego życia pisze się od tamtego momentu. Ostatnie 4 lata pracuję nad tym, żeby stawiać na siebie i moja twórczość zaczyna wychodzić z cienia…
MM: A na którym etapie pojawił się Harry?
KB: Tomek ‘Harry’ Waldowski to mój producent i przyjaciel. On pojawił się w moim życiu, zanim zamarzyłam dostać się do musicalu. Był moim kolegą na pierwszych studiach w Lublinie. Mieliśmy po 19 lat i głowy pełne marzeń o naszych wielkich muzycznych karierach, graniu dobrej, ambitnej muzyki i puste portfele. Pamiętam jak spotkaliśmy się kiedyś u niego na stancji, by słuchać Jamiroquai i Polucjantów, a na kolację była tylko kapusta pekińska z chlebem. Masło było wtedy luksusem (śmiech).
MM: “Jeśli” i “Huśtawka”, to póki co jedyne utwory jakie opublikowałaś. Teksty do nich też są nowe, czy raczej pochodzą z tzw. szuflady?
KB: „Huśtawka” jest z 2016 roku, Jeśli napisałam ok 2 lata temu. Mogę śmiało powiedzieć, że to „nowe” teksty, bo powstały w czasie, kiedy mocno odrywałam korzenie od swojego starego życia, nieudanego związku, rozpadu rodziny. Szukałam wtedy swojej tożsamości. Ten proces rozpoczęty wtedy trwa nadal, bo czuję, że rozwijam się od tamtej pory jako człowiek, kobieta, matka i artystka. Jestem już w innym punkcie. Doświadczenie, które zebrałam jest dla mnie niezwykle cenne. Będę o tym pisać dalej, bo wierzę, że ludzie potrzebują przejrzeć się w muzyce jak w lustrze. Chciałabym swoją twórczością poruszać te najgłębsze struny, zachęcać do walki o siebie i pokazywać, że nigdy nie jest zbyt późno, żeby o siebie zadbać. Wiesz, jak o tym myślę, to przypomina mi się komentarz pod klipem „Huśtawki” na Youtube od jednej osoby, która napisała, że „biegła 35 lat do siebie” i że wreszcie wie, czego jej trzeba… To są momenty, dla których chce żyć i pisać swoje piosenki.
MM: “Huśtawka” oddaje emocjonalność człowieka w procesie, kiedy czuje, że nie może się dłużej zgodzić z rzeczywistością, ale nie oznacza to, że wie jaki powinien być ten następny krok. – zastanawiam się, czy ten utwór nie definiuje całej płyty, a jednocześnie – czy otwiera zbyt wielu kart?
KB: A jak Ty go czytasz ?
MM: Dokładnie tak, jakby definiował Ciebie jako człowieka, kobietę, osobę z doświadczeniami, która już wie, jaki jest świat, w którym się obraca.
KB: Pięknie by było! Niestety, mimo doświadczeń, my dorośli, nie znamy tego świata na tyle, by nigdy więcej nie popełniać błędów, nie pozwolić sobie na słabości, nie zostać zaskoczonymi, przypartymi do ściany, kiedy nagle trzeba podjąć decyzję. A konsekwencje naszych decyzji ponosimy sami, a także nasze dzieci. Wreszcie, czy to nie byłoby… nudne ? Nigdy nie być zaskoczonym, nigdy nie czuć dreszczyku niepewności, przewidywać i tkwić w rutynie działań, które zapewnią nam spokój, bezpieczeństwo. Nie ma definicji świata, której możemy się nauczyć i stosować ją codziennie, albo wypisać recepty na świat i odpowiednio dawkować codziennie… Codziennie jesteśmy inni. Rośniemy, dojrzewamy, każda dekada życia przynosi inną ocenę sytuacji i siebie. Tak bardzo cieszę się, że jestem w tym momencie życia, kiedy odarłam się z pewnych wyobrażeń na temat życia i siebie samej. Nie żyję już dziecięcą naiwnością, ale od mojej córki uczę się dziecięcych pragnień i marzeń ponad ograniczenia. Polecam rodzicielstwo (śmiech).
MM: Czemu płyta ukaże się dopiero wiosną przyszłego roku? Jeszcze nad nią pracujecie?
KB: W przypadku tej płyty, która jest moją pierwszą, mam poczucie, że praca nad nią będzie trwała intensywnie do ostatniej chwili. Jestem taka, że ciągle coś udoskonalam, dłubię, przekręcam. Dobrze, że mam Harrego – głos rozsądku, doświadczenia i niezwykłe wyczucie smaku. On jest integralną częścią mojej wypowiedzi. Większość kompozycji należy do niego – stworzył je biorąc gitarę do ręki, kiedy po raz pierwszy przeczytał tekst. Utwór „Jeśli” powstał w 15-20 minut, rano, kiedy pomiędzy obowiązkami ojca, wrócił na chwilę do studia wkurzony, że dzieciaki nie dają mu spokoju. Powiedziałam mu wtedy, że rozumiem sytuację, ale może spróbuje wyrzucić tę swoją energię i spożytkuje ją na coś dobrego. Zagrał, zaśpiewał (uwielbiam jego głos) i powiedziałam :Ok, kupuję to. „Huśtawka” była pierwszym utworem. Tyle razy zmienialiśmy aranż, dodając to i owo, że baliśmy się czy kiedyś ją skończymy (śmiech). Teraz podczas pandemii u mnie nastąpił przełom. Zaczęłam proponować melodię i groovy do piosenek. Wcześniej się tego… bałam. Myślałam, że nigdy nie zaproponuję niczego odpowiedniego, że to będzie żenada… Harry widział, że moje otwarcie wymaga czasu. Czasem musiał mnie opieprzyć, czasem przytulić, kiedy czułam blokadę i głos mi grzązł w gardle. Dlatego „Huśtawka” oddaje mnie doskonale, moją emocjonalność, moje stany. Nic nie chcę udawać. Mamy już praktycznie cały materiał na płytę. Nie będzie lekko i zwiewnie – póki co te dwa utwory pokazują jedną z kilku stron mojej osobowości, tę refleksyjną. W innych tekstach posługuję się ironią, powiedziałabym nawet, że autoironią. Ona czasem chroni przed pokazaniem miękkiego podbrzusza. Czasem nie umiem mówić o trudnych sprawach wprost i na to sobie pozwoliłam kilka razy.
MM: A skąd pomysł, by osadzić ten album w klimatach indie i folku, skoro słuchaliście razem Jamiroquai i Polucjantów?
KB: Byliśmy wtedy studentami, nastolatkami! Słuchaliśmy wszystkiego, co nasi koledzy mieli na dyskach, tony jazzu, funky, soulu.. Właściwie Harry już wtedy miał niesamowitą wiedzę, intuicję muzyczną i warsztat bębniarski, a ja byłam dziewczyną ze szkoły muzycznej na gitarze klasycznej, która jako dziecko słuchała głownie rocka i popu, wielkich diw i o jazzie dowiedziałam się dopiero na studiach. Chłonęłam wszystko, śpiewałam wtedy z dj live act’s r&b, disco lat 70/80, Motown i starałam się zrozumieć frazowanie w swingu, co mimo wielu lat i studiów – w moim przypadku zadziała pewnie około sześćdziesiątki – jak się muzycznie wyszumię i uspokoję i wyluzuję. Skąd ten folk? Ostatnie lata umuzykalniam dzieci od pierwszych miesięcy ich życia wg. teorii prof. Gordona. Przez ten czas poznałam bogactwo utworów, które są osadzone w różnych tonalnościach i czerpią tematy z muzyki tradycyjnej, mają nietypowe metrum, nie są proste. Harry od nastu lat gra z zespołem Chłopcy kontra Basia i folk ma w małym palcu. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale moje teksty tak prowadzą nas w taką organiczną muzykę, której podstawą jest melodia pozbawiona soulowych ozdobników i prosty akompaniament gitary, który można zagrać trzema palcami. Chciałabym, żeby ludzie śpiewali ze mną te piosenki. Piękno tkwi w prostocie. Na bardziej wysublimowane wokalizy mam jeszcze czas. Być może kiedyś po nie sięgnę.
MM: Ktoś jeszcze was wspiera podczas realizacji płyty, czy robicie ją tylko we dwójkę?
KB: Działamy w duecie. Myślę, że oboje tak zagarniamy przestrzeń… Mamy czasem tarcia i zdarza się, że widzimy niektóre rzeczy zupełnie inaczej. Ciężko byłoby jeszcze kogoś dopuścić do tej wybuchowej mieszanki. Za to chętnie dzielimy się z przyjaciółmi, pytamy o wrażenia i pierwsze recenzje. Kiedyś odezwałam się do kolegi z zapytaniem w jakieś sprawie, wspomniałam, że kończymy z Harrym numery, które niedługo wypuszczę a on na to, że bardzo mu się podobają i tak odkryłam bliskiego doradcę (śmiech).
MM: Przed wydaniem płyty, ukaże się jeszcze jakiś utwór?
KB: Tak. Planuję trzeci singiel. Mam tak skrajne typy piosenek. Podejrzewam, że sama się zaskoczę tym, na co postawię. Sytuacja w kraju jest dynamiczna, nagle słowa refrenu Huśtawki: „Wiem czego mi trzeba , a przynajmniej czego nie” wybrzmiewają inaczej w kontekście ostatnich wydarzeń. Kiedy tworzyliśmy pierwsze piosenki, byliśmy niczym nieskrępowani, inne powstały już w czasie pandemii, niosą inny ładunek emocjonalny. To będzie emocjonalna płyta. Myślę, że kolejny singiel to zaznaczy.
Rozmawiał: Maciej Majewski