Mirosława Kowalkowska: Dawaj uczciwie. Z serca

Był czerwcowy letni wieczór 1995 roku. Po wykonaniu zwykłych czynności matki Polki, takich jak: podanie obiadu rodzinie, sprzątnięcie kuchni (już wówczas w moim domu była zmywarka do naczyń – otrzymałam taki prezent na 10. rocznicę ślubu), dopadła mnie chwila refleksji.

 

 

Byłam wówczas 35-letnią mężatką, z dwójką dzieci w wieku szkolnym. Tymczasem mój mąż piął się po szczeblach kariery zawodowej, najpierw kierownik oddziału odpowiedzialny lokalnie, następnie miał pod sobą serwisy w całym kraju. W końcu został dyrektorem w jednej z lokalnych firm, pracując u prywatnego przedsiębiorcy. Pracowałam wtedy zgodnie ze swoim pierwszym wykształceniem, jako informatyk-elektronik w Regionalnym Centrum Onkologii. Gdy zdecydowałam się poszukać odpowiedniej dla siebie na tamten czas pracy, intuicyjnie określiłam warunki, jakie muszą być spełnione. Najważniejszym punktem była dla mnie lokalizacja miejsca pracy blisko domu – pomimo że mieliśmy dwa samochody, czas dojazdu i powrotu z pracy był dla mnie bardzo istotny. Drugim warunkiem były godziny pracy, ponieważ na aktywność zawodową mogłam wykorzystać czas, kiedy dzieci przebywały w szkole. Trzeci warunek dotyczył atmosfery. Zależało mi bowiem na pracy w zespole ludzi, którzy są ambitni, mają swoje cele, marzenia, pasje.

Właściwie już po pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej z kierownikiem działu informatyki uzyskałam akceptację. Jak dowiedziałam się po latach, moim atutem było wykształcenie: jako absolwentka technikum elektronicznego posiadałam umiejętności pracy manualnej – potrafiłam używać lutownicy, rozkręcić i złożyć sprzęt elektroniczny. Jednym słowem, człowiek od techniki. Bardzo lubiłam swoją pracę. Warunek dobrego towarzystwa został zaspokojony w pełni. Poza mną pracowała tam jeszcze tylko jedna kobieta, informatyk. Nie stanowiłam dla niej żadnej konkurencji. I jak okazało się w późniejszych rozmowach, spotkałyśmy się już wcześniej u jednej ze znajomych, na gruncie zupełnie prywatnym. Tak oto weszłam pośrednio w świat medycyny.

Status materialny mojej rodziny był wówczas bardzo dobry. Wyjeżdżaliśmy na wczasy dwa razy w roku. Jeżeli chodzi o finanse, to pensja męża starczała na życie nawet, powiedziałabym, w luksusie. Dlatego szukając pracy, całkowicie pominęłam aspekt finansowy. Rzeczywiście, wynagrodzenie, jakie otrzymywałam, nie było szczególnie znaczące w naszym budżecie domowym. Jednak praca w takim miejscu dawała ogromne możliwości przysłużenia się innym. Informowałam wszystkich, z którymi spotykałam się na gruncie towarzyskim, o profilaktyce w zakresie diagnostyki nowotworów wszelkiego typu. Zawsze chciałam być pomocna ludziom, co wynika z mojej natury, dlatego namawiałam znajomych do korzystania z możliwości wizyty u onkologa. Przyznam, że mąż bardzo mnie hamował w moich poczynaniach dotyczących zachęcania ludzi do badań przesiewowych. Po kilku latach już każdy kojarzył mnie z profilaktyką nowotworów, możliwością skrócenia czasu oczekiwania na wizytę u lekarza onkologa. Był to też czas mojego intensywnego rozwoju, jeżeli chodzi o wiedzę o chorobach nowotworowych. Jako że biegle poruszałam się po edytorach tekstu, znalazłam nowe zajęcie – przepisywanie artykułów medycznych lekarzy. Właśnie z tych publikacji czerpałam ogromną wiedzę o onkologii. Pomagałam od strony technicznej w redagowaniu prac doktorskich i wszelkich opracowań dla całego personelu medycznego. Fakt ten spowodował, że poznałam całą kadrę lekarzy pracujących wówczas na oddziałach szpitalnych. Poznawałam również szpital jako jednostkę budżetową. Zatem znana mi była wiedza o aptece i tworzeniu leków recepturowych. Wspólnie z kierowniczką apteki szpitalnej stworzyłyśmy system naliczania zużycia silnych leków tworzonych na recepty wystawiane przez lekarzy indywidualnie dla każdego pacjenta. Mogę powiedzieć, że jako informatyk łącząc swoje siły z farmaceutką w zespole – kierownikiem apteki, stworzyłyśmy coś, co było wzorem dla kolejnych szpitali. Kolejne lata przynosiły w mojej pracy nowe obowiązki. Poza usprawnianiem sprzętu informatycznego, zamykaniem miesiąca rozliczeniowego w księgowości, tworzeniem receptariusza szpitalnego w aptece, doszedł jeszcze jeden obowiązek. Byłam odpowiedzialna za zakup nowego sprzętu informatycznego oraz za aktualizację listy urządzeń informatycznych w całym szpitalu.

To doprowadziło moją pracę do ogromnej rutyny. O ile moja „działalność” w zakresie znajdowania szybszego dostępu do wizyty u lekarza specjalisty dawała ogromną korzyść ludziom, którzy przychodzili z prośbą o taką pomoc, o tyle sam spis sprzętu był dla mnie po prostu nudny… Poza tym obcowanie przez całe lata z ludźmi chorymi miało ogromy wpływ na moją psychikę. Stałam się przygnębiona, smutna. Często widziałam również w oczach ludzi brak nadziei na wyzdrowienie. Powody były różne. Najczęściej było zbyt późno, aby odwrócić proces chorobowy. Nowotwór był rozpoznawany w takim stadium, że leczenie nie przynosiło żadnych efektów.

Wówczas zadałam sobie po raz kolejny pytania: Co chcę w życiu robić? Co jest dla mnie ważne? Jak mają upłynąć kolejne dni mojego życia? I co najważniejsze: Jaki ślad chcę zostawić w sercach ludzi, których spotykam na drodze życia?

Takie myśli ogarnęły mnie owego czerwcowego popołudnia, kiedy już wszystko w domu ogarnęłam. Napisałam wówczas, jakie mam oczekiwania względem świata:

  1. Bardzo lubię ludzi, pracę wśród nich.
  2. Bardzo chcę być pomocna ludziom w ich życiu.
  3. Nie muszę mieć szefa.
  4. Potrafię sama zorganizować sobie pracę.
  5. Wcześniej szukając pracy, nie dodałam, że chcę otrzymywać za swoją pracę godne pieniądze, które w razie choroby pozwolą na leczenie w dowolnym ośrodku.

 

Po wypisaniu tych myśli, poszłam spać.

Minął może tydzień, może dwa. Były to czasy, kiedy ludzie odwiedzali się bez specjalnych zapowiedzi czy umawiania spotkań na konkretną godzinę. Wpadł do mnie z wizytą kolega. Wcześniej znałam go z dystrybucji kosmetyków pewnej marki, których prowadził sprzedaż bezpośrednią. Wtedy jednak przyszedł z propozycją zupełnie nowego biznesu: pracy agenta ubezpieczenia na życie. Ja, elektronik z wykształcenia, pasjonatka podróży, dowiedziałam się o równoległym świecie finansów. Po burzliwej dyskusji z moim mężem zdecydowaliśmy się, że podejmę to nowe wyzwanie. I tak oto weszłam w sferę finansów.

Ta decyzja zmieniła moje życie na zawsze. Dzisiaj, po 27 latach pracy w finansach, mogę śmiało powiedzieć, że ubezpieczenia, które proponowałam i proponuję do dzisiaj, to forma zabezpieczenia rodziny na wypadek naszej śmierci, jak i zabezpieczenia na godne życie w sytuacji, gdy zachorujemy.

Pamiętam moje pierwsze sukcesy. W 1997 roku – kiedy klientka podpisywała umowę ubezpieczenia z myślą, że gdyby jej zabrakło, to mąż otrzyma pieniądze, które pozwolą mu utrzymać się na tym samym poziomie. Pamiętajmy, że często budżet rodzinny w takich sytuacjach jest bardzo zachwiany. Ta konkretna polisa obejmowała również wypłatę, gdy zdarzy się poważna choroba. Taki czarny scenariusz spełnił się szybko, bo już po 11 miesiącach. Wypłata pieniędzy z polisy pozwoliła klientce skorzystać z konsultacji wielu lekarzy. Niestety, potwierdzili pierwszą diagnozę: rak jajnika. Pieniądze z polisy bardzo się przydały na podreperowanie zdrowia podczas chemioterapii. Dzisiaj ta klientka jest elegancką starszą panią, która nadal ma środki na godne życie. Następną osobą, która skorzystała z wypłaty z polisy na życie, była kobieta w wieku 28 lat. Stwierdzenie choroby w tak młodym wieku było szokiem dla wszystkich z jej otoczenia. Szczęście w nieszczęściu, zdecydowała się na takie zabezpieczenie dla siebie. Pieniądze z polisy pozwoliły na wyprowadzkę z domu rodzinnego, na zakup samodzielnego mieszkania i jeszcze zostały środki na kosztowną terapię. Kobieta do dzisiaj jest mi wdzięczna, że wówczas, w 1997 roku, zapukałam do jej drzwi po uprzednim telefonicznym umówieniu się na spotkanie.

Kolejna wypłata zdarzyła się dla 40-letniego mężczyzny. Wówczas, dzięki swoim licznym inwestycjom, był człowiekiem bardzo zamożnym. Swoje inwestycje umieścił na warszawskiej giełdzie. Niestety, w dniu, kiedy zdecydował się spieniężyć swoje aktywa, bank, który wskazał do wypłaty środków, ogłosił upadłość. Z wielomilionowej fortuny zostało zaledwie 10 000 euro wypłacanych w sytuacji upadłości banku. Wskutek tak ogromnej traumy spowodowanej utratą całego majątku klient rozchorował się. W tej sytuacji firma nie miała wątpliwości. Pieniądze z polisy pozwoliły na godne życie, co było ważne, gdyż czas, jaki był potrzebny do uzyskania renty z tytułu niezdolności do pracy z ZUS-u, był długi.

Wówczas, po tej trzeciej wypłacie, w tak krótkim okresie od podjęcia pracy w zupełnie nowym zawodzie doradcy i agenta ubezpieczeń na życie, zdecydowałam się w nim pozostać. Ta chwila zmieniła wszystko w moim życiu. To była ta decyzja, która przyniosła odpowiedź na moje wszystkie wyzwania. Nie potrzebowałam szefa, żeby rano podejmować nowe kontakty, czy to przez telefon, czy też w spotkaniach bezpośrednich. Pracowałam wśród lekarzy. Oni doskonale zdawali sobie sprawę z kruchości życia i dlatego zostali moimi pierwszymi klientami. Spełniałam się wówczas, jak i dzisiaj, w dostarczaniu ludziom środków do życia w sytuacji, gdy zdarzyła się choroba lub gdy zabrakło pieniędzy w budżecie domowym, bo umarł jedyny żywiciel rodziny.

Gdy widzę uśmiech na twarzy osób, które odbierają informację o wypłatach z tytułu choroby, wypadku czy pobytu w szpitalu, rozpiera mnie duma, że udało mi się komuś przyjść z pomocą. To uczucie nadaje sens mojemu życiu. Im większe jest moje zaangażowanie, tym większe jest moje uposażenie i jest to bardzo naturalne, bo im więcej dajesz, tym więcej do Ciebie wraca. Warunek jest jeden: dawaj uczciwie, z serca.

Podejmując decyzję o zmianie zawodu, zgodziłam się również na nieustanną naukę. Nowa branża, nowe wyzwanie. Wiedza o rynku ubezpieczeniowym w Polsce była znikoma. Wówczas, z dalekiej Kanady przyjechał Marian Miziołek, pierwszy prezes Commercial Union w Polsce, niekwestionowany autorytet w dziedzinie ubezpieczeń. Prekursor nowego sposobu myślenia o tego rodzaju działalności. Mogę bez cienia przesady wyznać, że wszystko, co wiem dzisiaj o ubezpieczeniach, wiem właśnie od niego. Cała kariera Mariana Miziołka pochodziła z innego kontynentu, gdzie liczy się człowiek. Człowiek, jako osoba, która jest najważniejszą częścią jakiejkolwiek organizacji. Miał plan w naszej kochanej ojczyźnie zaszczepić te same zasady: „ludzie są naszym największym majątkiem” i „uczciwość do przesady”. Miałam to szczęście w życiu, że trafiłam do Commercial Union właśnie w tym czasie. I te zasady bardzo współgrały z moją wewnętrzną potrzebą bycia tak bardzo potrzebną ludziom. Tak bardzo chciałam i nadal chcę nieść ludziom proste rozwiązania. Zasada jest prosta: albo żyjemy za długo i wówczas potrzebne są środki na godne życie dla nas, albo żyjemy za krótko i pozostają po nas zobowiązania.

W drodze do osiągnięcia sukcesu w ubezpieczeniach korzystałam z wielu szkoleń. Byłam laureatem wielu konkursów. Największym moim sukcesem w tym zakresie było uzyskanie członkostwa w międzynarodowym stowarzyszeniu Million Dollar Round Table. Osoby należące do tego gremium to wybrańcy, to mniej niż 1% spośród wszystkich doradców finansowo-ubezpieczeniowych na świecie. Przynależność do stowarzyszenia MDRT to nie tylko prestiż, to gwarancja najwyższego poziomu obsługi i etyki. Jest ogromną przyjemnością i korzyścią czerpać wiedzę i doświadczenie od osób należących do stowarzyszenia. Obecnie MDRT jest międzynarodową, niezależną organizacją skupiającą ponad 40 tysięcy najlepszych specjalistów w zakresie ubezpieczeń na życie i długoterminowych oszczędności z 76 krajów.

W 1995 roku postawiłam pierwszy krok wiodący do zmiany. Jednak właśnie ten pierwszy krok sprawił, że rozpoczęło się dla mnie nowe życie. Życie, które trwa i tak długo, jak będą osoby ciekawe mojego doświadczenia i przedstawianych rozwiązań finansowo-ubezpieczeniowych, będę czynnym doradcą finansowo-ubezpieczeniowym.

Bo pieniądze szczęścia nie dają, dają możliwości. A możliwości są wymiarem luksusu.

Mirosława Kowalkowska

Doradca życiowy – już 27 lat. Rozmawia, jak kontrolować wydatki miesięczne. Uczy planowania budżetu domowego. Jak rozdzielić zarobione pieniądze pomiędzy potrzeby bieżące, odkładanie długoterminowe, odkładanie krótkoterminowe. Wyszukuje dla klientów różne produkty finansowe, w zależności od czasu, jaki jest na gromadzenie pieniędzy, potrzeby i możliwości finansowych. Czasami są to polisy na życie, czasami ciekawa forma oszczędzania. A niekiedy potrzebne są instrumenty prawne: testament, intercyza czy pełnomocnictwa. Współpracuje również z notariuszem i prawnikiem.

Specjalista d/s ubezpieczeń i inwestycji. Coach/mentor finansowy.

Absolwentka: Studium „Sukcesja – planowanie spadkowe Łukasz Martyniec; Personal Branding Beata Kapcewicz; Akademia Sprzedaży Sandler Training, Studium MASTERMIND Doskonalenia Kompetencji Przywódczych; „21 niezaprzeczalnych praw przywództwa” Dr. Johna C. Maxwella; „Super Speaker System” Krzysztof Hillar; „Sztuka Perswazji” Dawid Świstek.

Członkini Klubu Kobiet, https://klubkobietbiznesu.pl/. Zdobywczyni kobiecego lauru za bycie wzorem przedsiębiorczości dla innych kobiet. Nagroda Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu BUSINESSWOMAN ROKU 2020. Członkini Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu. Kobieta o wielkim sercu – nagroda za wsparcie projektu fundacji Joanny Radziwiłł. Liderka XXI wieku 2022. Kobieta, która inspiruje – „Podręcznik aforyzmów na każdy dzień kobiety dla kobiet” 2021. Nagroda Europejskiego Klubu Kobiet Biznesu dla BUSINESSWOMAN ROKU 2022.

www.miroslawakowalkowska.pl

 

*** Felieton pochodzi z książki “DECYZJA, KTÓRA ZMIENIŁA ŻYCIE” dostępnej na stronie: https://www.multistore24.pl/decyzja-ktora-zmienila-zycie.html

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: