“Mężczyźni nie patrzą na mnie. Oni rzucają tylko na mnie okiem”, mawiała ze smutnym wyrazem twarzy. Jej kolejna wypowiedź, że “lepiej być nieszczęśliwą samotnie, niż nieszczęśliwą z kimś innym”, również wprowadza pewną dwoistość. Po co więc Marilyn Monroe potrzebowała tylu kochanków, partnerów, mężów, skoro zawsze w gruncie rzeczy była z nimi nieszczęśliwa?
Norma Jeane Mortenson – znana później jako Marilyn Monroe – odkryła atuty swojego ciała dość wcześnie. Miała wówczas 12 lat. Przedtem chłopcy ze szkoły często nabijali się z przyszłej gwiazdy, nazywali ją “Myszą” czy “Ludzka fasolą”. “Kiedy byłam małą dziewczynką, nikt mi nie mówił, że jestem ładna. Każda mała dziewczynka, nawet jeśli nie jest ładna, powinna słyszeć takie komplementy jak najczęściej”, powiedziała Monroe podczas jednego z seansów psychoanalizy, którym poddawała się nieustanie w dorosłym życiu. Z czasem uroda Normy rozkwitała, a oczy nastoletnich chłopców zwrócone były w jej stronę.
Świat mnie nagle polubił
“Chodziłam do szkoły dwie mile tam i z powrotem. Wszyscy mężczyźni gwizdali – to znaczy robotnicy w drodze do pracy. Świat mnie nagle polubił. Często dla zabawy wieszałam się na gałęzi drzewa, ubrana w obcisły sweterek. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, jaki efekt wywołuje taki sweterek. Chłopcy patrzyli na tę część garderoby tak, jakby była to kopalnia złota”, wspomina po latach aktorka. Nastolatkowie mieli podobno nawet w zwyczaju rozpoczynać bójki o to, kto poniesie Normie plecak.
Gdy miała 15 lat, bezdzietna przyjaciółka jej matki, Grace McKnee, która wówczas sprawowała na nią pieczę, postanowiła pozbyć się ciężaru, jakim była dla niej Norma. Najprostszym sposobem na wypchnięcie dziewczyny z domu było wydanie jej za mąż. Idealnym kandydatem okazał się 19-letni sąsiad Jim Dougherty. 19 czerwca 1942 roku przyszła „ikona seksu”, chcąc nie chcąc, stała się jego żoną. Ich małżeństwo przetrwało raptem pięć lat. “Mało rozmawialiśmy. Po prostu nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia”, tak Monroe podsumuje swój związek z perspektywy lat. Doughetry powie o swojej relacji z nią: “Absolutnie nie potrafiła podać dobrego jedzenia mężczyźnie.” Dla niego to nie była miłość. Jak sam przyznał “zgodził się na ślub, ponieważ wkrótce szedł do wojska i wyobrażał sobie, że Norma znajdzie dom u jego matki.”
Kreacja doskonała
“Moje życie seksualne jest jak reszta mojego życia. Widzę je jako źle zmontowane sekwencje filmowe. Mężczyzna przychodzi, bierze mnie i następnie traci. W następnym planie widać tego samego mężczyznę, który wchodzi po raz drugi. Na jego twarzy maluje się zupełnie inny wyraz. Wraz ze zmianą jego ruchów, zmieni się też oświetlenie. Być może na tym polega rzeczywistość związków między kobietami i mężczyznami – na serii źle zmontowanych scen”, wyznaje podczas psychoterapii.
Przez chwilę komuś potrzebna
Była pełna dysonansów. Z jednej strony niczym lwica chroniła swoją prywatność i zamiast swojego numeru telefonu podawała numer kostnicy w Los Angeles. Z drugiej – była częstym gościem w łóżkach wielu obcych mężczyzn. Seks aż tak wiele dla niej znaczył? Gdy na początku kariery na jej drodze stanął jednej z najbardziej wpływowych mężczyzn starego Hollywoodu – Johnny Hyde, postanowiła wykorzystać swoje atuty w drodze do sukcesu. “Wiedziałam, że nikt nie mógł mi tak pomóc, jak Johnny Hyde. Nie sądziłam, że jest coś złego w tym, że pozwolę mu się kochać. Seks wiele dla niego znaczył, ale nie dla mnie”, komentowała ich relację.
Ciekawe są słowa dr. Ralpha Greenstona, który był psychoterapeutą Monroe. “Marilyn stała się dla mnie zarówno moim dzieckiem, bólem, jak i obłędem”, mówił. Dochodziło nawet do takich sytuacji, że seanse psychoanalizy trwały pięć dni w tygodniu. Dr Greenston zrezygnował z innych pacjentów, ona uwielbiała przychodzić do niego nie tylko do gabinetu, ale też do domu. Często jadała kolacje w otoczeniu swojego lekarza, jego żony i dzieci. Kupiła nawet dom przy 5th Helena Drive, który był wierną repliką willi, w której mieszkali państwo Greenstonowie.
Nie umarłam, choć nikt mnie nie kochał
Wiktor Krajewski