Marika Krajniewska: Obserwowanie jest świetną lekcją

Kiedy czytelnicy piszą, że czytając o przygodach zwariowanych babć i ich wnuków wierzą, że w trudnych sytuacjach sami również dadzą radę – serce rośnie. Po to są te książki, by człowiek po przeczytaniu powiedział sobie: “jestem super, tak, ja i otaczający mnie świat!” – mówi Mariak Krajniewska tuż po premierze swojej najnowszej książki “No, Asiu”.

 

 

“No, Asiu” to książka o seniorkach i pokoleniu trzydziestolatków, zamieszkujących warszawski Żoliborz. Jest kontynuacją powieści “Och, Elvis”, lecz można ją czytać niezależnie od pierwszej części.

W życiu Joanny szykują się zmiany. Po latach spędzonych za granicą do Polski wraca Paweł. Czy teraz, gdy nie będzie ich dzieliła ogromna odległość, mężczyzna znajdzie sposób, by pokazać Asi, że jest dla niego wyjątkowa?

Paweł spędza sporo czasu z podopiecznymi domu spokojnej starości, w którym pracuje Joanna. Przerabia ich ubrania na stylowe i niepowtarzalne. Kiedy w kolejce do przymiarki zaczynają się ustawiać nie tylko staruszki, ale też ich wnuczki, Paweł postanawia stworzyć linię ubrań „Warszawski element” i zorganizować pokaz.

Lecz gdy na horyzoncie pojawiają się Maria i Genia, żywiołowe staruszki, które znowu wplątały się w kłopoty, a korytarzami ośrodka sunie gubiąca ubrania zjawa, nawet szarlotka – bez cynamonu, dokładnie tak, jak lubi Joanna – może nie wystarczyć do przywrócenia wszystkim równowagi.

Przekonaj się, że ze świetnymi babkami nie będziesz się nudzić! – opis wydawcy.

 

Piszesz humorystycznie, ale nie brakuje w książce nutki goryczy. Musi się wszystko uzupełniać?

Oczywiście, że nie musi. Życie jednak pokazuje, że wszystko się nieustannie zmienia i umiejętność z pokorą i uśmiechem przyjąć gorszy czas daje nam nie tylko siłę, ale i pewnego rodzaju zwycięstwo.

Dawniej w twojej prozie humoru było jak na lekarstwo. Dozowałaś go oszczędnie, snując przejmujące historie.

Teraz też tak jest, ale dawka leku została drastycznie zwiększona. Dosłownie. Zmiana nastąpiła w momencie, kiedy uświadomiłam sobie, że sabotuję radość. I to nie tylko w książkach. Gorzej, we własnym życiu.

To ciekawe, jak na to zwróciłaś uwagę?

Zaczęło się od prostego pytania mojego przyjaciela, który jadąc do mnie na naleśniki zapytał na co mam ochotę. Właśnie szedł do sklepu i naturalnym dla niego było zapytanie, co przywieźć. Dla mnie to już nie było takie naturalne. Mieć ochotę na coś to też cieszenie się z tego, kiedy się to już ma. Ja nie wiedziałam nie tyle na co miałabym mieć ochotę, ale w ogóle, że takową ochotę mogę w ogóle mieć. Skomplikowane, acz oczyszczające.

Po tym zdarzeniu nastąpiła zmiana?

Tak. Nie od razu była widoczna, ale wyczuwalna tak. Dokonywała się we mnie transformacja, w wyniku której mniej odczuwam lęk.

Dajesz przyzwolenie na radość?

O tak, znacznie częściej. A gdy zdarzają się chwile sabotażu, to po prostu je rozumiem i akceptuję. To też nie byle co!

Twoje bohaterki, nawiązuję teraz do najnowszej książki “No, Asiu” mają w sobie dużo pozytywnej energii, choć ich losy nie zawsze układają się kolorowo.

Tak, to barwne ptaki. Jak każdy z nas. Ktoś może powiedzieć, że nie lubi kolorów, że w szarości, którą się otacza dobrze się czuje i co tu mi Krajniewska wyjeżdża z radosną nowiną, ale przecież szary to też kolor, piękny na dodatek.

Co skłoniło cię do pisania o seniorkach?

Najwyraźniej potrzebowałam takich bohaterek. Może za bardzo tęsknię za swoimi dziadkami, którzy są już w innym świecie. Potrzebowałam poprzebywać w towarzystwie miłych starszych pań, które nie jedno mają za uszami, ale też niejedno w życiu przeszły. I potrafiły wszystkie swoje życiowe doświadczenia, na które mogły by jak większość z nas, zrzucić odpowiedzialność i trwać w pozycji ofiary, przekuć na sukcesy codzienności i wyjść z nich w niecodzienny sposób.

Czy uczą tego młodsze pokolenie?

Nie, o mentorstwie tu nie ma mowy. Są zresztą przez pokolenie trzydziestoparolatków postrzegane jako zwariowane i mające nie róno pod sufitem. Mam nadzieję, że czytelnik wychwyci to, co starałam się przekazać. Recenzje wskazują na to, że mi się udało.

Starość jest niemodna.

A szkoda. W Kanadzie połączono dom spokojnej starości z domem dziecka. I stał się cud. I nie jest to fikcja literacka, lecz przwdziwe życie.

Ile jest prawdziwego życia w twojej książce?

Połowa, jak nie więcej. Obserwowanie jest świetną lekcją. A słuchanie innych jeszcze lepszą. Poza tym, chcąc nie chcąc pisarz przemyca życie do książki. Z czegoś ta fikcja musi się zrodzić. Genowefa, jedna ze zwariowanych babć, jeździ na hulajnodze. Niemożliwe? Otóż, proszę państwa tak bardzo żyjemy stereotypami, że nie widzimy nic poza nimi. A jest na co patrzeć!

Dom spokojnej starości wydaje się być w twojej książce miejscem niepokornym.

Bo takie właśnie jest. Nie może być inaczej, przecież mieszkają tam ludzie z wielką własną historią. To skarbnica wiedzy o życiu.

Co na to pokolenie trzydziestolatków?

Uważają się za mądrzejszych, oczywiście. Zamykają się ze swoimi problemami we własnym świecie, zapominając, że starsze pokolenie już zna odpowiedź na większość rozterek. Seniorzy się nie narzucają. Obserwują. Wpakowują się w tarapaty, dając trzydziestolatkom przyzwolenie na wyciągnięcie ich z tego “bagienka”.

Twoje bohaterki to polskie Frankie i Grace!

Też tak sądzę, choć serialu, o którym wspominasz dowiedziałam się, gdy kończyłam pracę nad drugim tomem mojej opowieści, czyli właśnie nad “No, Asiu!”.

Cieszę się, że mamy w Polsce swoje zwariowane babcie! Polecamy książkę Mariki Krajniewskiej!

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: