Maria Stępień i Joanna Gancarczyk o muzyce ludowej

Maria Stępień i Joanna Gancarczyk to artystki udzielające się w zespole tradycyjnej muzyki ludowej Kożuch. Obie są jednak aktywne również poza kapelą, działając m.in. na rzecz popularyzacji nie tylko muzyki, ale także innych sztuk ludowych. O tym jak zaczęła się ich przygoda z tą dziedziną oraz swoich licznych aktywnościach opowiedziały nam w poniższej rozmowie.

 

MM: Kiedy pojawiło się u Was zainteresowanie muzyką lokalną i ludową?

MS: Moja miłość do muzyki ludowej, w szczególności instrumentalnej pojawiła się w 2011 roku, kiedy kolega mnie namówił, żebyśmy pojechali do Warszawy na festiwal Wszystkie Mazurki Świata. Tam zobaczyłam na scenie nieżyjącego już wspaniałego skrzypka Jana Gacę. Pan Jan był w podeszłym wieku, wyglądał bardzo krucho i niepozornie, ale muzyka która się wydobywała spod jego palców była niesamowicie żywa i porywająca. Dodatkowo zobaczyłam tę muzykę od razu w jej prawidłowym kontekście – w sytuacji tanecznej. Ta wymiana energii między grającymi i tańczącymi od razu mnie urzekła. Nie mogłam o tym zapomnieć. Po prostu musiałam zacząć grać tą muzykę.
JG: Wychowałam się w mieście na Pomorzu Zachodnim i w dzieciństwie nie miałam styczności z wiejską muzyką tradycyjną. No, może poza piosenkami zespołu Mazowsze, śpiewanymi od zawsze przez moją mamę i babcię, ale ciężko to nazwać muzyką wiejską. Do polskiej muzyki tanecznej przyciągnęły mnie tradycyjne pieśni zza naszej wschodniej granicy. Natrafiłam kiedyś na nagrania ukraińskiego zespołu Hilka. Pierwszy raz usłyszałam wtedy śpiew otwartym głosem. To był dla mnie niezwykły, magiczny dźwięk i tak samo jak Marysia, po prostu musiałam nauczyć się tak śpiewać. Wałkowałam w kółko kasetę, próbując naśladować ze słuchu, mimo, że nie znałam języka i nie wiedziałam nic na temat tej muzyki. Równocześnie miałam przekonanie, że coś takiego musi też istnieć w polskiej tradycji, ale wtedy, na początku lat dwutysięcznych ciężko było znaleźć taką muzykę w mediach czy Internecie. Dopiero po około dwóch latach trafiłam na warsztaty Fundacji Muzyki Kresów, gdzie poznałam ludzi zajmujących się polską muzyką tradycyjną. Wówczas nastąpił efekt kuli śnieżnej: śpiew, taniec, wyprawy na wieś, nauka gry na instrumentach.

MM: To dość trudna forma zarówno eksploracji, jak i w prezentacji, ale słuchając chociażby płyty „Idzie Burza” grupy Kożuch, odnoszę wrażenie, jakby taka muzyka została stworzona specjalnie dla Was.

MS: Jest stworzona dla nas, tak samo jak i dla Ciebie oraz każdego z naszego kręgu kulturowego. Wydaje mi się że jest to muzyka najbardziej naturalna, najbardziej bliska człowiekowi. Kiedyś stanowiła integralną część życia na wsi, stały element jej codzienności. Pomimo że jestem z miasta, tą bliskość bardzo silnie odczuwam.
JG: Owszem, na naszej płycie można usłyszeć melodie tradycyjne, ale trochę jednak zaaranżowane przez nas na potrzeby płyty, do której niekoniecznie trzeba tańczyć. Poza tym jest to muzyka grana przez nas, przepuszczona przez wewnętrzny filtr naszej wrażliwości. Odzwierciedla nasz punkt widzenia. Mam jednak nadzieję, że piękno melodii i jej taneczna energia poruszy niejednego słuchacza.

MM: Pogłębianie wiedzy w zakresie muzyki tradycyjnej stanowi nie lada wyzwanie. Czerpiecie bezpośrednio ze źródeł, czy szukacie także w innych miejscach?

MS: Słuchamy nagrań archiwalnych, jest kilka świetnych wydawnictw – ISPAN, seria Muzyka Źródeł Polskiego Radia, Muzyka Odnaleziona. Przede wszystkim jednak jeździmy na wieś i szukamy tam ukrytych melodii. Mamy swoich mistrzów, których odwiedzamy od lat – skrzypka Tadeusza Kubiaka i harmonistę Sławomira Czekalskiego.
JG: Staramy się docierać jak najbliżej źródła i poznawać język muzyczny, którym posługują się wiejscy muzykanci, a który nie jest naszym “ojczystym” językiem z racji wychowania w mieście. Myślę, że zawsze będziemy grać trochę z miejskim akcentem. Oprócz nauki melodii bardzo ważne w nauce tego języka jest również poznawanie kontekstu, w którym tę muzykę wykonywano, oraz zdobywanie innych umiejętności takich jak śpiew, taniec, przytupywanie, czy gra na bębenku, bo to wszystko na siebie wzajemnie wpływa. Ale najważniejsza jest relacja z mistrzem, spotkanie z żywym człowiekiem i próba zrozumienia jego wrażliwości i rodzaju ekspresji. To wszystko, co można uchwycić tylko z przekazu niewerbalnego – nie nauczy się tego z książki, czy z nagrania.

MM: Wiem, że ważne miejsce w Waszej codziennej aktywności zajmuje muzykoterapia. Stanowi ona dla Was narzędzie pracy, czy też jest czymś więcej?

MS: To nie do końca tak. Elementy muzykoterapii stosujemy przy okazji prowadzenia różnych warsztatów, najczęściej dla dzieci, na których pokazujemy ludowe zabawy i tańce. Studiowałam muzykoterapię i podczas studiów odkryłam, jak bardzo kultura ludowa jest blisko założeń muzykoterapii. Znalazłam nawet przykłady obrzędów i zwyczajów, w których muzyka świadomie wykorzystywana jest jako środek terapeutyczny. To było dla mnie duże odkrycie – ludzie intuicyjnie potrafili wykorzystać muzykę w taki sposób, w jaki mnie uczono to robić na studiach.
JG: Praca z dziećmi przy pomocy muzyki ludowej, to dla mnie takie poszukiwanie pierwotnych źródeł muzyki, pierwszych dźwięków, rytmów, muzyki tworzonej przy pomocy tego, co mamy naturalnie dostępne: głos, własne ciało. Obserwowanie w jaki sposób dzieci uczą się własnej ekspresji muzycznej jest bardzo inspirującym doświadczeniem.

MM: Działania muzyczne i około muzyczne, to nie jedyne Wasze aktywności. Asiu, wiem, że pracujesz także jako grafik.

JG: Mam wykształcenie plastyczne. Dotąd muzyka zawsze to było tylko hobby, ale ostatnio ta szala przechyliła się na stronę na jej stronę. Uczestniczę w tylu projektach muzycznych, że nie starcza już mi czasu na przyjmowanie zleceń graficznych. Od czasu do czasu zrobię plakat, czy baner na potrzeby naszych wydarzeń muzycznych. Oczywiście zrobiłam także oprawę graficzną płyty Kożucha.

MM: Ciężko Wam pogodzić aż tyle działań?

MS: Dzięki temu że mam tyle różnych aktywności, potrafię jakoś przetrwać, zajmując się tylko kulturą ludową. Myślę że mogłoby być ciężej, jeśli miałabym tylko grać. Nasza muzyka jeszcze nie jest na tyle popularna, żebym mogła się z tego utrzymać.
JG: Trochę ciężko jest co chwilę stawiać się w innej roli: artysty, badacza, animatora, edukatora i jeszcze próbować utrzymać się z tak niszowej dziedziny. Ale cieszymy się, że możemy zajmować się tym, co kochamy.

MM: Planujecie rozwinąć jeszcze jakoś pole Waszych twórczych aktywności?

MS: Chodzi mi po głowie kilka pomysłów muzycznych, ale jeszcze muszą dojrzeć. Z pozamuzycznych działań ostatnio interesuje mnie rękodzieło. Być może też podziałam w tym kierunku.
JG: Ja z moim drugi zespołem Odpoczno planuję wydać płytę na początku przyszłego roku. A tak osobiście, to chciałabym jeszcze znaleźć więcej czasu na czysto wokalne projekty i rysowanie.

Rozmawiał: Maciej Majewski

Koniecznie posłuchajcie: https://www.youtube.com/watch?v=ijS3FIIPsWo

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: