Małgosia Wawruk: Jestem bardziej świadoma tego, co chcę robić

„Źródła” Małgosi Wawruk to jedna z tych płyt, które nieczęsto pojawiają się na rynku muzycznym. Podzielona na część jazzową i folkową, prezentuje różne oblicza artystyczne wokalistki, a przede wszystkim swobodę w odnajdywaniu się w odmiennych stylistykach. W rozmowie z Imperium Kobiet Małgosia opowiada o złożoności „Źródeł”, kulisach jej tworzenia, a przede wszystkim swoim podejściu do wielogatunkowej sztuki muzycznej.

 

 

MM: Nie miałem nigdy w ręce płyty, która byłaby tak podzielona stylistycznie: z jednej strony jazz, z drugiej folk, a z trzeciej klasyka. Wiem, że ten krążek powstawał kilka lat. Kiedy zatem zaczęłaś ją tworzyć?

MW: Zaczęło się 5 lat temu od „Tryptyku Kurpiowskiego”. Klasyczna muzyka Karola Szymanowskiego, którą śpiewałam, zainspirowała mnie do sięgnięcia właśnie po utwory kurpiowskie, które również napisał. Wcześniej nie znałam tej muzyki ludowej. Tak mnie ona urzekła, że postanowiłam pójść dalej. Potem moje losy artystyczne potoczyły się tak, że wyszłam z muzyki klasycznej i zajęłam się innymi formami.

MM: Słuchając tej płyty, wydaje mi się, że ta część źródłowa zawiera się przede wszystkim w tej pierwszej połowie. Przyszły mi przy tym na myśl skojarzenia z muzyką Krzysztofa Komedy do filmu „Nóż w wodzie”

MW: Nie jesteś w tym skojarzeniu odosobniony. Cieszę się, że ludzie kojarzą tą płytę z latami 60. i z muzyką filmową tamtego okresu, dlatego że jestem zafascynowana czymś ulotnym, co zawiera właśnie ta muzyka. Jest w tym jednocześnie coś urzekającego: wokalizy, partie instrumentalne. Takie było zamierzenie, żeby podobną ulotność uchwycić w „Ja nie chcę spać”, który oczywiście jest utworem Krzysztofa Komedy, ale został tutaj zaaranżowany przez Amerykanina Rogera Treece’a.

MM: Rozumiem zatem, że płyta „Źródła” jest nie tylko ukłonem w stronę Twoich źródeł, ale także w stronę pewnej tradycji.

MW: Tak, dokładnie o to mi chodziło. W różnych okresach życia spotykam się z różną muzyką. I nie chodzi tutaj o skakanie z kwiatka na kwiatek. Na przykład od parunastu lat prowadzimy z mężem piętnastoosobowy zespół wokalny, z którym tworzymy repertuar oscylujący między muzyką klasyczną i rozrywkową, przetwarzając ją na swój sposób. Do tego bierzemy udział w wielu projektach innych artystów. Z tych spotkań wynika tworzenie muzyki jazzowej, eksperymentalnej. Tak robi na przykład Grzech Piotrowski w swojej World Orchestra, do której zaprasza i jazzmanów, i folkowców, i artystów z kręgu muzyki elektronicznej, tworząc dzięki temu zupełnie nową całość. Kontakt z tymi wszystkimi muzykami po prostu mnie ubogaca. Ta płyta jest wyrazem tego przejścia z jednego gatunku muzyki do drugiego. Zależało nam na tym, by było ono jak najbardziej płynne.

MM: Masz problemy ze snem?

MW: Rozumiem, że chodzi ci o wspomnianą już piosenkę „Ja nie chcę spać” z tekstem Agnieszki Osieckiej. Ten utwór jest trochę przenośnią, a trochę zauroczeniem, bo wykonywała go między innymi Kalina Jędrusik. Z drugiej strony to manifest, bo nie jestem już osobą dwudziestoletnią, trzydziestoletnią, czy nawet czterdziestoletnią (śmiech). Mam jednak wrażenie, że dopiero się rozkręcam. Jestem bardziej świadoma tego, co chcę robić. I myślę, że ten utwór traktuje właśnie o takich ludziach.

MM: A na jakiej zasadzie dobierałaś muzyków do zagrania na „Źródłach”?

MW: Zapraszałam na podstawie muzycznej przyjaźni z nimi albo fascynacji z nimi. Na przykład Sebastian Wypych grał w World Orchestra, a ja stałam w Proformie obok i patrzyłam, jak on cudnie gra na kontrabasie i po prostu marzyłam, żeby zgodził się ze mną zagrać. Z kolei pianista Jacek Skowroński jest z Poznania. Nie znałam go wcześniej. Polecił mi go Jarek Kordaczuk. Przyjechał do nas i po pięciu minutach złapaliśmy wspólny język. Poza tym na płycie zagrało Mi*Kro*Pro, czyli jedna czwarta Proformy oraz warszawski kwartet smyczkowy New Art Ensemble. Ważne są też dwie panie, wspomagające mnie wokalnie w utworze tytułowym, czyli Basia Raduszkiewicz i Agnieszka Hekiert. Zaprosiłam je z premedytacją, bo to utwór podsumowujący. Basia wywodzi się z poezji śpiewanej, natomiast Agnieszka jest wokalistką jazzową i w tym utworze spotykamy się wszystkie razem. Ostatnim elementem jest brazylijski perkusista Celio de Carvalho, którego mój mąż poznał, będąc w Brazylii. I dzięki temu zagrał na płycie.

MM: Natomiast w utworze „Stara kobieta słucha” wyraźnie słychać brzmienie didgeridoo. Nie zostało jednak wymienione w książeczce. Dlaczego?

MW: Bo to nie jest typowe didgeridoo. Jarek Kordaczuk stworzył własny instrument, który nazywa się monokton. On ma w sobie barwy didgeridoo.

MM: A skąd wziął się wspomniany Roger Treece?

MW: To ma związek z przełomem w naszym życiu artystycznym. Miało to miejsce jakieś 8 lat temu, kiedy to dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy wybrani jako zespół, aby wystąpić z Bobbym McFerrinem. Śpiewaliśmy materiał z płyty „VOCAbuLarieS”, którą zaaranżował właśnie Roger. Musieliśmy się jej nauczyć w całości. Roger przyjechał i pomagał nam w ćwiczeniach. Sami przygotowywaliśmy się do tego 4 miesiące. Na szczęście wszystko się udało i było to dla nas ogromnym przeżyciem. Spotkanie z Bobbym to jest duchowość. Łapie się z nim taki kontakt, że puszczają wszystkie blokady i chce się śpiewać. Po wszystkim zrobiliśmy warsztaty oparte o „Circlesongs”, które również śpiewaliśmy z Bobbym. Zaprosiliśmy na nie Rogera, który z moim mężem je poprowadził. Zaprzyjaźniliśmy się, zaczął nas odwiedzać na Warmii. Kiedy robiliśmy tę płytę, to nieśmiało go poprosiłam, czy zgodziłby się na niej wystąpić. Zgodził się bezproblemowo.

MM: „Kołysanka” zamykająca ten album jest dość niepokojąca…

MW: Ten tekst napisałam 25 lat temu. Wcześniej pisałam piosenki dla dzieci. Sporo mi ich zostało. Kiedy sobie przypomniałam ten tekst, to zdałam sobie sprawę, że on w ogóle nie jest dla dzieci (śmiech). Uświadomiłam sobie, że zawiera ona sporo moich niepokojów. Pomyślałam sobie o naszym obecnym świecie i doszłam do wniosku, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu, ale z drugiej strony – żeby się nie bać działać. I dlatego postanowiłam ją zrobić.

MM: Wywodzisz się z gór, a w książeczce płyty wszędzie przewija się informacja o Olszytnie. Jak to się ma do siebie?

MW: Owszem, wywodzę się z gór, z Kotliny Kłodzkiej, ale mój mąż, który zresztą zaaranżował tutaj większość nagrań, jest z Olsztyna. Dlatego też przeniosłam się do Olsztyna.

MM: Mam wrażenie, że „Źródła” są swoistym pamiętnikiem. W książeczce płyty piszesz, że jesteś kobietą po przejściach. Z naszej rozmowy wnioskuję, że nie zatrzymasz się i cały czas będziesz szła do przodu. W jaką stronę zatem pójdziesz?

MW: W jaśniejszą zdecydowanie. Ten mój sentymentalizm pewnie nadal będzie się objawiał w mojej twórczości, natomiast mam już dwa pomysły. Chcę zrobić pieśni kurpiowskie w rozszerzonej formie oraz chcę zrobić coś w stylu „Źródeł”, ale zwracając się bardziej ku naturze i uczuciami, które jej towarzyszą. Na pewno będzie to jaśniejsze i radośniejsze.

 

Rozmawiał: Maciej Majewski

WARTO POSŁUCHAĆ: https://www.youtube.com/watch?v=VzHNS6PTk6o 

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: