
Był rok 1965. Do Warszawy przyjechał wielki indyjski producent pan Tiwari. Miałam się z nim spotkać, bo nasz konsul w Bombaju Andrzej Wójcik pokazał mu film z moim udziałem „Dziś w nocy umrze miasto”. Nie wiem, jak w roli Magdy, którą grałam w tym filmie, odnalazł pan Tiwari gwiazdę do swojej nowej produkcji „Aleksander i Chanakaya”. Chciał jednak, abym zagrała postać Pięknej Heleny.

No cóż, byłam tak ciekawa, że zgodziłam się na tę przygodę. Tym bardziej, że zawsze marzyłam o pojechaniu do Indii, a w takich okolicznościach wydawało się to jeszcze bardziej ekscytujące.
Zaproponowano mi wyjazd na trzy miesiące. Poleciałam… i co się okazało? Przez te zaplanowane trzy miesiące nie miałam ani jednego dnia zdjęciowego. Za to mieszkałam we wspaniałym, niedużym hotelu „Sun end Sand”. Znajdowało się w nim tylko 36 apartamentów i leżał nad oceanem.
W filmie tym grali naprawdę wielcy indyjscy aktorzy, jak Meena Kumari, która dawała mi interesujące rady, np. wypijanie połowy szklanki mleka, z roztartymi na proszek perłą, szafirem i szmaragdem, tłumacząc, że to są najłatwiej przyswajalne minerały… No cóż, z przyczyn oczywistych nie mogłam pójść w jej ślady.
Zgodnie ze scenariuszem, dwaj główni bohaterowie filmu toczyli ze sobą boje o tę Piękną Helenę, ale tak naprawdę nie spotkali się nigdy, bo dzieliło ich 300 lat. Ale w Indiach nie miało to znaczenia.
Mój partner w czasie tych niewielu dni zdjęciowych, kiedy znalazłam się w końcu na planie, grał jednocześnie w 79 innych filmach, więc czasem wpadał na godzinkę i nie zmieniając kostiumu z poprzedniego filmu brał udział w jakiejś małej scenie. Szybko zorientowałam się, że aby skończyć ten film, musiałabym spędzić w Indiach przynajmniej osiem lat. A ja miałam jednak inne plany.
Dekoracje w wielkich halach zdjęciowych były wykonane z prawdziwych kwiatów i rozchodził się ujmujący, drażniący zapach tuberozy. Dzielnica willowa Juhu leżała pomiędzy Bombajem a lotniskiem. Mieszkali tam bardzo zamożni aktorzy i producenci.
Widywałam ich, bo czasem zapraszano mnie na przyjęcia, czasem u nich bywałam. Te wielkie fortuny było widać w ich strojach i samochodach. Kobiety nosiły sari, na wielkie uroczystości haftowane szlachetnymi kamieniami.
Spędziłam tam półtora roku i „zrobiłam” zaledwie 25 procent mojej roli. Ale jak wspomniałam, miałam inne plany. Kończyłam rolę w „Popiołach” i leciałam do Brukseli kręcić film z Andre De lvaux „Człowiek z krótko ogoloną głową”. Ale o tym innym razem w moich migawkach filmowych.
Beata Tyszkiewicz, aktorka
fot. Glinka Agency