Kari: Potrzebowałam się zatrzymać

Kari zapowiada nową płytę. Na początek przedstawiła utwór „Time”, a kolejne pojawią się w nadchodzących miesiącach. Nam opowiedziała, o czym będzie traktował nowy materiał, o tym, z czego wynika jej potrzeba przestrzeni i o traktowaniu swojej twórczości przez remikserów.

 

 

MM: Zanim przejdziemy do utworu „Time”, chciałem Cię zapytać o piosenkę „Colourblind”, która pojawiła się pod koniec ubiegłego roku. Z tego, co wiem, to wykonywałaś ją już wcześniej na żywo, a wydaje mi się ona swoistym łącznikiem między Twoimi dwoma ostatnimi płytami, czyli „Wounds And Bruises” i „I Am Fine”.

Kari: Myślę, że jest to trafne spostrzeżenie. Dołączyliśmy Colourblind do setlisty podczas trasy promującej album „Wounds And Bruises”, czyli w momencie dużej przemiany brzmienia mojego zespołu. Później dostałam propozycje nagrania naszej wersji na składankę RAM CAFE i tak powstał nowy aranż coveru z partiami wiolonczel Rose Gallaway i elektronicznym, minimalistycznym beatem stworzonym przez Thomasa Truemana. Jego historia sięga natomiast mojego późnego dzieciństwa, kiedy razem z moją siostrą odkryłyśmy tę piosenkę w wykonaniu zespołu Counting Crows, oglądając popularny w latach 90’ film „Szkoła Uwodzenia”.

MM: Czemu zatem nie nagrałaś go na żadną ze wspomnianych płyt?

Kari: Nie mam pojęcia (śmiech). On od zawsze istniał jako cover w naszym repertuarze. Natomiast znalazł się na albumie jego mały ślad. Jak posłuchasz refrenu „Colorblind”, to padają tam słowa: I am fine, które właśnie zainspirowały tytuł mojej ostatniej płyty.

MM: Dzwonię do Anglii. Wiem, że przebywasz tam od kilku lat. Rozumiem, że osiadłaś tam na stałe?

Kari: Tak, zaczęłam szósty rok pobytu w Anglii, ale bywam w Polsce bardzo często ze względu na koncerty, czy nagrania, a poza tym mam mnóstwo przyjaciół i oczywiście rodzinę, więc staram się bywać jak najczęściej.

MM: Przechodząc do utworu „Time” – obejrzałem teledysk oraz wsłuchałem się w jego warstwę muzyczną i odnoszę wrażenie, że poszłaś w stronę delikatniejszą, akustyczną, także bardziej zmysłową. Zastanawiam się, czy nadchodząca płyta, którą zapowiadasz na przyszły rok, również będzie utrzymana w podobnej stylistyce?

Kari: Dźwięki, które zamierzam prezentować przez najbliższe 12 miesięcy, na pewno będą miały mnóstwo przestrzeni. Wynika to z tego, że właśnie tej przestrzeni potrzebowałam w moim życiu. Chce zainspirować moich słuchaczy, aby także mogli się w tej muzyce trochę rozpłynąć i otworzyć na siebie samych. „Time” jest właśnie taką wewnętrzną podróżą, a jednocześnie zatrzymaniem i przyjrzeniem się temu, co się we mnie dzieje. Także wydaje mi się, że to właśnie ta przestrzeń w tym nadchodzącym materiale będzie najbardziej wyczuwalna.

To jest piosenka o takim momencie, kiedy nic nie wiesz. Kiedy potrzebujesz się zatrzymać na chwile i przyznać, że to jest okay.

MM: A z czego wynika ta potrzeba przestrzeni u Ciebie?

Kari: Wynika ona z wielu kwestii. Ale przede wszystkim chyba z twórczej presji. Częściowo sami ją tworzymy, a czasami przychodzi ona z zewnątrz. A ja się bardzo nie chcę temu poddać (śmiech). Wydawanie i nagrywanie muzyki musi być czymś bardzo organicznym. Musi wynikać ze szczerości i ja chce nagrywać tylko takie dźwięki, które odzwierciedlają istotę takich właśnie bardzo codziennych i prawdziwych stanów.

MM: Płyty wydajesz w różnych odstępach czasowych, więc myślę, że i ta nadchodząca będzie w jakimś stopniu naturalną koleją rzeczy.

Kari: Na pewno. Praca każdego artysty jest odzwierciedleniem jakiejś podróży. Zależało mi na tym, by wsłuchać się w samą siebie, nie ulegając żadnym impulsom z zewnątrz. Mam nadzieję, że moje piosenki szczerze te momenty oddadzą.

MM: A czy coś się zmieniło się w kwestii instrumentalnej u Ciebie, w stosunku do tego, co było na „I Am Fine”?

Kari: Do utworu „Time” nagrałam bardzo dużo organicznych instrumentów, mimo że mogłoby się wydawać, ze jest to produkcja, w której przeważa elektronika. Pojawiają się tam m.in. harfa, ksylofon, gongi w refrenach, które uderzają co 4 takty. Później Kyle Ross, mój producent, dodał do tego elektroniczny beat, a Ryan Carins – przesterowane partie elektrycznych gitar.

To wszystko zmiksowaliśmy z dość zaawansowaną produkcją wokali, dodaliśmy efekt wysokiej oktawy w refrenie, żeby otworzyć muzycznie przestrzeń, aczkolwiek w zwrotkach zależało mi na naturalnym brzmieniu mojego głosu i zachowaniu bardzo intymnego przekazu.

MM: Masz już tytuł płyty?

Kari: Jeszcze nie, ale z czasem go na pewno ogłoszę. Zanim to się jednak wydarzy, w najbliższych miesiącach będę się dzielić kolejnymi singlami, czego bardzo nie mogę się już doczekać.

MM: Twoja muzyka ma duże pole do interpretacji dla remikserów. Nie myślałaś o tym, by wypuścić płytę z remiksami swoich kawałków?

Kari: Trafiłeś w sedno, bo chciałam o tym wspomnieć (śmiech). Jakiś czas temu związałam się z kolektywem Bibliotek, zrzeszającym artystów, którzy zajmują się muzyką elektroniczną. I parę dni temu dostałam propozycję właśnie od Bibliotek, by połączyć kilku producentów i stworzyć 2 lub 3 remiksy „Time”. Natomiast pomysł płyty z remiksami jest bardzo fajną opcją, nad którą na pewno się zastanowię! (śmiech).

Rozmawiał: Maciej Majewski

Warto posłuchać: https://www.youtube.com/watch?v=s2DHUCyug1k

 

 

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: