Julia Maria Dobrowolska autorka tekstów, wokalistka i aranżerka, pochodząca z Mińska Mazowieckiego, właśnie debiutuje płytą „Posłuchaj”. Materiał łączący klimaty muzyki filmowej, orkiestrowej i piosenki aktorskiej, przynosi wrażliwą opowieść o emocjach, uczuciach, nasyconych dużą dozą melancholii. O szczegółach wydawnictwa autorka opowiedziała nam w poniższej rozmowie.
MM: Płyta “Posłuchaj” brzmi dość filmowo, ale kojarzy się też nieco z nurtem tzw. piosenki aktorskiej. Co przyświecało Ci przy tworzeniu materiału na tę płytę?
JMD: Przy tworzeniu piosenek, a więc muzyki i tekstów, skupiałam się głównie na przekazaniu moich przeżyć i emocji z nimi związanych. Płyta opowiada historie, które miały miejsce w moim życiu. Nic też dziwnego, że kojarzy się z muzyką filmową i aktorską. Oba te style niosą ze sobą muzyczną opowieść. Nie słucham piosenek aktorskich, więc na nich się nie wzorowałam. Ale muzyka filmowa jest mi bardzo bliska. Dlatego, czy w sposób świadomy, czy też nie, na pewno miała wpływ na moją twórczość.
MM: Kiedy opracowywałam swoje piosenki, bardzo zależało mi na tym, żeby partia fortepianu (a sama gram na tym instrumencie) nie była nudna, ale miała myśli przewodnie. A mnie się wydaje, że równie ważne są partie gitary Pawła Stankiewicza?
JMD: Partie gitarowe nadały płycie nowej barwy i nowych brzmień. W pierwotnym składzie nie przewidywałam gitary, dlatego bardzo ważna byłą dla mnie partia fortepianu. Dopiero potem, po rozpisaniu aranżacji na orkiestrę i fortepian, ktoś poradził mi i zaproponował dodanie jej do kilku utworów. Pomysł bardzo mi się spodobał. Wybrałam kilka piosenek, do których najbardziej mi pasowała. Razem z Pawłem tworzyliśmy gitarowe partie i nadawaliśmy charakter jej brzmienia. Wybieraliśmy też rodzaj gitary. Paweł gra zarówno na akustycznej, jak i elektrycznej. Nie można też zapomnieć o utworze “Bądź ze mną”, w którym towarzyszy mi tylko gitara. Natomiast fortepian jest mi o tyle bliższy, że sama na nim gram i od samego początku był podstawą kompozycji.
MM: A od czego zaczęły się te utwory? Od partii fortepianu czy od orkiestracji?
JMD: To zależy które. “Przyjaciel” i “Nadzieja” miały swój początek w fortepianie, ponieważ te piosenki napisałam już jakiś czas temu na dużo mniejszą obsadę, czyli wokal z fortepianem. Później tworząc ich aranżacje na większy skład, korzystałam ze skomponowanych wcześniej motywów. Natomiast pozostałe utwory miały swój początek w linii melodycznej wokalu. Później ją harmonizowałam i ubierałam w brzmienie całej orkiestry i fortepianu. Pisałam od razu blokowo na wszystkie instrumenty. Tak zdecydowanie łatwiej było mi pracować, ponieważ mogłam bawić się motywami, wymyślać nowe i nie musiałam trzymać się jednej, napisanej już wcześniej partii.
MM: Jaka zatem była rola Unplugged Orkiestry i Michała Śmigielskiego? Zagrali Twoje partytury, czy sami też je opracowali?
JMD: Michał czuwał nad aranżacjami, podpowiadał jak mam pracować, żeby kompozycje miały ręce i nogi. Potrzebowałam kogoś, kto będzie pilnował tych aspektów, ponieważ nigdy wcześniej – nie wliczając zajęć na studiach – nie rozpisywałam nic na orkiestrę smyczkową. Także jestem mu bardzo wdzięczna za to, że poświęcił tyle czasu na analizę tych kompozycji i uczył mnie w jaki sposób aranżować, żeby nie zanudzić i nie znokautować swoimi pomysłami słuchacza. Sam miał dobre pomysły, którymi się ze mną dzielił i pokazywał, jak spojrzeć na dany utwór, żeby napisać go jak najciekawiej. Jeśli coś, co stworzyłam było wartościowe, chwalił. Jeśli nie, krytykował, co uważam za bardzo cenne, bo zawsze argumentował swoje stanowisko. Dzięki temu dużo się nauczyłam. Poza tym był naszym dyrygentem i prowadził próby. Orkiestra natomiast pięknie zagrała to, co stworzyłam, a co zaakceptował Michał. Na próbach zadawali mi pytania, które miały ukonkretnić na przykład artykulację. Sami też czasem proponowali inne muzyczne rozwiązania, które niejednokrotnie bardzo mi się podobały. Dzięki temu nauczyłam się spojrzenia z kilku stron na tę samą kompozycję.
MM: W samym środku płyty pojawia się “Instrumental”. Skąd pomysł, by przedzielić ten materiał kompozycją instrumentalną?
JMD: Chciałam spróbować czegoś nowego, co będzie dla mnie większym wyzwaniem, bo w pewnym momencie aranżowania wokalnych linii melodycznych, jakiejś wprawy już nabrałam. Gdy rozpisywałam piosenki, siadałam przed kartką papieru, na której miałam już napisaną partię wokalną i harmonię. Natomiast w przypadku „Instrumentalu” kartka była zupełnie pusta i byłam ciekawa, jak poradzę sobie z jej wypełnieniem. Chciałam, żeby utwór zawierał w sobie różne charaktery, zwroty akcji – tak jak ma to miejsce w muzyce filmowej. Spotkałam się z wplataniem na płytę wokalno-instrumentalną utworów tylko instrumentalnych i uważam, że świetnie urozmaica to album, a przy okazji pokazuje kompozytora w trochę innej odsłonie.
MM: W “Nadziei” śpiewasz, że nadzieja jest córką samotności. A kto zatem jest jej ojcem?
JMD: Haha, to dobre pytanie. Nie zastanawiałam się nad tym. Ale sądzę, że każdy słuchacz może mieć innego ojca nadziei, dlatego niech to pozostanie tajemnicą każdego z osobna.
MM: Czemu nie ma książeczki z tekstami tylko prosty digipack?
JMD: Jest to moja pierwsza płyta, więc trochę brak mi doświadczenia, stąd ten wybór. Na początek taka forma wystarczy, a co będzie dalej – zobaczymy. Szczególnie, że nie spodziewałam się tego, że płyta będzie miała większą promocję i stwierdziłam, że forma digipacku będzie wystarczająca.
MM: A czy te 9 utworów, to jedyne jakie stworzyłaś na tę płytę?
JMD: Tak, mieliśmy zaplanowane 9 utworów. W międzyczasie okazało się, że źle policzyłam piosenki i napisałam 8 kawałków. Dlatego szybko musiałam skomponować dziewiąty utwór i tak powstał “Leszy”. Mam jeszcze kilka wcześniejszych kompozycji na głos i fortepian, które nie znalazły się na płycie, ponieważ chciałam napisać coś nowego i nie korzystać tylko z tego, co stworzyłam będąc w liceum. A w teczce z tekstami kilka świeżych pomysłów czeka na swoją realizację.
MM: Swoją drogą, co oznacza tytuł “Leszy”?
JMD: Leszy to duch lasu, który wywodzi się z mitologii słowiańskiej. Utwór “Leszy” jest muzyczną adaptacją legendy mówiącej o najstarszej sośnie w Polsce, która rośnie w moim mieście. Piosenka opowiada o ludzkiej chciwości, którą postanawia ukarać właśnie Leszy.
MM: Jak wyobrażasz sobie prezentację tego materiału na żywo?
JMD: Mieliśmy w planach organizację koncertu, ale niestety pandemia pokrzyżowała plany i teraz czekamy na czas, który będzie bardziej sprzyjał występom na żywo, z publicznością. Samo nagranie płyty z własnymi kompozycjami było dla mnie ogromnym przeżyciem, dlatego ciężko mi wyobrazić sobie koncert. Zaśpiewać na żywo, z orkiestrą, fortepianem i gitarą… To musi być coś wspaniałego! Na pewno chciałabym opowiedzieć publiczności o swoich utworach – jak powstawały, skąd wzięły się takie, a nie inne pomysły. Podziękowałabym wszystkim osobom, bez których nie udałoby się nagrać tego albumu. Byłabym zestresowana, ale zdecydowanie szczęśliwa. Mam nadzieję, że dzień koncertu szybko nadejdzie!
Rozmawiał: Maciej Majewski