Jakim jesteś ziółkiem? Wywiad z Agatą Passent

Ze znaną i cenioną dziennikarką, założycielką i prezesem Fundacji Okularnicy, organizatorką koncertu Pamiętajmy o Osieckiej rozmawia Bożenna Ulatowska.

 

 

Od czego by zacząć, może tak – jakim jesteś kwiatkiem?
AP : po chwili zastanowienia KAKTUSEM

Kaktusem? Kolczastym twardym..?
– Tak, bo ja lubię słońce, upał.

Ale kaktusy rzadko kwitną.
– Tak, ale magazynują wodę. Ja lubię magazynować a nie lubię oddawać, trwonić, marnotrawić..

Hm, rozumiem. Ja myślałam, że jesteś ROŻĄ – trochę wyniosła, ale i kłująca. Myślę też, że jesteś niezłym ziółkiem.
– Za różami nie przepadam. Kojarzą mi się z przeraźliwie smutną, choć głęboką książką “Mały książę”. Podobają mi się groszki, gerbery, eustomy. Oczywiście, że jestem niezłym ziółkiem. I ty też!

Pomówmy o mężczyznach w Twoim życiu. Przede wszystkim – jaki ON powinien być?

– Osobny… Lubię mężczyzn, którzy mają swoją pasję, taką która ich zupełnie wkręca. Wtedy wiem, że nie jestem ich całym światem. Na studiach wydawało mi się odwrotnie, że cudownie być księżniczką, w którą rycerz jest wpatrzony. To się nie sprawdziło, czułam się jakby w złotej klatce, albo na piedestale. Lubię facetów, którzy robią w życiu coś ważnego, najlepiej coś dla mnie egzotycznego, np. są świetnymi lekarzami, albo grają na wiolonczeli, albo są artystami czy prawnikami. I niech robią to dobrze. Wtedy mam okazję zaglądać do innego świata. No i muszą mieć poczucie humoru, wyczucie absurdu. Kocham książki, dobre jedzenie i sztukę- cudownie rozmawia się z kimś, kto też czyta i jest łasuchem.

A twój pierwszy mąż? Dlaczego się nie udało?

– Głównie z powodu mojej niedojrzałości. Popełniłam częsty (teraz to wiem…) błąd czyli projektowałam marzenia na rzeczywistość. Marzyłam, by nam się udało, wymyśliłam sobie tę relację. Tymczasem rzeczywistość pokazała, że mąż stał mi się bardziej kumplem niż kochankiem. Moja niedojrzałość mocno go zraniła. Wkurza mnie w życiu to, że uczymy się na błędach po drodze raniąc siebie i innych. W pracy też trzeba zaliczyć sporo niepowodzeń zanim coś nam wypali. Nie ma lekko.

Teraz jesteś w wolnym związku z Wojtkiem Wieteską, znanym i uznany fotografikiem. Co on ma takiego, że zatrzymałaś się przy nim na dłużej?
– Ładnie to ujęłaś “zatrzymałaś na dłużej”. Podobnie myślę o związkach. Od kilku lat nie “napinam się”, że na siłę coś musi być na zawsze tylko raczej cieszę się chwilami obecnymi i wracam do dobrych wspomnień. Np. do ubiegłorocznej podróży starym autem do Langwedocji z naszym synkiem Kubą. Oglądaliśmy wspólnie jak w małej wsi panowie znakomicie grali w bule w cieniu platanów. Wojtek czekał na dobre światło i robił im zdjęcia. Wojtek ma czujne oko, a ja też lubię obserwować. Opowiadamy i próbujemy zrozumieć świat- on przez obiektyw, a ja przez słowa. Fotografie Wojtka bardzo mnie inspirują, czasami zastanawia się, czy nasz związek utrzymałby się, gdyby Wojtek z jakiegoś powodu porzucił sztukę. Dzięki temu, że fotografia jest dla niego najważniejsza, mam przestrzeń i czas dla siebie. Lubię być sama, a ciągła obecność fizyczna drugiej osoby mnie męczy. Nie wiem dlaczego, może dlatego że jestem jedynaczką. Wojtek spędza długie godziny u siebie w pracowni, jest perfekcjonistą. Lubię wracać do pustego domu, bo pustka jest twórcza. Poza tym wolę się z kimś widywać, umawiać, gonić króliczka, niż mieć kogoś na stałe jak roślinę doniczkową.

Masz z nim czteroletniego synka, Kubusia, może to dodatkowo wiąże kobietę z ojcem jej dziecka?

– Oczywiście. Nasz związek nie jest idealny. Kiedyś sporo się kłóciliśmy. Zdarzyło mi się nawet raz jeden rzucić talerzem o ścianę! Między innymi wyprowadzało mnie z równowagi to, że Wojtek ma czas z gumy. Wciąż się spóźniał. Ale mieliśmy też poważniejszy kryzys w związku. O szczegółach milczę, ale powiem tylko, że gdyby nie to, że jesteśmy rodziną, pewnie uciekłabym z tego związku, bo dawniej nie pozwalałam sobie na kompromisy. Dziś wiem, że postąpiłam słusznie nie rezygnując z bycia w parze. Powiem ci, że podziwiam samotnych rodziców. Kuba z Wojtkiem miewają swoje kłótnie, bo Wojtek jest niecierpliwy i traktuje Kubę jak dorosłego, a to jednak jeszcze młody człowieczek. Ale poza tym panowie się kochają bardzo. No i już wspólnie robią zdjęcia.

Kuba to też mężczyzna, wolałaś mieć syna?
– Kuba idealnie pasuje do stereotypu męskości. Interesują go militaria, miecze, rycerze, straż pożarna. Podsuwałam mu lalki i różowe ubranka, ale albo odsuwał w kąt albo pomijał milczeniem. Będąc w ciąży o płeć dziecka nie dowiadywałam się. Płeć nie jest kategorią według której świadomie oceniam ludzi. Gdybyś była facetem, też bym cię podziwiała za twoją energię i pomysłowość. Moja najbliższa przyjaciółka ma trzy córki! Nadrabiam jako ciocia.

Kobiety często mówią, że syn jest najważniejszym mężczyzną w ich życiu. Osobiście uważam, że to coś nie tak. A Ty co o tym myślisz?
– Masz rację. Współczuję tym synom. Maminsynek to koszmar. Mam udany związek z Wojtkiem i wspaniałe więzy z tatą. Faza edypalna lepiej by nie trwała latami….Kocham syna, ale zakochana jestem w swoim partnerze. Czuję się odpowiedzialna za Kubusia, dopóki jest mały, ale nadopiekuńczość to akurat nie jest moja specjalność. Synowie odchodzą od mam w świat i często nawet nie potrafią czy nie chcą z mamą trzymać silnego kontaktu. Dawanie dziecku do zrozumienia, że jest sensem naszego świata nie tylko rozpieszcza, ale też chyba przygniata. Żyję i daję żyć synowi.

Nie odpuszczę Ci tych mężczyzn. Tata, Daniel Passent. Przytłacza swoim autorytetem czy …?

– Nie będę oszukiwać – trudno być córką taty, który nie tylko jest kochanym, świetnym rodzicem, mężczyzną z przeszłością, ale i mistrzem w zawodzie. Każda córka musi nauczyć się przestać żyć po to, by zadawalać tatusia. U mnie okres buntu w szkole i na studiach był dość łagodny, ale był i choć wciąż szukam opinii ojca i jest ona dla mnie ogromnie ważna, to jednak żyję swoim życiem. Potrafimy się ze sobą dyplomatycznie nie zgadzać. W sprawach zawodowych jak i prywatnych tata zresztą od dawna radzi się mnie. Uwielbiamy sobie gadać o wszystkim, mamy podobne poczucie humoru.

Wiem, że był surowym ojcem i wychowywał Cię, po rozstaniu się z Twoją Mamą, Agnieszką Osiecką, sam. Jak to wspominasz?
– Ciężko. W pierwszych lata życia tata jest dla dziecka symbolem siły, a tymczasem na moich oczach tata zupełnie się rozsypał z rozpaczy. Był ofiarą rozstania, więc tym silniej stanęłam w jego obronie, a mamę piętnowałam. Denerwują mnie potoczne opinie o tym, że mężczyźni nie wyrażają uczuć i są mało empatyczni. Ja mam na szczęście tatę czułego, wrażliwego, który od dziecka mówi mi, że mnie kocha.

A Mama, ile jej było w Twoim dzieciństwie?
– Była raczej mamą weekendową i wakacyjną. Najmilej wspominam czas, gdy byłam nastolatką, gdyż wtedy mama jeszcze nie popadła w chorobę alkoholową. Jeździłyśmy wspólnie na wakacje do Ustki czy do Sopotu. W Warszawie lubiłam jak woziła mnie ze szkoły na treningi tenisowe. Na tenisie się specjalnie nie znała, ale dzięki temu jej obecność na trybunach podczas meczu nie była stresująca. Nie denerwowała się, gdy psułam jakieś zagrania. Zawsze była dobrą partnerką intelektualną– gadałyśmy sporo o lekturach, sztukach. W kawiarniach wymyślałyśmy wierszyki.

Wiem, że miałaś dużo pretensji do Mamy, które wykrzyczałaś publicznie ( w prasie) po jej śmierci. To był katharsis?
– Każdy wywiad to katharsis. Teraz też czuję terapeutyczną moc rozmowy. Pisanie to forma terapii. Felietoniści mają w sobie sporo ironii. Warto się jej pozbyć. Przy okazji inni cierpią.

Wstydzisz się tego, żałujesz?
– Wolałabym wychowywać się w rodzinie nierozwiedzionej i nadal się cieszyć związkiem z trzeźwą mamą. Byłoby wspaniale, gdyby dziś pisała bloga i nowe piosenki dla fajnych kapel. Cóż. Z choroby alkoholowej nie każdy chce się leczyć. To tragedia w tysiącach domów w Polsce. Ja mam farta, bo mam cudowną, opiekuńczą macoszkę Martę i mądrego brata przyszywanego. Łukasz jest psychologiem, ma już swoje dzieci, więc dzięki temu mam większą rodzinę i to jest super.

A potem, zakładasz Fundację OKULARNICY, która gromadzi, jak ten KAKTUS, całą spuściznę twórczości Agnieszki Osieckiej. Twoje zadośćuczynienie?
– Fundację założyłam w dniu pogrzebu mamy, istnieje od 13 lat. Najpierw myślałam, że będę potrzebować pomocy w opiece nad jej archiwami i nad tym, by ludzie mogli nadal czytać i słuchać twórczości Osieckiej. Mama była i jest nadal prócz osoby prywatnej dobrem narodowym, kobietą instytucją. Bycie spadkobiercą takiego archiwum zobowiązuje. W Polsce i na świecie działają tysiące świetnych fundacji dzięki którym wydawcy mogą wydawać dzienniki, muzea pokazywać prace itd. Kilka zadań już powoli się kończy. Wkrótce czas będzie na przekazanie archiwum mamy jakiejś poważnej i chętnej do współpracy biblioteki w Polsce, bo prowadzone przez Fundację Okularnicy (dzięki mecenatowi Ministerstwa Kultury I Dziedzictwa Narodowego) Publiczne Cyfrowe Archiwum Agnieszki Osieckiej jest już prawie zdigitalizowane i uporządkowane wg światowych standardów.

Może teraz wejdźmy na inne pole. Tenis to Twój Ulubiony sport. Miałaś sukcesy, lubisz rywalizować?

– Bez sportu nie potrafiłabym żyć. Jeśli dożyję sędziwego wieku, na pewno będę coś ćwiczyć na wózku inwalidzkim. Poprawia mi nastrój, kanalizuję stresy, gdy się dobrze wypocę. Tenis uprawiałam zawodowo, grałam w barwach klubu Legia i potem na studiach na Harvardzie w drużynie. Po studiach tenis w końcu mi się zupełnie “przejadł”. Dziś lubię tylko kibicować. Od lat ćwiczę regularnie inne sporty. Trochę boksu, trochę piłki nożnej, siłowni, biegania. Najbardziej lubię rywalizować ze swoimi słabościami. Powiem ci, że jakoś za rywalizacją nie przepadam, choć pierwsze miejsce na podium to miła sytuacja! Chciałabym kiedyś pracować w jakiejś dużej korporacji i spróbować jak to jest walczyć z konkurencją. Czy to jest fajne mrowienie, taki dreszcz adrenaliny, czy bym może spaliła się, albo odpadła w przedbiegach. Żałuję, że nie dostaję ofert od headhunterów. Pewnie wezmę sprawy w swoje ręce i spróbuję za jakiś czas powysyłać cv do dużych firm. Wtedy pogadamy jak mi poszło.

Praca w Fundacji, pisanie książek, felietonów i polemik, aktywność sportowa, wychowywanie dziecka, „obowiązki” małżeńskie. Godzisz to, czy zapętlasz się czasami?
– Zapętlam się jak szalona igła z nitką. Najbardziej mi brak czasu dla siebie samej. Ostatnio pisuję dla Wirtualnej Polski i nawet nie miałam chwili, by poczytać o czym piszą internauci. Ale myślę, że jestem dość dobra w barykadowaniu się przed zbyt dużą falą bodźców. Rezygnuję z bywania w serwisach społecznych typu Nasza Klasa, do kina wpadam tylko na bardzo dobre filmy, takie polecone przez przyjaciół, na modę i urodę nigdy czasu nie marnowałam. Dla Kuby zrezygnowałam z pichcenia. Kiedyś wieczorami miałam czas na eksperymenty w kuchni– kaczkę w sosie curry, burgery z mielonego tuńczyka, pyszne przepisy wyszukane na www.epicurious.com. Teraz gotuję tylko dla przyjaciół, a kolacje jadamy bardzo proste. Wolę Kubie poczytać, spróbować coś zbudować z klocków (fatalnie mi idzie), pobawić się w Indian.

Pomówmy o przestrzeni duchowej. Wiara w Boga, co u Ciebie w tej sprawie?
– Bardzo bym chciała, ale do tej pory nie zdobyłam się na taki skok w wiarę. Po prostu nie wiem, jak to się robi. Czy to wrodzone? Czy u ludzi racjonalnych (taka jestem) to wybór wynikający z analizy? Jak można być racjonalnym i akceptować dogmaty? Jednak wiara jest piękna i zazdroszczę osobom wierzącym. Mimo to staram się kochać bliźnich. Nie tylko siebie i kilku moich bliskich, ale wszystkich bliźnich. Czy mi to wychodzi? Nie mnie oceniać.

Studiujesz Biblię?
– Często po nią sięgam, ale głównie z powodów literackich. Albo po wystawach. Widzę fresk, albo rzeźbę renesansową i czytam o tych postaciach. Rok temu czytałam książkę A.J. Jacobsa, dziennikarza, który opisał rok swego biblijnego życia. Kapitalna rzecz. Facet z Nowego Jorku żył pełen rok idealnie wg wszelkich nakazów ze Starego Testamentu. Zabawna ale i frapująca opowieść.

Masz bardzo wyraziste poglądy i przekonania. Nachodzą Cię czasami czasem wątpliwości, rozterki?

– Bez przerwy. Wcale nie mam wyrazistych poglądów. Szczególnie w polityce. W sprawach zawodowych otaczam się mądrymi ludźmi, których wprost proszę o porady. Czy to w sprawach macierzyńskich czy zawodowych. Radzę się też chętnie rodziców brata, Wojtka.

Na zakończenie kilka krótkich haseł: Twój stosunek do alkoholu – pijasz?, dużo?, jakie trunki?
– Bardzo ostrożny z powodu choroby alkoholowej mamy. Przeczytałam całą literaturę publikowaną przez klub AA, a książka Wiktora Osiatyńskiego i uwagi Ewy Woydyłło to moja biblia. Ale daleko mi do abstynencji. Alkohol traktuję jako coś smacznego, ale nie jako formę odreagowania. Lubię dobre wina, ale się na nich nie znam. Wolę te wytrawne. Cenię szczep shiraz. W Polsce wina francuskie mnie rozczarowują, więc kupuję chilijskie. Uwielbiam zimną wódkę z dużą ilością świeżej cytryny. A z moim kumplem Jankiem Borkowskim lubię pić cuba libre podczas koncertów jazzowych. Kilka razy w roku lubię porządnie się upić, najlepiej u kogoś w domu zaliczyć zwałkę na kanapie a potem wspólny kac. Gorący żurek stawia mnie na nogi.

Twój stosunek do pieniędzy – ważne są dla Ciebie? Jak Ci służą? Nie lubisz wydawać – to co z nimi robisz?
– Pieniądze nie bez powodu inspirują wielkich twórców. Upadek rodzin Buddenbrooków z powieści Manna czy piosenka Money Makes the World Go Round z filmu Cabaret dobrze oddają huśtawkę nastrojów związanych z pieniędzmi. Niepewność, która jest typowa dla obecnego systemu ekonomicznego – kapitalizmu z nieludzką twarzą -przeraża i mnie. Pieniądze zatem raczej oszczędzam na czarną godzinę niż trwonię. Podobno niektórzy plotkują, że jestem skąpa.
No cóż, cieszę się z tego komplementu. Cieszę się, jeśli inni mają radość z konsumpcji, ale sama nigdy nastroju zakupami sobie nie poprawiłam. Poza tym dziś wychowanie dziecka jest bardzo drogie. Opieka, dobre uniwerki. Często martwię się tym.

Upodobania kulinarne. Ulubione potrawy, kuchnie? Gotujesz?
– Uwielbiam dobrze zjeść. Znam dziesiątki znakomitych knajpek w rozsądnych cenach w Berlinie. Tam gotują Włosi, Turcy, Azjaci. Lubię steki, francuskie zupy krem, jagnięcinę pieczoną, marokańskie tagine, grillowaną doradę, kisiel żurawinowy mojej teściowej, owoce morza, ale i swojskiego schabowego z kapustą. Wojtek robi mi często znakomite sałaty. Większość oszczędności wydaję w restauracjach! Teraz aż mi ślinka zaczęła cieknąć i przez ciebie muszę pędzić do lodówki.

Zjesz kawałek koziego serka…  Smacznego!

Rozmawiała Bożenna Ulatowska
fot. Glinka Agency

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: