Jak ja się cieszę! – Magazyn Kobiet Spełnionych.

Jak ja się cieszę!

Felieton Krystyny Mazurówny

Po kilku próbach komunikacji telefonicznej bez rezultatów, nareszcie oddzwonił do mnie mój syn Kasper. „O co ci chodzi, matka? Dlaczego się dobijasz, co się takiego stało?” „Nic się takiego nie stało, po prostu chciałam wymienić parę uwag, no i ustalić datę naszego spotkania.”

Jak ja się cieszę!
„Wymienić? A to nie będzie tak, jak z tym kijkiem i stryjkiem? Dlaczego ja mam się z tobą wymieniać, czy ja nie będę stratny? A w jakim celu mamy się spotykać? Co, żeby się zobaczyć? Matka, ja cię już widziałem! Że co, że dawno i może się zmieniłaś? No nie, tego to już absolutnie nie chcę oglądać!”

Po kilku błagalnych bąknięciach z mojej strony, wszczęliśmy jednak wymianę. „No dobrze, więc co u ciebie?” – kontynuowało kochające dziecko. „Pewnie siedzisz na tej twojej kanapce i tylko klikasz w programy telewizyjne?”

„Co ty, telewizji nie oglądam, nie mam czasu, bo w niej występuję! Właśnie odbyłam szereg interesujących podróży! Mam w Polsce też spotkania z moimi czytelnikami, byłam już w Ostrowie Wielkopolskim i Zduńskiej Woli, właśnie wróciłam z Ciechocinka, a kroi mi się Mielec i Rzeszów! A ty? Nudzisz się pewnie, albo żłopiesz piwko?”

„Co do piwka to i owszem, ale nie nudzę się aż tak bardzo, bo też mam tournee. Byłem w Japonii i Australii, a mam znowu skoczyć grać w Nowym Yorku, a przy okazji i w San Francisko.”

Po kim to dziecko taka chwalipięta, ja też byłam z promocją mojej drugiej książki w Londynie i Wiedniu, podczas gdy on grał we Wrocławiu, no i co, chwalę się?

A ja się cieszę. Cieszę się z byle czego, cieszę się, nawet nie wiedząc dokładnie, z czego się tak cieszę.

Mimo kryzysów na świecie zachowuję pełny, niewzruszony optymizm. Zresztą, mam doświadczenia – gdy ponad czterdzieści lat temu przyjechałam do Francji, uprzedzono mnie, że właśnie zapanował tu kryzys. Parę lat potem – wszyscy bali się krachu, po kolejnych dziesięciu latach trąbiono o inflacji, później przejście z franków na euro miało spowodować ogólną klapę finansową całej ludności, no a już ostatni poważny kryzys ogólno-światowy wzbudził pełne przerażenie. Wszyscy o tym dyskutują, siedząc w szczelnie zapełnionych restauracjach i kawiarniach, przy szampanie, dobrym winku albo – w najgorszym razie – kufelku piwa.

Ja się nie przejmuję, właściwie nie dowierzam, a że na ogół żyję na odwrót – jak wszyscy się przestraszyli kryzysu, ja właśnie dla poprawienia sobie samopoczucia nabyłam stumetrowy lokal tuż pod moim paryskim mieszkaniem. Myślałam te dwie przestrzenie połączyć i wyprawiać potem bale na sto dwadzieścia fajerek!

Ponieważ w każdej sprawie konsultuję moją trójkę dzieci, i tym razem spytałam ich o radę. Kasper radził zrobić wewnętrzne schody, Baltazar – wsadzić niedużą windę, a Ernestyna – chyba ironicznie? – proponowała zainstalować schody ruchome. Ale jak Kasper potem dorzucił, że ze względu na moją nieporadność (Ja? Nieporadna? Sam jesteś nieporadny, synalku!) radzi zainstalować chodnik ruchomy już od samej ulicy, przez dwa podwórka – zrozumiałam, że jak zwykle, muszę kierować się własnym zdaniem. Gdy jeszcze Baltazar palnął pytaniem, po co mi ta ciemna, wilgotna dziura – przypieczętowało to moją decyzję, i dziurę nabyłam.

Zrobiłam pełny remont, i dziura przekształciła się w piękny, supernowoczesny i oryginalny loft mieszkalny z lawiną wspaniałych pomysłów. Jedno łóżko pod baldachimem, drugie żółciutkie, jak kurczaczek, wanna na środku salonu a światełka, jak w dyskotece. Przed oknami – zamiast byłego śmietnika, ogródek z leżakami i stolikami, miejsce na kawę albo i kieliszek… W sumie, mieszkam nadal na pierwszym piętrze, a loft wynajmuję na krótkie pobyty dla turystów. Wciąż nie brak chętnych, taniej niż w hotelu, a śmiesznie! Jeśli chcecie, spanie od jednej do ośmiu osób, proszę – mój adres mailowy jest znany redakcji…

A co dalej, jakie jeszcze inwestycje i zabawy wpadną mi do głowy? Może kupię jakąś maleńką dziurkę w Warszawie albo gdzieś we Francji domek letni, aha, przedtem dobrze by było wyremontować ten dom pod Orleanem, który zostawiłam byłemu mężowi, a były mąż wciąż płacze po mnie i sam nie chce się nim zajmować. Mieszka ten mąż ciągle w moim mieszkaniu w Paryżu, które mu zostawiłam na otarcie łez, tyle, że jako właścicielka wciąż muszę regulować za to mieszkanie wszystkie opłaty administracyjne i podatki, a nawet rachunki za zużytą wodę. Spotkałam właśnie mego Exia, mówię mu, że za każdym razem jak on się myje, ja za to płacę – a on na to, że jak tak, to on postara się myć rzadziej i szybciej… Znowu mnie rozbroił…

A plany, te plany które tak lubię robić? Gdy telefonicznie zaproponowano mi udział w show telewizyjnym w kraju, ucieszona zadzwoniłam do Kaspra, żeby podzielić się z nim tą radosną wieścią. „Słuchaj, mam interesującą propozycję z Polski!”

„Nareszcie wybrali cię Miss Polonia”? – spytało dziecko „No nie, jeszcze nie, ale nie tracę nadziei…”

A tymczasem? Telewizja francuska chce mnie do jakiegoś reality show, dwa miesiące kręcenia non-stop. Dzieci załamują ręce, że to szmira i wstyd. Jaki wstyd? Szmira? A jak Depardieu reklamuje banki i makaron w telewizji, nikt nie śmie się oburzać! No, i to mogłoby spowodować jakiś dalszy ciąg, dać mi szansę na zrobienie jakiejś kariery! Oprócz tego – muszę skończyć trzecią książkę, już mam niezły kawałek! I – mam też projekt występów jako tancerka, w Meksyku i Gwatemali, a w Łodzi mam robić choreografię! Ale – gdyby mi z tym tańcem wyszło na trzy plus, może oprócz kariery literackiej, załapię się gdzieś jako aktorka? Nie, nie amantka, to jeszcze ewentualnie w życiu, a na scenie – aktorka komediowa!!!

Że myślę o początku kariery po siedemdziesiątce? No to co, kiedyś trzeba zacząć! No bo co mam zrobić z tą rozsadzającą mnie energią, z tym niepohamowanym optymizmem, z tą nieokiełznaną radością życia? Zresztą, siedemdziesiąt cztery lata – co to jest za wiek dla młodej kobiety?

No tak, wciąż jestem zaabsorbowana dziećmi, które od dawna mnie już nie potrzebują. Niedawno w jakimś wywiadzie palnęłam, że nie mogę się już doczekać, kiedy Kasper pójdzie do domu starców, żebym była spokojna, że się nim fachowo zaopiekują, i żebym wreszcie mogła zająć się sobą!

A tu wciąż nowe propozycje, wciąż nowe zajęcia! Kiedyś napisała do mnie jakaś Pani Redaktor, żebym pisywała artykuliki dla jej gazety. Z radością przystałam, i od tej pory pisuję, co mi tam do głowy wpadnie, i regularnie wysyłam. Niedawno taż Pani Redaktor zaprosiła mnie na jakiś uroczysty wieczór, związany z jej bogatą i różnorodną działalnością.

Przyleciałam do Warszawy, i udałam się do wskazanej sali, by poznać tę mądrą osobę. Myślałam, że to pani w sile wieku, przaśnie przyodziana, może typ intelektualistki w okularach, pewnie tęgawa, jak większość krajanek, ale stateczna i budząca szacunek samym swoim wyglądem. Weszłam do „Syreny”, gdzie miało miejsce wydarzenie, i zaskoczył mnie widok jakiejś laski przy wejściu. Oho, to teraz w Polsce są takie śliczne, młodziutkie hostessy? Pani Redaktor musi chyba dysponować nieźle wypasionym budżetem, żeby zaangażować tej klasy dziewczynę? Okazało się, że ta szczuplutka, wysoka i piękna laska, to sama Pani Redaktor, Ilona Adamska…

I jak tu się nie cieszyć???

Krystyna Mazurówna

fot. Witold Szczekowski

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: