
Po udziale w projektach zespołowych wokalistka Martyna Zając, działająca pod szyldem Malvva, wydała pierwszą solową płytę „Medalion”. Album będący energetyczną mieszanką różnych brzmień elektronicznych, popu i dość osobistych tekstów, to idealna propozycja nie tylko na karnawał. W poniższej rozmowie artystka opowiedziała mi o znaczeniu tej płyty i swoich pomysłach na autorską twórczość.
MM: Były płyty z projektem SUOVA i ze Slavic Jazz Underground. Rozumiem, że solowy album to w Twoim wypadku naturalna kolej rzeczy?
Malvva: Można tak powiedzieć (śmiech). Dotychczas pracowałam zespołowo. Bardzo wiele się nauczyłam. Droga solowa to kolejny krok. Na szczęście kreacja jest niewyczerpalna, stale się zmieniam i rozwijam. Najpierw był jazz, później muzyka o korzeniach słowiańskich, a teraz elektronika. Strach co będzie za rok (śmiech).
MM: Obstawiam metal. Natomiast, co sprawiło, że “Medalion” jest osadzony właśnie w mocno elektronicznym popie?
Malvva: Chciałam przełamać moje liryczne teksty i zapędy do smutnych ballad z pianinem bardziej tanecznym akcentem. A że mocno też u mnie jest zakorzeniona muzyka elektroniczna (głównie techno), to uznałam, że to będzie ciekawe połączenie. Myślę, że udało mi się przemycić trochę słowiańskości, trochę naturalizmu i połączyć to ze świeżymi brzmieniami synth popu. Nazwałam tą muzykę szamańskim popem. Świetnie to poczuł i zrozumiał No Echoes z którym produkowałam płytę.
MM: No właśnie – a moim zdaniem to bardziej mieszanka new age i chilloutu. Zdaje się, że tę płytę zrobiłaś nie tylko z Grzegorzem, ale i z Arcadiusem Mauritzem, z którym współpracowałaś w Souvach oraz z Maggie Moo?
Malvva: Za kompozycje odpowiada Arcadius Mauritz, a ja za teksty i melodie. Połowę utworów zaaranżował i wyprodukował również Arcadius, a druga połowę Grzegorz, który zajął się też miksem i masteringiem. Grzegorz miał trudne zadanie, bo uszanował dotychczasową pracę Arka w tych już dookreślonych utworach. Łatwo je rozróżnić – pomysły Arka z płyty, to głównie te ze smykami i słowiańskimi motywami. On kocha muzykę filmową. Grzegorz dopracował formę, brzmienia i kosmetykę, a jednoczenie wpasował się w cały koncept, i pomógł mi dokończyć płytę, aranżując i produkując utwory, które były jeszcze bardzo surowe. Na przykład neosoulowe „SEC i „Kontrapunkty” – bardzo pozytywnie mnie zaskoczył tymi aranżacjami Grzegorz. Natomiast tak – faktycznie z Arkiem pracowaliśmy już przy płycie zespołu SUOVA. Ta relacja muzyczna pozostała i kiedy drogi zespołu się rozeszły, my kontynuowaliśmy działania muzyczne. Część materiału z mojej solowej płyty swoje pierwsze kształty nabierała jeszcze w składzie ze SUOVAMi. Maggie Moo była odpowiedzialna za dystrybucję.
MM: Twoje solowe oblicze uzupełnia Twój dość odważny wizerunek w klipach i zdjęciach promo. Skąd taka wolta?
Malvva: A czym ta odwaga się objawia Twoim zdaniem?
MM: Zmysłowością, eterycznością, luźniejszymi kreacjami.
Malvva: Cieszę się, że padły słowa: zmysłowość i eteryczność. Ja taka jestem. Moja muzyka taka jest. Uważam to za duży komplement. Dla mnie wizerunek artystyczny, jaki obrałam, jest ze mną spójny. Jest podkreśleniem mojej świadomości kobiecości. I nie chodzi tu o emanowanie seksapilem. Długo wzrastałam w energii męskości. Musiałam i chciałam sobie radzić sama. Trzecie imię – Zosia Samosia, zobowiązuje. Od kiedy wróciłam do – naturalnej dla kobiety – żeńskiej energii, znalazłam równowagę i kreacje podkreślające kobiecość, są dla mnie naturalne. Kobiece ciało jest obiektem piękna od zarania dziejów. A projekty Krystiana Szymczaka to jeszcze bardziej uwidoczniły. Niewiele ma to dla mnie wspólnego z odwagą. Nie musiałam się jakoś specjalnie przełamywać. Wybór był naturalny.
MM: To ‘postawienie na siebie’ słychać także w tekstach. Dla mnie składają się one w jedną opowieść o człowieku.
Malvva: Nie będzie to zaskoczeniem, gdy powiem, że historie z moich tekstów są z historiami z mojego życia. A że jest to moja pierwsza płyta solowa. Wydałam ją w wieku 30 lat, więc miałam trochę czasu, by zebrać swoje doświadczenia, przemyślenia oraz wnioski i umieścić je pod liryczną chmurką, co by nie było zbyt dosłownie. Natomiast zabawne i cudowne jest to, że ludzie odnajdują w tych tekstach swoje historie albo tworzą zupełnie nowe, niż pobudki dla których powstały.
MM: Na płycie nie ma żadnych gości, nie licząc wspomnianych producentów. Takie było założenie?
Malvva: Hmmm, nie było za bardzo założeń. Naturalnie wyszło 10 utworów. Może jedyne założenie jakie było, to żeby ta płyta była energetyczną bombą. Ma poprawiać samopoczucie. I już mam przecieki, że tak na ludzi działa. To mnie satysfakcjonuje. Nie myślałam zbytnio marketingowo – wezmę gościa, więcej ludzi o mnie usłyszy – z całym szacunkiem do featów. Mam swoją listę nazwisk, które podziwiam i wierze, że nagramy nie jeden utwór razem. Ciekawa jestem, jaki człowiek Ci się namalował po odsłuchaniu historii o nim?
MM: Wolnego, otwartego, czującego, acz nie bez doświadczeń.
Malvva: Pięknie. Jaram się!
MM: Grasz już koncerty z tym materiałem.
Malvva: Tak, pracuję nad zorganizowaniem trasy koncertowej. Ale debiutantowi nie jest łatwo. Koncert premierowy zagrałam w składzie: moog – Wojtek Seńko, perkusja – Kamil Falkor i na klawiszu na solo wjechał Arcadius. I w tym składzie będę grać koncerty. Moim marzeniem jest powiększyć skład, ale myślę, że na początek jest super.
MM: Myślę, że “Medalion” świetnie nadaje się też do remiksowania
Malvva: Zgadzam się w zupełności. I jest to fajny pomysł. Jednak kocham żywą, ludzką energię. Im więcej mam interakcji z innymi ludźmi, tym więcej jestem w stanie z siebie wykrzesać. Jeśli chodzi o współpracę z DJ, myślę nad osobą, która by się zabawiła i zrobiła szalony remiks.
Rozmawiał: Maciej Majewski