Gotowy do spełnienia wielkiego marzenia. Rozmowa z Maciejem Szulcem

„Robiąc to co robię i tak zwariuję, a jeśli mam zwariować, to wyłącznie na własnych zasadach” taki wpis, możemy znaleźć w nocie prasowej, jaka została przygotowana przy okazji premiery singla Macieja Szulca o tytule „Siadaj”. Dodałbym do tego jeszcze jeden cytat, mianowicie fragment powieści Brenta Weeksa o tytule „Czarny Pryzmat” – „Wariaci zwykle wierzą w to, co robią. To czyni ich potężnymi”.Szulc przygotowuje się do wydania debiutanckiego albumu „Skarb”, którego premiera wiosną bieżącego roku.

 

 

 

 

 

Co czuje artysta, który w wieku 33 lat musi niejako, ponownie debiutować? Zdążyliśmy Cię wprawdzie poznać, kiedy występowałeś przed laty w szeregach Royal Acoustic, ale dopiero teraz Twoje najnowsze nagranie należy traktować jako pełnoprawny debiut. To pewnego rodzaju spełnienie marzeń, być może ulga? Mieszanka jakich uczuć towarzyszy Maciejowi Szulcowi?

Maciej Szulc: Na to pytanie mogę odpowiedzieć niejako z dwóch perspektyw. Szulca przedsiębiorcy oraz Szulca artysty. Jako przedsiębiorca jestem dyrektorem artystycznym Live Art Group, którą buduję od dziesięciu lat, więc emocje związane z naszą pracą, zawsze są duże. Nawiązując do cytatu, który przytoczyłeś, ogromnie wierzę w to, czym się zajmujemy i przede wszystkim, czuję się w tym mocny. Tylko, że ta moc nie wynika z tytułu samej pracy, ale dlatego, że Live Art Group to przede wszystkim ludzie. Osoby, które żyją pasją, które sprawdziły się w trudnych, pandemicznych czasach. To są ludzie, bez których wszystko, co robimy, byłoby niemożliwe do zrealizowania. Ogólnie przyjęte jest, że należy mieć w swoim życiu hobby. W moim, właściwie to w naszym przypadku, hobby jest pracą i odwrotnie. Nie można tego lepiej rozplanować. Takim jestem przedsiębiorcą, natomiast jeżeli mówimy o kwestiach artystycznych, tutaj zawsze występuje więcej emocji. Artysta to, jakby na to nie patrzeć, takie wielkie dziecko. Ja ze swojej perspektywy, wokalisty, wiolonczelisty oraz producenta muzycznego, chciałem podzielić się i przekazać wszystkie umiejętności, jakie posiadłem przez te kilkadziesiąt lat mojego życia. Nie zastanawiam się nad tym, czy 33 lata to dużo, jak na debiut. Wszystkie umiejętności zamykam na albumie „Skarb”, którego premiera wiosną bieżącego roku i tym przede wszystkim chcę się podzielić ze słuchaczami.

Zanim zatrzymamy się przy dokonaniach studyjnych, to wcześniej chciałbym, abyśmy nieco nakreślili rys fabularny Twojej postaci. Pierwotnie zakładano, że będziesz wirtuozem wiolonczeli, nie przymierzając, następcą Mścisława Rostropowicza. W którym momencie ta sytuacja wyraźnie zboczyła z toru, a dzisiaj rozmawiamy z Szulcem – przede wszystkim wokalistą.

Jako wiolonczelista, poświęcałem się temu instrumentowi w stu procentach. W moim świecie, chociaż nie lubię tego robić, ale jednak dzielę muzyków na dwie kategorie. Ludzi, którzy kompletnie poświęcają się swojej pasji, spędzając na ćwiczeniach kilka godzin dziennie oraz takich, dla których jest to po prostu fantastyczna przygoda, ale stanowiąca tylko dodatek do innych życiowych działań. Ja należałem do grupy numer jeden. Skupiałem się wyłącznie na udoskonalaniu swoich umiejętności w grze na wiolonczeli, co za tym idzie, traciły na tym moje relacje z ludźmi, których właściwie nie było. Niczym innym, jak tylko grą, nie zaprzątałem sobie głowy. Nieskromnie mogę powiedzieć, że byłem w tym całkiem niezły. I wówczas wydarzyły się dwie sytuacje, które miały wpływ na to, że jestem tu gdzie jestem. Jedną z nich był egzamin w szkole muzycznej, podczas którego stwierdziłem, że niczego więcej nie jestem w stanie się tam nauczyć, a ja przede wszystkim nie chciałem być odtwórcą. Nigdy nie byłem człowiekiem, który odczuwał satysfakcję z tytułu odgrywania nut, czy partii. Raczej byłem nastawiony na poszukiwanie nowych rozwiązań, świeżych brzmień, wolałem unikać jakichkolwiek schematów, więc stwierdziłem po prostu, że to nie jest dla mnie. Natomiast jeśli pytasz o moment, w którym poczułem, że najogólniej mówiąc, muzyka rozrywkowa jest tym, w co chciałbym się zanurzyć, był to udział w próbie generalnej do nagrań programu „Taniec z Gwiazdami”. To była niesamowita przygoda, która otworzyła mnie-klasykowi oczy na to, że muzyka nie musi stanowić jedynie sztywnego zapisu nutowego, ale może nieść rozrywkę, a tworzący, może się nią bawić. To mnie niezwykle zafascynowało.

Wracając na moment do egzaminu w szkole muzycznej. Jak się czuje człowiek, który poświęca się bez mała danemu tematowi przez dobrych kilka, jeśli nie kilkanaście lat, po czym nagle zdaje sobie sprawę, że doszedł do ściany, że postawił niejako na niewłaściwego konia?

Emocje, które mną wówczas targały były ogromne. Na pierwszym miejscu z pewnością był to smutek, pewnego rodzaju poczucie niedowartościowania. Ja zresztą też nigdy nie należałem do osób, które były za cokolwiek chwalone. Raczej wpisywałem się do grupy ludzi, którzy byli ganieni za to, że robią, w tym wypadku grają, coś źle. Mając w pamięci tamten egzamin, oczekiwałem na przykład zwrotu: „Ok, może być”, „To jest dobre”, więc mając świadomość, że dałem z siebie wszystko i będąc ocenionym jako najgorszy na całym roku, był to moment druzgocący. Wiedziałem, że już nie chcę tego powtarzać, przeżywać, bo kosztuje mnie to zbyt wiele czasu oraz emocji. Zamykając ten temat mogę powiedzieć, że była to mikstura smutku, zażenowania i niedowierzania, że można w ten sposób kogokolwiek potraktować.

Wspomniałeś o braku pochwał, to ja w tym momencie gratuluję singla „Siadaj” i już przechodzę do albumu, którego jest zwiastunem. Płyta w zamierzeniu koncepcyjna, czyli ze strategią, którą raczej przypisujemy zespołom, na przykład rocka progresywnego. Jak narodził się sam pomysł na tego typu działania i czy nie obawiasz się, że nie będzie to forma nazbyt wymagająca dla dzisiejszego słuchacza? Mamy szybkie, pełne różnego rodzaju bodźców czasy, gdzie muzyka często stanowi jedynie tło, a przy konceptach jednak, ale wymaga się skupienia.

Wszystkie historie, które są zawarte na albumie „Skarb” są oparte na prawdziwych wydarzeniach z mojego życia, opisują prawdziwe odczucia. Co warte podkreślenia, to perspektywa 33-letniego Szulca, który już po przemyśleniach, po przepracowaniu tych sytuacji, może do nich wrócić i je przedstawić. Singiel „Siadaj” stanowi pierwszy punkt w całej historii, którą chcę opowiedzieć. Historii, która we mnie przez lata narastała, gdzie gromadziły się różne emocje, których po prostu nie można było dłużej tłamsić czy dusić. Co do drugiej części Twojego pytania, ja żyję, a właściwie to wszyscy żyjemy w świecie, który jest niebywale szybki, dynamiczny, błyskawicznie się zmienia. Moim celem jest wykształcenie takiego obszaru, w którym mogę się zatrzymać, odpocząć, a także na moment zatrzymać świat. Taką formą jest album „Skarb”. W opakowaniu pop rockowym, ale nie tylko i przede wszystkim z warstwą tekstową, która ma pokazać, że jeśli przeżyłeś coś takiego jak ja, to nie jesteś sam. Może w innych okolicznościach, może w nieco innym anturażu, ale emocje były tożsame. Wydaje mi się, że to jest największa siła, zarówno singla „Siadaj”, jak i albumu „Skarb”.

Zatem, jakie to będą emocje? Jakie to będą etapy życia opisane na albumie „Skarb” Macieja Szulca? Z Twoich zapowiedzi wynika, że będzie to niezwykle osobista propozycja i tutaj pojawia się pytanie, czy nie nazbyt osobista? Czy ta wiwisekcja nie będzie aż nazbyt głęboka?

Bardzo chętnie opowiedziałbym o fabule albumu „Skarb”, jednocześnie nie zrobię tego z pełną premedytacją. Postanowiliśmy, że będziemy całą tę historię zdradzać okruszek po okruszku, razem z kolejnymi singlami. Mogę jedynie zapewnić, że każdy z tych elementów ma sens, wynika z siebie nawzajem i jest integralną częścią całego konceptu o tytule „Skarb”. Natomiast, jeśli mowa o relacjach, to kiedy tworzy się materiał, to wówczas nie ma po prostu czasu na zastanawianie się, czy kogoś ewentualnie możesz urazić, czy ktoś się obrazi, to blokuje całą kreatywność. Jeśli opowiadam historię swojego życia to mam pełne prawo do pewnych ocen, rożnego rodzaju wniosków i nie widzę żadnego powodu, aby nie móc wyrazić tego, co czuję.

Praca nad materiałem „Skarb” to nie tylko koncept, ale także i kolektyw. Jak prezentuje się zespół, który wspiera Macieja Szulca na drodze do pełnoprawnego debiutu?

To grupa ludzi, która jest mi niezwykle bliska. Przede wszystkim Jagoda Uniewicz, moja narzeczona, bez której z pewnością nie miałbym siły, żeby robić to co robię. To Jerzy Bryczek, mój menadżer, a zarazem współwłaściciel Live Art Group, który bardzo mnie wspiera i gdybym miał się nad tym zastanowić, to cały projekt Szulc jest nie tylko moim, ale właściwie to marzeniem całej naszej trójki. Dodatkowo, jest to zespół specjalistów, którzy z nami współpracują, którzy przede wszystkim uwierzyli w ideę tego projektu. Tutaj nie mogę pominąć dwóch szczególnych postaci. To Tomek „Harry” Waldowski, producent muzyczny płyty, który pomógł mi nadać jej główny kierunek. Bardzo dużo mnie nauczył, ponieważ musiałem niejako przedefiniować swój sposób śpiewania, co dzięki „Harremu” było dużo łatwiejsze. Natomiast drugą osobą, o której chciałbym wspomnieć jest Basia Derlak, która wspierała mnie przy okazji tworzenia warstwy lirycznej albumu „Skarb”. Co jest niesamowite, Basia ma pewną umiejętność, która nie tyle mnie zaskoczyła, co wręcz zachwyciła. To pewien unikalny sposób pracy, dzięki któremu udało się przełożyć, zamienić, wszystkie moje myśli, idee, pomysły, po prostu na teksty piosenek. Całość wyszła tak dobrze, że nie mam z tym absolutnie żadnego problemu, jeśli we wkładce albumu „Skarb”, to Basia będzie widniała jako autorka tekstów.

O więcej szczegółów dotyczących „know-how” Basi zatem nie pytam, ale chciałbym zatrzymać się przy wideoklipie do utworu „Siadaj”. Teledysk realizowany w warszawskim barze mlecznym „Malwa”. Możemy Cię tam wychwycić jako bacznego obserwatora wydarzeń, który całą sytuację obserwuje z perspektywy „zza barowej lady”. To okoliczność z życia wzięta czy zupełna swoboda artystyczna?

W barze mlecznym nie pracowałem, za to bardzo lubię gotować, więc sama ta sytuacja była dla mnie niezwykle interesującym przeżyciem. Natomiast ważniejsza jest symbolika, nie tylko singla „Siadaj”, ale także i wideoklipu, który powstał. To są naczynia połączone. Pierwszy singiel jest punktem zwrotnym. Opowiada o tym, że znajdujesz się w pewnym momencie życia, gdzie bardzo się starasz, dajesz z siebie wszystko, na przykład w pracy, aby po prostu godnie żyć. Z kolei, z drugiej strony, posiadasz pewne umiejętności, które pozwalają Ci sądzić, że w pewnych aspektach, na przykład tej pracy, jesteś całkiem niezły. W związku z tym, im bardziej się starasz, im mocniej się angażujesz, tym ciekawsze rzeczy udaje się zrealizować, jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że to nie Ty jesteś głównym beneficjentem tego sukcesu, ale czerpią na tym zysk wszyscy Ci, którzy są dookoła Ciebie. Czujesz się po prostu wykorzystywany. Wykorzystywany z tytułu tego, że jesteś młody, naiwny, że i być może wierzysz przesadnie w ludzi, więc ta piosenka jest pewnego rodzaju uchwyceniem momentu, w którym orientujesz się, że nie tak to wszystko powinno funkcjonować. I tutaj dochodzimy do tematu teledysku, w którym zawarliśmy historię konfliktu pomiędzy marzeniami głównej bohaterki, a rzeczywistością w jakiej przychodzi jej funkcjonować, w tym wypadku w barze mlecznym „Malwa”. Taką kelnerką, kelnerem mogłeś być Ty, mogłem być ja, mógł być ktokolwiek inny, kto bardzo się stara, ale jego marzenia zostają brutalnie zweryfikowane przez życie i wówczas nie pozostaje nic innego, jak zacząć działać. Oczywiście na osobne brawa przy okazji tej realizacji zasługują dziewczyny, Kasia Tręda oraz Karolina Kominek, która tak brawurowo wcieliła się w rolę menadżerki-despotki, że do dzisiaj pojawia się w moich snach i raczej nie należą one do najprzyjemniejszych.

Maćku, zanim i niemalże na koniec naszego spotkania wrócimy do Twojej działalności w strukturach Live Art Group, to wcześniej chciałbym Cię dopytać o harmonogram, także i promocyjny tego, jak będą wyglądały dalsze etapy rozsypywania tych wspomnianych przez Ciebie okruszków, które ostatecznie przekształcą się w materiał o tytule „Skarb”.

 Aktualnie skupiam się na promocji pierwszego singla i wspólnie z zespołem opracowujemy plan dalszych działań. Na pewno mogę obiecać, że będziemy kontynuowali historię, będziemy rozszerzali ją o kolejne elementy, ale o konkretnych terminach na ten moment nie chciałbym mówić. Pewne jest to, że warto czekać do wiosny bieżącego roku, kiedy album „Skarb” się zmaterializuje. Wszelkie informacje dotyczące naszych nowych działań można znaleźć w mediach społecznościowych, czy to pod hasłem „Szulc”, czy to „Live Art Group”.

A propos Live Art Group, Maciej Szulc dyrektor artystyczny, ale także i nauczyciel, osoba, która przygotowuje ten nowy, muzyczny narybek, który później melduje się na rodzimym rynku. Gdybyśmy mogli nakreślić struktury, sposób działania tego projektu, a i przy okazji zastanawiam się, która płaszczyzna jest dla Ciebie bardziej stresująca. Czy ta, kiedy jesteś w pełni odpowiedzialny za nagrania autorskie, czy może jednak więcej nerwów przynosi to szlifowanie wokalnych, muzycznych talentów?

Najważniejszym aspektem przedsięwzięcia o nazwie Live Art Group jest to, że tworzą go ludzie, którzy wierzą w to, co robią. Jestem ogromnie dumny z tego, że przez dziesięć lat udało się zebrać osoby, które nie tylko doskonale znają się na swoim fachu, ale także były z nami w momentach, kiedy nie do końca wszystko funkcjonowało, chociażby z uwagi na pandemię. Z tym zespołem tworzymy akademię dla wokalistów, agencję muzyczną oraz w momencie premiery singla „Siadaj” (15 grudnia), uruchomiliśmy także wydawnictwo. Natomiast, jeśli mowa o mojej pracy w strukturach Live Art Group na stanowisku dyrektora artystycznego, sprowadza się ona do tego, że wszystko to, co słyszysz, bądź też widzisz, a co jest sygnowane naszą marką, musi przejść przez moje ręce. A że wymagam nie tylko od siebie, ale także i od innych, aby nasze działania były jak najlepsze, to w przyszłości możemy się spodziewać tylko i jeszcze bardziej dopracowanych projektów. Co ważne, naszą małą misją jest także wprowadzenie chociażby najmniejszych zmian na rodzimym rynku muzycznym.

A cóż to Panu nie odpowiada Panie Macieju na naszym polskim podwórku?

Większość osób z którymi współpracuję, bądź też te, które pojawiają się w akademii, nie do końca wiedzą, jak poruszać się na rynku muzycznym. Znacznej części wydaje się, że samo ładne śpiewanie już w zupełności wystarcza, natomiast prawda jest zupełnie inna. Jeśli jesteś sam na tym rynku muzycznym, to bardzo trudno jest Ci cokolwiek zmienić, a już na pewno zaistnieć, więc i niejako wracając do Twojego poprzedniego pytania dotyczącego stresu związanego z pełnoprawnym debiutem, to wszystko jest nacechowane emocjami. I to bardzo dużymi. Robię rzecz, której nigdy wcześniej nie robiłem, ale pozwalam sobie na stres, na pewną obawę, bo wszystko co nowe, musi trochę potrwać. Tak samo w kwestii bycia przedsiębiorcą. To też wielokrotnie były dla nas zupełnie nowe obszary. Efekt jest taki, nawiązując do cytatu, który padł na początku naszej rozmowy, jeśli wierzysz w to, co robisz i masz tę podskórną świadomość, że te decyzje są właściwe, wtedy posiadasz tę niezwykłą moc i czujesz się po prostu dobrze. I ja także nie zamieniłbym się z nikim na to, co zrobiłem, popełniłbym te same błędy i te same decyzje tylko po to, żeby być w tym miejscu, w którym jestem.

***

Maciej Szulc – wokalista, trener wokalny, producent muzyczny, kompozytor, współzałożyciel Live Art Group.

Jako trener wokalny prowadził i udoskonalał umiejętności ponad dwustu artystów. Po latach zebranych doświadczeń, przygotowuje się do wydania pełnoprawnego debiutu. Długogrający album „Skarb” pojawi się na rynku wiosną bieżącego roku.

Pierwszy singiel pochodzący z tego wydawnictwa, utwór „Siadaj”, miał swoją premierę 15 grudnia 2021 roku.

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: