Futro z lampartów

Felieton Hanny Bakuły

Futro z lampartów obszyte pięknym rudym lisem, pojechało ze mną do Nowego Jorku, aby zapobiec mojej emigranckiej deklasacji. Na zdjęciach przed United Nations wygina się ekstrawagancka, hollywoodzka gwiazda, to ja.

Futro z lampartów
W tym momencie byłam na czubku świata. Unikalne futro, najwspanialsze miasto, najważniejsze miejsce i ja, przekonana, że musi się udać. Fotografujący mnie kolega był podobnego zdania. Też zaczynał.

Przyjechałam z solidarnościowej Polski, gdzie futra były symbolem statusu. Aktorki – w srebrnych lisach, w rudych – malarki, w czarnych – mało kto, bo za skromne. Norki zarezerwowane dla sektora prywatnego i starszych pań. A tak zwane piesaki, lisy w drugim gatunku, nosiły hotelowe prostytutki. Zamożniejsze urzędniczki, od czasów gomułkowskich, paradowały w karakułowych łapkach, szarych albo czarnych. Potem pojawiły się łapki lisie. Brr!

Futro z lampartów miałam tylko ja! Wtedy, u nas nikt nie myślał, skąd się futra biorą. Brały się z komisu i należało w nich chodzić. Alternatywą był kożuch bułgarski lub afgański. Mniej zamożni bogacze nosili brązowe kożuchy zakopiańskie, o wadze płyty nagrobnej Jagiellonów. Naród – jesionki albo futerka ze sztucznego misia, uważane za totalny obciach.

Moje futro robiło wrażenie, nawet w zblazowanym Nowym Jorku, toteż zakładałam je na każde poważniejsze wyjście, nie myśląc, z czego jest zrobione. Były to czasy raczkującej z ochroną zwierząt Brigitte Bardot, z której się żartowało, bo jej walka nie przekładała się na urodę i każdy wolał ją na golasa, w pierwszych filmach.

Jeszcze nikt na futra nie psikał sprayem. Zima była jak z obrazka, a ja w moim cudzie szłam na świąteczne przyjęcie u milionerki, mieszkającej w jednej z najdroższych dzielnic, Grammercy Park. Była ewentualną klientką na portret i umierałam z ciekawości, bo przyjaźniła się kiedyś z Gretą Garbo. Pewności dodawało mi piękne futro, godne boskiej Marylin Monroe.

Klatka schodowa wyłożona dywanami, na ścianach wieńce z ostrokrzewu z czerwonymi kokardami. Zza drzwi na pierwszym piętrze dochodził wytworny gwar, a ja nie wierzyłam własnemu szczęściu. Hania Bania z mrocznej Polski, jęczącej w szponach Generała, wchodzi oto na ekskluzywne nowojorskie przyjęcie, gdzie pozna setki klientek, marzących o portrecie w stylu Witkacego.

Drzwi otworzyła portorykańska pokojówka w białym, filmowym fartuszku i stała z wybałuszonymi oczami. Gapiła się na futro. Nie zapraszała mnie do środka, zaniemówiła z zachwytu.

Hol był pusty. Z głębi mieszkania nadchodziła uśmiechnięta hollywoodzko, wyfiokowana, anorektyczna staruszka z fioletowymi włosami. W różowej garsonce i lakierkach na chudych nóżkach szła coraz wolniej i ewidentnie straciła mowę na widok moich lampartów zdobnych lisami, a ja parłam na nieruchomą pokojówkę, żeby móc się przywitać.

Nagle staruszka ruszyła zwinnie, machając czerwonymi szponami. Wykrzywiła się strasznie, odepchnęła pokojówkę, stanęła naprzeciwko mnie i wrzeszczała falsetem: Precz! Precz morderczyni! A potem zamknęła mi drzwi na twarzy.

Zgłupiałam. Chyba stara zwariowała? Zamerykanizowana koleżanka, która załatwiła mi portret staruszki, przeprosiła, że zapomniała powiedzieć, abym w żadnym wypadku nie zakładała futra, bo gospodyni okazała się być szefową największej amerykańskiej organizacji chroniącej dzikie zwierzęta. A potem wszyscy przyjaciele śmieli się ze mnie, ale bardziej z ześwirowanej bojowniczki.

Wszystko się zmieniło i z obrzydzeniem patrzę na bezmyślne posiadaczki futer z nie hodowlanych zwierząt. W szafie śpią czapki i kołnierze z rudych lisów i ocelota, obok, czapka z kuny. Futro sprzedałam pewnej Ukraince, mającej w East Village sklep z używaną, markową odzieżą.

Zostały piękne zdjęcia spod United Nations.

Hanna Bakuła, malarka, pisarka
fot. Glinka Agency

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: