Ewa Kuklińska – Magazyn Kobiet Spełnionych.

Ewa Kuklińska

Piękna Enigma

Poranek. Osobowością pasuje do ristretto – mocna, intensywna, uderzająca. Tymczasem, nie… – lekka, biała; kawa – nie-kawa. Szybki makijaż – precyzja miękkich ruchów wyciągających i tak, niebotycznie długie, rzęsy. Raz, dwa, raz, dwa… Spojrzenie – uważne, głębokie, zielonoorzechowe. Precyzja. Dystans. Balans.

]]>

Dewiza życiowa: nie przesadzać, równowaga. Ta sama, która pozwalała jej, jako dziecku wspinać się bez strachu po dachach i najwyższych drzewach. Wszyscy truchleli, ona nigdy. Równowaga przydała się bardzo w szkole baletowej, wielokrotnie wyprowadzała z życiowych i zawodowych wiraży. Tych nie rozpamiętuje, nie ma za złe, nie wypomina.

Ostatni rzut oka w lustro. Detal. Kontur ust. Życie ma swoje prawa. Dystans. Oszałamiający uśmiech. Gwiazda. Ewa Kuklińska.

Do Szkoły Baletowej w Warszawie zdałam mając lat nieledwie 10 i zamieszkałam w internacie, z dala od rodzinnego domu. Poza całym programem ogólnokształcącym z nauką dwóch obcych języków – francuskiego i rosyjskiego (nomenklatura tańca oparta jest o język francuski, a wykładowcy to w dużej mierze Rosjanie), miałam mnóstwo przedmiotów przygotowujących do zawodu: historia teatru, historia tańca, gra aktorska, charakteryzacja, gra na fortepianie i całą paletę zajęć związanych z tańcem, a więc: taniec klasyczny, modern dance, taniec charakterystyczny, rytmika itd. To była katorżnicza praca od rana do wieczora. Jeśli powiem, że były to “krew, pot i łzy…”, nie przesadzę. Zwłaszcza klasyczny balet na pointach kojarzy mi się z tym powiedzeniem. Jednak poza wiedzą i umiejętnościami wpojono mi w tej szkole coś, co rzeczywiście trzyma mnie w ryzach przez całe dorosłe życie. Mam na myśli ogromną dyscyplinę i poczucie odpowiedzialności, we wszystkich zawodowych poczynaniach. Taniec kształtuje zarówno charakter, jak i osobowość. Tej prawdy nie da się podważyć…

Profesjonalizm i perfekcja. Słowa klucze do zrozumienia osobowości i fenomenu Ewy Kuklińskiej. Kończy z wyróżnieniem Warszawską Szkołę Baletową i rozpoczyna sezony w Teatrze Wielkim Opery i Baletu. Znowu lata ciężkiej, pełnej wyrzeczeń pracy. To jej nie wystarczy. Nigdy nie wystarcza. Marzenia o dynamicznych, kolorowych, pełnych temperamentu rolach musicalowych, wyniesione jeszcze z dzieciństwa, kiedy po raz pierwszy zobaczyła „West Side Story”, zaczynają się materializować. Niepokojąca uroda, temperament, dziki wdzięk sprawdzą się w telewizji. Tam można wszystko. Czy na pewno?

Południe
Najpiękniejsza pora. Mogłaby trwać wiecznie. Najlepiej, żeby było dużo słońca. Wtedy kwitnie. Nieważne jak wysokie temperatury, byle było gorąco. Jest. Coraz bardziej. O Ewie Kuklińskiej zaczyna być głośno. Wspólnie z Małgorzatą Potocką tworzy grupę baletową Naya-Naya, a potem Sabat. Złota dekada telewizji lat 70. i 80. należy także do niej. Tancerka klasyczna, jak z obrazów Degasa, wychodzi z ram. Okazuje się, że nie da się utrzymać jej w balecie – za duża osobowość, zbyt wszechstronny talent. Choreografia dla największych tego czasu – m.in. Anny Jantar, Alicji Majewskiej, Haliny Frąckowiak, Maryli Rodowicz, Elżbiety Starosteckiej – to tylko jedna z odsłon. Jako choreograf jest precyzyjna, świetnie przygotowana, piekielnie inteligentna i twórcza. Setki transmitowanych koncertów, programów telewizyjnych, recitali. „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna”, „Melodie wielkiego ekranu”. Mało. Temperatura rośnie. Rosną ambicje i wymagania wobec siebie.

Choreografia i taniec już nie zadowalają. Publiczność chce więcej. Poprzeczka idzie w górę. Odkrywa w sobie możliwość komunikowania się z ludźmi jako aktorka śpiewająca. Tymczasem Rząd Republiki Francuskiej funduje stypendium. ScholaCantorum, L’AcademieInternationale de la Danse Paryż.

Pas de chat…
Zawsze miała kocie ruchy. Na ulicy ludzie uśmiechają się do niej, podziwiają. Odpowiada uśmiechem. Facebook pęka w szwach od komentarzy i komplementów. Nie wymusza, komentuje zdawkowo. Potrafi zniknąć na pół roku. Dystans. Równowaga. Przygląda się sobie krytycznie. Maksymalnie skupiona na każdym detalu. Nic nie dzieje się samo. Praca. Praca. Praca. Nad sobą, nad rolą, nad życiem.

Paryż zaważył znacząco przede wszystkim na wizerunku. Klasa. Szyk. Styl. Mata Hari. Piosenka z filmu „Lata dwudzieste… lata trzydzieste” w reż. Janusza Rzeszewskiego, a przede wszystkim postać Leny – gwiazdy międzywojennych teatrów – natychmiast sytuuje ją w pierwszym szeregu. Hipnotyzujące spojrzenie, zjawiskowe kreacje i niepowtarzalny klimat.

Zaszczytem była praca u boku takich znakomitości jak Irena Kwiatkowska, Ewa Wiśniewska, Jan Kobuszewski, Krzysztof Kowalewski, Piotr Fronczewski. Ich kunszt był dla mnie najlepszą szkołą aktorskiego warsztatu. Pamiętam, że z powodu mojej dużej zajętości w teatrze, zdjęcia do filmu “Lata dwudzieste, lata trzydzieste..” z moim udziałem często kręcono nocą. Martwiłam się czy zmęczenie nie odbije się na jakości moich scen. Jakaż to była radość, gdy na galowej premierze filmu, w nieistniejącym już kinie Skarpa, po scenie z piosenką “Mata Hari” w moim wykonaniu, publiczność nagrodziła wykonanie ogromnymi brawami. Dla takich chwil warto żyć i znosić wszelkie niedogodności tego fascynującego, ale często niewdzięcznego zawodu…

Fascynujący zawód
Fascynujący… – ten przymiotnik pojawia się coraz częściej. Tak jak wtedy, gdy w 1977 roku zrobiła choreografię i wystąpiła w programie „Bardzo przyjemny wieczór”. Zauważył ją Jeremi Przybora. Debiut wokalny. To był zaszczyt… Legendarny, wysmakowany artystycznie, wyrafinowany autorski program – „Kabaret Jeszcze Starszych Panów”. Siedem wieczorów z Ewą. W każdym inna odsłona jej osobowości. Wielkie nazwiska, nieśmiertelność. Marzenie każdego aktora.

Uśmiecha się zawsze na to wspomnienie. Szacunek i dyscyplina, której nauczyło ją życie. Atencja dla wielkich, pokora dla zawodu. Wobec siebie – surowość i rygor. I wzory, niedościgłe w jej pojęciu: Fred Astair, Gene Kelly, Liza Minelli, Shirley MacLaine. Tymczasem życie pokazuje, że sama staje się gwiazdą. Kolejne autorskie programy („3000 sekund z Ewą Kuklińską”, „Ewa i jej goście”, „My Style”), spektakle w macierzystym Teatrze Syrena, kolejne płyty, nagrania, emisje, koncerty, propozycje filmowe. Coraz więcej wyjazdów zagranicznych na wszystkie kontynenty, coraz szersza publiczność. Bomba idzie w górę. Ewa Kuklińska to już nie tylko dziewczyna z zespołu – to przede wszystkim świadoma, doskonale przygotowana, niebanalna wokalistka. Lekcje śpiewu pobierane u prof. Olgi Łady, u której kształciły się też m.in. Alicja Majewska, Grażyna Brodzińska, Irena Jarocka, Halina Frąckowiak dają znakomite efekty. Od dziecka obdarzona znakomitym słuchem i poczuciem rytmu, wyposażona w naturalny sex-appeal i wdzięk, wspomagana wykształceniem baletowym wchodzi na scenę i elektryzuje. Kobieta-pantera. Kobieta Ćma.

Zenit
Żar leje się z nieba. Teraz Ewa czuje się najlepiej. Nie zna takiego pojęcia jak upał. Wszyscy padają ze zmęczenia, ona przygotowuje kolejne zadania. Nowa choreografia – dlaczego nie? Jest w stanie pobudzić do życia scenicznego nawet kredens. Cierpliwa, ale bardzo wymagająca. Lubi ruch, intensywność doznań, emocje, choć postrzegana jest jako zdystansowana i opanowana – to też prawda. To się kiedyś nazywało dobre wychowanie. Ostatnio 10 miesięcy w roku spędza w trasie. Pięć spektakli naraz, do tego recitale, koncerty. Niedawno zaproponowano jej udział w projekcie „Heroina Polskiego Kina” – cyklu przypominającego najbardziej magnetyczne osobowości polskiej kinematografii. 15 września w Teatrze Syrena publiczność będzie miała okazję usłyszeć po raz kolejny słynne zdanie wypowiedziane kiedyś przez Piotra Fronczewskiego w filmie „Lata dwudzieste… lata trzydzieste…”: „Lena, twój numer!”. A potem na scenie pojawi się Ewa Kuklińska, obchodząca w tym roku jubileusz 45-lecia pracy artystycznej.

– Do każdej z tych rzeczy jest perfekcyjnie przygotowana. Ćwiczy godzinami, a przede wszystkim słucha. Marzenie reżyserów. Na dokładkę kończy studia na Wydziale Politologii i Dziennikarstwa Wyższej Szkoły Stosunków Międzynarodowych i Amerykanistyki… Jakiś czas temu odkryłam w sobie polityczną pasję. Do tego stopnia, że z wyróżnieniem skończyłam … politologię. Nie zamierzam jednak działać w polityce, starać się o mandat poselski albo senatorski. Chodziło mi tylko o zdobycie wiedzy, poznanie nowych, politycznych struktur, jakie tworzą się teraz na świecie. Dla relaksu oglądam wszystkie, również zagraniczne programy informacyjne. Dobrze czuję się ze świadomością, że wiem, o czym mówią specjaliści od prawa, finansów i ekonomii. Rozumiem, jakie mechanizmy rządzą tym światem. Życie polityczne jest fascynujące. Podglądam je jak najlepszy reality-show.

Żyje szybko i intensywnie, pewnie prowadzi samochód, przemierzając dziesiątki tysięcy kilometrów rocznie. Auto po dach wypakowane kostiumami, czasem na kilka różnych spektakli. Wszystko precyzyjnie spakowane, poukładane, dopięte.

Podróże są wpisane w ten zawód. Polubiłam je nawet, choć oczywiście najchętniej spędziłabym godziny w samochodzie, podróżując na przykład do Toskanii…

Doskonały smak. Styl. Nie tylko na scenie. Potrafi w ciągu dwóch dni sama przygotować przyjęcie na kilkanaście osób. Uwielbia to. Wszyscy wyjdą oczarowani. Wystrojem wnętrz, urokiem gospodyni, jakością potraw. Pół dnia spędzone na buszowaniu w poszukiwaniu giczy cielęcych. Potem sałatki, przystawki, napoje. Przy pracy zastaje ją świt , ale efekt wieczoru – olśniewający. Perfekcja. Uśmiech. Koncentracja. A rano znów w podróży. Do Wrocławia na spektakl, ale najpierw do mamy, do ukochanej Szczawnicy na kilka dni wypoczynku.

Jedyne słowo, jakie kojarzy mi się z moim sposobem relaksowania się, to „kontrapunkt”. Reakcja odwrotna do tego, co dzieje się w pracy. Czyli, na zgiełk – spokój, na tłum – samotność, na sceniczny maquillage – twarz sauté, na efektowną kreację –  t-shirt… Praca na najwyższych diapazonach nerwów potrafi mnie tak wyczerpać, że jedyna rzecz, jaka przywraca mi życie, to sen, zdarza się całodobowy, z niewielkimi przerwami. Nie odbieram telefonów, nie zaglądam do poczty elektronicznej, znikam. Na głowie koński ogon, na nogach skarpetki. Zanurzam się w “swój, intymny, mały świat”. W wolnych od pracy chwilach nadrabiam zaległości w lekturze, usiłując przedrzeć się przez stale rosnącą stertę książek, artykułów i ulubionych czasopism wnętrzarskich. W słodkim snuciu się po mieszkaniu zawsze towarzyszy mi podkład muzyczny, jazz lub klasyka, a w samochodzie audiobooki. Ale zdarza się i tak, że, gdy zapowiada się parę dni wolnego, potrafię zapakować mamę do samochodu i wyskoczyć do Wiednia, by obejrzeć zbiorczą wystawę Rembrandta w Albertinie.

Coraz częściej mówią o niej: wysmakowana, luksusowa. Prawda. Kocha piękno wyrafinowane, ale bardzo ceni prostotę. Coraz więcej w niej kontrastów. Coraz bardziej powściągliwie prezentuje swój sceniczny styl. Zwalnia bieg. Wycisza, wyhamowuje. Przez kilkanaście lat nie daje o sobie już tak głośno znać. To nie znaczy, że nie pracuje. To znaczy, że czeka na swój moment. Przyczajona jak pantera do skoku. Być może ten moment właśnie nadchodzi. Zmiana stylu, rozszerzenie repertuaru, nowy image. Wróci mocniejsza. Jest sobą. Jest niezależna i świadoma. Promuje już tylko siebie i swoją nową markę „EQ IMAGE”. E jak Ewa i Q – zabawna gra fonetyczna z nazwiskiem Kuklińska. Ale Q to także QUALITY – znak jakości. Tego nigdy nie można jej było odmówić.

Tekst: Katarzyna Antonina Ostrowska
Fot. Justyna Rojek
Stylizacja: Ewa Kuklińska, EQ IMAGE
Suknia: Justyna Żmijewska „RinaCossack”
Autorzy sesji dziękują Pani Dorocie Kowalczyk „Maison Creative” za udostepnienie wnętrz.

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: