Elizabeth Tylor i Audrey Hepburn ramię w ramię przed obiektywem fotografa Maksymiliana Ławrynowicza

Na początku lata, w warszawskiej Hali Koszyki fotograf-portrecista Maksymilian Ławrynowicz otworzył wystawę „Ikony”, na którą złożyło się trzydzieści portretów kobiecych w stylizacjach inspirowanych kobiecymi legendami. Violetta Villas stanęła tu obok Coco Chanel, a odwieczne rywalki – Elizabeth Tylor i Audrey Hepburn zasiadły ramię w ramię przed obiektywem fotografa.

 

 

 

W te wszystkie legendarne kobiety wcieliły się osoby znane z pierwszych stron gazet. Odwiedzając wystawę – nie ukrywam – spodziewałam się celebryckiego splendoru i fejmu. I to nie w tym dobrym rozumieniu. Czekało mnie jednak zaskoczenie. Mimo, iż zdjęcia są postprodukowane w mocno vogue-owskim stylu, z obrazów patrzyły na mnie oczy pełne nostalgii, ciepła, zmysłowości, często nawet smutku. Portrety okazały się przemyślane, proste i właśnie w swej prostocie mocne i wibrujące. Ciepłe, zmysłowe, z mocnym przywiązaniem do detalu. Wystawa wzbudziła we mnie prawdziwe wzruszenie, na które nie byłam zupełnie przygotowana. Zmotywowała mnie również do ponownego „wzięcia na warsztat” moich synaps życiorysów legendarnych kobiet.

Sam autor wystawy pisze o niej: „O czym zapominamy, godząc się na jednoznaczne skojarzenia, które na zawsze przylgnęły do tych wyjątkowych kobiet? Czy nie zapominamy o tym, że przede wszystkim, za warstwą ich legendy kryje się prawdziwy człowiek?”

To proste pytanie wstrząsnęło mną do głębi. Co znaczy być Ikoną? Jaką cenę przyszło zapłacić tym wspaniałym, legendarnym kobietom za ich „niezapominalność”? Dzisiaj postrzegamy je właśnie jednowymiarowo, ale w swoich czasach budziły one skrajne, często nieprzychylne emocje. Pomyślałam o mojej idolce Brigitte Bardot. Dzisiaj prawdziwej ikonie kobiecości, seksualności, zmysłowości. W czasach swojej kariery uchodziła wszak za obrazoburczą skandalistkę! Ale po co szukać za granicą? Wystarczy spojrzeć na Kalinę Jędrusik, w którą na wystawie wcieliła się aktorka teatralna Anna Mierzwa. Powłóczyste spojrzenie, pełne lepkiej zmysłowości i napięcia. Dzisiaj Kalina to symbol feminizmu i seksu – dawniej kobieta, której życie wzbudzało taki sam zachwyt jak oburzenie a nawet niesmak. Ileż musiała mieć w sobie odwagi, aby żyć po swojemu – bez kompromisów?

Poruszona wizerunkami ikon odkrytych na nowo i odtworzonych przez polskie aktorki i modelki, skontaktowałam się z autorem w celu przeprowadzenia wywiadu. „Skoro wystawa wzbudziła w Tobie potrzebę przemyślenia na nowo historii tych wszystkich kobiet i ich trudnej drogi na firmament, to moja robota jest skończona i osiągnąłem swój cel. Nie mam nic do dodania.” – usłyszałam w słuchawce. „Warto jednak porozmawiać z kobietami ze zdjęć – w końcu to one musiały wejść w czyjeś buty. Moim zadaniem było tylko strzelenie zdjęcia w odpowiednim momencie”.

Poszłam więc za tą radą i spotkałam się z kilkoma wyjątkowymi kobietami, które na wystawie wcieliły się w kobiety niezapomniane. Zapraszam do lektury naszych krótkich, intymnych i szczerych rozmów o tym, co to znaczy dla każdej z nich: ikoną być?

ALEKSANDRA KISIO jako Dalida

Wielokrotnie złamane serce, nielegalna aborcja, samobójstwo i pożegnalny liścik „Życie stało się dla mnie nie do zniesienia. Wybaczcie”. Jak to było zostać na chwilę Dalidą?

Na szczęście, nie musiałam przeżyć tego co ona, żeby zrobić dobre zdjęcie. Ale jestem mocno empatyczna, dlatego byłam w stanie wyobrazić sobie, co może czuć kobieta czy po prostu człowiek po takich doświadczeniach. Więc zostać Dalidą było słodko-gorzko.

Czy odnalazłaś w tej postaci pierwiastki z własnego życia? Dalida jest właśnie idealnym przykładem legendy, która za fasadą swojej sławy, talentu i splendoru – cierpiała. Czy znanym ludziom wolno cierpieć czy mieć słabości?

Patrząc na to co i w jaki sposób przekazują media, jak bardzo potrafią być okrutne i bezwzględne, czego sama doświadczyłam, z całą mocą powinnam odpowiedzieć – nie. Wierzę jednak w to, że obojętnie jaki zawód uprawiamy to wciąż jesteśmy tylko, lub może „aż” ludźmi. My – aktorzy – mamy przecież jak każdy inny swoje słabości, emocje, bardzo często też cierpimy, z tą tylko różnicą, że jesteśmy na świeczniku… Obserwują nas i oceniają zupełnie obcy, niewtajemniczeni w nasze życia ludzie. Dlatego często – niestety – to wszystko boli jeszcze bardziej.

Jesteś piękną kobietą i zdolną aktorką. Jednak świat skąpany w blasku fleszy, jak sama powiedziałaś, jest bezlitosny. Sama się w końcu o tym przekonałaś wielokrotnie: ciągłe komentarze na temat Twoich domniemanych zabiegów chirurgicznych a często nawet pseudo-newsy uderzające bezpośrednio w Twoją rodzinę. Czy życiorysy tych wszystkich legendarnych kobiet są dla ciebie inspiracją, aby robić swoje? Czy myśl, że przechodziły przez podobne sytuacje dodaje Ci sił?

Podziwiam te wszystkie kobiety i bardzo im współczuje jednocześnie, bo wiem, co to znaczy. Ale inspirują mnie silne osoby, które nie przejmują się innymi ludźmi. Staram się być taka jak one, choć przyznaję, że czasem to tytaniczny wysiłek. Nauczyłam się jednak przez te wszystkie lata, że cokolwiek bym powiedziała albo zrobiła i tak nie będzie podobać się to wszystkim. Nie da się zadowolić wszystkich, i tak szczerze- po co to robić? Podjęłam więc decyzję o pewnej zasadzie: przestałam komentować jakiekolwiek „doniesienia”, które dotyczą mojej strefy prywatnej. Nie przepraszam za to jak wyglądam i nie tłumacze się ze swoich relacji rodzinnych. Jeśli ktoś ma pytania o moje życie zawodowe czy wyzwania aktorskie – zapraszam do rozmowy!

Niech więc tak będzie! Na zdjęciach Maksymiliana widzimy w pełnej krasie spektrum twoich aktorskich, często dramatycznych możliwości. Dlaczego Maksymilian zawsze wybiera Ci takie postaci?

Myślę, że Maksymilian jako twórca zdjęć lubi wykorzystywać tę moją dramatyczną stronę. Nie ukrywam, że bardzo mnie cieszy, bo rzadko mam okazje pokazać tę część mojej osoby a co za tym idzie mojego aktorskiego wachlarza.

Co to znaczy dla Ciebie być ikoną?

W dzisiejszych czasach, mamy mało autorytetów. Sezonowe osobowości pojawiają się i znikają. Ikony są odległe, nieosiągalne, każdy ma o nich inne wyobrażenie. Są wspomnieniem, duchem czasu, ideałem w swojej złożoności. Bycie ikoną wiąże się z odpowiedzialnością, bo jest się inspiracją dla całych pokoleń.

***

BARBARA KURDEJ-SZATAN jako Hanka Ordonówna

Basiu, to już kolejny raz, kiedy bierzesz udział w Projekcie fotografa Maksymiliana Ławrynowicza. Aleksandra Kisio, z którą rozmawiałam na początku powiedziała, że Maksymilian ma w zwyczaju wykorzystywać dramatyczny potencjał aktorek, o których często się zapomina. Czy dlatego udział w jego projektach to taka pociągająca dla aktorki propozycja?

Maksymilian nie tylko wykorzystuje potencjał aktorek, ale widzi w nas coś więcej. Nie kierując się utartym wizerunkiem i stereotypami, wydobywa z nas ciekawszą, intrygującą, zazwyczaj skrytą cząstkę nas samych. Czasem wrażliwszą, czasem mroczną kobiecą stronę. Jest zdecydowany, wie czego chce. Bardzo lubię z Nim pracować. I jestem Maksowi ogromnie wdzięczna, że tak pięknie nas, kobiety, przedstawia, i że przypomina publiczności sylwetki wielu istotnych dla świata, czasem trochę zapomnianych, ikon.

Wiem, że zawsze marzyłaś, aby wcielić się w Ordonkę. Ze zdjęcia patrzy na mnie jednak Basia-Hanka pełna zamyślenia, o twardym i skupionym spojrzeniu. O czym myślałaś pozując „w jej skórze”?

Ordonkę we mnie zobaczył pewien reżyser, który miał nawet pomysł zrealizowania filmu o niej ze mną w roli Hanki. Nie doszło to, póki co do skutku, ale sprawiło, że zaczęłam się nią bardziej interesować… Ordonka była niezwykle barwną i silną postacią. Grała w filmach, koncertowała. Artystka wszechstronnie utalentowana, która podczas wojny trafiła do Taszkentu, gdzie ratowała życie osieroconym, zagubionym, zostawionym bez opieki, dzieciom. Ostatecznie została delegatką do spraw opieki nad ludnością polską w Azji Środkowej. Jej siła udzieliła mi się podczas sesji z Maksem.

Masz wszelkie zadatki na prawdziwą, niezapomnianą ikonę – wzbudzasz skrajne emocje! Jesteś znana z tego, że głośno wypowiadasz się w sprawach światopoglądowych i politycznych. Swoje jasne wypowiedzi przypłaciłaś nieraz falą hejtu, co jednak nie zmniejszyło Twojego zaangażowania w sprawy ludzkie. Nie uważasz, że dużo w Tobie z takich właśnie ikon? Wszak one robiły dokładnie to samo.

Czuję się zaszczycona tym, co mówisz. Ale też lekko skrępowana, trudno mi siebie oceniać, bo jestem wobec siebie raczej krytyczna. Ale na pewno zawsze żyję w zgodzie ze sobą i ze swoim sumieniem. Cenię wolność, tolerancje, równość i szacunek do innych. Sama jestem wolnym ptakiem i nie akceptuję prób ograniczania mojej wolności.

Co zatem myślisz, kiedy czytasz kolejny komentarz typu „Zdolna, ładna ale o polityce to niech się nie wypowiada” lub „Lubiłam Tę Panią, ale niech lepiej się nie odzywa w sprawach, o których nie ma pojęcia”. Dlaczego tak bardzo lubimy odbierać ludziom znanym prawo do własnych opinii na tematy ważne?

Każdy ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie, o ile nie jest ono obrazą lub agresją wobec innego człowieka. Jakoś radzę sobie z hejtem, przywykłam. I nie powstrzyma mnie to przed wyrażaniem siebie – gdzie chcę i jak chcę.

Czy bycie znaną zobowiązuje? Co powiesz innym celebrytom, którym brakuje odwagi do walki?

Nie wiem, czy innym brakuje odwagi czy po prostu nie chcą się wypowiadać. Niech każdy robi jak czuje. Ja zawsze kierowałam się w życiu sercem i nawet jeśli z tego powodu utraciłam pracę, lub ktoś zmienił o mnie zdanie, wiem, że ja mogę spojrzeć sobie w twarz. Aczkolwiek obawiam się, że niedługo ci mniej odważni będą zmuszeni zrobić jakiś krok. Pomysły rządzących są co raz bardziej przerażające.

Ostatnie pytanie, które zadaję wszystkim paniom – co znaczy – być ikoną?

Być kobietą odważną, zarażającą innych swoją ekspresją, swoim pomysłem na życie, inspirującą. Wzór do naśladowania.

***

MISHEEL JARGALSAIKHAN jako Yoko Ono

W świadomości europejskiej bardzo trudno doszukać się kobiecych ikon o wschodnim rodowodzie. Jak zareagowałeś na zaproszenie Maksymiliana i na tak dwuznaczną postać, w którą miałaś się wcielić?

Prawdą jest stwierdzenie, że w świadomości europejskiej – w tym polskiej, mało jest ikon ze wschodu. To właśnie dlatego m.in. byłam dumna z tego, że mogę przyłączyć się do Maksa i przyczynić się do skupienia większej uwagi w kierunku Yoko Ono. Ale to, że obie jesteśmy Azjatkami było tylko małym czynnikiem dostatnim. Uważam, że Yoko jest przede wszystkim niesamowicie interesującą kobietą. To, że wiele osób obwinia właśnie ją za rozpad Beatelsów, jest niestety ciemna stroną życia publicznego. Zawsze znajda się ludzie, którym nie podoba się Twoja osoba. A to, że Yoko Ono nie była blond włosom dziewczyną z sąsiedztwa, tylko obcą, kontrowersyjną, niezależną artystką i aktywistką, która nie bała się być sobą, mogło przyczynić się do braku akceptacji ze strony tak wielu osób.

No właśnie! Yoko ono przez wielu postrzegana jest jako postać słodko gorzka – z jednej strony indywidualna artystka, z drugiej strony modliszka. Czy te skrajności, fuzja cech i wad składa się twoim zdaniem na prawdziwa, niezapomniana ikonę?

Myślę, że w życiu trzeba być bardzo odważnym, silnym człowiekiem, który dokładnie wie czego oczekuje od siebie i od otoczenia, żeby przez tyle lat nie ugiąć się pod ogromną falą krytyki, która na nią spadała przed tyle lat (ponad 40!). Yoko Ono powiedziała, że „akceptacja ma większą siłę niż gniew i agresja”. Zgadzam się z nią i podziwiam ją za konsekwentne dążenie do tworzenia sztuki i za to, że nie pozwoliła światu nazwać się jedynie „najsłynniejszą wdową”, a walczyła i dalej walczy o to, aby kojarzono ją jako niezależną kobietę.

Maksymilian na każdym kroku podkreśla ze kobiecość nie zna wieku, epoki czy rasy. Co o tym myślisz? Poprawność polityczna woli o tym milczeć jednak uwarunkowania kulturowe na całej szerokości geograficznej są skrajne. Czy jest coś, co łączy wyjątkowe kobiety na całym świecie? Jakie uniwersalne cechy mają kobiety niezapomniane?

Cieszę się, że Maksymilian podkreśla, iż kobiecość nie różni się ze względu na szerokość geograficzną, epokę czy rasę. Kobiecość dla mnie oznacza empatię i szczere pragnienie bycia „dobrym wpływem” na życie innych. Niezależnie od tego czy są to masy, czy osoby z najbliższego otoczenia. Kobiecość to też odwaga i siła z jaką kobiety na całym świecie walczą o to, aby traktowano nas na równi i z szacunkiem i aby nie poddawać się, kiedy inni mówią nam „że nie jest to osiągalne dla dziewczyn”. Myślę, że kobieta staje się niezapomniana i ikoniczna, gdy każdy dzień swojego życia traktuje jak okazję do zmiany na lepsze. Na swój sposób, nie bojąc się oceny, konsekwentnie i z ogniem w sercu.

Czyli co znaczy bycie ikoną?

Jeśli Twoje nazwisko znają niezależnie od kraju, Twój styl pomimo prostoty, jest kultowy i kojarzący się automatycznie z Tobą, Twoje życie jest niczym scenariusz filmowy, a czyny i głos są w imię walki o prawa ludzi, o równość i tolerancję to jesteś ikoną. Niezależnie od tego czy Cię lubią, czy nie. I taka jest Yoko.

ANITA SOKOŁOWSKA jako Edith Piaf

Anita, Twoje zdjęcie jest bardzo mocne. Na ile widzimy w nim kreację aktorską a na ile empatyczne, kobiece i prawdziwe odczucie całego ciężaru życia Edith?

W tym kadrze chciałam połączyć dwa te doświadczenia. Celowo używam też słowa „kadr” a nie „zdjęcie”. W mojej głowie stwarzam przestrzeń, która, płynie, jest zmienna – jak emocje czy myśli. Nie jest zatrzymana czy wytworzona pod jedno zdjęcie. Zawsze, kiedy dostaje zadanie aktorskie – a tak traktuje zaproszenie do tego projektu, staram się „wejść” w postać, przez moment spróbować naprawdę nia być a nie tylko jej zewnętrzną powłoką, czy jak w tym przypadku – symbolem, ikoną wytworzoną w naszej głowie. Bo przecież na temat Edith Piaf wiemy prawie wszystko – obrazy Jej twarzy, ekspresji, charakterystyczna postawa, dźwięk i tembr głosu.

Media czujnie Cię obserwują. Kiedyś wrzuciłaś zdjęcie w wannie, co wywołało burzę w plotkarskich magazynach, jakby branie kąpieli było czymś niespotykanym. Czy miałaś obawy jak zareaguje opinia publiczna, kiedy zobaczy cię w takiej odsłonie – cierpiącej, mocnej, wibrującej. Bez brwi i z bladą twarzą?

Absolutnie nie miałam żadnych obaw. Tak pojmuje aktorstwo jako ciągle wyzwanie, budowanie nowych postaci. Im bardziej mogę się zmienić na potrzeby projektu tym dla mnie lepiej i ciekawiej. I szczerze mówiąc, im jestem starsza tym mniej mnie zajmuje opinia innych, a już na pewno nie obchodzi mnie „środowisko plotkarskie” – muszą o czymś pisać, a przejmowanie się tym, to nadawanie im znaczenia. Poza tym jestem aktorką i mój zawód polega na podejmowaniu rożnego rodzaju ryzyka.

Jesteś również aktorką, która szanuje swoją prywatność, jednak bardzo chętnie angażujesz się w sprawy ludzkie i kampanie społeczne. Jak to w końcu jest? Trzeba głośno mówić o swoich poglądach czy zachowywać je dla siebie? Jaki jest złoty środek, gdzie jest harmonia? Czy zabierając głos w ważnych kwestiach musisz zastanowić się trzy razy?

Myślę, że jak w każdej sprawie trzeba zastosować „złoty środek” i po prostu zdrowy rozsądek. Ale zabieranie głosu w sprawach społecznych, obrona słabszego, jest moim obowiązkiem. Jeśli dzięki mojej rozpoznawalności mogę zrobić coś dobrego, mogę uczulić ludzi na pewne tematy, uwrażliwić ich na potrzeby innych osób, na trudne zjawiska, które dzieją się w koło nas, to jestem po prostu szczęśliwa. Staram się nie mówić ludziom jak maja żyć – nie mam do tego prawa, ale mogę pokazać pewne alternatywy, sposoby, rozwiązania, naświetlić potrzeby słabszych i potrzebujących ludzi. Ale również jako Polka jestem po prostu zła i wkurzona, czuje się pominięta i nieważna, zlekceważona przez rząd – wtedy krzyczę głośno. Mam do tego prawo – jako obywatel. Jako kobieta.

Dlaczego projekty Maksymiliana są takie atrakcyjne dla kobiet? Z dobrego źródła wiem, że zgodziłaś się zostać twarzą przyszłorocznej wystawy…

Projekty Maksymiliana opowiadają o myślących, silnych i twórczych kobietach, o babkach z pasją, które nie boją się stanowić same o sobie. O kobietach, które zmieniają rzeczywistość, które miały realny wpływ na to w jakim świecie żyjemy. Chyba nikt już nie wątpi, że ten czas, w którym żyjemy będzie nazwany Erą Kobiet.

Poza tym Maksymilian jest ciepłym, zdolnym, kreatywnym facetem, a ja lubię pracować z osobami, które mają pasję z życiu, to mnie rozwija. No i postać historyczna, którą zaproponował mi Maksymilian, i w którą wciele się w kolejnej odsłonie Projektu nie pozostawiła cienia wątpliwości, że to będzie ciekawa przygoda.

Na koniec pytanie – co to znaczy być ikoną?

Szczerze? Nie wiem co to znaczy „być” ikoną. Ale mogę powiedzieć co mi imponuje w osobach, które podziwiam – czyli są dla mnie w jakim sensie ikonami. Doceniam te osoby za to jak żyją, pracują, jaką mają pasję w życiu, że nie boją się pozostać sobą, mieć swoje poglądy. A przede wszystkim, nie boja się być po prostu sobą.

***

JULIA KAMIŃSKA jako Pola Negri

Pola Negri była jedyna i wyjątkowa. Nie należała do łatwych w obejściu, ale miała coś co sprawiało, że ludzie ją uwielbiali. Czy nam współczesnym brakuje tego czegoś?

Współczesnym kobietom niczego nie brakuje. Są wystarczające, taj jak wystarczająca była Pola.

Wypowiedziałaś się bardzo konkretnie w sprawie aborcji. Kobiety, w które wcielałyście się na wystawie równie zdecydowanie wygłaszały swoje poglądy. Czy coś się zmieniło od ich czasów?

Jestem feministką. Nie boje się mówić o swoich poglądach. Również dzięki temu, że w przeszłości istniały osoby, które miały odwagę żyć po swojemu i zmieniać świat choć okoliczności były o wiele trudniejsze niż dziś. Jestem im za to bardzo wdzięczna.

Jak rozumiesz bycie ikoną?

Bycie wyjątkową. Każda z ikon na wystawie była wyjątkowa i zapisała się w historii. Ikony – nie tylko kobiecości – to dla mnie źródło inspiracji.

***

ANNA KARCZMARCZYK jako Violetta Villas

Wcieliłaś się w młodą Violettę Villas. Zdjęcie jest zmysłowe jednak w oczach czai się smutek. Czy pozują myślałaś o tragicznym losie Twojej postaci?

Wszyscy bardziej lub mniej znamy historię Violetty Villas – żyła nią cała Polska. Osobiście miałam przyjemność przygotowywać się do roli Violetty na casting. Nic z tego nie wyszło, ale wtedy bardziej zgłębiłam losy artystki, więc jej tragizm musiał gdzieś we mnie pozostać – co widać na zdjęciu. Czy był to świadomy zabieg? Nie wiem. Wiem, że chciałam opowiedzieć jednym spojrzeniem całą złożoność jej życia.

Jak to jest wejść w skóry tak legendarnych kobiet? Czy ich życiorysy motywują Cię do działania?

Zdecydowanie! Odwzorowywanie kobiety, która miała tak wielkie znaczenie na arenie międzynarodowej, która miały realny wpływ na swoich fanów, która miała prawo głosu, w czasie, kiedy było to ciągle ewenementem było dla mnie dojmującym doświadczeniem.

Czy jej życiorys zmotywował mnie do działania?

To trudne pytanie. Ja nie zdecydowałabym się na drogę, którą wybrała Violetta, ale cieszę się, że jej droga może być dla mnie nauką.

Aniu, w niedługim czasie urodzisz. Wiele ikon, które pojawiły się na wystawie nie zdecydowało się na ten życiowy krok. Czy myślisz ze współczesna kobieta, żeby zostać prawdziwą, niezapomnianą Ikoną musi wybierać – legenda czy macierzyństwo?

Myślę, że ciągle kobiety stają przed tym wyborem. Chociaż uważam, że „legenda” nie stoi na drodze macierzyństwu to przez macierzyństwo ten proces się po prostu wydłuża i niekiedy zawodowa rola „życia” może przelecieć nam między palcami – w naszym świecie potrzeba dużo szczęścia i wyczucia czasu. Macierzyństwo potrafi również poprzestawiać niektóre aspekty życia i niekiedy te kobiety, które zdecydowały się na macierzyństwo w pewnym momencie kariery stwierdziły, że nie chcą być ikonami.

Bywają i takie, które w pewnym momencie macierzyństwa stwierdziły, że nie chcą być matkami, i że dokonały złego wyboru.

Dokładnie, dlatego to wszystko sprowadza się do indywidualnych odczuć. Nie mogę się wypowiadać za inne kobiety, ale to ciekawy temat do dyskusji. Pragnę jednak zauważyć, że choć jest ich mniej, to na wystawie pojawiły się bohaterki, które z powodzeniem wychowały dzieci – więc jak by na to nie patrzeć – da się! (śmiech)

Być ikoną to…

Być symbolem. Symbolem „czegoś – poglądów, sposobu bycia w danych czasach. Za ikoną podążają ludzie, z ikoną ludzie chcą się utożsamiać. Albo przynajmniej oddychać tym samym powietrzem co ona.

***

JOANNA KORONIEWSKA jako Anna German

Asiu, jak zareagowałaś na zaproszenie fotografa do tego wyjątkowego projektu, którego jesteś tegoroczną twarzą?

Widziałam wcześniejsze wystawy z cyklu Projekt Kobiety, a sam Maksymilian wydał mi się po pierwsze bardzo interesującym artystą a po drugie bardzo otwartym i ciepłym człowiekiem. Weszłam w ten projekt z marszu i zrobiłam to z przyjemnością.

Sama jesteś osobą bardzo rozpoznawalną. Z wieloma sukcesami na życiowym koncie. Mierząc się z tymi ikonicznymi postaciami czułaś się jak równy z równym czy też przepełniała Cię pokora?

Zarówno do życia jak i do zawodu podchodzę z wielką pokorą, uważam, że bez niej nie osiąga się rzeczy wielkich. Po prostu. Mało tego! Zarówno jedna jak i druga postać, w którą się wcieliłam a była to Grace Kelly – na plakat, oraz Anna German – na wystawę, świeciły i nadal świecą na firmamencie mocniej i jaśniej niż ja kiedykolwiek będę.

Czy Twoim zdaniem każda z nas może stać się Ikoną? Czy jednak potrzebne jest do tego „to coś” z czym trzeba się urodzić? Co takiego trzeba w sobie mieć, aby stać się „niezapomnianą”?

Szczerze i bez kokieterii odpowiem: nie mam pojęcia. W żadnym razie nie uważam się za Ikonę. Myślę jednak, że legendy, w które się wcielałam były wielowymiarowe. Miały w sobie kosmiczną iskrę i chyba właśnie dlatego były dla nas takie ciekawe – poprzez tę taką nieoczywistość. Ich gwiazdy zawsze zakrywała mgławica tajemniczości. Ja mówię o wielu rzeczach otwarcie, może dlatego trudno mi się z nimi utożsamiać. Jednak cieszę się, że choć przez moment mogłam poczuć się wyróżniona. Dzięki temu projektowi zrozumiałam, że przynajmniej parę osób w jakimś stopniu mnie docenia – taka jaka jestem – czy to zawodowo, czy też za całokształt tego co robię. Maksymilianowi dziękuję przede wszystkim.

Jesteś twarzą wystawy, która opowiada o kobietach nieugiętych, odważnych i żyjących po swojemu. Wystawa jednak powstawała w cieniu tego, co dzieje się dzisiaj z prawami kobiet w naszym kraju. Co o tym powiesz?

Bardzo długo milczałam w tym temacie. Wcale nie dlatego, że silna nie byłam, ale wydawało mi się, że moja postawa niczego nie zmieni. Dziś, patrząc na wizerunki tych bohaterek, które w pojedynkę zmieniały postrzeganie kobiet przez świat i nas same, mówię – dość z tym. Teraz już wiem, że warto jest bronić swoich racji. Swoich praw. Mówić głośno o problemach, wyjść ze strefy komfortu. Nie zapominając o odpowiedzialności i o tym co w moim życiu jest najważniejsze. Bo uważam, że trzeba odważnie mówić o pewnych rzeczach, jednak zawsze w ten sposób, aby ludzi łączyć a nie ich dzielić. Wyraziłam się jasno w kwestii praw kobiet do decydowania o swoim ciele także dlatego, że mimo, iż nie są do końca „moje” to każdy powinien mieć prawo do własnej decyzji i nie mnie ani nikomu innemu to oceniać. To właśnie nazywa się empatia, zrozumienie i umiejętność wejścia w czyjąś skórę, a empatii nam brakuje w życiu najbardziej. Także kobietom niestety.

Mówisz jak prawdziwa Ikona…

Poważnie? Może jednak tli się we mnie troszkę z tej „iskry” (śmiech).

Więc na koniec – co to znaczy być ikoną?

Być ikoną znaczy żyć jak ikona – w zgodzie ze sobą. Zawsze żyć w zgodzie ze sobą.

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: