Dziwne początki i niezwykłe decyzje, czyli o pieczeniu chleba z tandyra

Jak rzucić to, co nie fascynuje i zająć się zupełnie czymś nowym, odnajdując w tym radość? Czyli żyj zgodnie z filozofią „Work for fun” i zmieniaj perspektywę. Opowieść o tym, jak otworzyć w Polsce nowy biznes i przebranżowić się w zaledwie kilka dni, by zostać… piekarzem. Opowiadają Marika Krajniewska i Ryszard Korzeb, którzy od kwietnia prowadzą własną rodzinną piekarnię na warszawskim Żeraniu i pieką świeżutki chleb z tandyra.

 

Dziwne początki i niezwykłe decyzje

Marika: Wszystko zaczęło się od sernika z ziemniaków. Choć nie od razu przyszła tego świadomość, że o ten sernik chodzi. Sernik jak sernik, taki osukańczy, bo wegański miał być. Wyszło na to, że zrobimy wg przepisu znalezionego w internecie i zaskoczymy wszystkich gdy zaczną się zajadać i wychwalać. No i jakoś nie wychwalali, choć jedli ponoć ze smakiem. Trudno było stwierdzić, czy robią dobra minę do złej gdy, czy faktycznie im smakuje. Mnie nie smakował. Po serniku z ziemniaków na jakiś czas odłożyłam próby ratowania świata poprzez produkcję zdrowego jedzenia. Wolałam nadal pisać książki, wydawać je i zajmować się twórczością. Oczywiście nie zapominając o innych rodzajach działalności zarobkowej i prowadzeniu domu. No jak każda matka (nie tylko) Polka. Bardziej jak rosyjska matka Polka.

Nigdy nie byłem piekarzem, teraz nim jestem

Ryszard: W jednym z kultowych polskich filmów bohater stwierdza, że warto odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: „co chcesz w życiu robić”, a potem zacząć to robić. Mądra komedia chciało by się rzec, ale nikt tego nie mówi. Wszyscy się tylko śmieją. No i fajnie, ale znalezienie odpowiedzi na to pytanie wcale nie jest takie proste. Wiele z nas robi to co akurat się nawinie, byle kasa się zgadzała i na rachunki i kredyty było. I ja tego nie oceniam, też tak żyliśmy i może nawet kiedyś znowu będziemy, choć nie sądzę. Postawa życiowa uległa zmianie. Tak samo przyszło, a może pod wpływem najbliższych, którzy bardzo wiele zyskali na „przebudzeniu” i próbują coraz szerzej patrzeć na świat. Nadszedł zatem czas, by na to pytanie sobie odpowiedzieć i wiecie co? Wcale nie było to łatwe, bo prócz pewności, że chce się robić coś pożytecznego dla innych, konkretów żadnych nie było.

Nic nie jest dziełem przypadku

Marika: Dzieciństwo kojarzy mi się z wieloma smakami, a są wśród nich również smaki Wschodu. Chaczapuri, lepioszki, a w szczególności słodkości Wschodu. Mama lubiła je nam kupować, gdy mieszkaliśmy w Leningradzie (Sankt-Petersburg). Co łączy te wszystkie wyroby? Mąka. I nie ważne czy z glutenem czy bez, ważne, że pieczywo kojarzy się z ciepłem, rodzinną atmosferą, bezpieczeństwem, domem jednym słowem.

Dawać komuś chleb – to jest to!

Ryszard: Wytwarzać go własnoręcznie i proponować wszystkim zdrowie w chlebie. Gdy na to wpadliśmy, pragnienie tworzenia dla innych skonkretyzowało się bardzo szybko. To jest to! – powiedzieliśmy sobie, gdy ujrzeliśmy wielki gliniany piec, w którym pieką się lepiszoki, czyli okrągłe chlebki. Znane w Polsce jako chleb gruziński, choć zawędrował tam z Uzbekistanu. Zresztą jest bardzo popularny też w innych krajach. Niewątpliwie jednym z naszych rarytasów jest chaczapuri. Kto był w Gruzji ten wie, że jest to danie o niepowtarzalnym smaku. Na naszej tablicy na ścianie zapisujemy kto ile i na którą godzinę zamawia. Tym się można spokojnie najeść, więc traktujemy je jako danie obiadowe i serwujemy właśnie w okolicach lanchu. Niektórzy przyjeżdżają z innych części Warszawy właśnie po nie. To cieszy!

Miało być pięknie, a było jak zawsze

Marika: I stało się, kupiliśmy Tadeusza! Takie imię nadaliśmy naszemu glinianemu piecu, który dumnie stoi w samym środku maleńkiej piekarni na warszawskim Żeraniu. Zdecydowaliśmy się na franczyzę, ale jesteśmy jedyni w Polsce. Póki co, bo droga do tego biznesu stoi otworem, ale nie jest on dla wszystkich. Głównie dla tych, którzy nie boją się ciężkiej pracy, bo nie ukrywajmy taka ona jest, ale i sama ciężka praca nie wystarczy. Trzeba wierzyć w to, co się robi i bardzo lubić te smaki. Lekko nie było, ale jeśli coś staje się twoją pasją od samego początku, nie prędko się załamiesz pod ciężarem różnych dziwnych i nieprzewidzianych sytuacji, zresztą nie traktujesz ich jako przeszkody, czy porażki. Nazywasz je wtedy sytuacje do rozwiązania, by zbliżyć się do większego poznania. A jak inaczej przyuczać kogoś innego do tego biznesu, nie znając wszelkich możliwych zagrożeń?

Ty to wszystko potrafisz sprzedać

Ryszard: Ty to wszystko potrafisz sprzedać – powiedział znajomy, nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo się myli. Sprzedaż to ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek chciałem robić, no może księgowość jest ostatnią a sprzedaż tuż przed nią. Jednak gdy pierwszy klient piekarni przekroczył jej próg, nagle zacząłem opowiadać. O chlebie, o lepiszkach, o legendach z nimi związanych i naszym Tadku, który dzielnie pracuje każdego dnia, by klienci mieli ciepłe wypieki na wyciągnięcie ręki. Teraz to już rozmawiam z klientami o dzieciach, kolkach, smoczkach, kaszkach, ale nie tylko. Chleb staje się pretekstem do relacji. Najważniejszym elementem biznesu gastronomicznego jest odpowiednia lokalizacja. Zdecydowaliśmy się na nowe osiedle na Żeraniu. Mieliśmy trochę wątpliwości, albo może bardziej obaw, że nie ma obok ruchliwej drogi, przystanków czy metra, gdzie byłby wielki potok ludzi. Okazało się, że mamy co innego: lokalną społeczność, a klientów nazywamy bardziej adekwatną nazwą: „sąsiadami”. Wówczas podejście jest inne, znamy imiona, zawody, pasje niektórych sąsiadów, wiemy co lubią i jak możemy ich uszczęśliwić. To dodatkowa wartość, o której nieśmiało marzyliśmy projektując nasz biznes.

Czy możemy mówić o sukcesie?

Marika: Na to jeszcze za wcześnie, bo działamy dopiero drugi miesiąc i na co dzień napotykamy trudności, które są wynikiem rzucenia się na głębokie nieznane wody, ale radzenie sobie z nimi sprawia niezwykłą radość i satysfakcję, nakręca do działania.

Dlaczego lepioszki?

Ryszard: Odpowiedź jest prosta, są niezwykle smaczne i pozbawione polepszaczy, nie są też odmrażane jak większość pieczywa w supermarketach. Poza tym wypiekane na miejscu, na bieżąco przez cały dzień zapewniają świeżość niezależnie od tego o jakiej porze by się do nas nie przyszło. Oprócz tego, co też jest dla nas ważne, możemy zaproponować konsumentom dość atrakcyjną cenę, czyli nasz produkt nie jest drogi. Pieczemy codziennie i wciąż rozszerzamy asortyment. Słuchamy sąsiadów, którzy mają swoje upodobania i tworzymy nowe wypieki. Póki co mamy stały repertuar słodkości. „Eliza” orzeszkowa, cynamonka i ciastek z jabłek znikają momentalnie po wyjęciu z pieca – to nas niezwykle cieszy. Planujemy oczywiście zmiany.

Co oprócz chleba?

To jest bardzo ciekawe i zasadne pytanie. Choć ktoś by mógł powiedzieć, że przecież sam produkt wystarczy. Oferujemy smak, zdrowy wypiek w niedrogiej cenie, czego więcej chcieć? Jednak nam się udało od razu osiągnąć coś więcej, coś czego nie da się podrobić. Wskrzeszamy wspomnienia. Bo ciastek z jabłek smakuje jak kiedyś u babci. A lepioszka jak chleb na Cyprze, który ktoś jadł podczas miesiąca miodowego. Wspomnienia ożywają, te pozytywne, a to przecież jest bezcenne. Chcesz spróbować zdrowego chlebka z oliwkami, z fetą i kolendrą lub z jalapenio? A może poznać naszą „Elizę” oszeszkową? Zapraszamy do piekarni Chleb z tandyra przy ul. Kowalczyka 11 D w Warszawie. Będzie nam miło cię ugościć!

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: