Dziecko. Narzędzie do walki czy człowiek?

Zabierałam się do napisania tego artykułu od dłuższego już czasu, jednakże jak to u mnie bywa – musi być „ten moment”. Chwila na to, żeby to, co w głowie przelać na papier. I ten dzień nastąpił dziś.

 

 

Dzień Matki – tak ten dzień to czas refleksji, zatrzymania się i zadania sobie pytania – jakim jestem rodzicem? Czy dobrym – choć co to oznacza? A może złym – tego nie wiem. Nie ma recepty na „bycie rodzicem”. Wytycznych, przepisów, kodeksu zasad. Tylko czy na pewno?

Dziecko to taki mały człowiek – na tyle mały, że jest bezbronny a na tyle duży, że chłonie wszystko jak taka mała gąbka. Obserwuje otoczenie, to co kto i jak mówi, w jaki sposób kto się zachowuje bo ono nie wie jakie są „wzorce” w społeczeństwie. Urodziło się, bo tak miało być – czasem nie chciane, czasem nie planowane a czasem wręcz wyczekane latami. Niekiedy jest dzieckiem innych rodziców, bo ci jego nie umieli bądź nie mogli się nim zająć. Niejednokrotnie na Sali sądowej uczestniczę jako Ławnik w sprawach o przysposobienie. Każda z nich jest inna tak jak i historia każdego z tych dzieci.

Tak się składa, że w ostatnim czasie przychodzi do mnie coraz więcej osób po poradę w sprawach rodzinnych. Czy to opieki nad dziećmi czy alimentów czy też podziału majątków. Słucham różnych opowieści i przeraża mnie niekiedy to jak dorośli ludzie robią z dzieci narzędzia do walki z „płcią przeciwną”. Moim zdaniem są to osoby, które mają poważny problem natury psychologicznej, niekiedy psychicznej i wskazana jest im pomoc specjalistów.

Jak się to objawia? W bardzo prosty sposób. Taka osoba, która nie może pogodzić się z tym i nie dopuszcza do siebie faktu, iż sama stała się niekiedy przyczyną rozpadu związku zaczyna na temat płci przeciwnej wyrażać się w sposób niepochlebny od zwykłych „a ten gnój, a ta pipa, a ten ćwok” aż po wulgaryzmy czy wyzwiska „pizda, chuj etc.” Dziecko nie ważne w jakim wieku – słyszy. Słyszy jak jego Mama „nadaje” na Ojca, albo jego Ojciec „nadaje” na Matkę. Rozejście się dla niektórych jest na tyle traumatyczne, że przez „to wszystko co złe druga strona uczyniła” zaczynają pałać nienawiścią do płci przeciwnej i począwszy od właśnie takiego nazewnictwa – niewinnie przecież zaczyna się – po późniejsze akty przemocy „wylewają” swój żal, złość i nienawiść. Tyle, że wylewane to jest również na dziecko. Dziecko widzi, słucha, czuje. Patrzy i nie rozumie dlaczego ten kochany dla niego rodzic nagle nie może się z nim spotkać, nie może normalnie przyjść, odwiedzić, porozmawiać, spędzić czas.

W wielu takich rozstaniach można również dopatrzeć się innej traumy. Traumy dorosłego, który z własnego domu wyniósł zachowania takie, które teraz jemu nie pozwalają na normalne życie i mało tego – jest tego nie świadomy. Uważa, że poniżanie, wyśmiewanie czy przemoc fizyczna to „normalne”, albo np. kobieta uważa, że jak jej Matka całe życie nie pracowała to i ona nie musi lub co gorsza „a niech on na mnie zapierdala”. Mężczyźni choć i kobiety niekiedy nie potrafiąc zrozumieć, że to nie są właściwe zachowania uciekają w alkohol, używki. Albo dlatego, że w ich domu to było normą albo dlatego, że nie rozumieją i nie widzą tych „schematów” i mają pretensje do całego świata, że to świat jest zły a nie oni.

A dzieci – patrzą…. Słuchają….. Znam przypadki, gdzie matka nie „wydaje” dziecka zgodnie z ustaleniami „bo nie”, ojciec nie przywiezie dziecka na czas „bo nie, po złości”. Zaczynają narastać konflikty zupełnie niepotrzebne, których świadkiem jest dziecko. To dziecko, które powinno od obojga rodziców dostać miłość, poczucie bezpieczeństwa, wsparcie. Nie, zamiast tego zaczynają się walki czyje zdanie jest ważniejsze, a to dziecko nie będzie w tym ubrane co Ty kupiłaś tylko w tym co ja kupiłem. A nie pozwalam Ci zrobić tego na co ojciec/matka Ci pozwolił a to co ojciec/matka powiedział to jest nieważne, albo „zostaw nie rób tego – no ale tato prosił, żebym pomógł – a niech se sam robi”.

Lista takich „odzywek” jest coraz dłuższa. Tak jak będąc razem jedno negowało zdanie drugiego, jedno podważało decyzje drugiego i nie było w tym żadnej spójności tak po rozstaniu się odnoszę wrażenie, że ludzie się gubią. Uważają, że jak po złości drugiemu zrobią to może będzie to karą? Karą i sprawi, że druga strona będzie się kajała i wróci? Nie. Nie dzieje się tak. Natomiast dzieje się coś innego, coś czego tacy „dorośli” choć tak naprawdę rozkapryszone dzieci nie widzą. Wypaczają od małego u dziecka stosunek do płci przeciwnej. Od małego uczą agresji, nienawiści, zawiści, poniżania i braku szacunku.

I potem taka 16-latka mówi do swojego chłopaka w przypływie złości “Ty gnoju” a 15-latek nie powie do koleżanki grzecznie tylko zruga ją od góry do dołu. Tak to właśnie wygląda. Dzieci za wzór maja swoich rodziców – bo to są osoby im najbliższe. A jak taki rodzic nie radzi sobie sam ze sobą to powinien przede wszystkim skorzystać z pomocy psychologa, niekiedy psychiatry. Wielu dorosłych ma zadry w swoim życiorysie, nieprzepracowane historie – bo np. za czasów PRL-u Ojciec pił i bił a Matka służyła mu pokornie i nie mówiło się o tym głośno a on na to patrzył i chciał ja chronić i nie mógł. I teraz taki schemat jest uznawany za normalny bo innego nie było. Albo jakieś żale, głęboko tłumione emocje wyłażą na światło dzienne i tacy dorośli nie potrafią inaczej.

Świadomość tego, że dziecko to istota żywa, bezbronna i zdana na nas, rodziców bez względu na to, czy jesteśmy z kimś w związku czy nie powinna być powodem do tego, żeby raz na jakiś czas zatrzymać się i spojrzeć – czy to jest dzieciństwo jakie sam chciałbym/chciałabym mieć? Czy tak właśnie ma wyglądać? A dlaczego ja się tak zachowuję. Nie ma ludzi idealnych, nie ma perfekcyjnych w każdym calu. To dziecko nas uczy bycia rodzicem a rodzic uczy jak żyć, raz lepiej raz gorzej – na to recepty nie ma. Jednakże to jakie dzieciństwo „zafundujemy” dzieciom i na jakich ludzi chcemy ich wychować powinno być priorytetem.

Nie trzeba fortuny, żeby dziecko nauczyło się szacunku do starszych, szacunku do rodziców. To nie bogactwo jest do tego potrzebne. Nie bogactwo a człowiek. Jeśli sami siebie będziemy szanować – tego samego nauczymy nasze dzieci. Jeśli nie pozwalamy aby ktoś inny postępował wobec nas źle, niekulturalnie, nie boimy się zwrócić uwagi to i nasze dziecko nie pozwoli na takie zachowania w stosunku do niego ale tez i do nas. Kultury osobistej się nie kupuje – ja się ma albo nie. Do dziecka nie trzeba wrzeszczeć, żeby usłyszało, dziecka nie trzeba katować, żeby wiedziało co wolno a czego nie. Z dzieckiem trzeba rozmawiać jego językiem, dostosowanym do jego wieku i poziomu rozumienia. Im prościej tym łatwiej dziecku wytłumaczyć dlaczego rodzice się rozeszli, dlaczego Tata ma „nowa ciocię” a mama ma „nowego wujka”. Nie potrzeba do tego wyzwisk, szarpaniny o dziecko ani żadnych innych „zabiegów”. Dziecko musi wiedzieć, że w nas ma wsparcie i że zawsze będziemy jemu pomocni. Pomocni ale nie wyręczali je. Wspierali ale nie załatwiali za niego jego problemy.

O ile obserwuje takie zachowania u osób, które „się rozeszły” ze swoimi żonami/mężami czy partnerami/partnerkami o tyle nie potrafię zrozumieć takich zachowań w „niby trwających” małżeństwach bo ich chyba „małżeństwami” nazwać nie można. Tacy ludzie ze sobą są „na złość” drugiemu. Na to samo rozwodu nie dam, na to samo się nie wyprowadzę etc. A dzieci patrzą na ten cyrk. Ojciec mówi – chodź synu razem ze mną cos porobimy w garażu, naprawimy, poskręcamy na co Matka leci i się wydziera „nie idź, bo masz co innego do zrobienia”, albo Matka mówi, żeby dziecko w pokoju posprzątało i lekcje odrobiło, a Ojciec leci z drugiego końca mieszkania drąc się, że „nie ma potrzeby bo wszystko jest jak trzeba”, itp. Żyją tacy ludzie w fałszu i zakłamaniu oszukując jedno drugiego, mając „innych” na boku i udając, że przecież „jesteśmy małżeństwem tyle lat” a dziecko patrzy. Nie rozumiem tego. Jeśli jednej osobie z drugą jest źle to po co się męczyć? Po co okłamywać i stwarzać iluzje z pozoru wspaniałego związku którego nigdy nie było? Niech każdy swojego „szczęścia” szuka oddzielnie a dziecko niech w tym kabarecie nie uczestniczy.

Komunikacja to podstawa, komunikacja polegająca na słuchaniu i słyszeniu. Na obserwacji tego co się dzieje wokół. Jeśli nienawidzisz cały ród męski bo Cię jeden facet skrzywdził to nie przelewaj tej nienawiści na dziecko. Jak kobieta zniszczyła Ci życie czy okazała się inna niż myślałeś to nie zakładaj, że inne tez takie są. Jak jedna siedziała pół życia w kieszeni Twojej bo była wygodna i uważała, że tak być musi to nie myśl, że inna jest taka sama. Jak ten jeden pił i bił to nie znaczy, że drugi będzie taki sam. Związki i ludzie uczą nas jednego – co już było i czego nie chcemy więcej mieć. Po to one są, żeby wyciągnąć z nich naukę ale nie mogą być powodem przelewania frustracji na dzieci ani robienia z nich narzędzi do walki z drugą osobą. Ani z drugą płcią ani fizycznie z „ex”. Takie działania świadczą jedynie o niedojrzałości emocjonalnej rodzica i często prowadzą w późniejszych latach do dramatów – bo dziecko „wypaczony wzór” wynosi z domu i później samo sobie życia nie ułoży.

Zatem zanim zechcesz „walczyć” z „ex” i płcią przeciwną dzieckiem zastanów się czy to właściwa droga. Może zatrzymaj się i zobacz czy to tak powinno wyglądać.

Na pewno warto!

Magdalena Nowak

1 komentarz
  1. Doskonały artykuł, niezwykle potrzebny. Niestety, nie tylko młodzi rodzice popełniają wiele błędów w relacji rodzice-dziecko. Brak świadomości, jak wielką krzywdę wyrządzamy dzieciom, wykorzystując je jako narzędzie w walce między sobą, doprowadza często do tragicznych w skutkach następstw. Nasze dzieci to nie worki treningowe. Należy je traktować z szacunkiem nie mniejszym niż dorosłych.

Pozostaw odpowiedź na Ewa Galus-Raczyńska Anuluj odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: