Dorota Gardias: Zawsze byłam i jestem rzeczniczką ewolucji

Pyszne, wszechwładne, kapryśne. Wzbudzające cześć, uwielbienie, trwogę i miłość. Otoczone alabastrem, lapis lazuli i diamentami pod dachami z hebanu i złota. Owiane kadzidłem, mirrą, namaszczane drogocennymi olejami. Te, którym w ofierze składano zarówno cenne kruszce jak i ludzkie życia. Fotograf Maksymilian Ławrynowicz wraca – jak co roku – z kolejna odsłona „Projektu Kobiety”. W tym fotograficznym cyklu wystaw portretu kobiecego opowiada o kobietach niebanalnych, inspirując się historią, mitologią i sylwetkami wyjątkowych Pań. W tym roku prezentuje wystawę „Przedwieczne”. To powrót do prastarych korzeni ludzkości, kiedy to kobiecy pierwiastek był czczony jako świętość najwyższa.

 

 

 

Twarzą wystawy została dziennikarka Dorota Gardias. Razem zagłębimy się w starożytne mitologie całego globu, sięgniemy do zarania cywilizacji, aby przedstawić publice wystawę portretu o boginiach tak pradawnych, że prawie już zapomnianych.

Redakcja: Jak była Twoja pierwsza reakcja, gdy dostałaś od Maksa zaproszenie do udziału w projekcie “Przedwieczne”?

Dorota Gardias: Samym zaproszeniem nie byłam zaskoczona, bo pracowałam już z Maksymilianem. Bardziej zszokowało mnie zaproszenie w roli twarzy wystawy. To piękne wyróżnienie i zwieńczenie naszej przyjaźni, ale również wielka odpowiedzialność!

R: Przy wszechobecnej, męskiej narracji ciężko sobie wyobrazić, że kobiece bóstwa stanowią tak silne podwaliny pod wierzenia całej ludzkości. Czy przed zaproszeniem do udziału w projekcie, zdawałaś sobie sprawę z tego, że istnieje aż tyle bogiń i to we wszystkich kulturach?

D: Nie uważam, żeby męska narracja była u nas wszechobecna, to się na szczęście zmieniło. Kobiety doszły do głosu i nie wahają się go używać. Oczywiście jest jeszcze wiele kwestii, kiedy to faceci decydują za nas, kobiety. Ale co się odwlecze…. Cieszy mnie za to, że właśnie niektórzy mężczyźni – a Maksymilian jest jednym z nich – również przypominają o wspaniałych, silnych kobietach. Bo rzeczywiście moja wiedza o istnieniu bogiń była raczej powierzchowna, tyle ile zapamiętałam z edukacji. Nie byłam świadoma jak obszerny i wspaniały jest to temat!

R: Obecnie kobieca energia często traktowana jako ta związana z emocjami, przez co nie do końca poważna. Czy czujesz, że aktualnie mamy do czynienia ze stopniowym odrodzeniem pierwotnego znaczenia kobiecej energii? Chociażby dzięki inicjatywom takim jak ta, czy coraz chętniej zawiązywanym kobiecym kręgom?

D: Ale emocje i kobieca energia są ze sobą nierozerwalnie powiązane! Ja się w ogóle nie zgadzam na taką narrację, że kobiety wcale nie są bardziej emocjonalne niż mężczyźni. Są! I bardzo dobrze! Czego się tu wstydzić, dlaczego mamy to wypierać? Walczmy o to, co w nas kobiece, feminizm nie powinien polegać na upodobnianiu się do mężczyzn a na pielęgnowaniu tego, co nas od nich różni. A czy jest poważniejsza rzecz od emocji?

R: Takie artystyczno-kulturowe inicjatywy są niezwykle potrzebne, jednak niestety bardzo rzadko widzimy w nich osoby rozpoznawalne, które mogłyby przyciągnąć do nich szersze grono odbiorców. Wiemy, że nie cierpisz na nadmiar czasu. Skąd więc motywacja do zaangażowania się w ten projekt?

D: Kultura i sztuka są zawsze na szarym końcu. Szczególnie w dobie kryzysów finansowych. Kiedy pojawiają się cięcia – na pierwszy ogień idzie kultura. We mnie jest głęboka niezgoda na taką praktykę. Dlatego tak chętnie angażuje się w projekty społeczne i kulturalne.

R: Kobieca energia w codziennym życiu – czujesz, że korzystasz z jej pełnego potencjału?

D: Nigdy nie korzystamy ze swojego pełnego potencjału, to potrafią chyba tylko buddyjscy pustelnicy (śmiech). Niemniej kobieca energia napędza mnie na co dzień, w różnych aspektach. W pracy napędza mnie ambicja i profesjonalizm, w wychowaniu córki opiekuńczość i miłość, w projektach takich jak ten – chęć udziału w czymś ważnym. No i może troszkę zdrowej, kobiecej próżności, bo zdjęcia Maksa są obłędne. Na sesji zawsze wyciąga z nas – kobiet – właśnie tę ukrytą na co dzień boginię.

R: Zdjęcie zalicza się do „odważnych” – czy to właśnie zdrowa próżność pozwoliła Ci na pozowanie w takiej a nie innej odsłonie?

D: Nie uważam, żeby było wielce odważne, bo nie pokazuję więcej niż na plaży (śmiech). To jest właśnie ta sztuka, żeby nie pokazywać wszystkiego. Niemniej bardzo rzadko pozuję dzisiaj w takiej koncepcji aktu zakrytego. Ostatnio pozowałam w takiej konwencji, ale cel był ważny, bo mówiłam o profilaktyce raka piersi. Tutaj mamy do czynienia z kilkoma czynnikami. Po pierwsze fotograf – z Maksymilianem czuje się bezpiecznie i mam pewność, że za projektem stoi jakość i prawdziwa sztuka. Po drugie uzasadnienie. Bardzo nie lubię nagości dla nagości. Dla podbicia lajków, zwiększenia zasięgów. Tutaj artysta długo mi opowiadał o istocie nagości w starych wierzeniach. O tym jak ciało kobiety, bogini było czymś boskim, było ścieżką. Drogą do zbawienia, naczyniem, w którym rodzi się świat. Powstaje nowe życie. Bardzo urzekła mnie ta romantyczna wizja, zrównująca ciało kobiety z pewnego rodzaju sacrum. Dlatego bez wahania zgodziłam się na nagość na zdjęciu.

R: Wcielasz się w rolę bogini Nintu czyli pramatki wszystkich bogów, wszechpotężnej i wszechwładnej, przedwiecznej przewodniczki, najwyższej kapłanki, stworzycielki i niszczycielki światów. To potężna, piękna i niszczycielska energia zarazem. Czy czujesz, że my kobiety mamy w sobie te moc: tworzenia i niszczenia jednocześnie?

D: Zdecydowanie! Jeśli kobieta ma cel, nie ważne czy szlachetny, czy nikczemny – nic jej nie zatrzyma.

R: Jakie emocje towarzyszyły Ci w trakcie prac nad zdjęciem?

D: Skrajne. Bo walczyły we mnie dwie skrajne Doroty. Z jednej strony było ekscytująco i zmysłowo, moja wewnętrzna bogini pragnęła zrzucić maskę, zrzucić ubranie i zakrzyknąć – oto jestem! Czcijcie mnie, podziwiajcie mnie, kochajcie mnie i płaczcie u mych stóp. Z drugiej strony – no cóż, wciąż byłam sobą – pracowitą, profesjonalną i z natury skromną Dorotą. Więc odczuwałam zawstydzenie, ogromny stres. Tą moja druga półkulę zalewały myśli. Czy to profesjonalne? Czy to poważne? Co powie opinia publiczna? Takie już jesteśmy. Ale jak widać na zdjęciu – bogini ostatecznie dopięła swego (śmiech).

R: Nie da się ukryć, że cała wystawa jest niezwykle zmysłowa, a koncept bez dwóch zdań przyciąga uwagę odbiorców. Czy myślisz, że ta inicjatywa ma szansę być bodźcem do szerszego dyskursu publicznego o “znikającej” historii kobiecego pierwiastka boskiego?

D: Zdecydowanie, jak każda z resztą wystawa z cyklu „Projekt Kobiety”. Bo tegoroczna wystawa jest zmysłowa, ale zeszłoroczna opowiadała przecież o kobietach okrutnych. Maksymilian nie da zaszufladkować ani kobiet ani siebie.

R: Wysoko rozwinięta inteligencja emocjonalna, empatia czy intuicja to kobiece atrybuty, które mają ogromne znaczenie dla funkcjonowania organizacji, przedsiębiorstw czy przestrzeni publicznej. Jak my – kobiety, możemy w codziennym życiu działać na rzecz tego, aby cechy te były cenione tak, jak być powinny?

D: Cechy te są już bardzo cenione, choć jest jeszcze praca do wykonania. Zarówno w myśleniu konserwatywnej części naszego społeczeństwa jak i w sposobie myślenia nas samych – kobiet. Często feminizm jest wybirczy i agresywny, a to kwestia pracy u podstaw. Takie jest moje zdanie.

R: Jako społeczeństwo bez wątpienia mamy do odrobienia ważną lekcję związaną z szeroko pojętą kobiecością. Myślisz, że czeka nas rewolucja czy ewolucja?

D: Zawsze byłam i jestem rzeczniczką ewolucji. W tym właśnie jesteśmy najlepsze – w empatii, kompromisie, umiejętnym zarządzaniu, dialogu. Okrutne, bezmyślne wojaczki zostawiam samcom i gromowładnym (śmiech).

Rozmawiała Joanna Kozdrowska

fot. Maksymilian Ławrynowicz

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: