„Bycie na scenie to dla mnie najlepsza medytacja” – rozmowa z Maniuchą Bikont

Maniucha Bikont to wokalistka, muzyczka, performerka, doktorka nauk humanistycznych. Układa piosenki, tworzy i wykonuje muzykę do filmów oraz przedstawień teatralnych. Do tego praktykuje muzykę tradycyjną, improwizowaną, nowoczesną i autorską, a także gra na tubie. Prowadziła badania terenowe w Polsce, Ukrainie, Białorusi i Rosji. Te wszystkie doświadczenia znajdują swoje odbicie w jej twórczości, w tym dwóch płytach – „Oj Borom Borom” oraz najnowszej, zatytułowanej „Porządki”. O niej oraz o spojrzeniu na akt twórczy, opowiedziała mi w poniższej rozmowie.

 

 

 

 

Co było punktem wyjścia/impulsem do stworzenia “Porządków” – potrzeba rozliczenia się z przeszłością, osadzenie w codzienności, czy sytuacja za naszą wschodnią granicą?

MB: Różne wydarzenia w moim życiu wpłynęły na to że odważyłam się na „Porządki”. Życiowe kryzysy sprawiły, że konieczne było skontaktować się głębiej z samą sobą, opowiedzieć swoje życie z perspektywy osoby dorosłej. To taki benefit z kryzysów. Konfrontowanie się z trudnymi sytuacjami może być twórcze. Jest niebywale kosztowne, ale warto. To, co się dzieje na świecie, też na mnie wpływa i też czuję potrzebę żeby opowiedzieć o tym swoimi słowami – żeby odnieść się do rzeczywistości, do tego co aktualnie mnie przejmuje. Impulsem była też decyzja o rozwoju swojej ścieżki zawodowej, solowa płyta, czyli projekt który samodzielnie tworzę, buduję team. to duże doświadczenie. Potrzebne.

Płyta jest oparta m.in. o Twoje własne badania terenowe. Co zatem z nich wyciągnęłaś, a co następnie znalazło się na płycie?

MB: Po dziesięciu latach stałego jeżdżenia na wieś do śpiewaczek i muzykantów, moja głowa była przepełniona melodiami, harmoniami, rytmami, historiami, postaciami, nastrojami, konkretnymi barwami głosów. Wszystko to razem stało się inspiracją dla płyty. Coś, co sobie przyswoiłam, to też elementy, których nie da się łatwo zwerbalizować. Ukryte, niewypowiedziane zasady budowania wielogłosu, operowania głosem, dzielenia się rolami w zespole – w ogóle podejścia do śpiewu i muzyki. Podróżowałam po Polsce, Ukrainie, Rosji i Białorusi. Dlatego usłyszycie na „Porządkach” zarówno echa tanecznych melodii z Centralnej Polski, jak i przyśpiewek, czy pieśni przeciągłych z Polesia i Zachodniej Rosji. Na płycie jest kilka dosłownych cytatów z nagrań terenowych, ale większość utworów, to kompozycje oparte na muzycznych zasadach, które poznałam w konkretnych wsiach, od konkretnych śpiewaczek. Kompozycje z płyty mają w sobie echa muzyki tradycyjnej, ale wybiegają w zupełnie inne rejony muzyczne. Teksty też są autorskie.

No właśnie – ich autorem jest Marcin Wicha. Rozumiem, że sugerowałaś mu tematykę poszczególnych liryków?

MB: Tak i nie. Piosenki rodziły się podczas intensywnej wymiany mailowej między nami podczas Pandemii. Podsyłałam Marcinowi wybrane nagrania terenowe jako inspirację, ale wiele z tego, co w tekstach, Marcin wyłapał z tego, co było między wierszami. Empatyzował ze mną. Moja profesor z Kulturoznawstwa Iwona Kurz, czytając moje posty, w których opisywałam w szczegółach proces powstawania poszczególnych piosenek, trafnie ujęła, że Marcin był dla mnie swego rodzaju medium. Pomógł mi wydobyć moje doświadczenia, stany, przepuścił to przez własną wrażliwość, nazwał różne rzeczy, których sama nie wiedziałam jak nazwać. Ale kiedy były już nazwane, stały się oczywiste i uniwersalne. Czasem ja sugerowałam, a czasem on.

Czemu na płycie są tylko dwa interludia “Dziś w programie”?

MB: Tylko? Faktycznie, kiedy śpiewam koncerty, są tam trzy interludia – „Dziś w programie mamy kurs (porządkowania)”, „Dziś w programie mamy mnie” oraz „Dziś w programie mamy świat”. Na płycie trzecią zapowiedź zastąpiła pandemiczna piosenka o „Smutnej Maniuszce”. Czułam, że kompozycyjnie to już wystarczy. Płyta rządzi się swoimi prawami, koncert swoimi – to dwie odrębne muzyczne rzeczywistości. Te interludia to rozdziały na płycie – zapowiadają tematykę kolejnych piosenek.

Na płycie pojawiają się przynajmniej 3 języki, natomiast im dalej, tym jest bardziej wschodnio. To było zamierzone?

MB: Kiedy zaczęłam jeździć na tak zwany wschód, wynikało to z fascynacji śpiewem, przygodą, grupą przyjaciół. Tak mnie ten świat wciągnął, że nauczyłam się ukraińskiego, rosyjskiego. W tyle głowy miałam myśl, że tak się złożyło, że jeżdżę po “wschodzie”, ale kiedyś to pewnie pojadę w inne miejsca. Ale kiedy znałam już dobrze język, możliwość komunikacji z ludźmi, których odwiedzałam, stała się tak podstawowa, że nie wyobrażałam sobie już robić badań terenowych gdzieś, gdzie nie znam języka. Języki, które poznałam i które przywołuję w swoich obydwu płytach (także na poprzedniej – „Oj Borom Borom”), to lokalne dialekty. W każdej wsi mówi się po swojemu. Płytę współtworzyłam z Assafem Talmudim. Komunikujemy się po angielsku, stąd naturalnie wynikło kilka anglojęzycznych momentów na płycie. Piosenek z Marcinem Wichą napisaliśmy o wiele więcej, niż jest na płycie. Album „Porządki” to dość wąski wybór, konkretna kompozycja. Tak, wszystko jest tu przemyślane. Albo może nie wszystko – coś jest przez nas zamyślone. Inne rzeczy odczytują już sami odbiorcy. Dobrze zostawić jakieś pole do interpretacji.

Jaka była rola Assafa przy tej płycie?

MB: Po pierwsze jest przyjacielem, muzykiem, z którym już od lat współpracuję. To on dodał mi odwagi, żeby wydać album pod swoim nazwiskiem. Kiedy już napisałam melodie, a Marcin Wicha teksty – czyli kiedy miałam już szkice piosenek – zaczęliśmy wspólnie pracować nad aranżacjami. Brzmienie płyty i jej konstrukcja, wybór utworów, jest wynikiem wspólnej pacy. To był kilkuletni proces, bo plany krzyżowały pandemia i liczne wojny. Pracowaliśmy zarówno w Tel Avivie, jak i w  Warszawie oraz Krakowie.

A czyim pomysłem było wzięcie na warsztat “Love Will Tear Us Apart” Joy Division?

MB: Assafa. Dodaliśmy ją do „Porządków” jako bonus track. Notabene Assaf współtworzy zespół Oy Division, który serdecznie polecam.

Ten ‘cygański’ aranż też był jego pomysłem?

MB: Wspólnie pracowaliśmy na brzmieniem tego kawałka. Chcieliśmy żeby brzmiał jak z wiejskiej potańcówki, takiej jakie odbywały się kiedyś w remizach, jak w Ambasadzie Muzyki Tradycyjnej na Jazdowie, czy na festiwalu Wszystkie Mazurki Świata.

Czy “Porządki” mają dla Ciebie wymiar terapeutyczny?

MB: No jasne. Na wielu poziomach. Każda muzyka, którą gram, każda twórczość ma taki wymiar. Samo bycie na scenie to dla mnie najlepsza medytacja. Jestem skupiona tylko na tym, co tu i teraz. Nie męczą mnie wszystkie inne myśli. Płyta, czy zespół pod swoim nazwiskiem, to jak mówiłam, też potężny krok. Powiedzenie: oto ja, ale też odpowiedzialność za markę, za stworzenie warunków pracy dla innych muzyków… A wyśpiewanie swoich trudnych historii, to najlepsza droga, żeby oswoić swoje traumy. Cieszę się, że taką drogę przeszłam.

Planujesz dalsze działania z tymi utworami, które nie znalazły się na płycie?

MB: Jak najbardziej. We wrześniu, z muzykami z zespołu Bastarda Trio nagrywam płytę “Ale będzie”. To też będą piosenki ze słowami Marcina Wichy. Dla ekipy „Porządków” też planuję kilka nowych utworów. Na co dzień te teksty żyją też poza sceną, kiedy muzykuję w sytuacjach rodzinnych, towarzyskich. Bo muzyka to nie tyko scena, to życie.

Rozmawiał: Maciej Majewski

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: