Felieton Krystyny Mazurówny
Ach, jacy oni są wspaniali, ci nasi Wspaniali Mężczyźni! Silni, wielcy, odważni… Odważni? No, jak tam który. Ale w zasadzie mężczyźni są przecież bardzo męscy, przynajmniej w naszej damskiej wyobraźni. W każdym razie tacy chyba być powinni – w odróżnieniu od nas, słabych, głupiutkich i bardzo kobiecych kobietek.
Dziecko, czyli ten mężczyzna, jest rzeczywiście silny – daje tego dowody na każdym kroku. Na przykład, raptem postanawia coś ugotować. Silną dłonią szarpie władczo za uchwyt lodówki, który przyzwyczajony widać do naszej pieszczotliwej delikatności zostaje mu w ręku. Klnie i kontynuuje prace kucharskie. Po kilku godzinach walki zastajemy kuchnię całą obsypaną mąką, w zlewie stos przeróżnych utensyliów, podłogę usianą resztkami siekanych warzyw, a na kuchence przypalony na czarno gar, pełen jakiejś podejrzanej breji i ostro nadziany wszystkimi możliwymi przyprawami.
Taki mężczyzna (w moim przypadku były, właśnie wczoraj postanowił mi coś ugotować) czyli ofiara losu strasznie śmierdzi czosnkiem, płacze od cebuli, klnie jak dorożkarz i na pocieszenie trzeba go natychmiast zaprosić do restauracji.
W restauracji wyznał mi z dumą, że właśnie kupił sobie garaż.
– Brawo! – pochwaliłam. – To wspaniale, że udało ci się znaleźć garaż blisko domu, nie ma ich tak wiele w tej dzielnicy!
– No tak.. – stropił się ciuteczkę – znaczy, trzeba tylko pojechać tam metrem, potem przesiąść się na inną linię, no i kawałek pieszo…
Chyba powinien kupić drugi samochód, żeby dojeżdżać do tego garażu!
Któregoś dnia tej mój artysta udał się na własny koncert. Po czułych pożegnaniach, zrobiłam mu jeszcze przez okno – pa, pa. Ledwie zdążyłam je dobrze zamknąć, wparował z powrotem pokonując dziarsko sześć pięter bez windy. Zapomniał gitary, co dla gitarzysty mającego na niej za chwilę koncertować byłoby dość dużym nietaktem. Wybiegł powtórnie, z gitarą na plecach, ale po chwili wrócił, czerwony i zmachany po kostium, w który miał się przyodziać do tego koncertowania. Raz jeszcze czule go ucałowałam w policzek i powtórnie musiałam odegrać panienkę z okienka zwabiona rykami byłego, bo zapomniał… zabrać tego prztyczka, którym szarpie gitarę, żeby wydawała dźwięki. Rzuciłam mu prztyczek przez okno, wraz z kluczami, których też nie wziął i na pocieszenie pomachałam białą rączką.
Dawniej, gdy wychodził z domu, powierzałam mu śmiecie do wyrzucenia. Ale ponieważ systematycznie przynosił je po paru godzinach z powrotem, nawet i tej misji został pozbawiony.
Skonsultowałam się z koleżankami. Czy to tylko ten mój, zresztą od lat już były, jest taką niedorajdą, ofiarą i dramatyczną niezgułą?
– Skąd! – oświadczyła moja polsko-paryska przyjaciółka. – Mój wciąż się przewraca, bo chce dolecieć pierwszy do telefonu. Muszę mu potem opatrywać rany i potłuczenia, bo ląduje na meblach. Uwielbia też przyprowadzać bez uprzedzenia tłumy kolesiów na kolacje i zawsze czegoś zapomina. Gubi klucze, notesy i komórki. Portfele też, ale puste, bo mu nie daję pieniędzy, i tak by zaraz zgubił. Za to co rano napełnia sobie po brzegi wannę wrzątkiem, potem do niej włazi, zalewa pół łazienki i jeszcze szybciej wyskakuje z niej poparzony. Chodzi po domu w samej górze od piżamy. Już ci oszczędzę szczegółów, co sobie oparza w zupie, jak wstaje i pochyla się, sięgając po sól…
Aj, nieszczęście!
Moja młoda kuzyneczka znalazła sobie chłopaka o czwartej rano, w jakimś barze.
– Istny cowboy, długi, rozwiany włos, stalowe spojrzenie i lekka nonszalancja w ruchach. Po prostu, ciociu, full wypas! – zawiadomiła mnie zachwycona.
Cowboy okazał się muzykiem, który od lat ćwiczy z kolegami, ale jeszcze nie mieli ani jednego występu. Sypiał w przyczepie. Teraz już od trzech lat mieszka i jada u kuzynki, i nadal spokojnie sobie ćwiczy tę swoją muzykę. Twierdzi, że umie żyć!
Rzeczywiście, chyba umie. Full wypas!
Przyjechała do mnie na weekend para przyjaciół ze Szwajcarii.
– No, rozpakuj się szybciej, idź już sobie, głupolku! – szturcha swego małżonka zdesperowana jego powolnością energiczna kobieta.
Spostponowanemu, a niewinnemu małżonkowi ręce się trzęsą, wszystko mu z nich leci, zapomina, gdzie ma forsę, a gdzie klucze.
– Dlaczego jesteś taka niedobra, przecież ja ci chyba nic złego nie zrobiłem? – No co, no co, no co ja ci zrobiłem? – za Gołasem papuguje smutny i roztrzęsiony samiec
– Ojej, nie martw się, kochanie! – zmartwiła z kolei się ona.
– A ty wyrzuciłaś nasze bilety do śmieci! – rozradował się mąż triumfalnie
– No to co, każdemu się może zdarzyć, a ty od razu się byś wyśmiewał, zadowolony! Idź już, bo mnie tak denerwujesz, żebym cię zabiła! Świnia!
– Nie dość, że głupolek to jeszcze teraz świnia! – doszedł nas skargliwy mruk ofiary zza drzwi…
Mężczyźni są na ogół niezgrabnymi fajtłapami, obibokami, nieudacznikami i mają po dwie lewe ręce. Ale …
Moim zdaniem to cudowne, że my, kobiety, jesteśmy tak różne od was, mężczyzn. Może to i dlatego, że my jesteśmy z Wenus, a wy z tego Marsa. Ale przecież przez te różnice tak nas chyba fascynujecie, zachwycacie i wzbudzacie w nas takie dzikie pożądanie, że aż serce rośnie, ba, serce się gotuje!
Niech żyją mężczyźni!!!
Krystyna Mazurówna