Życie gwiazdy – Magazyn Kobiet Spełnionych.

Życie gwiazdy

Felieton Krystyny Mazurówny

Raptem się okazało, że jestem gwiazdą. Znaczy, tak naprawdę, to jest to absolutna nieprawda, nie czuję się, nie jestem i nawet nie chcę być żadną gwiazdą, ale widać polskie społeczeństwo ma w obecnym momencie rozwoju absolutną potrzebę gwiazd, i wepchano mnie również na chwilę w te ramki.

Życie gwiazdy
Jeszcze gorzej jest być celebrytką, zwłaszcza że na ogół znaczy to kompletny brak zasług i zdolności w jakimkolwiek kierunku – z tego, co się zorientowałam, jedynym osiągnięciem takiej, przepraszam za wyrażenie, celebrytki jest fakt, iż jest celebrytką, a jedynym jej zawodem jest właśnie zawód celebrytki.

Sytuacja taka, a może zapotrzebowanie społeczne na artystyczne pseudo-gwiazdy, doprowadziła do tego, że na przykład w moim zawodzie choreografa pełne wykształcenie zawodowe, lata praktyki, poparty latami doświadczeń głęboki  profesjonalizm i choćby nie wiem jak pokaźne  kompetencje zawodowe – nie są zupełnie potrzebne, nawet jakby przeszkadzają zbędnym balastem, żeby ni z gruszki, ni z pietruszki auto-mianować się któregoś dnia choreografem!

Wystarczy być na przykład banalnie dekoracyjnym albo bogato wyjść za mąż, albo też wsławić się zupełnie czymś innym, na przykład pokazywaniem odpowiednio odsłoniętych części ciała, skandalicznymi aferami matrymonialnymi lub wręcz produkcją lodów.
 Naprawdę, wolę być tancerką i choreografem, tak po prostu, niż gwiazdą i celebrytką…

Jako kandydatkę na wykreowaną niby-gwiazdę umieszczono mnie w super-eleganckim, a w każdym razie super-drogim warszawskim hotelu. Marmury, złoto i olbrzymie lustra, czyli wystawne bogactwo kłuły mnie po oczach i drażniły moje resztki dobrego gustu w obszernym hollu i przestronnych korytarzach. Gdy przemykając pod ścianami udałam się do windy, wyśledził mnie boy hotelowy, rzucił się za mną w histeryczną pogoń i dopadł w momencie, jak właśnie usiłowałam zafundować sobie moment uspokajającej samotności.


– Pani łaskawa się nie męczy, ja nacisnę guzik! Spojrzałam z niepokojem w lustro. Owszem, ząb czasu wyraźnie nadszarpnął mi urodę, ryjąc głębokie zmarszczki tu i ówdzie, ale żeby od razu wyglądać na taką, która już nie daje rady nacisnąć guzika? Uciekłam z bijącym sercem i skryłam się w pokoju. Wydzwonił mnie stamtąd kierowca, podstawiony pod drzwi wejściowe hotelu w celu dowiezienia mnie na kolejne próby pasowania mnie na gwiazdę. Zeszłam pieszo bocznymi, służbowymi  schodami i już -już doskradałam się niemal do wyjścia, kiedy baczne oko boya znów mnie wypatrzyło i – tym razem wraz z kolegą – też zaatakowali mnie, służąc czołobitną pomocą.


– Proszę, proszę, otworzymy, przytrzymamy drzwi, dziękujemy, och, przepraszamy, niech pani pozwoli, proszę sobie zadać trud!!! 

Nie miałam wyjścia, pozwoliłam, ale czułam się, jakby mnie wzięto za królową angielską, czyli za odtwórczynię roli, do której niechętnie bym pretendowała i nie wytrzymałam:
  – Co wy, chłopaki, jak wy do mnie mówicie? Zwariowaliście, czy jak? Dajcie spokój, to przecież śmieszne! Spadliście z byka?

Chłopcy to pytanie uznali widać za retoryczne, bo zastygli w niemym osłupieniu. Ja chybcikiem i bez namysłu umieściłam się w aucie, z przodu, obok oczekującego przed wejściem kierowcy.
 Spojrzał na mnie jak na żabę, i zauważył, świszcząc oficjalnym tonem:

– 
Gwiazdy z tyłu!
Dobra, ja tam nie jestem gwiazda. A jak masz na imię?

Zaskoczony, ale jednak przybrał ton bardziej ludzki. Jak się okazało, na imię ma Wojtek. Wyznałam mu, że ja jestem Kryśka, przeszliśmy bez zwłoki na ty i mam teraz swojego człowieka. Zwierzył mi się, że tylko Maryla Rodowicz jest z nim też na ty też siedzi z przodu!
 Zawsze twierdziłam, że to świetna babka!


Wieczorem przesmyknęłam się do sali restauracyjnej, gdzie pożywiłam się niewielkim kawałeczkiem mięsa wołowego, bez jarzyn, bez frytek, bez ryżu, kartofli, klusek ani chleba. W istocie zapłaciłam jak za woły – stówę. Za te same 25 eurosów w Paryżu, w dobrej restauracji, zjadam wykwintną przystawkę, świetne i pełne danie obiadowe, i na bis ofiarowują mi jeszcze kieliszek szampana, nie jak dla gwiazdy, ale jak normalnej konsumentce! Ta kolacja przypieczętowała ostatecznie  moją decyzję…
   

Onieśmielona i przestraszona traktowaniem mnie za gwiazdę, udałam się  nazajutrz do dyrekcji, która to szczodrze zakwaterowała mnie w niecodziennym dla mnie luksusie. Poprosiłam, by w przyszłości umieścić mnie w jakimś innym hotelu…


– Ojej, nie dość elegancki? No to jaki będzie lepszy, przecież to jeden z najdroższych!

Długo musiałam tłumaczyć, że proszę o jakikolwiek inny, bardziej dla ludzi, a nie dla gwiazd, niechby i malutki, jakiś najlepiej najtańszy, może być najgorszy! 
    Teraz przebywam w małym, przytulnym hoteliku, mam duże, czyste łóżko, czyli wszystko, czego od hotelu wymagam. I przyjazne stosunki z nielicznym, ale przemiłym personelem. Po ludzku!
 Na seansie fotograficznym wykonano mi cały szereg zdjęć, podobno na billboardy. Trochę się wystraszyłam, bo nigdy jeszcze nic takiego mnie nie spotkało…


– Jak to, nie miała jeszcze pani do czynienia z siatką? – spytał zdziwiony fotograf, który widać też wziął mnie, odpukać, za gwiazdę.

– Miałam, pewnie, nawet bardzo często, zawsze, jak idę na zakupy, biorę własną siatkę, tak jest bardziej ekologicznie! – wyjaśniłam.


Zrobił oko, a guzik, (drugie zresztą takoż) i po kilku dniach przysłał mi zdjęcia, podobno do akceptacji.
 Co ja mogę akceptować? Przecież on jest fotografem, mają swoich grafików, informatyków, komputerowców, ja tam im do pięt nie dorosłam, niech decydują sami! Aha, miałam tylko małą prośbę, dotyczącą korekty i photoshopu…
 

– Wiemy, wiemy! – śmiał się fotograf – wszystkie gwiazdy proszą, żeby im wymazać zmarszczki, wybielić oczka i ząbki i ogólnie odmłodzić!

– Nie, ja przeciwnie! Proszę absolutnie tego nie robić, przecież żadna przyjaciółka mnie nie pozna! Niech pan wszystko zostawi jak jest, plombę w jedynce, kurze łapki przy oczach i lekkie bruzdy tu i ówdzie. Inaczej pomyślą, że to moje zdjęcie sprzed pół wieku!

Zdziwił się, ale chyba wreszcie wpadł na trop, że nie jestem gwiazdą. Już przedtem określano mnie w Polsce jako legendę, a z legend znam tylko tę o smoku wawelskim, nie chcę być następczynią smoka!
 Nie chcę być legendą! Nie chcę, za nic nie chcę, być gwiazdą!


A już w żadnym razie, nie celebrytką!  



Krystyna Mazurówna

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: