Zapiski malarki. Felieton Hanny Bakuły

Bycie malarzem to przede wszystkim umiejętność obserwacji i wyrażenie przy pomocy różnych artystycznych sposobów swojej oceny świata. Jakby przepuszczenie go przez filtr naszej wrażliwości i osobowości.

 

Zapiski malarki

Jestem portrecistką porównywaną, skądinąd słusznie, do Witkacego, bo oboje używamy (w jego przypadku czas przeszły jest bez znaczenia) pasteli i oboje zajmujemy się portretem psychologicznym. Namalowałam ponad 1000 portretów, więc spędziłam z ludźmi, sam na sam, około 4000 godzin. Przetworzyłam 4000 osobowości, dodałam coś od siebie i zawsze udawało mi się zachwycić modela, który po zobaczeniu skończonego portretu, otwiera oczy i usta, po czym wypowiada sakramentalne „Boże, to ja?!”, i tak zostaje na kilka minut. Potem albo skacze z radości, albo chodzi w kółko, zerkając na obraz. Zależy od wieku. Jest to najprzyjemniejszy moment i dla mnie, i modela, który przestał się już bać, że zrobię z niego maszkarona, choć maszkaronom grzecznie odmawiam, a nawet unikam sytuacji, gdzie o portret może mnie poprosić na przykład jakaś grubaska. Co to, to nie!

Nigdy nie zgodziłam się na pracę z osobą z nadwagą, choć były propozycje, połączone z sugestią odchudzenia na papierze. Do grubasów mam stosunek bezlitośnie negatywny. Nie wierzę w złą przemianę materii, hormony i tym podobne wytłumaczenia słabości woli i charakteru. Nie mówię o dwóch kilogramach nadwagi spowodowanych kryzysem małżeńskim lub bliskością cukierni. Mówię o rozdętych, nieforemnych mastodontach w wygodnych spódnicach na gumę, sięgających połowy łydy. Nawet jak to piszę, trzęsę się ze złości i jako artysta, i jako podatnik, który płaci za lekarstwa dla grubasów, siedzi z grubasami w samolocie i patrzy, jak wlewają się pod i nad poręczą fotela na moje miejsce.

Ja, dbająca o linię, nie jedząca mięsa, cukru, białej mąki, masła i słodyczy, płacę tyle samo za samolotowy bilet, co ponad 150-kilowy pożeracz hamburgerów. Ważą mi walizkę, czy aby nie przekroczyła 20 kilogramów, a obok odprawia się ktoś z 60-kilową nadwagą plus walizka. Twarz zalana tłuszczem, dwa tyłki, jeden z przodu identyczny, jak ten z tyłu. Może by wprowadzić obowiązkowe lustra na wewnętrznej stronie drzwi wyjściowych. Połowa by nie wyszła i dobrze.

Patrzę na ludzi, a szczególnie kobiety, pod kątem tego, jak bym je namalowała. Jaki mają kolor skór, jaki nos, jak układają im się włosy, jak widzą świat i mnie, portrecistkę, która przenosi ich wizerunek do wieczności, bo „Ars longa, vita brevis”. Czyli sztuka pozostaje, życie przemija.

W tym roku dużo podróżowałam w wakacje, bo nie lubię siedzieć w jednym miejscu, i patrzyłam na erupcje kilogramów. Na grube dzieci z iksowatymi nogami, pożerające lody, na ich nieforemne matki – stogi siana w rozczłapanych klapkach pochłaniające bezmyślnie gofry. Na samców alfa niosących ciążę spożywczą, zapijaną wielkim piwem z plastikowego kubka. Agatka Passent opowiadała mi dokładnie to samo. Mało nie zwariowała na plaży w Ustce. Jakieś wieloryby bez cienia wyobraźni. Strach pomyśleć o ich igraszkach seksualnych. A z kolei słonie morskie jakoś dają sobie radę.

Nie wiem, jak normalny, nie związany ze sztuką obywatel, znosi epidemię nadwagi, ale ja, malarka, nie znoszę wcale. Co prawda badania wykazały, że przed nami na czarnej liście grubasów są Amerykanie i Anglicy. Mam nadzieję, jako patriotka, że ich wykosimy przez najbliższe lata i poniesiemy kiełbasę zwycięstwa. „Jesteś tym, co jesz”. To z kolei amerykańskie ostrzeżenie przed upodobnieniem się do prosiąt.

Tu już widzę sprytnych grubasów, którzy pytają: A barok? Odpowiadam. To była moda. Grubastwo było oznaką zamożności, a żyło się 40 lat i nie doczekiwało zawału. Tylko biedacy byli chudzi, ale wyłącznie z głodu. Ja odżywiam się jak biedak, bo po latach spędzonych w Nowym Jorku staram się pamiętać, że kobieta nigdy nie jest za chuda, ani za bogata. Grubi są tylko ludzie z nizin społecznych, dla których produkuje się tanie, trujące dania. Ich nie stać na polędwicę i ryby. Strasznie dużo napisałam mądrości różnych narodów, ale to z bezsilności. Nie może być tak, żebym tkwiła w diasporze chudzielców i rysowała tylko osoby z najbliższego otoczenia.

Hanna Bakuła
fot. Lidia Skuza

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: