Felieton Jolanty Fajkowskiej
Bogowie śpiewają! Mam na to dowody.
Oto On: Placido Domingo, śpiewak operowy, dyrygent, reżyser. Jego recital uświetniał 1000-lecie Wrocławia. Możliwość rozmowy z wielkim Placido zmobilizowała mnie do przesłuchania płyt z ariami w jego wykonaniu. W Internecie znalazłam mnóstwo ciekawostek z życia śpiewaka, plotek, wspomnień współpracowników. Wynikało z nich, że jest niezwykle barwną postacią o bogatej przeszłości, a jednocześnie bardzo lubianym człowiekiem. Pośród informacji nieważnych lub niesprawdzonych było wiele zaskakujących lub zadziwiających. Jak choćby ta o specjalnych modlitwach przed koncertami. Dotarłam do nowojorskich gazet, które na swoich miejskich stronach opisały poszukiwania modlitewnika, jaki Domingo przypadkowo zostawił w taksówce wiozącej go na koncert. Pytanie o ten modlitewnik bardzo zaskoczyło mego rozmówcę. Odpowiedź zaś była zaskakująca dla mnie: przed koncertami artysta modli się do świętej Cecylii, patronki muzyki, i do świętego Błażeja, opiekuna gardła.
Jak rozmawiać z duchowym przywódcą Tybetańczyków? Czy obowiązuje jakaś etykieta związana z obecnością dalajlamy? A może są pytania, których się nie zadaje? Takie myśli krążyły mi po głowie, gdy wiedziałam już, że spotkam się z Dalajlamą XIV.
Ujęła mnie Jego bezpośredniość i uśmiech. Miałam wrażenie, że cieszy się, że ze mną rozmawia. Czułam ciepło, jakie z Niego emanowało. I wiedziałam już, że każde pytanie będzie dobre, że nie muszę się niczego obawiać. Siedzieliśmy w ogrodach budynków rządowych, świeciło słońce, śpiewały ptaki. Klimat do porozumienia znakomity. Jak zawsze organizatorzy reglamentują minuty dla dziennikarzy, chcąc w jak najkrótszym czasie zapewnić jak najwięcej wywiadów. Martwiłam się, czy przeznaczone dla mnie 10 minut, wystarczy, by spytać go np. o spotkania z Janem Pawłem II. Tym bardziej, że angielski, w jakim rozmawialiśmy, nie jest przecież ojczystym językiem żadnego z nas. A tymczasem Dalajlama sam zażądał więcej czasu, choć się śpieszył na następne spotkanie.
Stinga, a właściwie jego piosenki, znam od dziecka. Dlatego, gdy mogłam wyjechać do Włoch na osobiste z nim spotkanie, umarłam z radości. Na dodatek szykował się specjalny, bo urodzinowy koncert u mego idola w jego toskańskim domu. To był wyjątkowy wieczór, międzynarodowe towarzystwo, rozgwieżdżone niebo i gwiazda na żywo witająca osobiście każdego gościa. Koncert z największymi przebojami, niejako bryk dla początkujących stingologów. To było 10. września 2001, dzień przed. Replika tego koncertu następnego dnia miała już inny charakter.
Pierwsza rozmowa ze Stingiem odbyła się w miesiąc po tym koncercie, po wydarzeniach nowojorskich. Nic więc dziwnego, że od tego zaczęłam wywiad. A drugie spotkanie miało miejsce na tydzień przed koncertem na warszawskich Wyścigach. Piosenkarz nie ukrywał swego zdenerwowania przed występem w Polsce, choć przecież był u nas parokrotnie. Świadomość rozwijającej się dynamicznie nauki zwanej stingologią trochę go onieśmielała.
Wszystko wiruje, pęd jest coraz silniejszy. W wirówce nonsensu /to z Janusza Głowackiego/ trzeba odcedzić szlam, brud, tandetę, głupotę. Zostaną najlepsi, najważniejsi, najoryginalniejsi.
Jolanta Fajkowska
fot. Agencja eRBe