W poszukiwaniu piękna… – Magazyn Kobiet Spełnionych.

W poszukiwaniu piękna…

Felieton Jolanty Fajkowskiej

Kocham swoich rozmówców. To moja metoda na dobry wywiad. Interesuje człowiek, jego praca, jego sukcesy i porażki. Wydobycie takich wyznań możliwe jest tylko wtedy, gdy czuje się wzajemną życzliwość i zaciekawienie. Czy w agresywnym talk show gospodarz interesuje się gościem? Śmiem wątpić…

W poszukiwaniu piękna...
Anthony Hopkins fascynuje. Jest mistrzem aktorstwa i mistrzem kreacji. Intrygujący, hipnotyczny, przerażający, ale też serdeczny i ujmujący. Taki bywa w filmach, taki bywa tez w czasie rozmów z dziennikarzami. Wywiad z nim nagrywałam w Paryżu po premierze Hannibala. Pokój urządzono we florenckim stylu, bo we Florencji rzecz się w filmie działa, na jednej ze ścian był nawet namalowany widok na to włoskie miasto. Wywiad był bardzo krótki, ale ważny dla mnie. Tańczyłam z Anthonym Hopkinsem! Na zakończenie rozmowy poprosiłam Hopkinsa o fotkę z nim, w tle grała muzyczka… Anthony porwał mnie do tańca…Specjalnie dla niego włożyłam czerwony szal, bo czułam, że może się mu spodobać. Brzmi jak bajka? Prawdziwa.

Bogowie śpiewają! Mam na to dowody.

Oto On: Placido Domingo, śpiewak operowy, dyrygent, reżyser. Jego recital uświetniał 1000-lecie Wrocławia. Możliwość rozmowy z wielkim Placido zmobilizowała mnie do przesłuchania płyt z ariami w jego wykonaniu. W Internecie znalazłam mnóstwo ciekawostek z życia śpiewaka, plotek, wspomnień współpracowników. Wynikało z nich, że jest niezwykle barwną postacią o bogatej przeszłości, a jednocześnie bardzo lubianym człowiekiem. Pośród informacji nieważnych lub niesprawdzonych było wiele zaskakujących lub zadziwiających. Jak choćby ta o specjalnych modlitwach przed koncertami. Dotarłam do nowojorskich gazet, które na swoich miejskich stronach opisały poszukiwania modlitewnika, jaki Domingo przypadkowo zostawił w taksówce wiozącej go na koncert. Pytanie o ten modlitewnik bardzo zaskoczyło mego rozmówcę. Odpowiedź zaś była zaskakująca dla mnie: przed koncertami artysta modli się do świętej Cecylii, patronki muzyki, i do świętego Błażeja, opiekuna gardła.

Jak rozmawiać z duchowym przywódcą Tybetańczyków? Czy obowiązuje jakaś etykieta związana z obecnością dalajlamy? A może są pytania, których się nie zadaje? Takie myśli krążyły mi po głowie, gdy wiedziałam już, że spotkam się z Dalajlamą XIV.

Ujęła mnie Jego bezpośredniość i uśmiech. Miałam wrażenie, że cieszy się, że ze mną rozmawia. Czułam ciepło, jakie z Niego emanowało. I wiedziałam już, że każde pytanie będzie dobre, że nie muszę się niczego obawiać. Siedzieliśmy w ogrodach budynków rządowych, świeciło słońce, śpiewały ptaki. Klimat do porozumienia znakomity. Jak zawsze organizatorzy reglamentują minuty dla dziennikarzy, chcąc w jak najkrótszym czasie zapewnić jak najwięcej wywiadów. Martwiłam się, czy przeznaczone dla mnie 10 minut, wystarczy, by spytać go np. o spotkania z Janem Pawłem II. Tym bardziej, że angielski, w jakim rozmawialiśmy, nie jest przecież ojczystym językiem żadnego z nas. A tymczasem Dalajlama sam zażądał więcej czasu, choć się śpieszył na następne spotkanie.

Stinga, a właściwie jego piosenki, znam od dziecka. Dlatego, gdy mogłam wyjechać do Włoch na osobiste z nim spotkanie, umarłam z radości. Na dodatek szykował się specjalny, bo urodzinowy koncert u mego idola w jego toskańskim domu. To był wyjątkowy wieczór, międzynarodowe towarzystwo, rozgwieżdżone niebo i gwiazda na żywo witająca osobiście każdego gościa. Koncert z największymi przebojami, niejako bryk dla początkujących stingologów. To było 10. września 2001, dzień przed. Replika tego koncertu następnego dnia miała już inny charakter.

Pierwsza rozmowa ze Stingiem odbyła się w miesiąc po tym koncercie, po wydarzeniach nowojorskich. Nic więc dziwnego, że od tego zaczęłam wywiad. A drugie spotkanie miało miejsce na tydzień przed koncertem na warszawskich Wyścigach. Piosenkarz nie ukrywał swego zdenerwowania przed występem w Polsce, choć przecież był u nas parokrotnie. Świadomość rozwijającej się dynamicznie nauki zwanej stingologią trochę go onieśmielała.

Wszystko wiruje, pęd jest coraz silniejszy. W wirówce nonsensu /to z Janusza Głowackiego/ trzeba odcedzić szlam, brud, tandetę, głupotę. Zostaną najlepsi, najważniejsi, najoryginalniejsi.

Jolanta Fajkowska
fot. Agencja eRBe

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: