Maria Niklińska: W mojej branży nie można wszystkiego zaplanować

– Skupiam się na mojej pracy, czyli graniu, pisaniu, nagrywaniu muzyki. Ważne są intencje, którymi się kierujemy. Wybierając taką drogę życiową chciałam tworzyć, grać. Uważałam, że popularność powinna być konsekwencją tego, co robimy, a nie celem samym w sobie i staram się o tym pamiętać. W pewnym sensie w dzisiejszym świecie żyjemy w bańce mydlanej popularności, gdzie każdy z nas chce być gwiazdą.

 

Lubisz, gdy się zwraca do Ciebie Mario czy Marysiu?

– Lubię formę Maria.

Wszyscy kojarzą Cię z aktorstwem… A ty pasję do grania w serialach dzielisz z pasją do śpiewania. Skąd zamiłowanie do muzyki?

– Muzyka była obecna w moim życiu zawsze. Skończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu.

Twoja debiutancka płyta „Maria” odbiła się szerokim echem w mediach. Mało tego… Zrobił się spory szum wokół teledysku do utworu „Ile jeszcze”, ponieważ większość osób stwierdziła, że wykorzystując postać zakonnicy i całujących się lesbijek, chciałaś wywołać skandal…

– Rozumiem, że ktoś mógł tak to odebrać, ale to nieprawda. Nie jestem skandalistką.

O czym najczęściej śpiewasz?

– O uczuciach.

Czy szufladkujesz jakoś swoich odbiorców? Do kogo kierujesz swoją muzykę?

– Nie szufladkuję. Jestem artystą, więc nie patrzę na nią jak na produkt, który ma grupę docelową. Myślę, że ludzie na całym świecie czują i marzą podobnie.

Jak wygląda w Twoim przypadku praca nad płytą? Wiem, że nagrywasz także w Los Angeles…

– Pracuję nad nową płytą. Nagrywam w Los Angeles i w Sztokholmie. Za każdym razem jestem współautorką słów i muzyki. Na pewno współpraca z różnymi producentami, z różnych kręgów kulturowych czy artystycznych jest bardzo twórcza.

Czym polski rynek muzyczny różni się od amerykańskiego?

– W tym momencie nie czuję się jeszcze uprawniona do takich analiz.

Czy wydawanie płyt to dziś dochodowy biznes?

– Cały czas jestem na początku mojej drogi muzycznej. Myślę, że na takie pytanie będę mogła odpowiedzieć za kilka lat.

Nie sprawiasz wrażenia osoby, która zabiega o popularność… To Twój świadomy wybór? Czy może media nie upominają się aż tak bardzo o Ciebie?

– To mój wybór. Skupiam się na mojej pracy, czyli graniu, pisaniu, nagrywaniu muzyki. Ważne są intencje, którymi się kierujemy. Wybierając taką drogę życiową chciałam tworzyć, grać. Uważałam, że popularność powinna być konsekwencją tego, co robimy, a nie celem samym w sobie i staram się o tym pamiętać. W pewnym sensie w dzisiejszym świecie żyjemy w bańce mydlanej popularności, gdzie każdy z nas chce być gwiazdą.

Aktorstwo, śpiewanie, podróże za ocean. Czy w Twoim napiętym grafiku jest jeszcze czas na jakiekolwiek inne projekty?

– Tak. Oprócz aktorstwa i muzyki mam jeszcze kilka planów zawodowych związanych z filmem i sztuką, nad którymi pracuję.

Jakich wyrzeczeń wymaga od Ciebie aktorstwo?

– To zawód wymagający dużej otwartości, ale też samodyscypliny, która często przeradza się w samokrytykę. Myślę, że dotyczy to nie tylko mnie, ale też wielu znanych mi aktorów.

Uważasz się za aktorkę spełnioną?

– Nie i nie wiem, czy kiedykolwiek w 100% będę. Jest wiele ról, które chciałabym zagrać i nie wiem, czy będzie mi to dane. Z drugiej strony, to chyba zdrowe podejście, bo oznacza, że wciąż jest we mnie wiele marzeń.

Plany na rok 2017?

– Chciałabym w tym roku wydać płytę. Ważna jest dla mnie współpraca nad scenariuszem filmowym. Jest to projekt również związany z Los Angeles. Ale tak naprawdę w mojej branży nie można wszystkiego zaplanować.

 

Rozmawiała: Ilona Adamska

fot. Grażyna Gudejko

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: