Anioł z Lanckorony

Anioł z Lanckorony

Renata Bukowska

Renata Bukowska – prezes Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego „Na Bursztynowym Szlaku”, nazywana jest w Lanckoronie „dyrektorką od aniołów”. Długo szukała swojego miejsca na ziemi. Mówi, że to nie ona odkryła Lanckoronę, lecz… Lanckorona ją. Wszystko stało się jakby przypadkiem…

]]>

Trzynaście lat temu, wraz z mężem Dawidem, założyli w Wadowicach mały sklepik z ekologiczną żywnością. Renata chodziła na warsztaty tańca, wizualizacji i rysunku. Pewnego dnia, pod wpływem nagłego impulsu wzięła kartkę papieru i narysowała górkę, a na niej dom otoczony płotem i sadem, krętą dróżkę i tęczę. Rysunek schowała i zapomniała o nim. Niedługo potem odebrała telefon od załamanej kobiety, która powiedziała, że sprzedaje stary dom w Lanckoronie. Kupiec się wycofał, a ona siedzi na walizkach i nie wie, co robić. Pytała, czy nie moglibyśmy jej jakoś pomóc?

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam kamienno-drewniany dom na wzgórzu, otoczony płotem, z krętą dróżką, oniemiałam z zachwytu – wspomina. – Zdecydowaliśmy się od razu. Tamtego lata wielokrotnie pojawiały się na niebie tęcze. I Daniel nazwał to miejsce Tęczowym Wzgórzem. W trakcie pakowania i przeprowadzki z jednej z książek wypadł stary rysunek. Zgadzało się wszystko – górka, płot i dróżka.

Bukowska działała już wtedy w międzynarodowym stowarzyszeniu „Babiniec”, w którym ponad sto kobiet – nauczycielek, lokalnych artystek i urzędniczek, animatorek kultury – działo na rzecz rozwoju terenów wiejskich. Zajmowały się agro- i ekoturystyką, promocją dziedzictwa kulturowego, organizowały warsztaty, kursy i szkolenia.

Kiedy zamieszkali w Lanckoronie, Renata postanowiła tchnąć życie w to uśpione miasteczko, które dotąd było jedynie sypialnią dla artystów. – Pierwsze kroki skierowałam do Domu Kultury. Powiedziałam, że chciałabym zająć się edukacją ekologiczną – mówi. Ówczesny dyrektor wzruszył na to ramionami i odparł, że będzie jej ciężko. – Byli tu ludzie z miasta, odkupili wille, próbowali rozwinąć turystykę, ale zaraz wszystko sprzedali. Pani wójt otworzyła kawiarnię. Stała pusta. Nic się nie udawało, więc ludzie stwierdzili, że się nie da i koniec. Nie ufają obcym i nie wierzą, że można coś zmienić – pamięta dokładnie, co usłyszała przed laty.

Chcę tu coś zmienić!
Bukowska była uparta. – Postanowiłam przełamać fatum – opowiada. Rozlepiła ogłoszenia, że zaprasza wszystkich, zwłaszcza kobiety, na spotkanie babińcowe w Domu Kultury. Międzynarodowy „Babiniec” pokazał już wcześniej, że kobiety mają mnóstwo energii i potencjału, więcej niż mężczyźni. Przyszło około pięćdziesięciu osób, w tym kilku panów. Kobiety były w różnym wieku, od dwudziestolatek po panie po sześćdziesiątce. Od razu zobaczyła, że to całe fatum to bzdura, że je sobie wmówili. – Słuchajcie, chcę tu coś zmienić, ale nie wiem jak, pomóżcie mi – powiedziała po prostu.

Pierwsze spotkania były trudne. Ludzie nie wierzyli w żadne stowarzyszenia, fundacje. Kiedy mówiła o pracy dla bezrobotnej młodzieży, starsi komentowali, że będą w miastach chodniki układać. Teraz sama przyznaje, że na początku zachowywała się jak słoń w składzie porcelany, była zbyt zafascynowana sobą. Ale chyba dzięki temu udało jej się przełamać fatum, stworzyć atmosferę, której tu brakowało i zarazić entuzjazmem. Kobiety, które przyszły na spotkanie przestały czuć, że są same, a ona, że jest obca. Nagle okazało się, że wszyscy mają mnóstwo pomysłów i potrafią robić różne rzeczy. Niektóre pokończyły szkoły, ale siedziały w domach, bo nie wiedziały jak i gdzie to pokazać. Jedna haftowała, druga szyła, trzecia robiła piękne rzeczy z masy solnej, a inna piekła chleb, ale tylko dla siebie. Na kolejne spotkania przyniosły domowe wypieki, ręcznie robione serwetki, hafty, obrazy. I tak narodził się pierwszy lanckoroński jarmark. Przyszli wszyscy!

Było gwarno i swobodnie. Ostatnie lody przełamał tradycyjny lanckoroński strój, odtworzony przez panią Stanisławę Rzepę. Pani Władzia jest najstarszą „babińcową” uczestniczką.  Przez lata uczyła szycia w Kalwarii Zebrzydowickiej i wiedziała, że gdzieś w okolicy ten strój musiał się zachować. Pojechała do Muzeum Etnograficznego, przekupiła kustosza sernikiem by szybciej dostać niezbędne dane. Odrysowała szkice, skopiowała, kupiła materiały i uszyła. Jak pani wójt pokazała się w nim na jarmarku, zachwyceni ludzie zaczęli pytać, co to jest, skąd się wzięło i czy to naprawdę nasze?

Okazało się, że pierwszymi osadnikami byli tu rycerze Lanckrone, pochodzący prawdopodobnie z Bawarii. To oni zbudowali osadę i przywieźli ze sobą ten strój. Ale nie każdy o tym wiedział. I tak odnowiony ubiór scalił ludzi, przywrócił dawne wartości i rodowód.  Bo ich problemem był brak poczucia tożsamości z Lanckoroną.

Dziś jarmarki to już tradycja. Wreszcie lokalny, nieoficjalny „Babiniec” przekształcił się w Stowarzyszenie Kulturalno – Ekologiczne „Na Bursztynowym Szlaku”, którego prezesem została Bukowska. Powstała firma społeczna „Horyzonty ITD”, stowarzyszenie  „Gościniec 4 żywiołów”, ‘”Galeria Aniołów”, kawiarnia muzealna Cafe Pensjonat, sklep z rodzimymi produktami, m.in. słynnym lanckorońskim chlebem, wyrobami z lnu i aniołami z masy solnej.

Święto aniołów
Ale Lanckorona słynie przede wszystkim z grudniowego święta aniołów. Wymyśliła go, osiem lat temu, oczywiście Renata. – Wpadłam na pomysł zrobienia w Domu Kultury  warsztatów pod hasłem: „Podaruj bliskiemu aniołka”. Przyszły dzieci z rodzicami, zaczęli malować i robić anioły. Atmosfera była przedświąteczna. Pomyślałam: skoro wszyscy tak świetnie się bawili, trzeba to powtarzać – mówi. Tak powstał pomysł pierwszego festiwalu anielskiego pod nazwą „Anioł w Miasteczku”. Starsi przebrali się za anioły lub wychodzili z glinianymi, drewnianymi figurkami, a dzieci roznosiły karteczki z życzeniami w koszyczkach.

By przyjąć życzenia, trzeba otworzyć drzwi, uśmiechnąć się do dziecka, zaprosić na kawałek ciasta. Te anioły otworzyły ludziom serca – cieszy się Renata. Mieszkańcy nazywają ją teraz „dyrektorką od aniołów”. I sami wystawiają anioły w oknach, a ksiądz bierze udział w przemarszu przez miasto. Święto stało się czymś ważnym dla mieszkańców. Zwłaszcza, że festiwal przyciąga turystów z całej Polski, a nawet z zagranicy.

Tradycją trwającego przez dwa dni zimowego jarmarku jest przyznawanie – przez Stowarzyszenie „Na Bursztynowym Szlaku” – honorowego tytułu „Anioła Lanckorony”. Pierwszym nagrodzonym został Kazimierz Wiśniak, malarz, artysta, twórca „Kuriera Lanckorońskiego”. Rok temu na Lanckoroński rynek „sfrunęło” ponad 200 aniołów, a honorowy tytuł przypadł Andrzejowi Zielińskiemu, który stworzył muzykę do wiersza mieszkańca Jacka Wojsa.

Sfrunął skądś od Wadowic

Przysiadł na ryneczku – Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Musnął skrzydłem staruszka,
Dał całusa dziecku; – Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Sprawdził czy miłość
Mieszka tu w każdym domeczku – Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Napomniał lanckoronian;
Żyjcie po sąsiedzku! – Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Nawiedził strzelistą wieżę,
Ołtarz, Matkę, Dziecko; – Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku.
Braci zwołał i teraz;
W każdym ogródeczku: – Anioł w miasteczku, anioł w miasteczku
Bo prawdziwym aniołem Lanckorony jest nie, kto inny, jak Renata Bukowska.

Katarzyna Nowak

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: