Ilona Gołębiewska: W moich powieściach stawiam na emocje!

O powrotach do korzeni, przeszłości, która determinuje wybory i trudnej sztuce bycia dobrym dla siebie rozmawiamy z Iloną Gołębiewską, autorką książek: „Powrót do starego domu” oraz „Tajemnice starego domu”.

 

 

Bohaterka Pani książek to bliska czterdziestki kobieta po przejściach, która ma za sobą rozwód i odkrycie bolesnej rodzinnej tajemnicy. W „Powrocie do starego domu” Alicja Pniewska jest na życiowym zakręcie. Z kolei w „Tajemnicach starego domu” co prawda wydaje się, że znalazła swoje miejsca na ziemi, jednak nie do końca, bo los znowu sobie z niej drwi. Jest Pani młodą osobą i mam nadzieję, że się nie mylę, ale chyba nie tak bardzo doświadczoną życiowo – co więc było dla Pani inspiracją przy tworzeniu historii Alicji Pniewskiej?

Bardzo często słyszę to pytanie od moich czytelników. I zazwyczaj odpowiadam, że ja i Alicja Pniewska to zupełnie inne osoby. Różnimy się przeszłością, doświadczeniem, zawodem, sytuacją rodzinną, a także ogólnym podejściem do życia. Jednak nie da się całkowicie odciąć od swoich bohaterów. Myślę że jako autorka pojawiam się na kartach swoich powieści. Niekiedy są to moje myśli, opinie, przekonania, innym razem jakieś wspomnienie lub coś, co mnie kiedyś dotknęło, wywołało skrajne emocje. Pewnie czasami nie jestem świadoma tego, gdzie akurat jestem ja, a gdzie moi bohaterowie. Ale mam w ręku niezwykle cenne narzędzie, którym jest moje doświadczenie zawodowe, które z perspektywy przypadkowego obserwatora przypomina życiorys osoby nieco niezdecydowanej. Dosyć długo szukałam swojego miejsca w życiu, próbowałam nowych prac i aktywności, bardzo lubiłam się uczyć. Tak czy inaczej była to zawsze praca z ludźmi. Dzisiaj nazywam ją pracą „od przedszkola do seniora”, ponieważ pracuję z każdą grupą wiekową. Jako wykładowca akademicki, szkoleniowiec, trener. Z tego doświadczenia czerpię garściami przy pisaniu powieści. Spotkani ludzie, przeżyte emocje, odwiedzone miejsca, poznane perypetie życia kolejnych pokoleń są dla mnie bazą do tworzenia fabuły powieści jak i bohaterów. Chcę, żeby byli wiarygodni, a zarazem… niedoskonali. Bo tacy są ludzie. Cały czas szukają swojej drogi w życiu, odkrywają na nowo siebie samych, poszukują, błądzą, wyciągają wnioski, a niekiedy trwają w swoim uporze i nic nie zmieniają. Każdy jest inny, ma różne intencje i motywy. Klucz tkwi w tym, by w tej codziennej gonitwie nie zapomnieć o najważniejszym. O czym? By polubić siebie, bo to właśnie sami ze sobą spędzamy najwięcej czasu.

To, co najbardziej zapada w pamięć przy czytaniu Pani powieści to wizja człowieka, który jest bardzo zdeterminowany – przez dzieciństwo, przeszłość rodziny, miejsce pochodzenia. Bywa różnie – zdarza się, że od tego uciekamy, aby zapomnieć, ale też wracamy do korzeni, by po prostu siebie zrozumieć. Pani wraca do rodzinnych stron, aby…?

Wracam w rodzinne strony, by odzyskać spokój, nabrać dystansu do wielu spraw i być w miejscach, które traktuję jako swoją przystań. Jednym z nich jest mój stary dom w Pniewie. Staram się utrzymać w nim klimat dawnych lat. Wszędzie wiszą zdjęcia moich przodków, dekoracjami są regionalne obrusy i serwetki, a sercem domu jest biblioteczka oraz kominek. Lubię tu przebywać i w starym domu najlepiej mi się pisze Jako pedagog-terapeuta pracuję z ludźmi w różnym wieku i na podstawie doświadczenia zawodowego jak również prywatnych przemyśleń mogę z pewnością stwierdzić, że dzieciństwo w absolutny sposób determinuje nasze dorosłe życie, nawet jeśli temu zaprzeczamy. Porównuję je do bagażu, który może być nam bardzo pomocny albo mocno ciążyć, coś na styl plecaka wypełnionego kamieniami. Jeżeli dzieciństwo było udane, a dom rodzinny dał nam porządne fundamenty pewności siebie i szacunku do podejmowanych wyborów, wtedy w dorosłym życiu łatwiej nam decydować, wchodzić w trwałe związki i relacje, okazywać uczucia, mówić o swoich potrzebach. Gorzej jeżeli dzieciństwo było trudnym doświadczeniem, wypełnionym strachem, bólem, ciągłą krytyką. Takiemu człowiekowi w dorosłości jest znacznie trudniej. Ale jest i nadzieja na to, by uświadomić sobie (na przykład za pomocą innych ludzi czy nawet specjalisty), że praca nad sobą może pomóc nam chociaż w pewnym stopniu wyzwolić się z tego uporczywego bagażu, jaki wynieśliśmy z domu rodzinnego. Bardzo często dostaję e-maile od swoich czytelników, którzy piszą o swoim dzieciństwie. Ich słowa są potwierdzeniem, że przeszłość bardzo determinuje nasze życie, wybory, relacje.

Dzieciństwo to bardzo ważny, można powiedzieć, że kluczowy etap życia. Jak Pani wspomina swój wiek dziecięcy?

Wychowałam się w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znali. Życie moje i moich rówieśników toczyło się na podwórkach, w lesie, na łąkach. Do domu wracało się o ustalonej porze na obiad lub gdy całkowicie opadaliśmy z sił. Nigdy na nic nie miałam czasu, ponieważ zaraz po szkole spotykałam się z przyjaciółmi w ustalonym miejscu zbiórki. Tamten okres kojarzy mi się z wolnością. Zabawy do późnej nocy, spotkania przy ognisku, szalone pomysły, niezapomniane przygody. Ale był to również czas wzajemnego poznawania się, a także uczenia odpowiedzialności. Zawsze mieliśmy zasadę, że starsi opiekują się młodszymi i nie możemy pozwolić na to, by komuś stała się krzywda. Nie było zbyt dużego dozoru ze strony rodziców, bardzo nam ufali. Moje dzieciństwo to też stary dom w Pniewie, gdzie mieszkali moi dziadkowie. To tam spędzałam najwięcej czasu. Dziadek kilka lat pracował jako nauczyciel, był znawcą książek i posiadał niesamowity dar opowiadania historii. Babcia była mistrzynią haftu, siadała przy kaflowym piecu, a spod jej ręki wychodziły prawdziwe dzieła sztuki. Dziadkowie przeżyli wojnę, mieli dosyć trudne życie, bardzo ciężko na wszystko pracowali. Uwielbiałam słuchać ich opowieści o wojnie, o trudach życia, ich młodości i przyjaźniach. Wzbudzili we mnie potrzebę poszukiwania ciekawych historii. Byli przykładem, że jak człowiek ma wielkie pasje, to łatwiej mu żyć. Pokazali mi piękno regionalnej tradycji i kultury. Mój dziadek, Henryk, był w obozie zagłady, cudem ocalał. Potrafił się cieszyć każdą chwilą życia i zawsze powtarzał, że nie ma sytuacji bez wyjścia.

Wiemy, że „Tajemnice starego domu” to nie koniec historii. Będzie kolejna powieści z udziałem Alicji Pniewskiej. Jak Pani się zapatruje na opowieści z happy endem? Czy woli Pani bardziej nieoczywiste zakończenia?

Ogólnie zawsze chcę, by czy to mnie, czy innym ludziom życie pisało takie scenariusze, które kończą się jak najlepiej. Dobrze życzę i sobie i innym. Jednak życzenia i plany mają to do siebie, że mogą się nie spełnić. Trzeba i na to być przygotowanym. Sama jestem z tych osób, które lubią mieć plan B, a najlepiej jeszcze C i D! Wychodzę z założenia, że zmiana jest nieunikniona i albo sama wezmę się za swoje życie i coś z nim zrobię lub życie zdecyduje za mnie. Nie lubię biernie czekać i z przerażeniem zastanawiać się, co będzie za tydzień, za rok. Moje powieści cechują się nieoczywistym zakończeniem, każdy czytelnik może samodzielnie spróbować wyobrazić sobie, co mogłoby stać się z danym bohaterem, jaką podejmie decyzje, co uzna dla siebie za najlepsze. Staram się nie oceniać ludzi i taką samą zasadę stosuję wobec moich bohaterów. Patrząc z boku łatwo jest osądzać, doradzać, krytykować. Jestem zdania, że człowiek w życiu jest sam ze swoimi myślami i emocjami, stąd ma prawo tak kierować swoim  życiem, by to właśnie jemu było jak najlepiej. Najgorsze co może być to spełnianie czyichś oczekiwań. Stąd i daję szanse moim czytelnikom, by sami mogli sobie dopisać własne zakończenie. Mam od nich wieści, że to dobry pomysł.

Działa Pani bardzo aktywnie na wielu polach, jednak po nie tak całkiem dawnym debiucie, życie przybrało jeszcze szybszego tempa. Teraz naprawdę może wydarzyć się wszystko. Gdzie Pani widzi siebie za dziesięć lat. Wiem, że to pytanie rodem ze standardowych rozmów rekrutacyjnych :), ale może będzie miała Pani okazją wrócić do tego tekstu za dziesięć lat, co byłoby ciekawym doświadczeniem i skonfrontować to wyobrażenie z rzeczywistością.

Na to „wszystko” liczę! 🙂 Za dziesięć lat przede wszystkim będę 🙂 Zdrowa, pełna zapału i energii, gotowa stawić czoła różnym wyzwaniom. Stawiam mocno na pisanie, zatem mogę przewidywać, że na moim koncie będzie już porządny dorobek pisarski. Poznam moich czytelników, wybiorę się na wiele spotkań autorskich i na pewno przyjdzie mi do głowy multum pomysłów na kolejne powieści. Co jeszcze? Będę spełnioną zawodowo osobą, której nuda nie będzie grozić. Na pewno spotkam niezwykłych ludzi, dużo się od nich nauczę, zainspiruję i przełożę to na nowe działania. Wciąż najważniejsza dla mnie będzie rodzina, mój stary dom w Pniewie i wierność wartościom, które są dla mnie ważne. Na pewno przybędzie mi trochę zmarszczek (a może i kilogramów!), niektóre sprawy odpuszczę, na innych skupię się jeszcze bardziej, wciąż będę tak samo uparta i na pewno znajdę czas na nowe pasje 🙂 I może będę więcej po świecie jeździć, o czym bardzo marzę. Obudzę się w dniu czterdziestych urodzin i powiem sobie, że zrobiłam kawała świetnej roboty, przy okazji mając z tego ogrom satysfakcji. Jest jeszcze kilka punktów bardzo prywatnych, ale wolę przed czasem nie rozgadywać się za bardzo na ich temat 🙂

Jest Pani znakomitym przykładem na to, że o marzenia i to, co się kocha naprawdę trzeba walczyć do końca. Przecież decyzję o zostaniu pisarką podjęła Pani już w wieku pięciu lat. 

Tamto zdarzenie na stałe weszło w kanon historii rodzinnych! Kilka dni po moich piątych urodzinach dziadek przy wszystkich zapytał kim chciałabym być jako dorosły człowiek. Bez najmniejszej chwili namysłu odpowiedziałam, że chciałabym pisać książki i zostać nauczycielem. Także plany od razu miałam sprecyzowane. Nie pamiętam tamtej sceny, ale i rodzice i dziadkowie potem wielokrotnie o niej mówili. To oznacza, że wizja i w sumie marzenie małej dziewczynki spełniło się co do słowa. Dziś piszę książki, jestem nauczycielem, a w dodatku te dwie sfery pracy zawodowej idealnie się uzupełniają. Czego chcieć więcej? Chyba tylko coraz lepszych pomysłów na powieści i spotykania ludzi, za którymi stoją niesamowite historie. A do ludzi mam szczęście niebywałe i wiele razy nawet przypadkowe spotkanie przynosiło mi niesłychane zwroty w moim życiu. Chyba przyciągam dobrych ludzi.

Jesteśmy tuż po wejściu w Nowy Rok. Często z tej okazji zaopatrujemy się w motywujący do zmian zestaw postanowień noworocznych. Jak to jest w Pani przypadku?

W sumie mam tylko jedno. Chcę, by Nowy 2018 Rok przyniósł mi ogromną ilość szans, z których będę korzystać pełnymi garściami. Takie mam przeczucie, że bardzo dużo dobrego się przydarzy i na to liczę. Większego planu nie mam, stawiam na spontaniczność, odcinam się od perfekcji i robię swoje 🙂 I mam zamiar być dobra dla siebie, bo to wbrew pozorom i trudna sztuka i nieco o niej zapominamy. Tego też życzę czytelnikom, by zawsze pamiętali o tym, że życie jest jedno, wiele zależy od nas i naszych decyzji, a wszystko zacznie się układać jak pozwolimy sobie na swobodę, dobry humor i pozytywne myślenie.

Bardzo dziękuję za wywiad i wszystkich serdecznie pozdrawiam!

 

 

2 komentarze

Pozostaw odpowiedź na Imperium Kobiet Anuluj odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: