Anna Powierza: Dobra matka to szczęśliwa matka!

– Ja późno zostałam mamą, bo długo szukałam partnera, a jak już go znalazłam, nie spieszyłam się z macierzyństwem, bo… od niemowlaków sympatyczniejsze wydawały mi się psiaki. Zegar biologiczny u mnie dość późno się włączył… ale nie żałuję. Teraz jestem mamą cierpliwą, wyrozumiałą, dojrzałą. Wcześniej mogłam taka nie być. – mówi w rozmowie z Iloną Adamską, aktorka Ania Powierza. 

 

Ilona Adamska: Jaką jest jesteś mamą? Wyrozumiałą czy wymagającą? 

Anna Powierza: Zdecydowanie wyrozumiałą. Przed moją córcią nie stawiam żadnych wymagań, nie każę sprzątać po zabawie ani nie zmuszam do mycia zębów. W moim domu nie ma sztywnych reguł, których nieprzestrzeganie grozi straszliwymi konsekwencjami. Helenka ma już cztery lata, a jeszcze nigdy nie została ukarana. Nakrzyczałam na nią może ze dwa razy w życiu i nie jestem z tego powodu dumna. Robi, co chce, bawi się, czym chce i kiedy chce, ja ją tylko ze wszystkich sił wspieram w podjętych działaniach. Wbrew pozorom mój dom nie stoi na głowie i nie funkcjonuje pod dyktaturę krnąbrnej czterolatki. Przeciwnie. Helenka idzie się kąpać o 19, o 20 pakuje się do łóżka, a o 21 śpi. Grzecznie sprząta zabawki po sobie, dzieli się nimi z innymi dziećmi, zjada wszystko bez grymaszenia, pomaga, gdy ją o to poproszę, a jak mamy inne zdania, to umie o tym rozmawiać. Złote dziecko, serio. Zamiast wymagać, od maleńkości się z nią bawię. Kto sprzątnie więcej klocków, kto szybciej założy spodenki czy buty. Mamy swoje zabawy, w które bawimy się tylko w piżamce albo tylko w jej łóżeczku. Dzięki takiemu podejściu właśnie, mam wrażenie, że większość obowiązków, których dzieci nie lubią, Helence kojarzy się ze świetnym spędzeniem czasu… i nie ma z nimi problemu, nawet gdy już teraz zabawki musi pozbierać sama.

Nie wymagam od niej również uczenia się piosenek, wierszyków ani innych zadań właściwych dla rozwoju czterolatki. Dzięki temu gdy Helenka ma ochotę coś zrobić, robi to z pasją i zaangażowaniem! W pewnym momencie odkryła, jak wielkie wrażenie robi na rodzinie, gdy wyrecytuje wierszyk, zaśpiewa piosenkę albo wykona jakiś taniec. Od tego czasu uwielbia się popisywać nowymi umiejętnościami… Dzięki temu nie ma problemu z ich wyuczeniem. Zauważyłam, że cierpliwością i rozmową da się załatwić większość czteroletnich problemów.

Jak wspominasz pierwsze miesiące swojego macierzyństwa? Co najbardziej przerażało Cię w nowej roli? 

Pamiętam, jak niedługo przed urodzeniem mojego dziecka zadzwoniła do mnie mama i powiedziała: „Nic się nie martw. Małe dziecko jest zupełnie jak mały piesek”.

Wtedy mi to bardzo pomogło. Kochałam zwierzęta nad życie i byłam prawdziwą psią mamą. Dzieci, według mojego postrzegania świata, zaczynały być interesujące dopiero od 3., a nawet 4. roku życia, gdy można było się z nimi już w miarę sensownie porozumieć. Helenkę bardzo chciałam, bardzo na nią czekałam, ale te pierwsze trzy lata miałam zamiar po prostu przeczekać. Nie miałam źle – na ojca Helenki wybrałam mężczyznę, który miał czworo młodszego rodzeństwa, jeszcze więcej kuzynostwa, kochał dzieci… I w mojej ocenie w ich obsłudze był prawdziwym mistrzem. I potem naszedł moment, kiedy położyli mi na brzuchu moje dziecko. I od tego momentu stałam się największym ekspertem od spraw noworodków i niedługo później niemowląt.

Czy ciężko jest być prężnie działającą mamą w świecie show-biznesu?

Ciężko jest być prężnie działającą mamą. W show-biznesie dodatkowa trudność polega na tym, że czas pracy jest różny. Czasem do pracy muszę wstać o szóstej rano, czasem wracam dopiero o drugiej w nocy. Czasem codziennie pacuję po 16 godzin, a czasem mam wolne trzy dni z kolei. To nie pomaga, zwłaszcza gdy jest się samotną matką bez mocnej infrastruktury rodzinnej. Sama nie mam pojęcia, jak udaje się to ogarnąć.

Dlaczego tak wiele aktorek zwleka na ostatnią chwilę z macierzyństwem?

Ja późno zostałam mamą, bo długo szukałam partnera, a jak już go znalazłam, nie spieszyłam się z macierzyństwem, bo… od niemowlaków sympatyczniejsze wydawały mi się psiaki. Zegar biologiczny u mnie dość późno się włączył… ale nie żałuję. Teraz jestem mamą cierpliwą, wyrozumiałą, dojrzałą. Wcześniej mogłam taka nie być.

Macierzyństwo to trudna rola. Co zmieniło w Twoim życiu?

Wszystko. Moje życie stało się pełniejsze, lepsze, nabrało sensu i daje mi teraz jakieś milion razy więcej radości. Jestem przepełniona miłością; do mojego dziecka oczywiście, ale nadwyżki przelewam na świat. Kocham siebie, ludzi, którzy mnie otaczają. Macierzyństwo dało mi niewyobrażalne pokłady cierpliwości, pokory, wyrozumiałości. Przez to przestałam się złościć na ludzi czy sytuacje, na które nie mam wpływu. Poza tym, nie wiem sama skąd, mam teraz tyle energii. Mam siłę do tysiąca zadań naraz. Organizacyjnie stałam się mistrzem świata strategii i planowania. Oszczędzam każdą sekundę i, serio, mam ich teraz dużo dużo więcej!

I dobrze mi z tym.

Wiele kobiet po urodzeniu dziecka czuje się zagubionych. Panie zapominają o tym, że nie musimy być idealne, że nie musimy perfekcyjnie wyglądać, że nasze bycie w domu nie musi się sprowadzać do tego, że codziennie na stole stoi ciepły obiad, a mąż co rano dostaje od nas wyprasowaną koszulę do pracy. Jak nie popaść w depresję? Jak się w tym wszystkim nie pogubić?

To wszystko przez to, że przed ciążą, a jeszcze gorzej – w trakcie – słyszymy tylko o tym, jak macierzyństwo jest wykańczającym i niesłychanie trudnym zajęciem. Potem rodzi się to dziecko i… nagle okazuje się, że ono głównie przez znaczną część czasu śpi. Mając tak dużo wolnego czasu, trzeba coś z nim zrobić, żeby nie zwariować z nudów. Prasowanie mi nie szło, toteż dom błyszczał od regularnych gruntownych porządków, a ubrania w szafie miałam złożone w idealną kostkę i poukładane kolorami. I na koniec ja. Zrobiona na bóstwo, makijaż, włosy paznokcie. No, pani domu idealna. Dopiero potem zaczęły się schody, to znaczy, moje dziecko zamiast spać, zaczęło chodzić. To wtedy, po niemalże półtorarocznej labie, okazało się, że ugotowanie zwykłego obiadu jest wyczynem, a co tam dopiero obiad wymyślny. Równiutko ułożone bluzki według gamy kolorystycznej stopniowo zaczęły się mieszać i tracić szyk, a ja z białych rajstopek dla Helenki przerzuciłam się na takie raczej szarawe. Jeśli chodzi o mnie… Stałam się zwolenniczką raczej naturalnego looku, byle jak związanych włosów. No i bez przesady z tym codziennym makijażem.To był początek…

Joanna Woźniczko-Czeczott, autorka książki „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego” pisze, że „ciąża jest stanem błogosławionym. Bliscy odgadują wszystkie twoje potrzeby, zanim je wypowiesz. Potem, gdy rodzi się dziecko, to cała przekierowujesz się na potrzeby dziecka. I to tak dalece, że przestajesz myśleć, co tobie jest potrzebne. Począwszy od tak najprostszych potrzeb jak sen. Przestajesz mieć do niego prawo”. Jak odnaleźć harmonię w tym wszystkim? Jak Tobie udało się nie zwariować?

Nie zwariowałam, może dlatego, że kompletnie się z tym nie zgadzam. Poza tym, że ciąża fatycznie jest stanem błogosławionym. Gdy rodzi się dziecko, poziom oksytocyny tylko już wzrasta. Za każdym razem, gdy weźmie się dziecko na ręce, przystawi do piersi, jest szał. Można zwariować z miłości, jestem o tym przekonana!

Od popadniecia w obłęd i przesadę, uratowała mnie moja przyjaciółka. Zadzwoniła do mnie i powiedziała drugą najmądrzejszą rzecz, jaką usłyszałam na temat macierzyństwa: „pamiętaj, dobra matka to szczęśliwa matka”. To najlepsza rada tycząca macierzyństwa, jaką kidykolwiek usłyszałam.

Na co dzień grasz w Klanie, na deskach Teatru Kamienica. Piszesz książki. Czujesz się spełniona zawodowo? 

Jak najbardziej. Serial daje mi popularność i rozpoznawalność. Moja bohaterka jest na szczęście lubiana, dlatego spotykają mnie tylko miłe ciepłe słowa i bardzo pozytywne reakcje od ludzi. To bardzo pozytywnie buduje! Debiut w teatrze otworzył nowe pole do zawodowych wyzwań i marzeń. Rozwijam się w tej zupełnie nowej dla mnie sztuce grania, uczę nowych technik, staję się za każdym przedstawieniem bardzij pewna… i zafascynoana sceną. To ogromna radość, ogromna satysfakcja, a bezpośrednia reakcja ludzi… to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, uzależniające na pewno!

Jestem ambasadorka marki SsangYong, współpracuję z marką Pikeur i Eskadron oraz O’right. Współprauję ównież z polskimi markami, propozycji współpracy mam coraz więcej. Moja ostatnia książka „Jak schudnąć, gdy dieta nie działa” również przyniosła mi wiele satysfakcji. Wysiłek poradzenia sobie z własną chorobą, zdobycia wiedzy i przelania na papier – to wiele godzin spędzonych na pracy, wiele nieprzespanych i zarwanych nocy. Natomiast już dziś, ponad pół roku od wydania książki, mogę powiedzieć, że było warto. Codziennie dostaję wiadomości od kobiet, którym pomogłam. Uporały się z otyłością, bezradnością, depresją, która z tego wynikałą. Dziękują mi, że zmieniłam ich życie na lepsze. Nie wem, czy może być większa nagroda za wykonaną pracę.

Co daje Ci największą frajdę w życiu?

 Nie zabieram się za rzeczy, co do których nie mam serca ani przekonania albo nie wierzę w sens czy ideę. To daje niewyobrażalnie komfortową sytuację, w której każde działanie niebywale cieszy. Naprawdę lubię moją pracę. Mam szczęście, ale spotykam w niej ludzi, z którymi w 99 procentach przypadków lubię przebywać. Poza pracą uwielbiam jeździć konno, to od lat moja niegasnąca pasja. Kontakt z koniem, przejażdżka po lesie potrafią mnie naprawdę bardzo odstresować. Kiedy nie mam na to czasu, biegam albo uprawiam gimnastykę. Endorfiny wtedy szaleją! Kocham też spokojniejsze rozrywki, dobry film albo książkę. Cieszę się, gdy przez chwilę mogę pogapić się na słońce albo na padające krople deszczu. Mam nawet z małych rzeczy!

Najskrytsze marzenie?

Ciągle pozostanie najskrytsze…

 

Rozmawiała: Ilona Adamska

Źródło: W realu i w sieci, czyli co jest ważne w biznesie i nie tylko…

 

 

 

Nikt jeszcze nie skomentował

Pozostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

I.D. MEDIA AGENCJA WYDAWNICZO-PROMOCYJNA

info@idmedia.pl
tel. +48 609 225 829


redakcja@ikmag.pl

 

Magazyn kobiet spełnionych,

Śledź na: